W Wielkim Domu przywitał nas Chejron na
wózku. Bałam się, że ma dla nas jakieś kolejne nieprzyjemne wieści. On jednak
zaprosił nas do środka, do kuchni. Na stole stały trzy talerze z makaronem
spaghetti w sosie bolońskim z mięsem.
– Annabeth zostawiła wam przekąskę.
Sama poszła dopilnować bitwy o sztandar. Nie jest zadowolona z ostatniej. Żadne
z nas nie jest… – westchnął trener.
– Przepraszam… to głównie moja wina,
gdybym się nie pojawiła… – zaczęłam.
– Nie, Elpidho. To nie była twoja wina.
Zapamiętaj to. – Chejron uśmiechnął się ciepło. – Nie możesz obwiniać siebie o
wszystko. A teraz smacznego – dodał wskazując na stół.
Wyjechał z kuchni i zostawił nas
samych.
– Gdzie jest Jany? – spytałam siadając
na krześle.
– Poszła pilnować gry o sztandar. Znów
przewodzi grupą z Alexem na czele.
– A ty nie grasz? – spojrzałam na
przyjaciółkę.
– Odeszła mi na to ochota. Mama ma
rację. Kiedyś te bitwy były zwykłą sportową rywalizacją. Ostatnio jednak
przerodziły się w coś chorego. Nikt już nie dba o zdrowie i życie innych. Nie
chcę uczestniczyć w czymś takim.
– Podobno wasz tata myśli o tym, by
bitwy były rzadziej – Dexter zabrał się za swoją porcję spaghetti z wielkim
apetytem.
– Też to słyszałam… – westchnęła Amber.
– Nie dziwie mu się.
– Żałuję, że nie widziałam dawnych
bitew – stwierdziłam.
– Może jeszcze zobaczysz.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie nawzajem i
zabrałyśmy się za jedzenie.
Po posiłku wyszliśmy na plac szermierki
i czekaliśmy z panem Jacksonem na zakończenie bitwy o sztandar. Kierownik
obozu spojrzał na mnie uważnie. Chyba chciał mi coś powiedzieć, bo już
otwierał usta, ale w tym momencie rozbrzmiał dźwięk konchy.
– Skończyli! – zabeczał satyr.
Pan Jackson odwrócił się natychmiast w
stronę lasu. Hałaśliwe okrzyki zwycięzców dobiegały z prawej strony.
Zerknęłam nerwowo na Amber. Chichotała wesoło.
– To nasi! Udało się! – zawołała
radośnie.
Chwilę później z lasu wybiegł Chejron z
Annabeth Jackson na grzbiecie, a za nimi szła Janete z czerwonym sztandarem w
ręku. Obok niej szedł Alex. Zaraz za nimi z lasu wynurzyli się Nick, Phil i
Brad. Wszyscy trzej patrzyli prosto na mnie. Przebiegł mi po plecach nieprzyjemny
dreszcz… Miałam wrażenie, że ich spojrzenia wwiercają się we mnie. Czegoś ode
mnie chcieli, każdy z nich… wcale mi się to nie podobało. Nagle zachciało mi
się stąd odejść. Zrobiłam krok do tyłu i natknęłam się na Jessicę.
– Aj… – jęknęłam lekko wystraszona.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
– Spokojnie. Nic ci nie zrobię.
Chciałam ci powiedzieć, że trzymam kciuki za twoją misję.
– Wow… – wymknęło mi się, zaraz jednak
się opamiętałam. – Dziękuję. Czyli wszyscy już wiedzą?
– Oczywiście, że tak. I mam jedną
prośbę… – rozejrzała się po placu, po czym wzięła mnie za łokieć i pociągnęła w
stronę domków. – Trzymaj Phila z dala od siebie. Nie mówię tego, od siebie.
Tylko, jeśli pozwolisz na to, by się do ciebie zbliżył… narobisz sobie mnóstwo
wrogów wśród dziewcząt. A i ty sama możesz skończyć ze złamanym sercem.
Byłam zupełnie skołowana. Patrzyłam na
młodą heroskę szeroko otwartymi oczami. Jessica zaśmiała się cicho i pokiwała
głową.
– Nie oczekuję, że to zrozumiesz.
Wiedz, że ja już to przechodziłam. Phillip potrafi czarować. Przez jakiś czas
jest dobrze, a potem wszystko trafia szlag… Chłopak skacze z kwiatka na
kwiatek. Już Brad jest lepszym wyjściem.
Kiwnęłam głową, że rozumiem i obiecałam
uważać na siebie oraz na Phila. Dziewczyna odeszła usatysfakcjonowana do
swoich koleżanek. Chwilę potem podbiegły do mnie Śnieżka, Jany i Amber. Zaczęły
dopytywać jedna przez drugą, co Jess ode mnie chciała. Nie umiałam o tym
rozmawiać, więc je zbyłam.
Odeszłam szybko do swojego domku. Wciąż
czułam się dziwnie po tej rozmowie. Miałam trzymać młodego Jacksona z dala od
siebie, a przecież wciąż miałam w kieszeni broszkę, przez którą miałam być z
nim złączona. Niby broszka miała pokazywać tylko jego lokalizację, ale przecież
kiedy jej dotknęłam, poczułam, jakby mój umysł się rozszerzył… i czułam obecność
Phila tak, jakby stał nie tyle koło mnie, ile w moim umyśle… Nie podobało mi
się to. Miałam ochotę oddać ją Amber, ale bałam się, że się obrazi…
W moim sercu pojawił się dziwny
niepokój, który spotęgował tylko to nieprzyjemne uczucie, jakie pojawiało się w
moim sercu, ilekroć patrzyłam na tego młodzieńca. Jak ja mam sobie z tym
wszystkim poradzić? – pytałam siebie w duchu.
Czyżby Phil naprawdę traktował Elpi jak kolejną zdobycz? Co Jess miała na myśli mówiąc "jeśli pozwolisz, by się do ciebie zbliżył"? O jakie zbliżenie chodzi? Jak nasza Elpidha ma mu teraz zaufać?
Wybaczcie, że tak późno... Praca mnie wciągnęła, a później nie umiałam sobie przypomnieć co chciałam napisać dalej w opowiadaniu. Hihi...
Pozdrawiam (zwłaszcza swojego tatkę).
AgB
Komentarze
Prześlij komentarz