Pawilon jadalniany znajdował się w
pobliżu plaży, pomiędzy potokiem a lasem. To jego widziałam, gdy wpływaliśmy do
obozu na łódkach. I wcale nie był żadną halą, jak z początku mi się
wydawało. Okazał się dużą przestrzenią ogrodzoną greckimi kolumnami. W środku
stało dwadzieścia stołów ustawionych jak ramiona gwiazdy. W samym środku
znajdowało się gigantyczne ognisko. Herosi schodzili się z różnych stron i
stawali między kolumnami.
– Zapraszamy – Janete ciągnęła mnie za
sobą. – Kiedyś to było tylko dwanaście stołów. Po jednym na domek. Ale kiedy
pan D. wrócił do siebie, a obóz odwiedziła Hestia, która jest boginią ogniska
domowego, zdecydowała z Chejronem i starszymi herosami, grupowymi domków, że
powiększą ilość stołów do dwudziestu. Trochę zmniejszyli ich długość, ale
pozwolili siadać gdzie nam się podoba. Oczywiście wciąż są pewne zasady.
– Jakie? – bałam się, że mogę jakąś
złamać nawet jej nie znając.
– Siadamy przy stołach w kolejności
domków – odpowiedziała spokojnie rozglądając się.
– To ja kiedy? Na końcu? – nie byłam
zadowolona z takiej wersji…
W tej chwili poczułam czyjąś rękę na
ramieniu. Annabeth Jackson stanęła koło mnie i uśmiechnęła się do mnie
serdecznie.
– Ty Elpidho, jako nasz gość, wejdziesz
tam z nami. A to, gdzie usiądziesz zależy od ciebie. Oczywiście zapraszam cię
do naszego stołu.
– Dziękuję – odpowiedziałam grzecznie
wdzięczna za to zaproszenie. – Czy Amber już wróciła?
– Tak, zaraz powinna tu być.
Odwróciłam się, żeby jej poszukać, ale
zamiast niej zobaczyłam jej brata idącego ramię w ramię ze swoim tatą.
Kiedy nasze oczy się spotkały natychmiast odwróciłam głowę. Miałam cichą
nadzieję, że nie będzie chciał siedzieć z rodzicami…
Rozległ się kolejny dźwięk rogu.
Wszyscy się rozglądali uważnie, ale stali na swoich miejscach.
– Co się dzieje? – spytałam panią
Jackson.
– Czekają na Victora, – pan Jackson
pośpieszył z wyjaśnieniem – jedynego syna Zeusa przebywającego w obozie.
Oczywiście się spóźnia. Chyba powinienem mu wymyślić kolejną karę…
– Vic uważa, że skoro jest synem Króla
Bogów to nie obowiązuje go prawo – zazgrzytał zębami Phillip.
– Ale to śmieszna, bo nawet Zeusa
obowiązuje prawo – zauważyłam.
– Powiedz to JEMU, nie nam – mruknął. –
Głodny jestem.
– Nie ty jeden, Philos – wtrąciła się
Janete.
Chłopak spojrzał na nią spode łba.
– Uważaj, bo będę cię nazywał Jany-Jo.
– Proszę bardzo. Wiesz, przecież, że
nie mam nic przeciwko temu – uśmiechnęła się.
W tym momencie dało się słyszeć wiwaty
ze strony plaży. Do pawilonu wszedł wysoki chłopak w wieku około trzynastu
lat. Miał czarne krótkie włosy i bardzo jasne oczy. Mimo młodego wieku, był
bardzo barczysty. Po sposobie, w jakim się poruszał można było odczytać jego
dużą pewność siebie.
– Wybaczcie, że musieliście czekać –
uśmiechnął się szczerząc zęby. – Cóż, warto było. – dodał siadając przy stole z
wyrytą cyfrą 1 z przodu.
Phil zacisnął pięści i wyglądał, jakby
chciał podejść do Victora i go uderzyć. Nie wiem czemu to zrobiłam, ale
chwyciłam go za ramię, jakbym chciała go powstrzymać. Wiem, że gdyby chciał,
nie miałabym szans przeszkodzić mu w jakikolwiek sposób. Był przecież ode mnie
znacznie silniejszy. Spojrzał najpierw na moją rękę, a potem w moje oczy. To
spojrzenie było niezwykłe. Po raz pierwszy patrzył na mnie szczerze
zainteresowany.
