Przejdź do głównej zawartości

"Nadzieja bogów" Rozdział 12 cz.3

W Wielkim Domu przywitał nas Chejron na wózku. Bałam się, że ma dla nas jakieś kolejne nieprzyjemne wieści. On jednak zaprosił nas do środka, do kuchni. Na stole stały trzy talerze z makaronem spaghetti w sosie bolońskim z mięsem.
– Annabeth zostawiła wam przekąskę. Sama poszła dopilnować bitwy o sztandar. Nie jest zadowolona z ostatniej. Żadne z nas nie jest… – westchnął trener.
– Przepraszam… to głównie moja wina, gdybym się nie pojawiła… – zaczęłam.
– Nie, Elpidho. To nie była twoja wina. Zapamiętaj to. – Chejron uśmiechnął się ciepło. – Nie możesz obwiniać siebie o wszystko. A teraz smacznego – dodał wskazując na stół.
Wyjechał z kuchni i zostawił nas samych.
– Gdzie jest Jany? – spytałam siadając na krześle.
– Poszła pilnować gry o sztandar. Znów przewodzi grupą z Alexem na czele.
– A ty nie grasz? – spojrzałam na przyjaciółkę.
– Odeszła mi na to ochota. Mama ma rację. Kiedyś te bitwy były zwykłą sportową rywa­li­zacją. Ostatnio jednak przerodziły się w coś chorego. Nikt już nie dba o zdrowie i życie in­nych. Nie chcę uczestniczyć w czymś takim.
– Podobno wasz tata myśli o tym, by bitwy były rzadziej – Dexter zabrał się za swoją por­cję spaghetti z wielkim apetytem.
– Też to słyszałam… – westchnęła Amber. – Nie dziwie mu się.
– Żałuję, że nie widziałam dawnych bitew – stwierdziłam.
– Może jeszcze zobaczysz.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie nawzajem i zabrałyśmy się za jedzenie.
Po posiłku wyszliśmy na plac szermierki i czekaliśmy z panem Jacksonem na zakoń­czenie bitwy o sztandar. Kierownik obozu spojrzał na mnie uważnie. Chyba chciał mi coś po­wiedzieć, bo już otwierał usta, ale w tym momencie rozbrzmiał dźwięk konchy.
– Skończyli! – zabeczał satyr.
Pan Jackson odwrócił się natychmiast w stronę lasu. Hałaśliwe okrzyki zwycięzców do­bie­gały z prawej strony. Zerknęłam nerwowo na Amber. Chichotała wesoło.
– To nasi! Udało się! – zawołała radośnie.
Chwilę później z lasu wybiegł Chejron z Annabeth Jackson na grzbiecie, a za nimi szła Ja­nete z czerwonym sztandarem w ręku. Obok niej szedł Alex. Zaraz za nimi z lasu wynurzyli się Nick, Phil i Brad. Wszyscy trzej patrzyli prosto na mnie. Przebiegł mi po plecach nie­przy­jemny dreszcz… Miałam wrażenie, że ich spojrzenia wwiercają się we mnie. Czegoś ode mnie chcieli, każdy z nich… wcale mi się to nie podobało. Nagle zachciało mi się stąd odejść. Zrobiłam krok do tyłu i natknęłam się na Jessicę.
– Aj… – jęknęłam lekko wystraszona.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
– Spokojnie. Nic ci nie zrobię. Chciałam ci powiedzieć, że trzymam kciuki za twoją misję.
– Wow… – wymknęło mi się, zaraz jednak się opamiętałam. – Dziękuję. Czyli wszyscy już wiedzą?
– Oczywiście, że tak. I mam jedną prośbę… – rozejrzała się po placu, po czym wzięła mnie za łokieć i pociągnęła w stronę domków. – Trzymaj Phila z dala od siebie. Nie mówię tego, od siebie. Tylko, jeśli pozwolisz na to, by się do ciebie zbliżył… narobisz sobie mnóstwo wrogów wśród dziewcząt. A i ty sama możesz skończyć ze złamanym sercem.
Byłam zupełnie skołowana. Patrzyłam na młodą heroskę szeroko otwartymi oczami. Je­ssi­ca zaśmiała się cicho i pokiwała głową.
– Nie oczekuję, że to zrozumiesz. Wiedz, że ja już to przechodziłam. Phillip potrafi czaro­wać. Przez jakiś czas jest dobrze, a potem wszystko trafia szlag… Chłopak skacze z kwiat­ka na kwiatek. Już Brad jest lepszym wyjściem.
Kiwnęłam głową, że rozumiem i obiecałam uważać na siebie oraz na Phila. Dziewczyna ode­szła usatysfakcjonowana do swoich koleżanek. Chwilę potem podbiegły do mnie Śnieżka, Jany i Amber. Zaczęły dopytywać jedna przez drugą, co Jess ode mnie chciała. Nie umiałam o tym rozmawiać, więc je zbyłam. 
Odeszłam szybko do swojego domku. Wciąż czułam się dziwnie po tej rozmowie. Miałam trzymać młodego Jacksona z dala od siebie, a przecież wciąż miałam w kieszeni broszkę, przez którą miałam być z nim złączona. Niby broszka miała pokazywać tylko jego lokalizację, ale przecież kiedy jej dotknęłam, poczułam, jakby mój umysł się rozszerzył… i czułam obec­ność Phila tak, jakby stał nie tyle koło mnie, ile w moim umyśle… Nie podobało mi się to. Mia­łam ochotę oddać ją Amber, ale bałam się, że się obrazi…

W moim sercu pojawił się dziwny niepokój, który spotęgował tylko to nieprzyjemne uczucie, jakie pojawiało się w moim sercu, ilekroć patrzyłam na tego mło­dzieńca. Jak ja mam sobie z tym wszystkim poradzić? – pytałam siebie w duchu.

