Rozdział 4 / Ale dlaczego
ja?
Obóz okazał się niezwykłym miejscem.
Stojąc na pomoście rozejrzałam się i zauważyłam po drugiej stronie jeziora
rzędy domków, z których każdy wyglądał zupełnie wyjątkowo. Jedne były ciemne,
inne jasne, a jeszcze inne kolorowe.
– To domki, w których mieszkają młodzi
półbogowie – Dexter stanął za mną.
– Chodźcie do Wielkiego Domu – Amber
kiwnęła na nas ręką.
Ruszyłam za rodzeństwem i rozglądałam
się dookoła. Satyr robił za mojego przewodnika opowiadając mi o wszystkim, co
widziałam. Minęliśmy miejsce do tworzenia sztuki, gdzie kilkoro młodych
herosów malowało na płótnach. Niektóre malowidła były naprawdę piękne. Kilka
jardów dalej znajdowało się boisko do siatkówki. Dwie drużyny, po trzy osoby
rozgrywały właśnie niewielki meczyk.
– Tam na wzgórzu jest Sosna Thalii,
która chroni obóz niewidzialną barierą – Dex wskazał w stronę
wzniesienia, gdzie prowadziła ścieżka.
Sosna była wysoka i potężna. Choć była
daleko, widziałam, że na jej gałęzi połyskiwało coś bardzo jasno.
– Co tam na niej wisi? – spytałam
ciekawa.
– Złote Runo. Kiedyś sosna została
zatruta i Clarisse La Rue przywiozła runo z misji i dzięki temu sosna
odżyła. Magiczna bariera znów strzeże obozu. Żaden śmiertelnik i żaden potwór
nie przejdą przez nią.
– Jak to? – stanęłam zaskoczona jego
ostatnimi słowami.
Żaden śmiertelnik? Nie byłam
zadowolona. Przecież mama ma jutro
przyjechać! – powtarzałam sobie. Już chciałam przypomnieć o tym satyrowi,
kiedy usłyszałam niecierpliwy krzyk Phillipa:
– Elpidho! Nie będziemy na ciebie
specjalnie czekać!
Nic więcej nie musiał dodawać. Od razu
zerwałam się z miejsca i pobiegłam do niego i Amber. Dex podszedł
spokojnie pogwizdując.
Stałam przed sporej wielkości,
drewnianym domem pomalowanym na biało-niebiesko. Zupełnie jak wnętrza mojego domu – pomyślałam. Budynek był
trzypiętrowy z poddaszem. Ściany były kredowo białe, a wykończenia w rogach i
okiennice jaskrawoniebieskie. Kolumny podtrzymujące zadaszenie nad gankiem
okalającym dach były wyrzeźbione w stylu greckim. Nie potrafiłam nazwać
dokładnie jaki był to styl, ale zdecydowanie bardziej ozdobny od tego
w Delfach. Cała kolumna miała wyżłobienia i kończyła się prostym wzorem
układającym się w kształt ślimaka po obu stronach. Dach domu był trójkątny
i niebieski. Wszystkie okna, ozdobione firankami, zachęcały przybyszy do
wejścia. Tylko jedno, na poddaszu wydawało się bardzo ponure.
– To Wielki Dom. Tu mieszkamy z
rodzicami – Amber uśmiechnęła się do mnie. – Ten dom stoi tu od wieków. Nasza
mama przerobiła go trochę, kiedy tu zamieszkali i odnowiła. Chodź, czas cię
przedstawić.
Weszłam za nią do środka. W drzwiach
obróciłam się spoglądając za siebie. Jej brat stał przed gankiem z Dexterem.
Rozmawiali o czymś cicho. Byłam ciekawa o czym, ale jeszcze bardziej ciekawili
mnie kierownicy tego niecodziennego obozu.
Amber zaprowadziła mnie do
przestronnego i przytulnego salonu. Wchodząc do środka czułam się, jak dawno
oczekiwany gość. Skórzane kanapy były przykryte zielonymi kapami
i zachęcały, żeby na nich usiąść. Pomiędzy nimi stał niewielki stolik, na
którym stały owoce w misie, a w wazonie polne kwiaty. W kamiennym
kominku tlił się przyjemny ogień, a nad nim znajdowało się pięknie zdobione
lustro. Pozostałe ściany ozdobione były trzema dużymi obrazami. Jeden
przedstawiał Zaporę Hoovera z lotu ptaka. Kolejny była tak kolorowy i żywy, że
musiałam podejść znacznie bliżej, by się przekonać, że było to powiększone
zdjęcie.
– Kanion Kolorado, tak? – spytałam
urzeczona – Ómorphi eikóna^*…
Dziewczyna uśmiechnęła się w odpowiedzi
kiwając głową. Ostatni obraz ukazywał krajobraz starożytnego miasta greckiego.