– Zostaw go, pozwól mi coś zadziałać –
szepnęłam.
– A jak ty chcesz z nim zadziałać? –
spytał zły. Miałam nadzieję, że nie był zły na mnie.
– Spokojnie, coś wymyślę.
Chyba chciał coś powiedzieć, ale w tym
momencie jego tata dał nam znać, że teraz nasza kolej. Puściłam go odwracając
wzrok w stronę ogniska. Ruszyłam ramię w ramię z Phillipem, tuż za mną
szła zdyszana Amber. Dziękowała pomiędzy oddechami, że na nią poczekaliśmy.
W mojej głowie zapaliła się lampka.
– Nie ma za co, Amber. Zawsze zaczekamy
na ciebie z ochotą – powiedziałam trochę głośniej.
Tak, jak tego chciałam, Victor złapał
przynętę i poderwał wzrok w naszą stronę. Nie musiałam na niego patrzeć, by
wiedzieć, że go zabolało. Czuło się dziwną wibrację w powietrzu. Phil
podchwycił mój pomysł. Odwrócił się do siostry i się uśmiechnął.
– Pewnie, że tak. Ty zawsze jesteś
punktualna, więc takie spóźnienie ci wybaczymy.
Amber się zaśmiała wyraźnie zadowolona
z naszej odpowiedzi. Znów nam podziękowała. Usiedliśmy przy stole oznaczonym
cyfrą numer 3. Taki numer miał domek Posejdona. Aż się zachłystnęłam
powietrzem, kiedy zorientowałam się, co to oznacza. Jednym krótkim, rzuconym
ponad stołami spojrzeniem w oczy Janete, zadałam nieme pytanie: Posejdon? Skinęła głową. Zwróciłam się
w stronę Percy’ego Jacksona. Był synem Posejdona! A Phil i Amber byli jego wnukami…
To by wyjaśniało, dlaczego unosili się na wodzie, zamiast w niej tonąć podczas
walki z potworem. I to, że w podróży wykorzystali hipokampy…
– Znasz kolejność domków? – Amber
wyrwała mnie z zamyślenia.
Kiwnęłam głową w odpowiedzi. Rozejrzałam
się, by się rozeznać, kto teraz wchodzi do pawilonu.
– Zeus to samotny Victor, od Hery nie
ma nikogo, Posejdon to my, a właściwie tata. Demeter jak widzisz to radosne
żółte koszulki. Nie są szkodliwi. Za to Piątka… Dzieci Aresa musisz się
wystrzegać. Uwielbiają siać zamęt i kłótnie, jak ich ojciec.
– Tak i od kiedy nasz tata wygrał walkę
z Aresem, wiecznie jesteśmy nimi na wojennej ścieżce – Phil uśmiechnął się
cierpko. – Jako, że siedzisz z nami, to teraz i ciebie się to tyczy.
– O, idzie Jany. – Amber pomachała jej
wesoło.
Oprócz Janete naliczyłam jeszcze
pięcioro dzieci Ateny. Wszyscy mieli taki sam kolor włosów i oczu. Większość z
nich usiadła do stołu szóstego, tylko moja dotychczasowa przewodniczka
przysiadła się do nas.
– Dziękuję za oprowadzanie –
uśmiechnęłam się wesoło ściskając jej ramię.
Amber na te słowa zrobiła wielkie oczy
i ochrzaniła brata po grecku, że wysłużył się Jany, kiedy to on miał mnie
odprowadzić. Zupełnie zapomniała, że przecież ją rozumiem, a Phil nie lubi tego
języka. Postanowiłam udawać, że ich nie słucham i przyglądałam się, jak stoły
się zapełniają. Przy stole siódmym zobaczyłam tylko dwóch bliźniaków.
– Apollo ma dwoje dzieci? Tylko? –
szepnęłam zdumiona do Janete. Przecież był z niego niezły donżuan.
