Przejdź do głównej zawartości

"Nadzieja bogów" Rozdział 17 cz.4

Dotarliśmy na miejsce tuż przed zachodem słońca. Park był skąpany w pięknej pomarań­czowej poświacie. Wylądowaliśmy z tyłu budynku, w którym pracował tata Lyry.
– Zostawimy konie same? – zapytałam zaniepokojona zsiadając z Faetona.
– Nic im nie będzie. Zadbam o to. – Sarah uśmiechnęła się chytrze.
Nie miałam czasu się zastanawiać, o co jej chodzi, bo w tym momencie usłyszałam prze­ra­źliwy krzyk. Spojrzałam na przyjaciół z przerażeniem w oczach i ruszyłam biegiem w stronę parku.
Wybiegłam na otwartą, zieloną przestrzeń. W pobliżu jednej z ławek stała grupka ko­biet w kręgu. Zmrużyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że nie były one zwykłymi kobietami, a ob­rzydliwymi har­pia­mi. Było ich więcej niż wcześniej. Po środku nich znajdowała się Alitis. Nie wyglądała na ranną, ale na jej twarzy widać było grymas przerażenia. Obok niej stała piękna kobieta o czarnych, po­łyskujących wło­sach i niebieskich oczach. Miała na sobie białą jed­wa­bną suknię. Unosiła rękę w stronę dzie­wczyny i coś szeptała. Stanęłam jak wryta.
– Magia… – szepnęła Janete stając tuż za mną.
– Stop! Cokolwiek tu się dzieje, nie pozwolimy skrzywdzić Alitis! – zawołał Phillip pod­cho­dząc do przodu.
Kobieta w bieli opuściła rękę i odwróciła się do nas. W tym momencie Przybłęda wzięła głęboki oddech. Chciałam do niej podbiec, ale bałam się, że nie zdążę. Harpie nastroszyły się gotowe bronić swojej pani i zakładniczki.
– Nie skrzywdzimy jej, jeśli powie nam gdzie jest Kryształowy Kwiat – odezwała się ko­bieta w środku.
Poczułam, że po plecach przechodzą mnie ciarki. Znałam ten głos.
– Persefona… – szepnęłam.
Bogini uśmiechnęła się promiennie i pokiwała głową.
– Wreszcie się spotykamy Elpidho, córko Eos, Phillipie, synu Percy’ego Jacksona, Janete, córko Ateny i Sarah, córko Hekate.
Dziwnie się czułam witana w ten sposób. Zerknęłam na swoich przyjaciół. Nawet nie drgnęli. Najwyraźniej tylko ja nie byłam przyzwyczajona do nazywania mnie córką bogini. Zaw­sze byłam córką Augerinos. Uśmiechnęłam się lekko, gdy zdałam sobie sprawę, że to ta sa­ma oso­ba.
– Po co ci ten Kwiat? – zapytał Phillip.
– A dlaczego miałabym ci się tłumaczyć pomniejszy herosku?
Drwiąca mina Persefony i jej nieuprzejme słowa sprawiły, że mój przyjaciel warknął. Po­stąpił o krok do przodu. Nie czułam jego emocji, bo nie miałam na sobie brożki. Jednakże jego mina i na­pięte mięśnie powiedziały mi wszystko. Był wściekły, a to nie wróżyło nic dobrego.
– Phil, spokojnie – zawoła Jany. Najwyraźniej ona też wiedziała, co się zaraz może stać.
Podeszłam szybko do chłopaka i wzięłam go za rękę. Mój gest musiał go zaskoczyć, bo zatrzymał się i spojrzał na mnie. Jego oczy były ciemniejsze niż zwykle, bardziej ponure.
– Pozwól, że ja się tym zajmę. Proszę.
Zamknął oczy i odetchnął. Kiedy ponownie na mnie spojrzał, jego tęczówki miały nor­malny, turkusowy kolor. Uśmiechnęłam się do niego ciepło, a potem zwróciłam się w stronę na­­szych wro­gów. Wszystkie kobiety obserwowały nas czujnie, lecz w milczeniu. Drwiący uś­miech nie schodził z twarzy bogini. Wpatrywała się w nasze splecione ręce.
Krýstallos Louloúdi jest nam potrzebny. Nie możemy ci go oddać, ani pozwolić byś go zdobyła przed nami. Przykro mi – powiedziałam najspokojniej, jak mogłam.
Persefona pokręciła delikatnie głową. Nie zgadzała się ze mną. Jej czarne włosy uniosły się lekko targane lekkim wiaterkiem. Jej twarz zmieniła wyraz. Nasze oczy się spotkały. Teraz była już poważna i nie­bezpieczna.
– A do czego jest wam ten Kwiat potrzebny?  – spytała cicho. – Czy wiecie w ogóle, po co macie go szukać? Przecież jedyne, co potrafi, to świecić jasnym blaskiem i oświetlać pomiesz­czenia. Do czego ma się wam to przydać?
