Pół godziny przed kolacją postanowiłam
zajrzeć do swojego domku. Byłam ciekawa, czy w środku znajdują się jakieś
łóżka. Przy śniadaniu Amber wspomniała, że w niektórych domkach ich nie ma,
jak na przykład w domku Hery, Kymopolei czy Zeusa. Zaskoczona spytałam, na czym
w takim razie śpi Victor. Moja przyjaciółka wzruszyła ramionami.
– Śpi na chmurze zesłanej mu przez jego
ojca. Próbowaliśmy wnieść tam łóżko, ale za każdym razem przeszkadzały nam w
tym girlandy kwiatów, które oplatały meble i je niszczyły… Na pewno domyślasz
się czyja to sprawka…
Zaśmiałam się w odpowiedzi. Hera we
wszystkich mitach prześladowała potomków swojego niewiernego męża. Z resztą
ten podobno ładnych parę lat temu przysiągł, że nie będzie już romansował. Jak
widać złamał obietnicę.
Weszłam do domku numer 22 i
westchnęłam. Z zewnątrz wyglądał mało przyjaźnie, ale w środku było
znacznie przytulniej. Stało tam osiem drewnianych łóżek w dwóch rzędach. Przy
każdym ustawiona była szafka, a na niej budzik i lampka nocna. Po środku
rozłożony był puszysty żółty dywan. Zaś na końcu domku stały szafy na ubrania i
parawan. W budynku było jasno, choć, nie było żadnego okna. Nie bardzo mi się
to podobało, ponieważ bez okien nie jestem w stanie stwierdzić pory dnia.
Podeszłam do jednego z łóżek i usiadłam
na nim. Materac okazał się gruby i miękki, a pościel delikatna. Rozejrzałam
się jeszcze raz i postanowiłam zająć łóżko z dala od wejścia po prawej
stronie. Podeszłam do niego i znalazłam tuż za nim różową walizkę z naklejką
przedstawiającą symbol Bogini Jutrzenki – złotą pochodnią z różowo-błękitnymi
skrzydłami. Zaśmiałam się i podziękowałam głośno swojej mamie krótką
modlitwą. Dziwnie się czułam modląc się do swojej własnej matki, którą znałam
całe życie…
Otworzyłam walizkę i przebrałam się
szybko w luźną, długą tunikę w kolorze zielonego groszku i czarne legginsy.
Przyjemnie było znów mieć na sobie swoje ciuchy! Przed wyjściem na zewnątrz
rozczesałam włosy i splotłam je w dwa warkocze. Wyglądały, jakbym splotła ze
sobą trzy pasemka odrębnego koloru. Dziewczyny nie raz mnie pytały, czy farbuję
włosy. Mało która z nich mi wierzyła, gdy mówiłam, że nie. Niektóre mi nawet
zazdrościły… Odrzuciłam włosy do tyłu nie chcąc rozpamiętywać przeszłości...
Dziewczyny bywają naprawdę okrutne.
Wyszłam na plac rozciągnięty między
domkami herosów. Miałam zamiar poszukać Phillipa i go przeprosić za moją
ucieczkę. Chciałam również wyjaśnić kilka kwestii. Przy płonącym słabym ogniem
ognisku zauważyłam grupkę młodzieży. Podeszłam w ich stronę uważnie im się
przyglądając. Niestety, nie było tam żadnego z moich przyjaciół. Odwróciłam
się, by poszukać ich w innym kierunku. Pewnie odeszłabym, gdyby nie dziewczęcy
śmiech, który wywołał ciarki na moich plecach i szybsze bicie serca.
Zwróciłam się w stronę źródła tego dźwięku.
Przed drzwiami domku numer 10 stała
grupka dziewcząt, ale moją uwagę zwróciła tylko jedna z nich – wysoka, opalona
piękność o prostych, blond włosach. Patrzyła wyzywająco bezpośrednio w moje
oczy. Serce zaczęło mi bić jeszcze szybciej… Dobrze znałam tę twarz z sennych
koszmarów i wczesnych lat szkoły podstawowej. Ruby Blythe prześladowała mnie
odkąd pamiętam. Zazdrościła mi moich włosów i tego, że pewien chłopak wolał
rozmawiać ze mną, a nie z nią.
– Iliakos! Ty, tutaj! – jej głos był
słodki, ale ja wiedziałam, że Ruby słodka nie jest.
Ruszyła w moim kierunku z grymasem
niesmaku na ustach. Tylko ona ze znanych mi osób zwracała się do mnie po
nazwisku. Większość wiedziała, że tego nie lubię. Pewnie właśnie dlatego ona
nigdy nie używała mojego imienia.
