Dotarliśmy na miejsce tuż przed
zachodem słońca. Park był skąpany w pięknej pomarańczowej poświacie.
Wylądowaliśmy z tyłu budynku, w którym pracował tata Lyry.
– Zostawimy konie same? – zapytałam
zaniepokojona zsiadając z Faetona.
– Nic im nie będzie. Zadbam o to. –
Sarah uśmiechnęła się chytrze.
Nie miałam czasu się zastanawiać, o co
jej chodzi, bo w tym momencie usłyszałam przeraźliwy krzyk. Spojrzałam na
przyjaciół z przerażeniem w oczach i ruszyłam biegiem w stronę parku.
Wybiegłam na otwartą, zieloną
przestrzeń. W pobliżu jednej z ławek stała grupka kobiet w kręgu. Zmrużyłam
oczy i zdałam sobie sprawę, że nie były one zwykłymi kobietami, a obrzydliwymi
harpiami. Było ich więcej niż wcześniej. Po środku nich znajdowała się Alitis.
Nie wyglądała na ranną, ale na jej twarzy widać było grymas przerażenia. Obok
niej stała piękna kobieta o czarnych, połyskujących włosach i
niebieskich oczach. Miała na sobie białą jedwabną suknię. Unosiła rękę w
stronę dziewczyny i coś szeptała. Stanęłam jak wryta.
– Magia… – szepnęła Janete stając tuż
za mną.
– Stop! Cokolwiek tu się dzieje, nie
pozwolimy skrzywdzić Alitis! – zawołał Phillip podchodząc do przodu.
Kobieta w bieli opuściła rękę i
odwróciła się do nas. W tym momencie Przybłęda wzięła głęboki oddech. Chciałam
do niej podbiec, ale bałam się, że nie zdążę. Harpie nastroszyły się gotowe
bronić swojej pani i zakładniczki.
– Nie skrzywdzimy jej, jeśli powie nam
gdzie jest Kryształowy Kwiat – odezwała się kobieta w środku.
Poczułam, że po plecach przechodzą mnie
ciarki. Znałam ten głos.
– Persefona… – szepnęłam.
Bogini uśmiechnęła się promiennie i
pokiwała głową.
– Wreszcie się spotykamy Elpidho, córko
Eos, Phillipie, synu Percy’ego Jacksona, Janete, córko Ateny i Sarah, córko Hekate.
Dziwnie się czułam witana w ten sposób.
Zerknęłam na swoich przyjaciół. Nawet nie drgnęli. Najwyraźniej tylko ja nie
byłam przyzwyczajona do nazywania mnie córką bogini. Zawsze byłam córką Augerinos.
Uśmiechnęłam się lekko, gdy zdałam sobie sprawę, że to ta sama osoba.
– Po co ci ten Kwiat? – zapytał
Phillip.
– A dlaczego miałabym ci się tłumaczyć
pomniejszy herosku?
Drwiąca mina Persefony i jej
nieuprzejme słowa sprawiły, że mój przyjaciel warknął. Postąpił o krok do
przodu. Nie czułam jego emocji, bo nie miałam na sobie brożki. Jednakże jego
mina i napięte mięśnie powiedziały mi wszystko. Był wściekły, a to nie wróżyło
nic dobrego.
– Phil, spokojnie – zawoła Jany.
Najwyraźniej ona też wiedziała, co się zaraz może stać.
Podeszłam szybko do chłopaka i wzięłam
go za rękę. Mój gest musiał go zaskoczyć, bo zatrzymał się i spojrzał na mnie.
Jego oczy były ciemniejsze niż zwykle, bardziej ponure.
– Pozwól, że ja się tym zajmę. Proszę.
Zamknął oczy i odetchnął. Kiedy
ponownie na mnie spojrzał, jego tęczówki miały normalny, turkusowy kolor. Uśmiechnęłam
się do niego ciepło, a potem zwróciłam się w stronę naszych wrogów.
Wszystkie kobiety obserwowały nas czujnie, lecz w milczeniu. Drwiący uśmiech
nie schodził z twarzy bogini. Wpatrywała się w nasze splecione ręce.