Nie wiedziałam… nikt z nas nie wiedział. Zamknęłam oczy i westchnęłam zrozpaczona. Kompletnie nie wiedziałam, co robić. Miałam pustkę w głowie. Przepowiednia była niestety bardzo mglista. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Mamo, co ja mam robić? – za­py­tałam w myślach. Popatrzyłam na Persefonę. Moja niepewność musiała się pojawić na mo­jej twarzy, ponieważ jej oblicze się roz­promieniło. Co robić babciu? Podpowiedz! – modliłam się w du­chu z nadzieją, że zaraz przyjdzie mi do głowy rozwiązanie.
– Tak myślałyśmy – usłyszałam nieprzyjemny śmiech jednej z harpii. Inne poszły jej śla­dem.
Phillip ścisnął mi rękę, jakby chciał mi dodać otuchy. Spojrzałam mu w oczy.
– Rozgryziemy to – zapewnił, choć na jego twarzy nie było widać pewności.
Też nie byłam tego pewna. Wciąż powtarzałam w myślach modlitwy i prośby do swojej mamy, babci, a nawet do Apolla, bo w końcu jemu najbardziej zależało na odnalezieniu Ryd­wanu Słońca.
I nagle w moim umyśle pojawiła się myśl. A jeśli Kryształowy Kwiat jest potrzebny właśnie po to, by przekazać go Pani Po­dziemia? Przecież to ona go potrzebuje, pragnie. Zaskoczona aż zamrugałam. Jeśli to był powód, dla którego mieliśmy go zdobyć, to bogini powinna mieć dla nas coś, co pomoże nam odnaleźć skradziony powóz. Może mogła nam wytłumaczyć czym by­ło „świa­tło miłości”? A może sama miała coś takiego w posiadaniu?
Zapatrzyłam się na Persefonę. Uśmiechała się do mnie z satysfakcją.
– Czyżbyś już zrozumiała, co powinnaś zrobić? – zapytała głosem pełnym wyższości.
– Chcę zawrzeć umowę – zawołałam z poczuciem pewności siebie, które pojawiło się niewiadomo skąd. – Oddam kwiat, jeśli dasz nam, Pani informacje o Ry­dwanie lub świetle mi­łości.
– Co?
– Oszalałaś?
– Nie! Nie możesz!
Moi przyjaciele krzyczeli jeden przez drugiego. Podniosłam wolną rękę uciszając ich.
– Wiem, co robię. Jeśli Persefona chce dostać ten Kwiat, to nam pomoże. Bo nie może skrzywdzić Alitis, którą chroni błogosławieństwo jej matki.
– M-mojej m-matki? – zapiszczała zaskoczona dziewczyna.
– Tak. Pewnie wiesz, że jesteś córką bogini – zwróciłam się do niej postę­pu­jąc krok na­przód. Phil nie puszczał mojej dłoni i poszedł w moje ślady. – Twoja mama cię chroni. Gdyby tak nie było, już dawno by­łabyś skrzywdzona lub nawet nieżywa. Prawda? – zerknęłam na Per­sefonę.
Skrzywiła się lekko przyglądając się Przybłędzie, ale pokiwała głową.
– Kto jest moją mamą?
– Nie mi o tym mówić – rzuciłam wymijająco. Czułam, że nie powinnam wyjawiać jej prawdy teraz i to przy tej bogini. – Niedługo sama się dowiesz.
– Nie mamy na to czasu – odezwała się Jany. – Pani, czy masz informacje, które pomogą nam w misji? Na pewno wiesz, jakie nieszczęścia mogą spaść na ziemię, jeśli nie znajdziemy Rydwanu na czas. Nie będzie już lata…
Teraz i ja się skrzywiłam. Lato było moją ulubioną porą roku.
– Możliwe, że jestem w stanie wam pomóc. Słyszałam ostatnie słowa waszej przepo­wiedni. Wiem, o jakie światło miłości chodzi i mogę was zapewnić, że nie jest nim Kryształowy Kwiat.
– Skąd ta pewność? Dlaczego mielibyśmy ci zaufać? – Phillip zgrzytnął zębami. Wyraźnie nie podobał mu się ten pomysł.
Zerknęłam na niego, a potem na Śnieżkę. Ich twarze były napięte.
– Bo nie macie wyjścia – powiedziała spokojnie bogini. – Elpidha ma rację. Nie mogę skrzywdzić Alitis, ale mogę ją za­trzy­mać na tyle długo, byście nie zdążyli wypełnić misji. A co do Rydwanu… Jak wy go nie znaj­dziecie, znajdzie go ktoś inny. A lato i tak będzie, zadbają o to Hory i moja matka.
Janete jęknęła. Podeszła do mnie i odciągnęła na bok. Puściłam rękę Jacksona i poczułam się dziwnie osamotniona. Zdusiłam szybko to uczucie. Nie było na to czasu.
– Chyba nie mamy wyjścia, co? – szepnęła córka Ateny.
– Chyba nie… – przyznałam. – Ale jeśli ci to poprawi humor, to mam pewność, że infor­macje od Persefony pomogą nam ukończyć misję.
