Przejdź do głównej zawartości

"Nadzieja bogów" Rozdział 16 cz.2

Kiedy doszliśmy do celu, poczułam przyjemny powiew wiatru. Wiedziałam, że jestem tam, gdzie być powinnam. Ale jak miałam znaleźć dziewczynę?
Zaczęliśmy się uważnie rozglądać, badać drzewa. Sarah szeptała zaklęcia, Janete dokła­dnie przyglądała się pniom, a Phillip badał podłoże. Przez chwilę obserwowałam ich z uśmie­chem. Byłam szczęśliwa, że miałam ich przy sobie. W końcu zamknęłam oczy i przywołałam obraz młodej dziewczynki śpiewającej piosenkę. Słowa piosenki same przyszły mi do głowy. Po chwili zaczęły płynąć z moich ust. Poczułam dziwną wibrację w powietrzu. Otworzyłam oczy i zaskoczona zachłystnęłam się powietrzem ucinając piosenkę w pół wersu.
Przede mną stała niezwykle piękna dziewczyna o delikatnych rysach i o smukłej sylwet­ce. Miała na sobie sukienkę z kory drzewa, a długie włosy w kolorze żołędzi były ozdobione liśćmi dębu. Patrzyła na mnie nieprzeniknionym wzrokiem.
– Witajcie młodzi herosi – powiedziała do nas śpiewnie. – Jestem Belanida.
– Witamy cię driado – Phil podszedł do mnie i skłonił głowę dziewczynie. – Jestem Phillip Jackson, to Elpidha Iliakos, Janete Jonas i Sarah White – przedstawił nas.
– Co was tu sprowadza?
– Szukamy pewnej dziewczyny. Ma ona nas poprowadzić do Matki Zo­rzy – odpowie­dzia­łam spokojnie.
– Do Matki Zorzy… Masz na myśli Panią Jasności? – Belanida spytała z wahaniem.
Jej nastawienie się zmieniło. Patrzyła na nas czujnie i niepewnie. Nie chciałam jej wystra­szyć, ale nie wiedziałam jak to zrobić. Nie mieliśmy czasu na pogaduszki.
– Tak. Zmierzamy do jej ogrodu. To część naszej misji.
– Hmmm… – driada zamyśliła się i obejrzała za siebie.
– Czy możesz nam pomóc? – wtrąciła się Sarah. – Znasz dziewczynę, która się tu kręciła ostatnio? I korítsi onomázei to Alítis.*
Nimfa drgnęła na dźwięk ostatniego słowa. Jej twarz wyrażała teraz strach. Cofnęła się kawałeczek.
– Nie chcemy jej skrzywdzić! – zawołałam podnosząc ręce w geście poddania. – Podobno może nam pomóc.
Przez chwilę zrobiło się kompletnie cicho. Patrzyłam z przyjaciółmi na Belanidę, która krę­ciła się niespokojna. Nie była pewna, czy może nam zaufać. Ostatecznie jednak wypro­sto­wała się i westchnęła.
– Jeśli szukacie Alitis, to jest tutaj. Ale nie wiem, czy wam pomoże.
– Chcemy z nią chociaż porozmawiać – poprosiłam cicho.
Empistévesai mas** – Phillip postąpił do przodu.
Jego rozbrajający uśmiech sprawił, że na moment zabrakło mi tchu, a przecież nie uś­mie­chał się do mnie. W następnej sekundzie miałam ochotę stanąć pomiędzy nimi i zedrzeć z jego twarzy ten uśmieszek. Zacisnęłam pięści, aby się opanować, ale już było za późno. Phil wyczuł moje emocje, bo zatrzymał się w pół kroku. Poczułam rękę na ramieniu. Ciepło rozchodzące się z tej ręki bardzo mi pomogło. Odwróciłam się i spojrzałam wprost w oczy Śnieżki.
Kalýtera?*** – spytała cicho.
Kiwnęłam głową i z powrotem spojrzałam na driadę. Przyglądała mi się uważnie.
– Chodźcie za mną – powiedziała odwracając się do nas tyłem.