Wystarczyło mi jedno spojrzenie, bym miała pewność, że to są Delfy. To miasto
mnie prześladowało…
– Mama interesuje się architekturą.
Gdyby mogła, przebudowałaby cały dom od podstaw, ale tata i Chejron się nie
zgodzili. Ten obraz – wskazała na starożytne miasto – został namalowany przez
jednego z naszych obozowiczów. Pozostałe to zdjęcia innego obozowicza. Oczywiście
to dzieci Apollina – zakończyła z lekkim uśmiechem.
Jej uśmiech stał się po sekundzie
jeszcze szerszy. Wreszcie patrzyła na krajobraz Delf rozmarzona, jak moja
ciocia, gdy wspominała Percy’ego i jego dziadka. Pokręciłam głową. Ja po jednym
krótkim spotkaniu miałam Apolla dość, ona najwyraźniej nie. Cóż pozostało mi
tylko wierzyć, że na żywo będzie milszy. Obym
go nigdy nie spotkała… – pomyślałam z nadzieją.
– Witamy w naszych skromnych progach –
usłyszałam i odwróciłam się.
Do salonu wkroczył wysoki mężczyzna o
ciemnych, zmierzwionych włosach i oczach koloru morza. Przez niebieską koszulę
odznaczał się zarys mięśni klatki piersiowej i ramion. Bez problemu zgadłam, że
mam do czynienia z sławnym Percym Jacksonem, ponieważ Phillip, który za nim
stał był do niego łudząco podobny. Doskonale rozumiałam rozmarzenie w oczach
cioci, kiedy o nim wspominała. Byłam ciekawa, jaka łączyła ich relacja.
– Kalispéra* – przywitałam się grzecznie. – Pan musi być ojcem Amber i Phillipa.
– Zgadza się. – Uśmiechnął się do mnie
uprzejmie, co wywołało u mnie lekkie ukłucie w żołądku. – Jestem również
kierownikiem obozu. Organizuję wszystkim zajęcia – wskazał abym usiadła na
kanapie, po czym sam usiadł naprzeciwko. – Tobie też coś znajdziemy – dodał spokojnie.
– Dziękuję, ale najpierw chciałabym się
dowiedzieć, co ja właściwie tu robię?
Pan Jackson pokiwał głową ze
zrozumieniem. Jego syn usiadł koło niego, a córka koło mnie. Ścisnęła mnie za
rękę, jakby chciała mnie wesprzeć. Byłam jej za to wdzięczna. Zdążyłam ją
polubić.
– Jesteś herosem, co już pewnie wiesz,
– zaczął pan Jackson spokojnym tonem – dzieckiem boga i śmiertelnika.
Phil zdradził mi, że mieszkasz z matką, która cię ukrywała. Ona musi być
śmiertelniczką, twój ojciec bogiem.
Pokręciłam głową nie zgadzając się.
– Mama mówiła, że tata umarł, więc nie
mógł być bogiem. Raz nawet pokazała mi zdjęcie.
– W takim razie mogła kłamać dla
twojego dobra. Bo widzisz, – zamyślił się chwilę – im heros mniej wie o sobie,
o swoim pochodzeniu, o swoich zdolnościach, tym lepiej dla niego. Potwory
nie mogą go wówczas wyczuć. Każdy półbóg ma określony zapach, który przyciąga
mityczne potwory. Ten zapach staje się żywszy wtedy, gdy młody człowiek dowiaduje
się o sobie coraz więcej. Najczęściej następuje to w okolicy dwunastego
lub trzynastego wieku… Czasami wcześniej… – spojrzał na mnie uważnie. – Nie
umiemy wyjaśnić dlaczego potwory nie wytropiły cię wcześniej.
– Ciocia Selena mówiła, że to dlatego,
że mama i ona mnie ukrywały, choć nie rozumiem jak…
Na imię mojej cioci na twarzy pana
Jacksona pojawił się wyraz zaskoczenia i czegoś jeszcze, czego nie potrafiłam
rozszyfrować. Mężczyzna jednak szybko się opanował i spytał mnie spokojnie:
– Twoja ciocia ma na imię Selena?
– Tak – odpowiedziałam lekko, choć
serce zabiło mi szybkiej. Może mogłabym się czegoś dowiedzieć o życiu mojej
cioci! – Jest przyjaciółką mojej mamy.
Wspominała, że się znacie i, że może jej pan nie pamiętać.
– Nie… – kierownik obozu pokręcił głową
– to nie może być ona… ona przecież...
