Na ognisko wybrałam się z Janete i
Amber. Phillip poszedł za moją radą i położył się do łóżka. Zanim odszedł kazał
Jany nie spuszczać mnie z oczu. Zaśmiała się z niego, ale obiecała, że będzie o
mnie dbała. Kiedy szłyśmy w stronę domków, opowiedziałam dziewczynom swoją
rozmowę z chłopakiem i spytałam czy mają pomysł, komu obiecał mnie chronić.
Żadna nie miała o tym pojęcia. Amber wymyśliła, że może chodziło mu o jej
rodziców, albo Chejrona.
– Kiedyś, gdy życie naszego taty było
zagrożone, Chejron wymusił na naszej mamie przysięgę na Styks, że będzie się
nim opiekowała. Przysięga na Styks jest najważniejszą przysięgą, jaką można
złożyć, bo gdy ją złamiesz, możesz mieć poważne konsekwencje. Styks pamięta…
Ale taka przysięga nie jest tajemnicą…
– Myślicie, że Phillip złożył ją komuś?
Dlatego jest taki irytujący? Nie rozumiem go. Raz jest jak wrzut na tyłku,
innym razem jest całkiem uprzejmy.
Wyglądało na to, że opiekował się mną
tylko dlatego, że komuś to obiecał. Zabolało mnie to bardziej niż powinno. W
końcu praktycznie go nie znałam…
– Cały Philos, przyjacielski i
strasznie irytujący… – westchnęła Jany.
– Wiesz, że ci ufa? Powiedział to przy
stole w obecności Brada.
Dziewczyna zrobiła wielkie oczy.
– Domyślałam się, że ufa, ale… Przyznał
się do tego tak z własnej, nieprzymuszonej woli? Wow…
Zaśmiałam się widząc jej zaskoczoną
minę. Chwilę potem obie dziewczyny poszły w moje ślady. Byłam szczęśliwa z
powodu ich towarzystwa, z powodu ich przyjaźni. Postanowiłam skupić się na tym
tego wieczoru.
Dotarłyśmy na miejsce w wesołym
humorze. Ognisko sięgało wysoko do nieba, wokół niego ustawione były ławki
zrobione z pni drzew. Większość była już zajęta przez młodzież. Bradley
siedział w towarzystwie kolegów. Pan Jackson stał z paroma herosami. Po drugiej
stronie Chejron rozmawiał z panią Jackson i jeszcze inną, potężnie zbudowaną
kobietą o brązowych włosach.
– Kim jest ta pani? – spytałam
wskazując w stronę rozmawiających.
Dziewczyny spojrzały w tamtym kierunku.
Z ust Amber wyrwał się okrzyk radości, po czym rzuciła się biegiem wprost w
zaskoczone ramiona kobiety.
– To Clarisse La Rue. Heroska,
koleżanka Percy’ego i Annabeth. Ulubiona ciotka Amber. Phil jej nie cierpi, bo
jest tak, jak on cięta i chłodna. No i jest córką Aresa.
– Słyszałam to nazwisko. Ona przyniosła
Złote Runo, prawda?
– Tak, ale nie bez pomocy przyjaciół.
Chociaż akurat o tym nie lubi wspominać… – Jany rozejrzała się po obozie. –
Skoro jest tu ona, to na pewno jest i jej córka Jessica Rodriguez.
– Inne nazwiska? – podniosłam jedną
brew zastanawiając się, co to może oznaczać.
– Spokojnie, Rodzice Jess są razem,
oboje są herosami. Nie wiem czemu jej mama nie przyjęła jego nazwiska. Jej
tata jest synem Hermesa.
– Nieźle… A gdzie mieszka w trakcie
pobytu w obozie?
– W Piątce, bo uważa się bardziej za
wnuczkę Aresa niż Hermesa. I jest bardzo podobna do matki.
– Czyżbyście rozmawiały o mnie, Jonas?
