W Wielkim Domu przywitał nas Chejron na wózku. Bałam się, że ma dla nas jakieś kolejne nieprzyjemne wieści. On jednak zaprosił nas do środka, do kuchni. Na stole stały trzy talerze z makaronem spaghetti w sosie bolońskim z mięsem. – Annabeth zostawiła wam przekąskę. Sama poszła dopilnować bitwy o sztandar. Nie jest zadowolona z ostatniej. Żadne z nas nie jest… – westchnął trener. – Przepraszam… to głównie moja wina, gdybym się nie pojawiła… – zaczęłam. – Nie, Elpidho. To nie była twoja wina. Zapamiętaj to. – Chejron uśmiechnął się ciepło. – Nie możesz obwiniać siebie o wszystko. A teraz smacznego – dodał wskazując na stół. Wyjechał z kuchni i zostawił nas samych. – Gdzie jest Jany? – spytałam siadając na krześle. – Poszła pilnować gry o sztandar. Znów przewodzi grupą z Alexem na czele. – A ty nie grasz? – spojrzałam na przyjaciółkę. – Odeszła mi na to ochota. Mama ma rację. Kiedyś te bitwy były zwykłą sportową rywalizacją. Ostatnio jednak przerodziły się w coś chore
W mojej głowie od dawna krążą różne historie. Bohaterki i bohaterowie chcą usilnie wydostać się z mojego umysłu. Przelewanie ich opowieści na papier nie zawsze przynosiło ulgę. Mam nadzieję, że prowadzenie tego bloga będzie lepszym rozwiązaniem. Jeśli jesteś ciekaw/ciekawa niezwykłych historii inspirowanych czytanymi przeze mnie książkami, to zapraszam do czytania.