Jakieś dwadzieścia mil od Long Island
jacht zwolnił tempa. Siedziałam właśnie pod pokładem. Wciąż nie miałam ochoty
na towarzystwo, ale wiedziałam, że nie mogę się wiecznie ukrywać. Powinnam porozmawiać
z ciocią Seleną… Wyszłam na pokład i stanęłam koło niej przy sterze.
– Moró
mou, niedługo będziemy musiały się rozstać. Czy jest coś, o czym
chciałabyś porozmawiać?
Patrzyła na mnie ciepło. Widać było, że
ona również potrzebuje rozmowy ze mną. Kiwnęłam głową uśmiechając się lekko.
Ciocia zawołała Phillipa, aby przejął ster. Kiedy koło mnie przechodził, nawet
na mnie nie spojrzał. Nie zrobił tego również wtedy, kiedy minęłyśmy go
i przeszłyśmy na dziób łodzi.
– Jesteś jakaś taka smutna… – zaczęła
rozmowę.
Ciocia Selena była najbliższą mi po
mamie osobą. Mimo, że rzadko u nas była, to znała mnie bardzo dobrze, może
nawet równie dobrze jak Lyra.
– Tak, jestem, – westchnęłam – bo
okazuje się, że nie byłaś ze mną szczera… Ty wiesz, co się dzieje i nic nie
mówisz. Chyba już możesz, prawda?
Przyjaciółka mojej mamy westchnęła i
popatrzyła na morze. Przez chwilę wyglądała, jakby zastanawiała się, co może mi
powiedzieć.
– Pewnie już wiesz, że grozi ci
niebezpieczeństwo i obóz to jedyne miejsce, gdzie będziesz bezpieczna. Jesteś
herosem, czyli dzieckiem śmiertelnika i boga… ale to nie ja powinnam ci
wyjaśniać…
– Ale mamy tu nie ma! – krzyknęłam
przerywając – Ty jesteś! Musisz mi to wytłumaczyć!
– To trudniejsze niż ci się wydaje. Ale
mogę ci powiedzieć, że obie z mamą czuwałyśmy nad tobą i ukrywałyśmy cię
tak długo, jak to było możliwe. Nie mogłam cały czas wam towarzyszyć… bo nie
jestem zwykłym śmiertelnikiem i… moja obecność i obecność Augerinos przy tobie…
– (dawno nie słyszałam pełnego imienia mojej mamy, więc zadrżałam) – cóż… za
duże stężenie mocy, – jej twarz wykrzywiła się grymasem – więc przyjeżdżałam
czasami.
– Nie rozumiem… o jakiej mocy mówisz, theía? Jak mnie ukrywałyście? Nie jesteś
śmiertelnikiem, to też jesteś herosem?
– Nieeee… – ciocia pokręciła głową. –
Trudno mi to teraz wytłumaczyć. Mama zrobi to najlepiej.
– Ale jak? Skoro z każdą minutą się od
niej oddalam? – spytałam zła.
Wargi mi zadrżały, a po policzkach
poleciały łzy. Przed oczami miałam surową twarz mamy z poprzedniego poranka.
Cała złość, którą czułam, cała bezradność uciekały ze mnie wraz ze łzami.
Ciocia Selena chwyciła mnie w ramiona i gładziła po włosach. Szeptała mi
czule do ucha, zwracając się do mnie czułymi określeniami po grecku.
– Możesz się skontaktować z mamą?
Powiesz jej gdzie jestem? Może do mnie przyjechać? – pytałam pomiędzy
chlipnięciami.
– Nei, vevaíos, agápi mou.*
– Ale bez komórki, podobno są
niebezpieczne – pisnęłam zerkając poza ramieniem cioci na Phillipa.
– Physiká!** Mamy sposób, aby się kontaktować. Bądź spokojna. A na obozie słuchaj się
Chejrona i kierownika. Z tego, co wiem, to się zmienił… nareszcie.
– Byłaś kiedyś w obozie? – spytałam
zaciekawiona.
– Tylko raz, ale nikogo o mnie nie
pytaj, bo raczej mnie nie pamiętają.
Nie odpowiedziałam, tylko odsunęłam się
od niej i spojrzałam za siebie. Chłopak stał pewnie przy sterze. Jego siostra
siedziała zrelaksowana obok niego. O czymś rozmawiali. Wyglądali na
odprężonych i wesołych. Ciocia również zerknęła w ich stronę.
– Jeśli dobrze usłyszałam ich nazwisko,
to Phillip i Amber są dziećmi Percy’ego Jacksona, najbardziej znanego herosa
ostatnich lat.
– Naprawdę? Nie słyszałam o nim.