– Krýstallos
Louloúdi jest nam potrzebny. Nie możemy ci go oddać, ani pozwolić byś go
zdobyła przed nami. Przykro mi – powiedziałam najspokojniej, jak mogłam.
Persefona pokręciła delikatnie głową. Nie
zgadzała się ze mną. Jej czarne włosy uniosły się lekko targane lekkim
wiaterkiem. Jej twarz zmieniła wyraz. Nasze oczy się spotkały. Teraz była już
poważna i niebezpieczna.
– A do czego jest wam ten Kwiat
potrzebny? – spytała cicho. – Czy wiecie
w ogóle, po co macie go szukać? Przecież jedyne, co potrafi, to świecić jasnym
blaskiem i oświetlać pomieszczenia. Do czego ma się wam to przydać?
Nie wiedziałam… nikt z nas nie
wiedział. Zamknęłam oczy i westchnęłam zrozpaczona. Kompletnie nie wiedziałam,
co robić. Miałam pustkę w głowie. Przepowiednia była niestety bardzo mglista. Otworzyłam
oczy i rozejrzałam się dookoła. Mamo, co
ja mam robić? – zapytałam w myślach. Popatrzyłam na Persefonę. Moja
niepewność musiała się pojawić na mojej twarzy, ponieważ jej oblicze się rozpromieniło.
Co robić babciu? Podpowiedz! –
modliłam się w duchu z nadzieją, że zaraz przyjdzie mi do głowy
rozwiązanie.
– Tak myślałyśmy – usłyszałam
nieprzyjemny śmiech jednej z harpii. Inne poszły jej śladem.
Phillip ścisnął mi rękę, jakby chciał
mi dodać otuchy. Spojrzałam mu w oczy.
– Rozgryziemy to – zapewnił, choć na
jego twarzy nie było widać pewności.
Też nie byłam tego pewna. Wciąż powtarzałam
w myślach modlitwy i prośby do swojej mamy, babci, a nawet do Apolla, bo w
końcu jemu najbardziej zależało na odnalezieniu Rydwanu Słońca.
I nagle w moim umyśle pojawiła się
myśl. A jeśli Kryształowy Kwiat jest
potrzebny właśnie po to, by przekazać go Pani Podziemia? Przecież to ona go
potrzebuje, pragnie. Zaskoczona aż zamrugałam. Jeśli to był powód, dla
którego mieliśmy go zdobyć, to bogini powinna mieć dla nas coś, co pomoże nam
odnaleźć skradziony powóz. Może mogła nam wytłumaczyć czym było „światło
miłości”? A może sama miała coś takiego w posiadaniu?
Zapatrzyłam się na Persefonę.
Uśmiechała się do mnie z satysfakcją.
– Czyżbyś już zrozumiała, co powinnaś
zrobić? – zapytała głosem pełnym wyższości.
– Chcę zawrzeć umowę – zawołałam z
poczuciem pewności siebie, które pojawiło się niewiadomo skąd. – Oddam kwiat,
jeśli dasz nam, Pani informacje o Rydwanie lub świetle miłości.
– Co?
– Oszalałaś?
– Nie! Nie możesz!
Moi przyjaciele krzyczeli jeden przez
drugiego. Podniosłam wolną rękę uciszając ich.
– Wiem, co robię. Jeśli Persefona chce
dostać ten Kwiat, to nam pomoże. Bo nie może skrzywdzić Alitis, którą chroni
błogosławieństwo jej matki.
– M-mojej m-matki? – zapiszczała
zaskoczona dziewczyna.
– Tak. Pewnie wiesz, że jesteś córką
bogini – zwróciłam się do niej postępując krok naprzód. Phil nie puszczał
mojej dłoni i poszedł w moje ślady. – Twoja mama cię chroni. Gdyby tak nie
było, już dawno byłabyś skrzywdzona lub nawet nieżywa. Prawda? – zerknęłam na
Persefonę.