Tuż za nami stała wysoka, dobrze
zbudowana dziewczyna. Miała jasnobrązowe włosy i brązowe oczy. Rysy twarzy
miała wyraziste i groźne. Janete miała racje mówiąc, że jest podobna do matki.
– Wyjaśniałam Elpi wasze zawiłości
rodzinne – zaśmiała się córka Ateny. – Co słychać w wielkim świecie?
– Szkoła, potwory i tym podobne… nic
nowego – wzruszyła ramionami, po czym spojrzała na mnie. – Jessica, a ty?
– Elpidha. Uprzedzę pytanie i powiem,
że jestem nieokreślona.
– Czyli domek jedenasty jak sądzę?
Pokiwałam głową. Nie chciałam tam
mieszkać, ale nie mogłam mieszkać w Wielkim Domu. Nie powinnam być inaczej
traktowana od innych herosów.
– To witamy na obozie – uśmiechnęła się
cierpko. – Jeszcze będziemy miały okazję się lepiej poznać – dodała odchodząc.
– Uważaj na nią. Potrafi być bardzo
uprzejma, a potem wbić szpilę w plecy… – szepnęła Jany i pociągnęła mnie na
ławkę.
Ognisko zaczęło się radosną piosenką
bliźniaków. Nie kojarzyłam melodii, więc tylko słuchałam. Słowa mówiły o
odważnych herosach, którzy poświęcali swoje życie, by ocalić świat. Amber,
która do nas wróciła, śpiewała cicho. Przysunęłam się do Jany i spytałam jej,
dlaczego Apollo miał tylko dwóch synów. Zaśmiała się i opowiedziała cicho
przedziwną historię o tym, jak to Zeus zdenerwował się za coś na swojego syna i
pokarał go zsyłając na ziemię. Apollo stał się śmiertelnikiem i musiał wykazać
się przed ojcem, aby ten przywrócił mu nieśmiertelność. Przez tamten okres był
nastolatkiem i nie flirtował z kobietami. Kiedy tylko odzyskał swoją boskość,
spotkał młodą dziewczynę i bracia byli owocem tego romansu.
– Mają dopiero czternaście lat. Myślę,
że poza obozem znajdują się młodsi herosi jeszcze nieświadomi tego, kto jest
ich ojcem – zauważyła cicho moja nowa koleżanka. – W najbliższym czasie możemy
mieć tu ich zatrwożenie. Może Pete okaże się jednym z nich. Słyszysz jak ładnie
śpiewa?
Miała rację, chłopak śpiewał naprawdę
pięknie, ale nie był podobny do bliźniaków, ani do Apolla, którego
zapamiętałam.
Po śpiewie nastąpiła seria zabaw, w
których nie brałam udziału. Zauważyłam, że ognisko zmieniało kolor w zależności
od tego, jak dobrze się bawiliśmy. Na koniec naszego spotkania wystąpił Bradley
wykonując ciekawą sztuczkę z ogniem. Sprawił, że dym unoszący się nad ogniem
układał się w różne, kolorowe kształty. Najpierw były to zwierzęta. Bawiliśmy
się wykrzykując ich nazwy. Następnie dym zgęstniał i ułożył się w twarz
kobiety. Rozpoznałam w jej rysach żonę kierownika obozu. Wszyscy zaczęli
klaskać. Pani Jackson zaśmiała się wesoło i podziękowała. Zadowolony Bradley
ukłonił się, machnął ręką i twarz zmieniła się nieco w inną, okoloną burzą
rudych włosów.
– A to kto? – spytałam nie mogąc tego
zgadnąć.
– Ty – zaśmiała się Amber, a mi zrobiło
się głupio.
Wszystkie oczy zwróciły się na mnie, a
ja dziękowałam w duchu swoim genom, dzięki którym nigdy nie rumieniłam się ze
wstydu. Co za szczęście! Uśmiechnęłam się tylko lekko wpatrzona w dym. Moja
twarz błyszczała radośnie, oczy wyglądały jakby były płynnym złotem. Burza
falujących włosów mieniła się różnymi odcieniami pomarańczy i czerwieni. Nie
sądziłam, że inni mogą mnie w ten sposób widzieć.