Mama opowiadała mi mnóstwo opowieści o
dzieciach bogów i śmiertelników, ale nie wspominała tego nazwiska. Nie widziałam
go również w Internecie.
– Tak, bo Auge opowiadała ci tylko te
starsze mity. O nowszych wolała nie mówić, bała się, że mogłabyś szybciej
odkryć kim jesteś. A im później, tym lepiej… ech… żałuję, że nie zawitałam do
was z początkiem wakacji. Może zdążyłabym temu jakoś zapobiec.
– Niby jak? – rzuciłam niepewnie.
Miałam dziwne uczucie, że to wszystko musiało się wydarzyć.
– Może masz racje. Ale chciałam cię
wziąć na rejs, tylko Auge się uparła, że masz zostać w domu na to lato –
nagle ciocia wybuchła śmiechem. – No i popatrz… I tak płyniesz ze mną na
jachcie i nie spędzisz lata w domu… Och ta Tyche… nie popuści…
Ja nie widziałam w tej sytuacji niczego
śmiesznego. Nie uważałam również, by Bogini Ślepego Losu miała tu coś do
powiedzenia… jeśli już to Apollo, który mówił coś o Prophiteías tou Íliou. Miałam ochotę zapytać o tę przepowiednię,
ale obawiałam się, że ciocia i tak nic mi nie powie. Za to zadałam zupełnie
inne pytanie.
– Kiedy Phil szukał dla nas transportu,
to wiedziałaś kim jest i czego potrzebuje? Chodzi mi o to, że normalnie ludzie
nie zgadzają się na zabranie ze sobą zupełnie obcych nastolatków.
– Cóż… przeczuwałam, że powinnam mu
pomóc. Tym bardziej, że wydawał mi się znajomy. Teraz wszystko jest jasne. Te
oczy, włosy i ten uśmiech… Jest zupełnie jak jego ojciec i dziadek. Dawno
ich nie widziałam… – ostatnie słowa wymówiła z rozmarzeniem w głosie.
– A jednak znałaś tego Percy’ego
Jacksona? A kim jest ten dziadek?
Zamiast odpowiedzieć ciocia uśmiechnęła
się tajemniczo i zapatrzyła się w wodę.
– Jesteśmy przed granicą – usłyszałam
głos Dextera tuż obok mnie.
Podskoczyłam. Nawet nie zauważyłam,
kiedy koło mnie stanął. Spojrzałam na niego. Znów miał na sobie krótkie
spodenki, spod których wynurzały się koźle nogi. Zniknęły także trampki. Odwróciłam
się patrząc na ciocię. Nie byłam pewna, jak ona zareaguje na ten widok. Ona
jednak patrzyła w stronę lądu, ponad rozciągającą się przed nami zatokę.
– Zgaś silniki Phillipie – zawołała. –
Dalej już nie wpłyniemy.
– To jak się dostaniemy na ląd? –
spytałam rozglądając się.
Staliśmy prawie po środku morza. Nie
rozumiałam, o jakiej granicy mówił Dex, ja nigdzie jej nie widziałam. Wzdłuż
brzegu rozciągała się piaszczysta plaża. Dalej w głąb lądu po prawej widziałam
gęsty i duży las. Po lewej natomiast jakieś zabudowania z greckimi kolumnami
i skały. Zatoka wydawała się na tyle głęboka, że jacht spokojnie
wpłynąłby do niej. Dlaczego nie
podpłynęliśmy bliżej? – nie wiedziałam i nie miałam ochoty zadawać pytań,
na które nie dostanę odpowiedzi.
– Musimy poprosić o łódki – zawołała
Amber podchodząc do nas z bratem. – Phil, zajmiesz się tym?
Chłopak prychnął pogardliwie i
popatrzył na siostrę, jakby chciał powiedzieć „sama nie umiesz?”. Dziewczyna
uśmiechnęła się tylko niewinnie i pochyliła się w stronę wody. Wszyscy
zrobiliśmy to samo. Ciekawiło mnie, kogo Phillip chciał poprosić i jak.
Nie byłam przygotowała na to, co
zobaczyłam. Wokół jachtu, w wodzie unosiły się piękne dziewczęta. Były półprzejrzyste.
Ich sukienki wyglądały, jak gdyby zostały zrobione z morskiej piany, a włosy
mieniły się różnymi kolorami, jakby zrobione były z kryształków. Musiały być
nimfami morskimi.
– Moje drogie, – głos Phila zrobił się
niski i aksamitny, nigdy się tak jeszcze przy mnie nie odzywał – czy byłybyście
tak miłe i zawiadomiłybyście mojego tatę, że już jesteśmy? I czy mogę
was prosić również o łódki, którymi byśmy dopłynęli do lądu?
