Przejdź do głównej zawartości

"Nadzieja bogów" Rozdział 7 cz.3

Stałyśmy w cieniu drzew. Głupio nam było tak wskakiwać w trakcie kolacji. Wszyscy siedzieli już na miejscach i zajadali ze smakiem. Bałam się śmiechów… Nagle poczułam lekki wietrzyk z zachodu. Zefirze, bracie, jak rozumiem, jeszcze nie uznałeś Pete’a. Możemy zaczynać – powiedziałam w duchu pewna, że Bóg Wschodniego Wiatru mnie usłyszy.
– Chodź, – pociągnęłam Amber – mam pomysł, tylko musisz udawać, że wiesz o co chodzi.
Spojrzała na mnie dziwnie, ale pokiwała głową. Weszłyśmy spokojnie do pawilonu. Oczy wszystkich zwróciły się w naszym kierunku. Parę osób tak, jak przeczuwałam uśmiechnęło się szyderczo (między innymi Ruby i jej siostry), Victor krzyknął, że powinnyśmy dostać karę. Ja tylko ukłoniłam się w stronę ogniska pozdrawiając Hestię i zwróciłam się w stronę Pete’a, który siedział obok Phila.
– Już wiem kto jest twoim tatą.
– Kto? – chłopak spytał niepewnie.
– Zefir, mój brat.
– Skąd to wiesz? – wtrącił pan Jackson.
– Spotkałyśmy go – odpowiedziałam spokojnie.
Było to niewinne kłamstwo, ale w pawilonie zrobiło się bardzo cicho. Wszyscy herosi zaprzestali rozmów i patrzyli na nas. Moja przyjaciółka wzruszyła ramionami.
– Pomógł nam tu wrócić – skłamała lekko.
Jej tata przyglądał jej się przez chwilę. Byłam ciekawa, czy domyśli się kłamstwa. Jeśli chciał coś powiedzieć, to zrezygnował, kiedy zobaczył jasny żółty symbol nad głową mojego bratanka. Była to głowa, która puszczała z ust podmuch wiatru od prawej do lewej – symbol zachodniego wiatru. Wszyscy wpatrywaliśmy się w niego jak urzeczeni. Pete również. Kiedy znikł parę osób podniosło okrzyki radości, ale za chwilę te krzyki zamarły. Pete wskazał na coś nad moją głową. Kiedy spojrzałam w górę, zobaczyłam kolejny jasny symbol, ten sam, który widniał na mojej walizce.
– A zatem oficjalnie można powiedzieć, że dziś dwóch herosów zostało uznanych – odezwał się Chejron. – Elpidha Iliakos jest córką Eos, Bogini Świtu, a Peter Starr jest synem Zefira, Boga Wiatru Zachodniego.
Podniósł się ogólny aplauz i radosny hałas. Wyglądało na to, że wszyscy radowali się z tego, że zostaliśmy uznani. Dla herosa najgorszym bólem jest nieuznanie przez boskiego rodzica. Z tego, co mówiła mi wcześniej Amber, teraz się to praktycznie nie zdarzało. Ci pół­bogowie, którzy trafiali do Obozu, byli uznawani. A, ci którzy nie trafiali, zazwyczaj byli za mało boscy. Tak jak mój tato…
Usiadłam obok Dextera. Podsunął mi talerz jedzenia i szklankę. Zażyczyłam sobie gorącą czekoladę z sokiem malinowym. Upiłam łyk, po czym wstałam i wrzuciłam do ognia spory kawał kurczaka pozdrawiając swoją boską rodzinkę. Kiedy usiadłam ponownie, radosne poru­szenie z powodu nowej wiadomości ustało. Herosi zajęli się sobą. Pete zapytał Amber, która usiadła obok niego, jaki jest jego tata. Dziewczyna spojrzała na mnie ukradkiem, a potem dokładnie go opisała. Nie musiałam nic dodawać. Zaśmiałam się i podziękowałam w duchu Zefirowi za pomoc w tym niewinnym kłamstewku. Wyglądało na to, że w którymś momencie objawił się mojej przyjaciółce.
W trakcie kolacji zauważyłam, że Janete siedziała ze swoim rodzeństwem i rozmawiała z nimi ściszonym słowem. Phillip praktycznie się nie odzywał, ale spoglądał na mnie podej­rzliwie od czasu do czasu. Podobnie zachowywał się Brad siedzący obok niego. Przy Dexterze siedział Rick, który uśmiechał się do mnie wesoło. Jego włosy były mocno różowe.
– Dzień pełen przygód, co? – zagadnął wychylając się przez stół.
– Oj tak. Ostatnio nie miewam spokojnych dni – przyznałam.
– A jak się czujesz? – spytał Dex zerkając na młodego Jacksona.
– Już w porządku. Nawet nie wiedzie, jak babskie pogaduszki mogą pomóc – zaśmiałam się puszczając oko do Amber.
Phil pokiwał głową, po czym zwrócił się do Brada po hiszpańsku. Byłam zdziwiona, że syn Hekate także zna ten język. Poczułam się odepchnięta, co jest dziwne, bo to ja odepchnęłam dziś Phillipa i to dwa razy.
– Kiedy jest ta cała bitwa o sztandar? – postanowiłam zmienić temat.
– Zawsze jest w piątki, czyli jutro.
– To jutro dopiero piątek?
Byłam zaskoczona. Jakoś przez te wszystkie ostatnie wydarzenia nie zorientowałam się, że czas normalnie płynie.
– Mam wrażenie, że od dnia kiedy byłam w domu minęło wiele dni. A to zaledwie dwa…
Satyr zaśmiał się wesoło. Dołączyłam do niego i wkrótce większość naszego stolika się śmiała.