– Dawaj dalej! – zawołał Victor
rzucając mi wściekłe spojrzenie.
Spojrzałam na Brada. Mrugnął do mnie,
machnął ręką i dym przeistoczył się w całą postać młodej dziewczynki, która
zaczepiła mnie po kolacji w pawilonie.
– Jak ona się nazywa? – zaciekawiłam
się.
– To Inés. Jest naprawdę urocza, ale
skryta – Janete pomachała dziewczynie.
– Phillip zwrócił się dzisiaj do niej
po hiszpańsku – przypomniałam sobie.
– To jego ulubiony język… A ona jest
Hiszpanką. Mieszka z tatą w Hiszpanii i tylko na wakacje tu przyjeżdża. Jest
córką Hebe… jak myślisz, ile może mieć lat?
Przyjrzałam się Inés uważnie. Dopiero teraz
dostrzegłam, jej ciemną karnację i rysy twarzy świadczące o tym, że jest
Europejką.
– Nie wiem, może mieć jakieś osiem lat…
– Ma dziesięć. Ubolewa nad tym, że
wszyscy traktują ją jak dziecko. Ale wygląda niewinnie, jak dziecko… To
wszystko dlatego, że jej mama jest Boginią Młodości. Wszystkie dzieci Hebe
wyglądają na młodsze niż są w rzeczywistości. Zupełnie, jakby się wolniej
starzały. Weźmy chociażby Giovanniego – wskazała chłopca o niezwykłej urodzie,
który siedział obok dziewczynki. – Jest z nas wszystkich najstarszy. Ma
dwadzieścia lat, ale nie wygląda…
Miała rację, nie wyglądał. Gdybym miała
zgadywać, dałabym mu maksymalnie siedemnaście. Phillip wyglądał od niego
znacznie dojrzalej. Pokręciłam głową. To wszystko, czego się dowiedziałam o świecie
herosów było naprawdę niesamowite. Wyglądało na to, że dzieci dziedziczyły po
swoich rodzicach niezwykłe zdolności. U jednych przejawiały się one konkretnymi
umiejętnościami, a u innych nadprzyrodzonymi cechami.
Po zakończonym ognisku podszedł do mnie
chłopak o szelmowskim uśmiechu. Taki uśmiech miewała najczęściej Lyra, gdy
wymyślała jakieś psoty. Myśl o niej zakłuła mnie trochę. Żałowałam, ze jej przy
mnie nie ma. Na pewno się o mnie zamartwiała. Zniknęłam przecież tak
niespodziewanie! Do tego zostawiłam u niej swoją komórkę… Mam nadzieję, że nie wezwali policji… Nie chcę, by mama miała kłopoty –
pomyślałam.
– Elpidha, tak? – chłopak wyrwał mnie z
zamyślenia. – Jestem Nick, grupowy domku Hermesa. Zaprowadzę cię do nas. Jest
tam łóżko, które dla ciebie przygotowaliśmy
– uśmiechnął się zachęcająco, ale nie byłam pewna, czy powinnam mu
zaufać.
Zerknęłam na Amber, która kiwnęła
głową. Uspokoiła mnie, że dopóki nie dowiemy się, kto jest moim ojcem, moim
domkiem był budynek numer 11. Kiedy się żegnałyśmy na noc szepnęła, bym
uważała, bo dzieci Boga Złodziei uwielbiają przywłaszczać sobie cudzą własność.
Na szczęście, ja nie miałam przy sobie nic cennego.
Domek wyglądał z zewnątrz dość
intrygująco. Wydawał się zużyty. Był brązowy, wyraźnie niedawno malowany. Okna
zasłonięte były przez stare okiennice. W środku znajdowało się mnóstwo łóżek.