– Skąd ta pewność? – powtórzyła pytanie Phila.
– Nie wiem. Po prostu to wiem. Tak samo było z kwestią błogosławieństwa i ochrony dziewczyny, oraz jej rodowodu.
– Kim jest jej matka? – Szare oczy przyjaciółki świdrowały mnie z błyskiem niepokoju.
Pokręciłam głową z westchnieniem.
– Teraz to nieważne. Musimy zawrzeć tę umowę.
– Każ jej obiecać na Styks – zaproponowała zerkając w stronę zachodniego horyzontu. Słoń­ce już zaszło. Straciliśmy już jeden dzień.
Wróciłyśmy do Phillipa i Sarah. Patrzyli na nas z lękiem w oczach. Chciałam przesłać im swój spokój, tę pewność, jaką czułam, ale nie umiałam tego zrobić.
– Zawrzemy umowę. Oddamy ci Kwiat, jeśli ty przekażesz nam informacje potrzebne do misji – oznajmiłam stanowczo.
– Chcemy twojej przysięgi na Styks – dodała Janete.
Myślałam, że wspomnienie rzeki Podziemia sprawi, że Persefona zastanowi się nad swo­imi słowami, ale ona nawet nie drgnęła.
– Zgadzam się. – Jej głos brzmiał przerażająco uroczyście. Zdawał się być pełen mocy. – Przysięgam wam, że Kryształowy Kwiat nie jest tym światłem miłości, który będzie wam pot­rzebny i kiedy przekażecie mi go, powiem wam jak to światło znaleźć. Przysięgam to na Styks.
– Teraz wasza kolej – zawołała harpia z największymi skrzydłami. To ona porwała Przy­błędę. – Wy też przyrzeknijcie, że oddacie ten Kwiat.
Zawahałam się. Nigdy nie składałam przysięgi na Styks. Nie wiedziałam, jakie są tego kon­sekwencje. Zerknęłam niepewnie na Jany. Uśmiechnęła się pokrzepiająco i zwróciła się do bogini:
– Przysięgam na Styks, że kiedy zdobędziemy Kryształowy Kwiat, to przekażemy go Pani Podziemia, na wymianę za informacje potrzebne do ukończenia misji.
Poczułam dziwną wibrację w powietrzu, wibrację pełną mocy. Zaparło mi dech, kiedy zdałam sobie sprawę, co to oznaczało. Przysięgi zostały przyjęte. Persefona cmoknęła nieza­dowolona.
– Cóż… wolałabym, żeby przysięgę złożyła Elpidha, ale tak też może być.
Phil zaklął cicho. Nie był zadowolony, ale musiał zdawać sobie sprawę z tego, że nie było innej możliwości. Inaczej przerwałby nam.
– Oddajcie im dziewczynę – bogini zwróciła się do harpii.
– Czy mamy ich śledzić, Pani? – zapytała jedna z nich.
– Nie ma takiej potrzeby. Nie da się złamać tej przysięgi. – spojrzała na nas – Kiedy tylko zdobędziecie ten niezwykły Kwiat skontaktujcie się ze mną. Wystarczy, że mnie wezwiecie mo­dlitwą. A wtedy się z wami spotkam.
Pokiwaliśmy głowami.
– Do zobaczenia herosi – rzuciła słodkim głosem, który przyprawił mnie o dreszcze, po czym zniknęła nam z przed oczu. A z nią zniknęły jej sługi.
Poczułam zapach słodkich kwiatów i miałam ochotę zwymiotować. Według mnie ani ten zapach, ani słodki głos nie pasowały do Persefony. Zdecydowanie zasługiwała na miano Królo­wej Pod­ziemia.
– O co tu chodzi? – jęknęła Alitis podchodząc do nas.
Jany uściskała ją z westchnieniem ulgi. Po niej ja zrobiłam to samo.
– O to, że właśnie zawarliśmy umowę z piekłem – powiedział zrezygnowany Phillip. – Jest źle…
Spojrzał mi w oczy. Widziałam w nich poczucie zawodu. Nie rozumiałam tylko kto kogo zawiódł. Ja jego, czy Persefona nas? Obawiałam się, że chodziło mu o mnie.
– Nieprawda, będzie dobrze – zapewniłam cicho. – Teraz musimy dostać się do Ogrodu Jas­no­ści.
– W drogę – zawołała Sarah biorąc Alitis pod ramię.
Ruszyliśmy w milczeniu w stronę naszych rumaków. Mimo moich prób pocieszenia, wie­działam, że moi to­warzysze nie są zadowoleni. Czułam napięcie w powietrzu. Ich niepokój za­czął udzielać się i mnie. Chciałam wierzyć, że będzie dobrze. Do tej pory instynkt mnie nie za­wiódł. Oby się to nie zmieniło – pomyślałam. Zerknęłam na Phila. Patrzył przed siebie z zamy­śleniem.
– Obyś wiedziała, co robisz – szepnął.
Też mam taką nadzieję – przyznałam w duchu.