Szliśmy za nimfą przez dłuższą chwilę pomiędzy drzewami. Przede mną szła Janete. Rozglądała się dookoła, jakby chciała zapamiętać drogę. Phil szedł tuż przede nią. Czułam, że chce ze mną porozmawiać, ale nie mieliśmy na to czasu. Poza tym ja wcale nie chciałam analizować swojego zachowania, swoich reakcji. Nagle byłam totalnie zmęczona. Gdybym tyl­ko mogła, położyłabym się spać.
– Zjedz to, bo narobisz nam wszystkim kłopotów – szepnęła Sarah wręczając mi baton z ambrozji.
Podziękowałam jej i zjadłam go powoli. Poczułam przypływ energii. Odetchnęłam głę­bo­ko. Mogłam działać dalej.
Doszliśmy na skraj parku, gdzie bawiło się więcej driad i hamadriad. A pomiędzy nimi tańczyła śliczna dziewczyna o białych włosach zaplecionych w dwa warkocze, które sięgały jej do kolan. Kiedy ją poznałam, stanęłam jak wryta. W mojej głowie momentalnie pojawiła się informacja o tej dziewczynie. Używała imienia Alitis, bo nie znała swojego prawdziwego, ale ja widziałam je w swojej głowie tak, jakbym przed chwilą je przeczytała. Nazywała się Crystal Lampsi i była heroską tak, jak my. Piosenka, którą śpiewała, jak była mała, była o niej. Nasza Przy­błęda była córką Matki Zorzy i moją ciotką…
Kiedy ta informacja dotarła do mnie, pisnęłam i osunęłam się w ciemność.


*I korítsi onomázei to Alítis. (czyt. I koritsi ono mazi to Alitis.) - Ta dziewczyna nazywa się Przybłęda (Włóczęga); [H κορίτσι ονομάζει τo Aλήτης].
**Empistévesai mas (czyt. Embistewese mas) - Zaufaj nam; [εμπιστεύεσαι μας].
***Kalýtera (czyt. Kalytera) - Lepiej; [καλύτερα].

Przybłęda... Alitis to ciotka Elpidhy. I co teraz? Pomoże im? Czy na pewno będzie umiało trafić do ogrodu skoro nie wie o sobie nic?

Taki krótki fragmencik. Pozdrawiam
Ag

Komentarze

  1. Przeczytałem i czekam na dalsze rozdziały. Z.G.

    OdpowiedzUsuń
  2. miałam nadzieje na coś długiego a tu coś takiego T-T...
    Czekam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie piszę dalej. Może uda mi się więcej. Pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Inspirowane grecką mitologią - "Nadzieja bogów" Prolog

Pierwsza historia, która usilnie chce wyciec z mojej głowy jest inspirowana grecką mitologią, a dokładnie serią książek "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy". Tak wiem, to książka dla dzieci, mimo to urzekła mnie bardzo! A może właśnie dlatego? Cóż… żeby nie przedłużać – zaczynamy! Prolog /Potężny Głos Ubrana byłam w zwiewną sukienkę w kolorze nieba o brzasku słońca – błękitu prze­cho­dzącego w róż. Znajdowałam się w niezwykle pięknym miejscu. Wokół mnie migotało ty­siące różnych świateł, rozświetlających czerń mroku. Byłam urzeczona ich ilością. Zrobiłam krok do przodu i zorientowałam się, że unoszę się w powietrzu... Pode mną, daleko w dole, widziałam biało-niebieskie plamy. Coś mi te plamy przypominały… Rozejrzałam się. Tuż za mną z daleka zauważyłam niezwykłą jasność. Z początku była delikatna, z czasem jednak nabierała inten­sy­wności, w końcu musiałam odwrócić wzrok.  – Nie powinnaś tam patrzeć – usłyszałam. Spojrzałam zaskoczona ...

"Nadzieja bogów" Rozdział 23 cz.2

– Vic oddawaj Rydwan, to już nie jest śmieszne – Ian zgrzytnął zębami i zacisnął pięści. – Nie ma mowy. Dlaczego miałbym Wam oddać mój skarb? – zaśmiał się dzieciak. – skarb? Po co ci on? – zapytałam. – Apollo ma za dużo obowiązków, nie sądzicie? Spojrzałam na syna Zeusa z powątpiewaniem. Nie wierzyłam w jego słowa. Chłopak był zbyt zadufany w sobie, by pomyśleć o innych. Ian najwyraźniej myślał tak samo, bo przewrócił oczami. – A o co dokładnie chodzi Hawk? – warknęłam podchodząc bliżej. Czułam narastającą wściekłość. – No cóż… – wzruszył ramionami – Wiedziałem, że nie łatwo będzie was przekonać, więc przejdę do sedna. – Przestał się uśmiechać i spojrzał z powagą. – W końcu mój ojciec zwróci na mnie uwagę. Warknęłam nie mogąc powstrzymać frustracji i spojrzałam w górę. Zeusie, dlaczego muszę rozwiązywać twoje rodzinne problemy z ciebie? Może go przywołać do porządku? – krzyknęłam w myślach. Coś mi jednak mówiło, że nic z tego nie będzie. Bóg Piorunów ustalił dawno te...