Stałam na ganku Wielkiego Domu z
przyjaciółmi. Mama rozmawiała z Chejronem na osobności w salonie.
Wiedziałam, ze nie może z nami zostać. Chciałam jeszcze się z nią pożegnać,
dlatego wolałam się nigdzie nie ruszać. Oparłam się o jedną z kolumn.
– Jak się czujesz po tych rewelacjach?
– Phil stanął przy następnej kolumnie twarzą do mnie.
– W porządku. Całkiem dobrze się czuję.
W końcu coś rozumiem…
– To dobrze, wiele się wyjaśniło…
Elpis… – uśmiechnął się lekko.
– Tak się nazywa Bogini Nadziei,
prawda? – spytałam zaciekawiona, dlaczego mnie tak nazywa.
– Nie jest boginią. Jest duchem. Kiedy
Pandora otworzyła swój dzban, wypłynęły z niego same nieszczęścia, choroby i
zarazy, a na dnie pozostał ukryty Duch Nadziei. Pandora uwięziła go tam. Dopóki
Elpis jest w dzbanie, nadzieja nas nie opuści.
– Ale sama nie może opuścić dzbanu, to człowiek
musiałby ją wypuścić, tym samym porzucając nadzieję – wtrąciła stojąca przy
drzwiach Janete.
– Nasz tata w trakcie drugiej wojny z
tytanami otrzymał ją od Prometeusza – dodała Amber siedza na schodkach. –
Kiedy źle mu się wiodło, kusiło go, by ją otworzyć, ale się powstrzymał i
przekazał Hestii. Bogini Ogniska Domowego będzie najlepszą strażniczką Elpis.
Przy niej nadzieja nigdy nie wygaśnie.
Uśmiechnęłam się zastanawiając się, co
ta historia może mieć wspólnego ze mną, poza imieniem oczywiście.
– Wiedz, że cokolwiek się wydarzy, my
cię nie opuścimy – odezwał się Phillip – możesz liczyć na nasze wsparcie,
prawda dziewczyny?
Obie podeszły do nas i poważnie
pokiwały głowami. Byłam wzruszona ich postawą.
– Dziękuję. Zyskałam prawdziwych przyjaciół.
Wyciągnęłam ręce chcąc ich wszystkich
uścisnąć. Dziewczyny dołączyły do mnie chętnie. Phila musiałyśmy trochę
namawiać, ale w końcu podszedł do nas i stanął między dziewczynami.
Uściskaliśmy się we czwórkę. Czułam się przy nich bezpiecznie i szczęśliwie.
– Piękny widok! – zawołała mama.
Odwróciłam się w jej stronę. Na powrót
miała na sobie swoją różową sukienkę, a włosy upięte były w kok. Uśmiechała się
do mnie czule.
– Nie muszę się martwić, że cię tu
zostawiam. Dbajcie o nią, proszę was – spojrzała na każde z moich przyjaciół z
osobna. Na chłopaku zatrzymała wzrok najdłużej.
– Może być pani spokojna pani Iliakos.
Elpidha będzie z nami bezpieczna – odezwał się poważnym tonem.
– Och, mówcie mi Auge. Jakoś
przyzwyczaiłam się do tego imienia.
Zaśmiałam się. Rzadko widywałam mamę
tak beztroską. Zazwyczaj była bardzo poważna i zajęta. Zeszłyśmy z ganku i
ruszyłyśmy w stronę Sosny Thalii.
– Jak wrócisz do domu? – spytałam
ciekawa.
– Jak na Bogini Zorzy przystało. W dole
zaparkowałam swój różany rydwan.
– Z końmi?
Mama zaśmiała się wesoło.
– Nie Eli. Jest to bardziej współczesny
rydwan. Różowo-błękitny sedan – znów się zaśmiała widząc moją minę. – Myślę,
że jak dobrze poszukasz, to znajdziesz moje konie, Lamposa i Faetona w
stajniach obozu. Zaopiekuj się nimi, dobrze?