Większość była już zajęta przez młodych ludzi. Przywitali się ze mną, kiedy
weszłam. Nick przedstawił mnie wszystkim, co według mnie nie było konieczne.
Poprowadził mnie do łóżka w kącie. Tuż obok znajdowało się posłanie Pete’a.
Chłopiec siedział na nim z podkulonymi kolanami.
– Hej, co słychać? – zagadnęłam go.
Odburknął coś w odpowiedzi. Wyglądało
na to, że wcale nie chciał tu być. Byłam ciekawa, co się stało z jego tatą lub
mamą. Chciałam z nim spokojnie porozmawiać, pocieszyć, ale to chyba nie było
idealne miejsce na prywatną rozmowę. Wielu herosów uważnie nam się przyglądało.
Uśmiechnęłam się do nich. Wzięłam ręcznik i przybory toaletowe, jakie zostały
mi przydzielone i wyszłam do wspólnej łazienki znajdującej się w pobliżu
jeziora.
Noc spędzona w zatłoczonym domku, nie
należała do najlepszych w moim życiu. Przynajmniej dwie osoby chrapały, a Pete
płakał cicho. Miałam nadzieję, że nikt nie będzie się z tego powodu z
niego naśmiewał. Kiedy obudziłam się rano byłam szczęśliwa, że nadszedł poranek.
Tym razem nie śnił mi się żaden sen związany z greckimi bogami. Właściwie to
nie pamiętałam jakiegokolwiek snu.
Ubrałam się szybko i wyszłam z domku do
toalety. Po drodze spotkałam Nicka, który wytłumaczył mi, że po śniadaniu będę
miała pierwszy trening szermierki, a potem naukę strzelania z łuku. Miałam
podjąć zwyczajne obozowe zadania, jak przystało na obozowiczkę. Trochę się tego
bałam.
W łazience, przy zlezie zastałam
Jessicę w towarzystwie dziewcząt, które musiały być jej współlokatorkami z
domku, bo miały podobne rysy twarzy. Przywitałam się z nimi uprzejmie
i stanęłam przy jednej z umywalek. Dziewczyny nie odpowiedziały mi, tylko
obrzuciły wrogimi spojrzeniami. Jess udała, że mnie wcale nie widzi i paplała
o jakichś chłopakach. Zrobiło mi się przykro, ale postanowiłam nie dawać tego
po sobie poznać. Umyłam się i jak najszybciej wyszłam na zewnątrz. Odetchnęłam
z ulgą, kiedy oddaliłam się od łazienki w stronę jeziora. Z anegdot,
jakie opowiadała mi Amber dowiedziałam się, że herosi uwielbiali urządzać sobie
chrzty. Bałam się, że zechcą wymyślić mi jakiś kawał. Do tej pory jednak nic
się takiego nie stało. Nie wiedziałam, czy to dobrze, czy źle.
– Elpis! – usłyszałam krzyk i
odwróciłam się.
Phillip szedł szybkim krokiem od strony
Wielkiego Domu. Uśmiechnęłam się nieznacznie. Lubiłam, kiedy tak mnie
nazywał. Było to imię bogini, która wyskoczyła z puszki Pandory po wszystkich
nieszczęściach i rozsiewała wśród ludzi
nadzieję jako pociechę w ich niedoli.
– Cześć – uśmiechnęłam się. – Podobno
mam dziś ćwiczyć szermierkę. Muszę?
Chłopak zaśmiał się i pokiwał głową.
– Tak, ja będę nadzorował szkolenie.
Oprócz ciebie mam pod opieką jeszcze paru młodych herosów. Jak ci się spało?
– Kiepsko, jak mam być szczera –
skrzywiłam się, – ale tym razem żadna ciemność mnie nie pochłaniała. Tylko
chrapanie budziło co jakiś czas.