– Długa historia… może później ci
opowiem.
Kolejna grupa młodzieży rozeszła się po
stołach. Była do tej pory najliczniejsza i najpotężniejsza, jeśli chodzi
o muskuły. Dwóch chłopaków usiadło z Victorem. Trzy dziewczyny dosiadły się do
dzieci Ateny, a reszta została przy swoim stole. Domek Afrodyty zamieszkiwali
mini modele i modelki, którzy usiedli razem i zaprosili do siebie chłopców
Apolla. Dzieci Hermesa i mieszkańców jego domku też było niemało. Prawie
wszyscy usiedli przy swoim stole. Poza jednym, chyba dwunastoletnim chłopcem,
który wyglądał na wystraszonego. Amber zawołała go do nas.
– To jego przywiozłam z Manuelem –
wyjaśniła nam cicho. Do niego zaś zawołała radośnie – Pete, siadaj z nami,
jako nasz gość.
Uśmiechnął się niepewnie i usiadł koło
niej, a naprzeciwko mnie i Jany.
– Nie bój się, też jeszcze nie wiem
gdzie powinnam siedzieć – pocieszyłam go.
Usłyszałam tupanie kopyt. Zorientowałam
się, że do pawilonu weszli satyrowie. Dexter dosiadł się do nas, obok Phillipa.
– Mieszkasz w domku Dionizosa? – spytałam
zaskoczona. Czy każdy satyr był dzieckiem pana D.? Nic mi o tym nie było
wiadomo.
– Tak. Każdy satyr jest tam mile
widziany. W końcu jesteśmy jego świtą.
Zaśmiałam się w odpowiedzi i wróciłam do
obserwowania herosów. Kolejna część pochodu była już znacznie krótsza. Nie
było żadnych dzieci Hadesa, Hypnosa, czy Kymopolei. Nie było też żadnych
przedstawicieli ostatniego domku. Iris miała trzech synów i córkę. Usiedli
razem w wesołej gromadce.
– Są bardzo sympatyczni i pomocni.
Można się z nimi zaprzyjaźnić. – Amber kontynuowała przybliżanie mi
mieszkańców obozu. – Dzieci Nemezis bywają bardzo wybuchowe. Lepiej uważać, jak
się z nimi wygrywa. Zżyły się razem z dziećmi Nike.
Stoły numer 18, 19, 20 stały puste, bo
dzieci tych bogiń rozeszły się po całym pawilonie. Niski chłopak o mocno
zielonych oczach dosiadł się tuż koło mnie naprzeciwko Phila.
– Przedstawisz mnie ślicznotce? –
spytał Phillipa wskazując na mnie.
Zrobiło mi ciepło na sercu. Zostałam
nazwana ślicznotką!
– Elpidho, to jest Bradley, syn Hekate.
To Elpidha, jeszcze nieokreślona.
– Miło mi – chłopak wyciągnął do mnie
rękę, a kiedy podałam mu swoją, zamiast ją uścisnąć – ucałował.
– Witam wszystkich – zagrzmiał Chejron
przerywając wszystkie rozmowy.
Spojrzałam w jego stronę. Stał w pełnej
swojej postaci. Jego koński tors był mleczno-biały. Ubrany był w koszulę w
niebieską klatę. Był naprawdę imponujący.
– Zanim zaczniemy, chcę powitać nowych
obozowiczów. Cieszę się, że dotarliście szczęśliwie.
Wszystkie oczy zwróciły się na nas. A
Chejron dokonał naszej prezentacji. Znów usłyszałam, że jestem nieokreślona.
Miałam nadzieję, że to nie jest nic złego. Pete również nie wyglądał na
zadowolonego.
Na naszych stołach pojawiły się potrawy
przynoszone przez driady. Parę osób również się podniosło by pomóc, w tym chyba
wszystkie dzieci Hebe.
Kiedy każdy dostał talerz żeberek i
skrzydełek oraz pustą szklankę, Chejron zmówił krótką modlitwę do Hestii z
podziękowaniem za to, że mogliśmy się zebrać. Życzył nam smacznego
i przysiadł przy końcu naszego stołu. Wówczas herosi zaczęli podnosić się.