Chwilę potem, kiedy dotarłam do koni Eos poczułam lekki podmuch wiatru od strony za­chodu. Ty jesteś Nadzieją – usłyszałam w głowie głos Zefira. Uśmiechnęłam się krzywo. I wów­czas nasunęło mi się ko­lejne pytanie: Co to miało znaczyć?


No i masz… Nie udało się uniknąć konfrontacji z Persefoną. Umowa została zawarta. Miejmy nadzieję, że nie będą tego żałować. 
Czas by dotrzeć do Ogrodu Jasności. Czy uzyskają Kwiat bez większego problemu? A co z wersem przepowiedni, mówiącym, że jedno z nich utknie w tym Ogrodzie? Kto będzie musiał zostać?

Pozdrawiam i ściskam!!
Aga

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bohaterowie

Witam ;) Postaram się na bieżąco aktualizować podstronę z bohaterami opowiadania. Zamieszczam tam głównie herosów. Ale Jeśli chcecie opis rodziców, czy bogów, dajcie znać ;) pozdrawiam Ag

"Nadzieja bogów" Rozdział 17 cz.3

– Bradley! – zawołała radośnie Sarah. Zwierzęta wylądowały gładko na pasie zieleni za parkingiem. Pobiegliśmy w tamtą stro­nę. Po drodze rozglądałam się dookoła. Byłam ciekawa, czy ludzie dostrzegli pegazy, a jeśli nie, to, co widzieli? Wiedziałam, że Mgła różnie działała. Wszystko było zależne od tego, czy czło­wiek, który widział magiczne istoty i dziwne zdarzenia, był w stanie w nie uwierzyć czy nie. Wszystko sprowadzało się do jego pojęcia normalności. Bałam się, że ktoś z obecnych na stacji paliwowej pomyśli, że gdzieś w pobliżu kręcą film z końmi i przybiegnie. Na szczęście nikt nie wydawał się tym zainteresowany. – Siema. Czy nie było was pięcioro? – zainteresował się Brad, kiedy zszedł z czarnego pe­gaza. Patrzył po nas skonsternowany. – Było – odpowiedziała mu Jany. – Ale harpie porwały nam Przybłędę i musi ją odnaleźć. – Co? Kiedy? – Tuż po naszej rozmowie – pośpieszyłam z wyjaśnieniem. – I nie mamy wiele czasu. Chłopak spojrzał na mnie z żarem w oczach, a ja poc

"Nadzieja bogów" Rozdział 1 cz.2

Pierwsza całe to zdarzenie zauważyła Sylvia, najstarsza siostra Lyry. Zawołała nas wszy­stkich podniecona. – Zobaczcie! Tam się toczy jakaś walka! Wyszłam z basenu zastanawiając się, co to ma być za walka. W końcu za domem znaj­dowały się tylko wody i trzciny. Przecisnęłam się obok przyja­ciółki i stanęłam na skraju dział­ki. To, co zobaczyłam wywołało ciarki na moich plecach. Dwoje młodych osób (na oko w moim wieku) stało w wodzie. Byli na tyle daleko od brzegi, że powinni zatonąć, oni jednak utrzy­mywali się na powierzchni wody. Mieli na sobie zwykłe młodzieżowe, letnie ubrania. Z tej odległości nie potrafiłam określić jakiej są płci. – Czy oni mają miecze? – usłyszałam niedowierzanie w głosie ojca Lyry.  Zamrugałam i spojrzałam ponownie. Pan Novak miał rację! Tych dwoje skakało w miej­scu i wymachiwało mieczami. Zupełnie jakby walczyli! Tylko z kim lub czym? Z początku mia­łam trudności z dojrzeniem drugiej strony poje­dynku. Zmrużyłam oczy i skupiłam się na brą­zo­wej, d