Skrzywiła się lekko przyglądając się
Przybłędzie, ale pokiwała głową.
– Kto jest moją mamą?
– Nie mi o tym mówić – rzuciłam
wymijająco. Czułam, że nie powinnam wyjawiać jej prawdy teraz i to przy tej
bogini. – Niedługo sama się dowiesz.
– Nie mamy na to czasu – odezwała się
Jany. – Pani, czy masz informacje, które pomogą nam w misji? Na pewno wiesz,
jakie nieszczęścia mogą spaść na ziemię, jeśli nie znajdziemy Rydwanu na czas.
Nie będzie już lata…
Teraz i ja się skrzywiłam. Lato było
moją ulubioną porą roku.
– Możliwe, że jestem w stanie wam
pomóc. Słyszałam ostatnie słowa waszej przepowiedni. Wiem, o jakie światło
miłości chodzi i mogę was zapewnić, że nie jest nim Kryształowy Kwiat.
– Skąd ta pewność? Dlaczego mielibyśmy
ci zaufać? – Phillip zgrzytnął zębami. Wyraźnie nie podobał mu się ten pomysł.
Zerknęłam na niego, a potem na Śnieżkę.
Ich twarze były napięte.
– Bo nie macie wyjścia – powiedziała
spokojnie bogini. – Elpidha ma rację. Nie mogę skrzywdzić Alitis, ale mogę ją
zatrzymać na tyle długo, byście nie zdążyli wypełnić misji. A co do Rydwanu…
Jak wy go nie znajdziecie, znajdzie go ktoś inny. A lato i tak będzie, zadbają
o to Hory i moja matka.
Janete jęknęła. Podeszła do mnie i
odciągnęła na bok. Puściłam rękę Jacksona i poczułam się dziwnie osamotniona.
Zdusiłam szybko to uczucie. Nie było na to czasu.
– Chyba nie mamy wyjścia, co? –
szepnęła córka Ateny.
– Chyba nie… – przyznałam. – Ale jeśli
ci to poprawi humor, to mam pewność, że informacje od Persefony pomogą nam
ukończyć misję.
– Skąd ta pewność? – powtórzyła pytanie
Phila.
– Nie wiem. Po prostu to wiem. Tak samo
było z kwestią błogosławieństwa i ochrony dziewczyny, oraz jej rodowodu.
– Kim jest jej matka? – Szare oczy
przyjaciółki świdrowały mnie z błyskiem niepokoju.
Pokręciłam głową z westchnieniem.
– Teraz to nieważne. Musimy zawrzeć tę
umowę.
– Każ jej obiecać na Styks –
zaproponowała zerkając w stronę zachodniego horyzontu. Słońce już zaszło.
Straciliśmy już jeden dzień.
Wróciłyśmy do Phillipa i Sarah.
Patrzyli na nas z lękiem w oczach. Chciałam przesłać im swój spokój, tę
pewność, jaką czułam, ale nie umiałam tego zrobić.
– Zawrzemy umowę. Oddamy ci Kwiat,
jeśli ty przekażesz nam informacje potrzebne do misji – oznajmiłam stanowczo.
– Chcemy twojej przysięgi na Styks –
dodała Janete.
Myślałam, że wspomnienie rzeki
Podziemia sprawi, że Persefona zastanowi się nad swoimi słowami, ale ona nawet
nie drgnęła.
– Zgadzam się. – Jej głos brzmiał
przerażająco uroczyście. Zdawał się być pełen mocy. – Przysięgam wam, że
Kryształowy Kwiat nie jest tym światłem miłości, który będzie wam potrzebny i
kiedy przekażecie mi go, powiem wam jak to światło znaleźć. Przysięgam to na
Styks.
– Teraz wasza kolej – zawołała harpia z
największymi skrzydłami. To ona porwała Przybłędę. – Wy też przyrzeknijcie, że
oddacie ten Kwiat.