Podchodzili kolejno do ogniska, i wrzucali kawałek jedzenia prosto w ogień.
Zszokowana spytałam Janete, dlaczego to
robią, ale z wyjaśnieniami pośpieszył mi Bradley. Wytłumaczył, że w ten sposób
składa się ofiary bogom, którzy lubią zapach palonego jedzenia, zanosząc
krótką modlitwę. Nie rozumiałam tego kompletnie, ale Amber mnie uspokoiła, że
chyba każdy z nich miał problem, by się do tego przekonać. Obserwowałam
młodzież. Jedni mówili prośby głośno,
inni zachowywali je dla siebie. Jedni prosili ogólnie bogów, inni zwracali się
bezpośrednio do swojego boskiego rodzica. Kiedy przyszła moja kolej, miałam pustkę
w głowie. Sięgnęłam po wyjątkowo tłuste żeberko, którego i tak bym nie zjadła i
wrzuciłam do ognia. Proszę tylko, żeby
mama mogła tu jutro przyjechać. Chcę z nią porozmawiać… – zawahałam się na
moment – taaato… – dodałam na końcu i
odeszłam. Rozmowa z mamą była dla mnie ważna i miałam nadzieję, że będę mogła
ją spokojnie odbyć.
Po kolacji, która okazała się całkiem
ciekawym doświadczeniem, każdy odszedł w swoją stronę na krótki odpoczynek,
albo spacer. Niedługo i tak miało odbyć się ognisko zorganizowane na placu
pomiędzy domami. Nie bardzo wiedziałam, gdzie mam iść i z kim. Amber zajęła się
Petem, Jany poszła sprzątać po posiłku, bo podobno to jej domku była kolej.
Zostałam przy stole z Philem i Bradem. Właściwie nie miałabym nic przeciwko
temu, bym została sama z herosem znającym magię. Naprawdę mnie
zafascynował. Zwłaszcza, gdy się dowiedziałam, że jego mama stworzyła Mgłę, a
on potrafił nią manipulować. Niestety, Phillip tym razem nie miał zamiaru
odchodzić. Nawet wtedy, kiedy Brad mu to sugerował.
– Wybacz, ale nie mogę zostawić z tobą
Elpidhy. Obiecałem komuś, że się nią zaopiekuję – szepnął do swojego kumpla,
gdy ja odwróciłam się do sympatycznej dziewczynki o ślicznych kasztanowych
włosach. – Nie wiem, czy ty będziesz umiał się nią właściwie zaopiekować.
Wciąż pamiętam twoje poprzednie czary…
– To było w tamte wakacje! – syknął
chłopak urażony – Nie wybaczysz mi tego?
– Nie. Zawsze tak jest, ilekroć widzisz
ładną dziewczynę.
Nie mogłam się powstrzymać i odwróciłam
się z powrotem do nich.
– Chłopaki, ja wciąż tu jestem. Możecie
przestać się o mnie sprzeczać i to przy mnie? Phil, nie potrzebuję przyzwoitki,
nie opiekowałeś się mną zbytnio, gdy zwiedzałam obóz, a teraz nagle chcesz?
– Wtedy wiedziałem, że w razie czego
jesteś bezpieczna. Janete ufam jak nikomu innemu.
– Ciekawe… a ona o tym wie?
Phillip wzruszył ramionami. Wstał
obszedł stół i stanął nade mną. Byłam na niego wściekła, a on musiał to
zauważyć, bo westchnął i wyciągnął do mnie rękę.
– Chodź trzeba się dowiedzieć, gdzie
będziesz ulokowana na noc.
Nie ruszyłam się, tylko uważnie mu się
przyglądałam. W jego oczach nie zauważyłam żadnej złości, ani poprzedniej
obojętności. Był chyba po prostu zmęczony. Naprawdę go nie rozumiałam. Chciałam
zapytać komu obiecał, że się mną zaopiekuje, ale byłam pewna, że nie powie tego
przy Bradleyu, czy przy tej dziewczynce.