– Witaj Ruby – odpowiedziałam
uprzejmie. – Mogłabym powiedzieć to samo.
Chodziłyśmy razem do szkoły w
Jacksonville do dwunastego roku życia. Ruby mieszkała tam z rodzicami i młodszą
siostrą, zanim przeprowadzili się gdzieś na północ. Możliwe, że przybyli
właśnie do Nowego Jorku. Skoro jednak trafiła do obozu, to może państwo Blythe
nie byli jej rodzicami? Właściwie nigdy nie była do nich podobna.
– Lena Blythe okazała się nie być moją
prawdziwą mamą. Tata to inna historia. – Dziewczyna podeszła i stanęła parę
kroków przede mną. – Kiedy dowiedziałam się, że moją mamą jest Bogini Miłości,
okazało się, że mogę mieć każdego chłopaka, jakiego zechcę. Nie interesuje mnie
już Steve Miller – zaśmiała się swoim charakterystycznym śmiechem. – A ty?
Podobno twoja matka okazała się Boginią Świtu. Ciekawe… Zawsze wydawała się
taka niepozorna, nudna… – znów się zaśmiała, a cała otaczająca ją świta
poszła w jej ślady.
Ruby zawsze sprawiała, że czułam się
jak śmieć. Kiedy zniknęła, potrzebowałam trochę czasu, żeby w siebie ponownie
uwierzyć. Miałam wówczas pełne wsparcie mamy, cioci i Lyry. Nie miałam ochoty
znowu przez to przechodzić, ale ta dziewczyna zawsze mnie w pewien sposób
przerażała… Czy to możliwe, że podświadomie wyczuwałam w niej krew bogini,
która przeklęła moją mamę?
– Moja mama nie jest nudna –
odpowiedziałam głosem pełnym złości. – Zawsze była, gdy jej potrzebowałam, a
gdzie wtedy była twoja? – spytałam.
Pewnie nie powinnam tego mówić, ale nie
mogłam się powstrzymać. Poczułam w żyłach przypływ adrenaliny. Nie pozwolę tej dziewczynie się nade mną
pastwić, a już tym bardziej ob.rażać mojej mamy!
Z twarzy Ruby zniknęło rozbawienie.
Była wściekła. Zrobiła krok do przodu. Stanęłam czujnie w lekkim rozkroku.
Wokół nas zgromadził się już spory tłumek. Wolałam nie odrywać wzroku od mojego
wroga, aby sprawdzić, kto nas obserwuje.
– Afrodyta zawsze nade mną czuwała. Nie
musiała mnie pilnować, jak twoja matka ciebie. A ojciec się znalazł, czy
jednak nie żyje?
– Nie masz prawa go wspominać –
rzuciłam przez zęby. Wokół mnie wezbrał gorący wietrzyk.
Ruby wiele razy wykorzystywała fakt, że
nie znałam taty, by mnie ranić. Między innymi to z jej powodu, tamtego
pamiętnego wieczoru spytałam o niego mamę.
– Co tu się dzieje? – usłyszałam męski
głos.
Z prawej strony zobaczyłam kątem oka
ruch i za chwilę na plac przecisnął się chłopak.
– Ruby, co ty wyprawiasz? – spytał
stając między nami.
Rozpoznałam Bradleya. Nie wiedziałam,
czy mam się cieszyć, że się pojawił, czy się wściekać, że się wtrąca.
– A dlaczego uważasz, że to ja coś
wyprawiam? Ten wiatr to zdecydowanie nie jest moja sprawka – dziewczyna
zaśmiała się lekko i zrobiła słodkie oczy.
Miałam ochotę jej przyłożyć. Nie mogłam
patrzeć na jej fałszywe miny. Miałam nadzieję, że syn Hekate się nie nabierze.
Chłopak się odwrócił w moją stronę i pokręcił lekko głową. Dopiero wtedy
zorientowałam się, że wiatr, który wywołałam nasilał się z każdą minutą. Odetchnęłam
głęboko i spojrzałam na chłopaka z ukosa.
– Niech mnie nie prowokuje, bo może
pożałować – powiedziałam z jadowitym uśmiechem.
– Policzymy się na bitwie o sztandar.
Będziesz wówczas miała swój chrzest obozowy – odpowiedziała słodko Ruby
Blythe.
Chciałam jej odpowiedzieć, że się nie
boję i nie mogę się doczekać, ale ktoś mnie ubiegł…
– Nie tkniesz jej, nie masz, co o tym
marzyć. – głos Phillipa dobiegł zza moich pleców zupełnie, jakby stał z tyłu
tuż obok mnie.
Dziewczyna się zaśmiała na te słowa i
machnęła ręką.