Zawahałam się. Nigdy nie składałam
przysięgi na Styks. Nie wiedziałam, jakie są tego konsekwencje. Zerknęłam
niepewnie na Jany. Uśmiechnęła się pokrzepiająco i zwróciła się do bogini:
– Przysięgam na Styks, że kiedy
zdobędziemy Kryształowy Kwiat, to przekażemy go Pani Podziemia, na wymianę za
informacje potrzebne do ukończenia misji.
Poczułam dziwną wibrację w powietrzu, wibrację
pełną mocy. Zaparło mi dech, kiedy zdałam sobie sprawę, co to oznaczało.
Przysięgi zostały przyjęte. Persefona cmoknęła niezadowolona.
– Cóż… wolałabym, żeby przysięgę
złożyła Elpidha, ale tak też może być.
Phil zaklął cicho. Nie był zadowolony,
ale musiał zdawać sobie sprawę z tego, że nie było innej możliwości. Inaczej
przerwałby nam.
– Oddajcie im dziewczynę – bogini
zwróciła się do harpii.
– Czy mamy ich śledzić, Pani? – zapytała
jedna z nich.
– Nie ma takiej potrzeby. Nie da się
złamać tej przysięgi. – spojrzała na nas – Kiedy tylko zdobędziecie ten
niezwykły Kwiat skontaktujcie się ze mną. Wystarczy, że mnie wezwiecie modlitwą.
A wtedy się z wami spotkam.
Pokiwaliśmy głowami.
– Do zobaczenia herosi – rzuciła
słodkim głosem, który przyprawił mnie o dreszcze, po czym zniknęła nam z przed
oczu. A z nią zniknęły jej sługi.
Poczułam zapach słodkich kwiatów i
miałam ochotę zwymiotować. Według mnie ani ten zapach, ani słodki głos nie
pasowały do Persefony. Zdecydowanie zasługiwała na miano Królowej Podziemia.
– O co tu chodzi? – jęknęła Alitis
podchodząc do nas.
Jany uściskała ją z westchnieniem ulgi.
Po niej ja zrobiłam to samo.
– O to, że właśnie zawarliśmy umowę z
piekłem – powiedział zrezygnowany Phillip. – Jest źle…
Spojrzał mi w oczy. Widziałam w nich
poczucie zawodu. Nie rozumiałam tylko kto kogo zawiódł. Ja jego, czy Persefona
nas? Obawiałam się, że chodziło mu o mnie.
– Nieprawda, będzie dobrze – zapewniłam
cicho. – Teraz musimy dostać się do Ogrodu Jasności.
– W drogę – zawołała Sarah biorąc
Alitis pod ramię.
Ruszyliśmy w milczeniu w stronę naszych
rumaków. Mimo moich prób pocieszenia, wiedziałam, że moi towarzysze nie są zadowoleni.
Czułam napięcie w powietrzu. Ich niepokój zaczął udzielać się i mnie.
Chciałam wierzyć, że będzie dobrze. Do tej pory instynkt mnie nie zawiódł. Oby się to nie zmieniło – pomyślałam.
Zerknęłam na Phila. Patrzył przed siebie z zamyśleniem.
– Obyś wiedziała, co robisz – szepnął.
Też mam
taką nadzieję – przyznałam w duchu.
Chwilę potem, kiedy dotarłam do koni
Eos poczułam lekki podmuch wiatru od strony zachodu. Ty jesteś Nadzieją – usłyszałam w głowie głos Zefira. Uśmiechnęłam
się krzywo. I wówczas nasunęło mi się kolejne pytanie: Co to miało znaczyć?
No i masz… Nie udało się uniknąć konfrontacji z Persefoną. Umowa została zawarta. Miejmy nadzieję, że nie będą tego żałować.
Czas by dotrzeć do Ogrodu Jasności. Czy uzyskają Kwiat bez większego problemu? A co z wersem przepowiedni, mówiącym, że jedno z nich utknie w tym Ogrodzie? Kto będzie musiał zostać?
Pozdrawiam i ściskam!!
Aga
A ja zawsze lubiłam Persefonę! okropna jesteś!
OdpowiedzUsuńA ja jej nie lubie :P
Usuń