– Oczywiście, możesz na mnie liczyć –
nie byłam pewna, czy uda mi się je poznać. – A ty? Wrócisz do domu i zajmiesz
się Butlerami?
– Właściwie tak, polubiłam życie
śmiertelniczki… Poza tym Selene obiecała mi w te wakacje dotrzymać towarzystwa.
Chejron wytłumaczy ci, jak możesz się z nami kontaktować, jeśli będziesz
chciała.
– Na pewno będę – zapewniłam. – Pozdrów
wszystkich i uspokój Lyrę.
– Już to zrobiłam. Dzięki Mgle są
przekonani, że Selene przyjechała i zabrała cię na obóz, jako prezent
wakacyjny. A co do Butlerów, to Rupert cię pozdrawia i ma nadzieję, że uda wam
się spotkać, choć na jeden dzień w to lato. Podobno przyjechał do nas tylko ze
względu na ciebie – zatrzymała się i spojrzała na mnie uważnie. – Córeczko,
nie mówiłaś mi, że to coś poważnego.
– Bo ja sama nie wiem… – zaczęłam się
tłumaczyć. – Znaczy się, ja bym chciała, ale do tej pory nic nie było… a nie
wiem, co on na to… i…
Mama przytuliła mnie mocno i uciszyła.
– Agápi
mou, czasami zapominam, jaka jesteś już dorosła… Chciałabym cię trzymać jak
najdalej od młodzieńców, ale chyba się nie da… – westchnęła – Wiedz, że będę
cię wspierać, bez względu na to, z kim się zwiążesz… a coś mi się wydaje, że
Rupert Butler nie jest jedynym, który ci chodzi po głowie…
Zmieszałam się i nie wiedziałam, co
odpowiedzieć. Najpierw miałam zamiar zaprzeczyć, ale to chyba nie miało sensu.
Rozmawiałam z mamą, która jednocześnie była boginią i doskonale wiedziała,
kiedy kłamię.
– Dziękuję mamo – szepnęłam w końcu.
– Dopóki jesteś w obozie, proszę cię,
byś słuchała się Chejrona, Percy’ego i Annabeth. Ćwicz się w walce, bo dopóki
nie odkryjesz niezwykłych mocy, to lepiej będzie, jak nauczysz się posługiwać
się bronią.
– Mamo… miecz nie jest dla mnie,
naprawdę. Próbowałam…
– To może sztylety, włócznia albo łuk.
Jest dużo rodzajów broni. Słuchaj poleceń trenera sztuk walki, a sobie
poradzisz.
– To Phil nas trenuje, a ja nie zawsze
potrafię się z nim dogadać… – mruknęłam.
Mama zerknęła w stronę Wielkiego Domu.
Obejrzałam się. Phil stał samotnie przy schodkach i patrzył na nas.
Wyglądał niezwykle z czarnej koszuli i dżinsach. Z jego twarzy zniknęła gdzieś
złość i obojętność, którą mnie przywitał w Jacksonville Beach.
– Wydaje się być miły, ale bądź
ostrożna. W jednym na pewno przypomina swojego dziadka Posejdona. Wyczytałam
to z oczu.
– W czym? – spytałam, ale bałam się
odpowiedzi.
– Niezły z niego flirciarz… W sumie nie
większy ode mnie… – dodała z uśmiechem. – Po prostu uważaj komu oddasz swoje
serce – szepnęła na koniec i pocałowała mnie w czoło.
Kiedy zniknęła za drzewami, odwróciłam
się w kierunku doliny. Miałam przed sobą wakacje z dala od mamy. Wcześniej
skakałabym z radości. Mama nigdy nie puszczała mnie na wyjazdy, chyba że w
towarzystwie cioci. A teraz byłam ponad dziewięćset mil poza domem, na
najdziwniejszym obozie na świecie.
pozdrowionka i pięknego w życiu słonka!
GG
No no ciekawe co ma za zdolności?
OdpowiedzUsuńNa pewno fajne :D
UsuńNo no ciekawe co ma za zdolności?
OdpowiedzUsuń