– Spokojnie, nie muszę to być ja –
powiedziała ze słodkim uśmiechem na ustach patrząc na Phila stojącego za mną,
po mojej prawej stronie. Potem spojrzała na mnie. – Nie ukryjesz się za swoimi
obrońcami.
– Nie mam zamiaru – syknęłam.
Dziewczyna na te słowa kiwnęła głową.
Odwróciła się do nas plecami. Jej towarzysze natychmiast ją otoczyli.
– Koniec zgromadzenia! – zawołał
Phillip – Radzę zmierzać już na kolację. Dopilnujcie, by Vic się spóźnił, bo tym
razem nie będziemy na niego czekać.
Chciałam odejść, ale chłopak chwycił
mnie za ramię. Spojrzałam na niego zła. Nie byłam w nastroju na żadne
kazania. Nie było również mowy o przeprosinach…
– W porządku? Chcesz pogadać? – spytał
niezwykle łagodnie uważnie mi się przyglądając. Nie spodziewałam się tego.
– Nie jestem w nastroju. Muszę się
uspokoić. Pozwolisz? – spojrzałam wymownie na jego rękę trzymającą moje ramię.
Phillip puścił mnie powoli, cały czas
obserwując moją twarz. Nie wiem czego na niej szukał. Nie miałam ochoty z nim
teraz rozmawiać. Właściwie, to o tych sprawach, dotyczących ran w moim sercu,
wolałam porozmawiać z Amber lub Janete.
– Tylko znowu nie uciekaj, proszę – ton
jego głosu był uprzejmy i łagodny. Rzadko się tak do mnie odzywał.
– Dobrze. Nie wiesz, gdzie spotkam
twoją siostrę?
– Właśnie tu idzie – odezwał się
Bradley stojący niedaleko nas.
Rozejrzałam się. Amber szła od strony
lasu w towarzystwie dwóch dziewczyn, które zapamiętałam jako córki Nemezis.
Phil pomachał do niej, więc pożegnała koleżanki i przybiegła do nas.
– Hej, słyszałam, że było tu jakieś
spięcie z modelkami – odezwała się na wstępie. – Elpi, w porządku? –
dodała spoglądając na mnie.
– Nie… – pokręciłam głową – przejdziemy
się?
– Eee… zaraz kolacja… – zawahała się i
zerknęła w stronę pawilonu jadalnianego – ale dobrze, chodźmy.
– Ja i tak według kolejności wchodzę
ostatnia… – szepnęłam czując, jak do oczu napływają mi łzy.
Amber nic nie powiedziała tylko mocno
mnie do siebie przytuliła, a potem wzięła za rękę. Poszłyśmy na spacer w stronę
Wzgórza Herosów.
Przez jakiś czas nie odzywałyśmy się do
siebie. Dopiero kiedy usłyszałam róg wzywający na kolację opowiedziałam
przyjaciółce skąd znam Ruby i co się przez nią wycierpiałam. Z resztą,
nie tylko ja. Bo Steve Miller, o którego była na początku zazdrosna, też się od
niej nasłuchał i po dwóch latach zmienił szkołę.
– Teraz rozumiem całą sytuację z
Rickiem… wiem, co przeżywał. Wiem, jaka ta dziewczyna potrafi być podła. –
Skrzywiłam się.
– Nie ma co się zamartwiać i
roztrząsać. Nie pozwolimy jej cię złamać. Pamiętaj, że nie jesteś sama.
Słowa Amber podniosły mnie na duchu.
Uśmiechnęłam się i uściskałam ją serdecznie.
– Chodź, musimy zawrócić, bo już
jesteśmy spóźnione… Głodna jestem… – jęknęła i popchnęła mnie w stronę morza.
– Ścigamy się? – spytałam.
– Słyszałam od Phila, że potrafisz być
szybka, nie dam ci rady.
– W takim razie biegnijmy razem –
zdecydowałam i chwyciłam ją za rękę.
Biegłyśmy tak szybko, jak się dało. Nie
zmieniłyśmy się w wiatr, ale ten nas otaczał i popychał. Dzięki niemu
dobiegłyśmy w bardzo krótkim czasie, prawie wcale się przy tym nie męcząc.
Dawny wróg Elpidhy okazuje się wciąż aktualny... Biedna dziewczyna...
Ale spokojnie, będzie też lepiej! W końcu przyjaciół ma więcej niż wrogów.
Pozdrawiam i do napisania w sierpniu.
ŚDM wzywa.
GG
Strzeliłabym tę Ruby, ale warta jest swojej boskiej matki
OdpowiedzUsuńA ten symbol bogini Jutrzenki jest super
OdpowiedzUsuńDzięki. Długo nad nim myślałam
Usuń