Chciał coś dodać, ale przerwał widząc,
jak do pokoju wchodzi wysoka i szczupła kobieta. Była naprawdę piękna. Miała
jasne i falowane włosy, lekko mokre, jakby przed chwilą wyszła spod prysznica.
Oczy, które na mnie spojrzały były szare, ale radośnie błyszczące. Miała na
sobie dopasowane jeansy i żółtą koszulkę. Na nadgarstku nosiła srebrny zegarek,
a w uszach kolczyki w kształcie sowy.
– Mama – Amber wstała i uściskała się z
kobietą. – Mamo, to jest Elpidha Iliakos.
Wstałam również, nie wiedząc, co
powinnam teraz zrobić.
– Chaíro
polý** – powiedziałam uprzejmie.
Pani Jackson w odpowiedzi przyciągnęła
mnie do siebie i przytuliła. Poczułam się, jakbym była w ramionach swojej
mamy.
– Eíste
edó epitélous, kalá.*** Już się martwiłam – szepnęła mi do ucha.
Wyglądało na to, że język grecki był
dla niej tak samo naturalny, jak dla mnie. Wypuściła mnie z ramion i zwróciła
się do swojego męża.
– Oczywiście nie zaproponowałeś im nic
do jedzenia, co? Przecież oni byli w podróży cały dzień!
Pan Jackson zrobił zakłopotaną minę.
– Myślałem, że zaczekamy na nasz
wspólny obiad. Przecież to już zaraz.
Pani Jackson pokręciła głową z
niezadowoleniem i zapowiedziała, że przyniesie nam herbatę i coś do jedzenia.
Phillip pokiwał entuzjastycznie głową, rzucił hasło „ciasteczka” i wyszedł
za nią. Dopiero po jego wyjściu, zorientowałam się, że irytowała mnie jego
obecność. Poczułam się zdecydowanie raźniej, kiedy nie czułam na sobie jego
wzroku.
– Przechodząc do sedna… – pan Jackson
podjął na nowo rozmowę. – Kilkadziesiąt lat temu bogowie obiecali, że będą
przyznawać się do swoich dzieci do trzynastego roku życia. To, że ty Elpidho
żyłaś ukryta tak długo, jest bardzo niepokojące. Nie potrafimy stwierdzić kto
mógłby być twoim ojcem. Może w najbliższym czasie coś się wyjaśni.
Przed moimi oczami pojawił się obraz
wściekłego Heliosa rozmawiającego z Apollem, a w głowie dał się
znowu słyszeć jego głos, wołający mnie po imieniu. Odsunęłam od siebie te wspomnienia.
Miałam ogromną nadzieję, że nie miałam z tym bogiem nic wspólnego… To nie mógł
być on!
– Skoro byłam ukryta, to jakim cudem
mnie znaleźliście? Przecież potwory mnie nie atakowały – zauważyłam.
– Naprawdę nie działo się wokół ciebie
nic dziwnego? – spytała Amber.
Zamyśliłam się chwilę. Jedynymi
dziwnymi zdarzeniami były ostatnie sny. Wolałam jednak nic o nich nie mówić.
– Kathólou**** – odpowiedziałam niewinnie naginając prawdę.
– Tato, Elpidha potrafi określić porę
dnia na podstawie pozycji słońca – oczy Amber błyszczały, gdy o tym mówiła.
Mężczyzna zaciekawiony spojrzał na
mnie.
– To niezwykłe – przyznał. – To która
jest teraz godzina?
Wzruszyłam ramionami i wstałam.
Podeszłam do okna i spojrzałam w stronę słońca, które znajdowało się jeszcze
wysoko na niebie, ale chyliło się powoli ku zachodowi. Dzięki cioci dotarliśmy
na Long Island całkiem szybko.
– Dochodzi trzecia po południu –
odwróciłam się w stronę kierownika obozu. – Jest druga czterdzieści sześć.
Z ust pana Jacksona wyrwał się gwizd
uznania. Ponownie wzruszyłam ramionami i usiadłam na swoim miejscu.
– Jeszcze o czymś takim nie słyszałem,
– przyznał tata Amber wstając. Przyjrzał mi się dokładnie. – Twoje włosy też
są niezwykłe. Może jesteś córką pomniejszego, mało znanego boga.
– Ale jak mnie znaleźliście? – zapytałam
szybko. Nie chciałam schodzić na tematy dotyczące mojego ewentualnego ojca.
Tym razem odpowiedziała mi Amber.
– Python, z którym walczyliśmy
poszukiwał ciebie. Wyczuł cię. My skorzystaliśmy z tego i szliśmy za nim.