Stałyśmy w cieniu drzew. Głupio nam było tak wskakiwać w trakcie kolacji. Wszyscy się­dzieli już na miejscach i zajadali ze smakiem. Bałam się śmiechów… Nagle poczułam lekki wie­trzyk z zachodu. Zefirze, bracie, jak rozumiem, jeszcze nie uznałeś Pete’a. Możemy zaczynać, – powiedziałam w duchu pewna, że Bóg Zachodniego Wiatru mnie usłyszy.
– Chodź, – pociągnęłam Amber – mam pomysł, tylko musisz udawać, że wiesz o co cho­dzi.
Spojrzała na mnie dziwnie, ale pokiwała głową. Weszłyśmy spokojnie do pawilonu. Oczy wszystkich zwróciły się w naszym kierunku. Parę osób tak, jak przeczuwałam uśmiechnęło się szyderczo (między innymi Ruby i jej siostry). Victor krzyknął, że powinnyśmy dostać karę. Ja tylko ukłoniłam się w stronę ogniska pozdrawiając Hestię i zwróciłam się w stronę Pete’a, któ­ry siedział obok Phila, przy stole numer 3.
– Już wiem, kto jest twoim tatą.
– Kto? – chłopak spytał niepewnie.
– Zefir, mój brat.
– Skąd to wiesz? – wtrącił pan Jackson.
– Spotkałyśmy go – odpowiedziałam spokojnie.
Było to niewinne kłamstwo. W pawilonie zrobiło się bardzo cicho. Wszyscy herosi za­przestali rozmów i patrzyli na nas. Moja przyjaciółka wzruszyła ramionami.
– Pomógł nam tu wrócić – skłamała lekko.
Jej tata przyglądał jej się przez chwilę. Byłam ciekawa, czy domyśli się kłamstwa. Jeśli chciał coś powiedzieć, to zrezygnował, kiedy zobaczył jasny żółty, jaśniejący symbol nad gło­wą mojego bratanka. Była to jasna głowa, która puszczała z ust podmuch wiatru od lewej do prawej – symbol zachodniego wiatru. Wszyscy wpatrywaliśmy się w to jak urzeczeni. Pete również. Kiedy zniknął parę osób podniosło okrzyki radości, ale za chwilę te krzyki zamarły. Peter wska­zał na coś nad moją głową. Gdy spojrzałam w górę, zobaczyłam kolejny jasny sym­bol, ten sam, który widniał na mojej walizce.
– A zatem oficjalnie można powiedzieć, że dziś dwóch herosów zostało uznanych – odez­wał się Chejron. – Elpidha Iliakos jest córką Eos, Bogini Świtu, a Peter Starr jest synem Zefira, Boga Wiatru Zachodniego.
Podniósł się ogólny aplauz i radosny hałas. Wyglądało na to, że wszyscy radowali się z te­go, że zostaliśmy uznani. Dla herosa najgorszym bólem było nieuznanie przez boskiego rodzi­ca. Z tego, co mówiła mi wcześniej Amber, teraz się to praktycznie nie zdarzało. Ci pół­bogowie, którzy trafiali do Obozu, byli uznawani. A, ci którzy nie trafiali, zazwyczaj byli za mało boscy. Tak, jak mój tato…
Usiadłam obok Dextera. Podsunął mi talerz jedzenia i szklankę. Zażyczyłam sobie gorącą czekoladę z sokiem malinowym. Upiłam łyk, po czym wstałam i wrzuciłam do ognia spory ka­wał kurczaka, pozdrawiając swoją boską rodzinkę. Kiedy usiadłam ponownie, radosne poru­sze­nie z powodu nowej wiadomości ustało. Herosi zajęli się sobą.
Pete zapytał Amber, która usiadła obok niego, jaki jest jego tata. Dziewczyna spojrzała na mnie ukradkiem, a potem dokładnie go opisała. Nie musiałam nic dodawać. Zaśmiałam się ci­cho i po­dziękowałam w duchu Zefiro­wi za pomoc w tym niewinnym kłamstewku. Wyglądało na to, że w którymś momencie obja­wił się mojej przyjaciółce.
W trakcie kolacji zauważyłam, że Janete siedziała ze swoim rodzeństwem i rozmawiała z nimi ściszonym słowem. Phillip praktycznie się nie odzywał, ale spoglądał na mnie podej­rz­liwie od czasu do czasu. Podobnie zachowywał się Bradley siedzący obok niego. Przy Dexterze sie­dział Rick, który uśmiechał się do mnie wesoło. Jego włosy były mocno różowe.
– Dzień pełen przygód, co? – zagadnął wychylając się przez stół.
– Oj tak. Ostatnio nie miewam spokojnych dni – przyznałam.
– A jak się czujesz? – spytał Dex zerkając na młodego Jacksona.
– Już w porządku. Nawet nie wiecie, jak babskie pogaduszki mogą pomóc. – Zaśmiałam się puszczając oko do Amber.
Phil pokiwał głową, po czym zwrócił się do Brada po hiszpańsku. Byłam zdziwiona, że syn Hekate także zna ten język. Poczułam się odepchnięta, co jest dziwne, bo to ja ode­p­chnę­łam dziś Phillipa i to dwa razy.
– Kiedy jest ta cała bitwa o sztandar? – postanowiłam zmienić temat.
– Zawsze jest w piątki, czyli jutro.
– To jutro dopiero piątek?
Byłam zaskoczona. Jakoś przez te wszystkie ostatnie wydarzenia nie zorientowałam się, że czas normalnie płynie.
– Mam wrażenie, że od dnia kiedy byłam w domu minęło wiele dni. A to zaledwie dwa…
Satyr zaśmiał się wesoło. Dołączyłam do niego i wkrótce większość naszego stolika się śmiała.