– Założę się, że to David. Wszyscy
narzekają na jego chrapanie. Chcieli go nawet wyrzucić z domku, ale jest
synem Hermesa, więc nie mają prawa.
Uśmiechnęłam się kpiąco. Myślę, że
wszyscy skorzystaliby na takim rozwiązaniu.
– Zaraz śniadanie, prawda? – spytałam
spoglądając w stronę słońca.
– Aha… – Phil przyglądał mi się
dziwnie. – Masz ciekawą barwę włosów – powiedział nagle ciepłym tonem.
Odwróciłam się do niego zaskoczona. Nie
spodziewałam się komplementu, o ile to był komplement. Przyjrzałam mu się
uważnie. Miał nieodgadniony wyraz twarzy, a jego turkusowe oczy błyszczały.
– Dziękuję. Są niezwykłe. A najdziwniejsze,
że zupełnie niewiadomo po kim je odziedziczyłam… – zwierzyłam się.
– Pewnie po ojcu… Nie przychodzi ci do
głowy, kto może nim być?
Zawahałam się przez moment, bo przed
oczami stanęła mi postać Heliosa, a w uszach znów zabrzmiał jego głos wypowiadający
moje imię.
– Nie, nie wiem… nie znam bogów tak
dobrze, jak wy. A ty masz jakiś pomysł?
Phil nie dał się chyba nabrać, bo
patrzył na mnie podejrzliwie.
– Ja mogę się jedynie domyślać – rzucił
cierpko. Z jego głosu uleciała dotychczasowa uprzejmość. – Chodź. Trzeba pomóc
w przygotowaniu śniadania.
Pomagałam w rozstawieniu talerzy i
kryształowych szklanek, które mnie fascynowały. Wystarczyło wziąć jedną w rękę
i pomyśleć o jakimkolwiek napoju. Ten natychmiast pojawiał się w szklance
i smakował właśnie tak, jak się tego chciało.
Na śniadanie wchodziliśmy w pomieszanej
kolejności i siadaliśmy, gdzie chcieliśmy. Państwo Jackson jadali śniadanie u
siebie, razem z Chejronem. Usiadłam pomiędzy Amber i Janete przy stole
numer 6. Phillip przysiadł w towarzystwie starszych herosów przy innym stole.
Victor, który wszedł do pawilonu jako ostatni obrzucił mnie niechętnym
spojrzeniem. Nie mogłam się powstrzymać i kiedy usiadł z synami Hefajstosta,
wybuchłam cichym śmiechem. Wkrótce cały nasz stół śmiał się radośnie.
– Z czego my się właściwie śmiejemy? –
zagadnęła mnie krótko ścięta blondynka o srebrnych oczach.
– Z małego ważniaka. Ktoś powinien
ukręcić mu nosa… – powiedziałam, wskazując na syna Zeusa. – Strasznie się
rządzi…
Wszystkie dzieci Ateny zgodziły się ze
mną.
– Może będzie szansa w trakcie bitwy o
sztandar – zaproponowała Amber. – Trzeba tylko wymyślić strategię.
– O to się nie martw, już my coś
wymyślimy – uśmiechnęła się dziewczyna chytrze.
Już poprzedniego dnia Amber wyjaśniła
mi, że raz na jakiś czas w obozie były organizowane bitwy o sztandar. Obóz
dzielił się na dwie grupy. Każda z grup chowała sztandar gdzieś w lesie. Jej
zadaniem była obrona swojego i przejęcie drugiego. Dozwolone były wszelkie magiczne
przedmioty, a walki były często bardzo zaciekłe. Poprzednio wygrał zespół pod
przewodnictwem domku Aresa. Tym razem dzieci Ateny zamierzały się odegrać.
– Zawieramy już stosowne pakty –
powiedziała cicho Janete.
– Dlatego Phil gada z dziećmi Hekate
oraz Nemezis. Jeśli będziemy mieli ich po swojej stronie, uda nam się bez
problemu – wyjaśniła mi jego siostra.