Kiedy cię znalazł zabiliśmy go, a właściwie unicestwiliśmy, bo ich nie da się
zabić tak na zawsze… A potem czekaliśmy na odpowiedni moment, by do ciebie
podejść. Wysłaliśmy Dextera, aby cię wyciągnął. Na szczęście sama wyszłaś w
nocy do ogrodu.
Pokiwałam głową próbując przyswoić to,
co usłyszałam. W tym czasie pani Jackson wróciła z herbatą, i kanapkami na
tacy. Usiadła koło męża. Tuż za nią wszedł Phillip niosąc tacę ciastek i
muffinek. Znów poczułam się dziwnie skrępowana. Lepiej się czułam, kiedy nie
było go w pobliżu. Zerknęłam na niego zastanawiając się, czy może poprawił mu
się humor. Usiadł na swoim poprzednim miejscu zajadając ciastko. Spojrzał na
mnie obojętnie, ale oczy mu radośnie błyszczały. Cieszył się, że wrócił do
domu.
– Co ustaliliście? – spytał.
– Nic – odpowiedziałam wymijająco i
spojrzałam na Amber. – Jak to możliwe, że wszyscy ludzie, którzy obserwowali
waszą walkę widzieli was, smoka, a także kamery i ekipy telewizyjne? Ja ich
nie widziałam!
– To przez Mgłę – wyjaśnił mi pan
Jackson.
Spojrzałam na niego i kątem oka
widziałam, że Phillip patrzy na mnie uważnie. Irytował mnie równie mocno, jak
Apollo we śnie.
– Widziałam jakąś mgłę, która nie
pozwalała mi z początku dojrzeć potwora – przyznałam.
– To inna mgła. Ta, o której mówię,
jest magiczna. Ukrywa przed ludźmi niezwykłe rzeczy, sprawia, że zwykli
śmiertelnicy widzą dziwne zjawiska inaczej. Widzą tylko to, co są w stanie
przyjąć jako prawdę. Widząc walkę ze smokiem stwierdzili, że to musi być jakiś
film, więc widzieli kamery. Ty ich nie widziałaś, bo jesteś jedną z nas.
– Katalavaíno^ – mruknęłam.
Sięgnęłam po herbatę i kanapkę.
Przeżuwałam w milczeniu, podczas gdy Amber opowiadała rodzicom naszą podróż.
Nie słuchałam jej. Byłam pochłonięta swoimi myślami. Wciąż nie rozumiałam,
dlaczego herosi mnie szukali. Skąd wiedzieli, że ten smok wyłapał właśnie mój
zapach, że szukał właśnie mnie? Powiedział im? Nie potrafiłam tego zrozumieć.
Miałam wrażenie, że nie mówią mi wszystkiego. Brakowało mi jakiegoś ważnego
elementu tej układanki… I to nawet nie jednego.
Od rozmyślań rozbolała mnie głowa.
Straciłam apetyt, ale, nie chcąc urazić gospodyni, dokończyłam kanapkę i
dopiłam herbatę. Była przyjemnie kojąca. Uspokoiła mój żołądek, niestety głowa
bolała mnie dalej…
– Aisthánesai kalá?^^ –
usłyszałam pytanie pani Jackson.
Zerknęłam na nią uśmiechając się lekko.
Chciałam ją uspokoić, powiedzieć, że wszystko w porządku. Ale w tym
momencie ból w skroniach się nasilił. Zamknęłam oczy i opadłam na kanapę.
Ostatnim, co słyszałam było moje imię wypowiadane męskim głosem i dźwięk tłuczonej
porcelany.
^*Ómorphi eikóna (czyt. omorfi ikona) - piękny obraz [όμορφη εικόνα].
*Kalispéra (czyt. kalispera) - dzień dobry.
**Chaíro polý (czyt. hero poli) - zwrot oznaczający: miło mi Panią/Pana poznać [χαίρω πολύ].
***Eíste edó epitélous, kalá (czyt. iste edo epitelus, kala) - jesteś tutaj wreszcie, dobrze [είστε εδώ επιτέλους, καλά].
****Kathólou (czyt. katolu) - zwrot oznaczający: nic, a nic, ani trochę, nigdy [καθόλου].
^Katalavaíno (czyt. katalaveno) - rozumiem [καταλαβαίνω].
^^Aisthánesai kalá?
(czyt. Estanese kala?) - dobrze się czujesz? [Αισθάνεσαι καλά;].
No to jesteśmy w obozie. Nareszcie :) Czy Elpi uda się rozwikłać tajemnice? Kto okaże się jej ojcem? Co się stało? Dlaczego zasłabła.
GG
Python był wysłany do niej. Interesujące. To dlaczego zasłabła?
OdpowiedzUsuńTo pytanie pozostaje bez odpowiedzi... jeszcze. Czytaj cierpliwie dalej.
Usuń