Tajemnice ujawnione. Czas płynie dalej.
Teraz dopiero żegnam się do sierpnia.
BUZIAKI
Aga

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bohaterowie

Witam ;) Postaram się na bieżąco aktualizować podstronę z bohaterami opowiadania. Zamieszczam tam głównie herosów. Ale Jeśli chcecie opis rodziców, czy bogów, dajcie znać ;) pozdrawiam Ag

"Nadzieja bogów" Rozdział 17 cz.3

– Bradley! – zawołała radośnie Sarah. Zwierzęta wylądowały gładko na pasie zieleni za parkingiem. Pobiegliśmy w tamtą stro­nę. Po drodze rozglądałam się dookoła. Byłam ciekawa, czy ludzie dostrzegli pegazy, a jeśli nie, to, co widzieli? Wiedziałam, że Mgła różnie działała. Wszystko było zależne od tego, czy czło­wiek, który widział magiczne istoty i dziwne zdarzenia, był w stanie w nie uwierzyć czy nie. Wszystko sprowadzało się do jego pojęcia normalności. Bałam się, że ktoś z obecnych na stacji paliwowej pomyśli, że gdzieś w pobliżu kręcą film z końmi i przybiegnie. Na szczęście nikt nie wydawał się tym zainteresowany. – Siema. Czy nie było was pięcioro? – zainteresował się Brad, kiedy zszedł z czarnego pe­gaza. Patrzył po nas skonsternowany. – Było – odpowiedziała mu Jany. – Ale harpie porwały nam Przybłędę i musi ją odnaleźć. – Co? Kiedy? – Tuż po naszej rozmowie – pośpieszyłam z wyjaśnieniem. – I nie mamy wiele czasu. Chłopak spojrzał na mnie z żarem w oczach, a ja poc

"Nadzieja bogów" Rozdział 1 cz.2

Pierwsza całe to zdarzenie zauważyła Sylvia, najstarsza siostra Lyry. Zawołała nas wszy­stkich podniecona. – Zobaczcie! Tam się toczy jakaś walka! Wyszłam z basenu zastanawiając się, co to ma być za walka. W końcu za domem znaj­dowały się tylko wody i trzciny. Przecisnęłam się obok przyja­ciółki i stanęłam na skraju dział­ki. To, co zobaczyłam wywołało ciarki na moich plecach. Dwoje młodych osób (na oko w moim wieku) stało w wodzie. Byli na tyle daleko od brzegi, że powinni zatonąć, oni jednak utrzy­mywali się na powierzchni wody. Mieli na sobie zwykłe młodzieżowe, letnie ubrania. Z tej odległości nie potrafiłam określić jakiej są płci. – Czy oni mają miecze? – usłyszałam niedowierzanie w głosie ojca Lyry.  Zamrugałam i spojrzałam ponownie. Pan Novak miał rację! Tych dwoje skakało w miej­scu i wymachiwało mieczami. Zupełnie jakby walczyli! Tylko z kim lub czym? Z początku mia­łam trudności z dojrzeniem drugiej strony poje­dynku. Zmrużyłam oczy i skupiłam się na brą­zo­wej, d