Nimfy zaśmiały się dziewczęco. Szeptały
coś między sobą, po czym cztery popłynęły w stronę lądu. Pozostałe
uśmiechały się do nas, a właściwie do Phillipa. Odsunęłam się od barierki
i spojrzałam na chłopaka uważnie. Nie mogłam uwierzyć, że tak lekko
przychodziło mu flirtowanie. Jak to możliwe, że u tego chłodnego chłopaka
mieściło się tyle uroku, przez co potrafił sobie omotać dziewczyny zwykłą
gadką? Dobrze, że ja znam jego prawdziwe
oblicze, przynajmniej się nie nabiorę – pomyślałam.
– Zaraz będziemy na miejscu – Dexter
podszedł do mnie z wesołym uśmiechem.
– Właściwie jak nazywa się to miejsce?
– Obóz Herosów. To dom dla takich jak my
– potomków mitologii.
– Super… – szepnęłam.
Kiedy byłam już tak blisko,
zrozumiałam, że wcale nie chcę tu być. Chciałam wrócić do mamy. Ale już było za
późno… Musiałam zmierzyć się z rzeczywistością.
Trzy z nimf powróciły z dwiema łódkami,
do których mieliśmy wskoczyć z pokładu jachtu. Zanim to zrobiłam
uściskałam mocno ciocię. Nie chciałam się z nią rozstawać.
– Spokojnie, wszystko będzie dobrze
Elpidho. Muszę tylko powiadomić twoją mamę. Jutro powinna tu przyjechać.
Wytrzymaj do tego czasu.
– Dobrze ciociu, s' agapó^.
– S'
agapó kai egó^^ – ciocia pocałowała mnie w czoło i popchnęła w stronę łódki.
Zeszłam do niej i dopiero po chwili
zorientowałam się, że miałam płynąć razem z Phillipem. Patrzył na mnie
bez emocji.
– Pewnie masz mnóstwo pytań. Myślę, że
nikt lepiej na nie nie odpowie od naszego obozowego trenera. Gotowa na nowe,
niezwykłe informacje, które normalnie nie mieszczą się w głowie?
– Tak, – pokiwałam głową – czas
najwyższy.
Chłopak jeszcze przez chwilę mi się
przyglądał, ale ja patrzyłam ponad niego, w stronę lądu, który przybliżał się z
każdym uderzeniem wiosłami o wodę. Po środku plaży zobaczyłam wynurzający
się potok. To w jego stronę płynęliśmy.
– Czy ty masz zamiar płynąć w górę
potoku? – spytałam zaskoczona.
– Tak, ale spokojnie… najady nam
pomogą.
Nie musiałam pytać kim są najady, bo w
tym samym momencie wokół łódki pojawiły się sympatyczne dziewczyny w lekkich
sukienkach i przezroczystej skórze. Wyglądały jakby były częścią wody.
Chwyciły za łódkę i poprowadziły ją w głąb lądu aż do jeziorka.
– Jak dobrze być w domu! – usłyszałam
krzyk Amber.
Odwróciłam się i zobaczyłam ją w
drugiej łódce za nami. Ona i Dexter mieli szerokie uśmiechy na twarzach.
Zerknęłam na chłopaka siedzącego przede mną. On również się uśmiechał. Wstał kiedy
dopłynęliśmy do pomostu. Wydawał się być znacznie wyższy niż wcześniej. Jakby
do tej pory coś go przygniatało do ziemi.
– Witaj na Obozie Herosów – szepnął.
*Nai, vevaíos, agápi mou (czy. ne, weweos, agapi mu) - Tak, oczywiście, kochanie [Ναι βεβαίως, αγάπη μου]
**Physiká! (czyt. fisika) - Naturalnie! Oczywiście! [Φυσικά!]
^s' agapó (czyt. sagapo) - kocham cię [σ ' αγαπώ]
^^S' agapó kai egó (czyt. Sagapo kie ego) - kocham cię i ja, w luźnym tłumaczeniu: też cię kocham [Σ ' αγαπώ και εγώ]
Obóz Herosów! Cóż to za miejsce? Fani Percy'ego Jacksona będą wiedzieć, dla niewtajemniczonych - piękne i niezwykłe miejsce.
pozdrowionka i dobranoc
GG
PS. Jacht cioci Seleny to jacht żaglowy, a nie jakiś tam ekskluzywny.
Ag
PS. Jacht cioci Seleny to jacht żaglowy, a nie jakiś tam ekskluzywny.
Ag
W końcu coś dłuższego. Uparłaś się na grecki...
OdpowiedzUsuńWybacz - to mój konik
Usuń