Czyżby Phil naprawdę traktował Elpi jak kolejną zdobycz? Co Jess miała na myśli mówiąc "jeśli pozwolisz, by się do ciebie zbliżył"? O jakie zbliżenie chodzi? Jak nasza Elpidha ma mu teraz zaufać? 

Wybaczcie, że tak późno... Praca mnie wciągnęła, a później nie umiałam sobie przypomnieć co chciałam napisać dalej w opowiadaniu. Hihi...
Pozdrawiam (zwłaszcza swojego tatkę).
AgB

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Inspirowane grecką mitologią - "Nadzieja bogów" Prolog

Pierwsza historia, która usilnie chce wyciec z mojej głowy jest inspirowana grecką mitologią, a dokładnie serią książek "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy". Tak wiem, to książka dla dzieci, mimo to urzekła mnie bardzo! A może właśnie dlatego? Cóż… żeby nie przedłużać – zaczynamy! Prolog /Potężny Głos Ubrana byłam w zwiewną sukienkę w kolorze nieba o brzasku słońca – błękitu prze­cho­dzącego w róż. Znajdowałam się w niezwykle pięknym miejscu. Wokół mnie migotało ty­siące różnych świateł, rozświetlających czerń mroku. Byłam urzeczona ich ilością. Zrobiłam krok do przodu i zorientowałam się, że unoszę się w powietrzu... Pode mną, daleko w dole, widziałam biało-niebieskie plamy. Coś mi te plamy przypominały… Rozejrzałam się. Tuż za mną z daleka zauważyłam niezwykłą jasność. Z początku była delikatna, z czasem jednak nabierała inten­sy­wności, w końcu musiałam odwrócić wzrok.  – Nie powinnaś tam patrzeć – usłyszałam. Spojrzałam zaskoczona ...

"Nadzieja bogów" Rozdział 23 cz.2

– Vic oddawaj Rydwan, to już nie jest śmieszne – Ian zgrzytnął zębami i zacisnął pięści. – Nie ma mowy. Dlaczego miałbym Wam oddać mój skarb? – zaśmiał się dzieciak. – skarb? Po co ci on? – zapytałam. – Apollo ma za dużo obowiązków, nie sądzicie? Spojrzałam na syna Zeusa z powątpiewaniem. Nie wierzyłam w jego słowa. Chłopak był zbyt zadufany w sobie, by pomyśleć o innych. Ian najwyraźniej myślał tak samo, bo przewrócił oczami. – A o co dokładnie chodzi Hawk? – warknęłam podchodząc bliżej. Czułam narastającą wściekłość. – No cóż… – wzruszył ramionami – Wiedziałem, że nie łatwo będzie was przekonać, więc przejdę do sedna. – Przestał się uśmiechać i spojrzał z powagą. – W końcu mój ojciec zwróci na mnie uwagę. Warknęłam nie mogąc powstrzymać frustracji i spojrzałam w górę. Zeusie, dlaczego muszę rozwiązywać twoje rodzinne problemy z ciebie? Może go przywołać do porządku? – krzyknęłam w myślach. Coś mi jednak mówiło, że nic z tego nie będzie. Bóg Piorunów ustalił dawno te...

"Nadzieja bogów" Rozdział 16 cz.2

Kiedy doszliśmy do celu, poczułam przyjemny powiew wiatru. Wiedziałam, że jestem tam, gdzie być powinnam. Ale jak miałam znaleźć dziewczynę? Zaczęliśmy się uważnie rozglądać, badać drzewa. Sarah szeptała zaklęcia, Janete dokła­dnie przyglądała się pniom, a Phillip badał podłoże. Przez chwilę obserwowałam ich z uśmie­chem. Byłam szczęśliwa, że miałam ich przy sobie. W końcu zamknęłam oczy i przywołałam obraz młodej dziewczynki śpiewającej piosenkę. Słowa piosenki same przyszły mi do głowy. Po chwili zaczęły płynąć z moich ust. Poczułam dziwną wibrację w powietrzu. Otworzyłam oczy i zaskoczona zachłystnęłam się powietrzem ucinając piosenkę w pół wersu. Przede mną stała niezwykle piękna dziewczyna o delikatnych rysach i o smukłej sylwet­ce. Miała na sobie sukienkę z kory drzewa, a długie włosy w kolorze żołędzi były ozdobione liśćmi dębu. Patrzyła na mnie nieprzeniknionym wzrokiem. – Witajcie młodzi herosi – powiedziała do nas śpiewnie. – Jestem Belanida. – Witamy cię driado ...