– Błagam Elpi, – powiedział miękko i
się uśmiechnął ujmująco.
Mój żołądek wywinął kozła tak samo, jak
przy pierwszym uśmiechu jego taty. Obaj mieli identyczne uśmiechy. Zamknęłam
oczy. Na jachcie cioci obiecałam sobie, że nie pozwolę się nabrać na te jego
czułe słówka. Pokręciłam głową wprawiając moje bujne, wielokolorowe włosy w
ruch. Po leżeniu na łóżku, rozpuściłam je swobodnie. Otworzyłam oczy
i spostrzegłam dziwny błysk w oczach Phillipa.
– Chodźmy, więc – westchnęłam. – Chcę z
kimś porozmawiać.
Chłopak kiwnął głową i opuścił rękę.
Odwrócił się do dziewczynki, która stała cały czas tuż koło mnie i mi się
przyglądała. Odezwał się do niej po hiszpańsku, ona zaśmiała się w odpowiedzi.
Coś odpowiedziała i uciekła.
– Brad, – zwróciłam się do nowego
kolegi – dziękuję ci za towarzystwo. Myślę, że jeszcze się spotkamy.
– Też mam taką nadzieję, Nadziejo –
zaśmiał się ze swojego żartu, który według mnie wcale mu się nie udał i
odszedł.
Szłam koło młodego Jacksona w stronę
Wielkiego Domu. Żadne z nas się nie odzywało. Każdy heros, którego mijaliśmy
pozdrawiał nas wesoło. Teraz nikt mnie nie ignorował. Stałam się częścią obozu.
Dopiero kiedy doszliśmy do placu ćwiczebnego w pobliżu lasu, zatrzymaliśmy
się. Nikt już na nim nie ćwiczył. Wszyscy czekali na ognisko.
– Z kim chciałaś porozmawiać? – spytał
Phil dziwnym głosem.
Zerknęłam na niego. Był zwrócony w
stronę morza. Oczy miał zamknięte. Wyglądał tak łagodnie, tak młodzieńczo…
– Komu obiecałeś, że będziesz się mną
opiekował?
– Ech… – westchnął – to też usłyszałaś?
Nie mogę ci powiedzieć. Obiecałem, że się tobą zaopiekuję, że przywiozę cię
bezpiecznie. I, że nie powiem ci nic, za wcześnie.
– Co to znaczy za wcześnie? Na co?
Powiedz mi wszystko, proszę.
– Och… Elpis, nie proś mnie teraz. Sam
nie wiem, kiedy będzie właściwy czas. Podobno kiedy on nastąpi, będę wiedział.
– Dhen
katalavaíno… – jęknęłam i zakryłam usta ręką. Przecież Phil nie lubi tego
języka.
Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął
się leniwie.
– Ja też tego nie rozumiem. Chodź… Ty
się przespałaś w ciągu dnia, ja padam na łeb na szyję.
– To może odpuść sobie to ognisko. Na
dobre ci to wyjdzie – zaproponowałam poważnie zatroskana.
– Może tak zrobię. Tylko najpierw
znajdźmy kogoś, kto się tobą zaopiekuje. I nie może to być dziecko Hekate. Ta
śpiączka, w którą wpadłaś była magiczna. Powinnaś się trzymać z dala od magii…
– To oto ci chodziło? – spytałam nagle
rozumiejąc jego zachowanie podczas kolacji.
Phillip popatrzył na mnie z dziwnym
wyrazem twarzy, którego nie potrafiłam rozpoznać.
– Taaa… o to chodziło – rzucił cierpkim
tonem, po którym ciarki przeszły mi po plecach.
Jego zmiana nastrojów była okropna...
Ale czemu się dziwić. Miał w sobie naturę rozważnego stratega i burzliwego
oceanu.
Elpidha poznaje Obóz. Czy znajdzie przyjaciół? A może pojawią się tu również wrogowie? Jak będzie wyglądało jej życie w obozie? Jaką tajemnicę zawiera jej przeszłość? Kim jest jej ojciec?
Mnóstwo pytań!
Mnóstwo pytań!
GG
Komentarze
Prześlij komentarz