Zerknęłam na stół, przy którym
siedzieli. Wyglądali beztrosko, jakby się dobrze ze sobą bawili. Po chwili
zauważyłam, że Phillip pochyla się do niewysokiego chłopaka o poważnej twarzy.
Coś między sobą omawiali. Po krótkiej wymianie zdań uścisnęli sobie ręce, jakby
zawarli umowę. Chłopak się odprężył i odwrócił się w stronę tęższej brunetki
siedzącej po jego lewej stronie. Wówczas młody Jackson spojrzał na nas. Nasze
spojrzenia się spotkały, a ja głupia speszyłam się i odwróciłam wzrok, jakby
przyglądanie się ich rozmowie było jakimś przestępstwem.
Po śniadaniu Jany zaprowadziła mnie do
zbrojowni i pomogła wybrać miecz do ćwiczeń. Zdecydowałam się na stalowy
półtorak. Nie był idealnie wyważony, ale nie było czasu szukać innego. Dostałam
też zbroję ćwiczebną i ruszyłam na plac ćwiczeń. Na miejscu zastałam dwie
dziewczyny i jednego chłopaka. Przywitałam się z nimi skinieniem głowy. Phillip
stał na środku placu i rozmawiał ściszonym głosem ze swoim ojcem. Kiedy
skończyli, pan Jackson życzył nam powodzenia i odszedł w stronę areny.
Zasady szermierki okazały się strasznie
trudne. Nie szło mi najlepiej. Cały czas zapominałam o właściwej postawie. W
walkach nie pamiętałam, że powinnam atakować i cały czas się tylko broniłam.
Najchętniej rzuciłabym miecz i uciekła. Raphael, który był moim partnerem okazywał
wobec mnie dużo cierpliwości. Po dwóch godzinach ćwiczeń bolały mnie wszystkie
mięśnie rąk i nóg. Rzuciłam cały ekwipunek na ziemie i pokręciłam głową.
– Phillip, przykro mi, ale nie dam
rady. To nie dla mnie.
Chłopak podszedł do mnie i stanął tuż
przede mną. Nie czułam się komfortowo z powodu tak niewielkiej odległości
między nami.
– Spokojnie, nie poddawaj się –
powiedział miękko. – Musisz poznać podstawy i nauczyć się chociaż bronić. To
bardzo ważne, jeśli chcesz przeżyć w prawdziwym świecie.
– Do tej pory nie było mi to potrzebne,
a przeżyłam – wzruszyłam ramionami i odwróciłam wzrok.
– Bo do tej pory potwory nie wiedziały
o twoim istnieniu, nie wyczuwały cię. Teraz się to zmieni. Musisz nauczyć się
walczyć, inaczej cię stąd nie puścimy.
Spojrzałam na niego zaskoczona jego
słowami. Nie wypuszczą? Pomyślałam o mamie i w oczach mimowolnie
poczułam łzy.
– Ja MUSZĘ wrócić do mamy. Nie możecie
mnie tu trzymać – chciałam te słowa wykrzyczeć, ale głos mi się załamał. – Nie
będę walczyć czy zabijać, nawet potworów… – jęknęłam przez łzy.
Twarz Phila wykrzywił grymas. Nie
miałam ochoty słuchać, jak się ze mnie wyśmiewa, więc odwróciłam się i
pobiegłam przed siebie wprost na wzgórze herosów.
Tyle się dzieje. Nasza bohaterka nie ma już sił. Tęskni... Czy uda się Elpi spotkać z matką? Czy obóz herosów faktycznie jest dla niej?
Wszystko się wkrótce okaże :)
GG
Hebe podoba mi się coraz bardziej :D Serio!
OdpowiedzUsuńA jak Elpidha nie zadomowi się w Obozie, to się z nią zamienię.
Padłam... To opisz swoje opowiadanie i wstaw tam siebie.
UsuńNie, ty napisz kolejne. Albo sequel tego :D
Usuń