Rozdział 20 / Niepewność uczuć
– Podsumowując, nie liczmy już na boską
pomoc. – Tymi słowami zakończyłam opowiadanie historii swojego snu moim
przyjaciołom.
Siedzieliśmy przy jednym ze stołów.
Była dopiero piąta rano. Pokazałam im swój plecak, oraz kartkę. Niektóre
kwestie snu musiałam opowiedzieć kilka razy. Sarah najbardziej była zainteresowana
wyglądem Iris. Phillipa to nie obchodziło, bo on już boginię widział. On wolał
się upewnić, że sen był prawdziwy i dopytywał o Zeusa. Jany naśmiewała się z zachowania
Apolla.
– Czy on naprawdę, będąc bogiem wyroczni,
nie potrafi z tego skorzystać? – spytała z dziwnym uśmiechem. Nie mogłam
rozszyfrować jej nastroju.
– Grunt, że to, co się z nami zadziało
jest zgodne z jakimś planem, którego nie znamy – stwierdził chłopak.
Przytaknęłam. Nie potrafiłam stwierdzić,
jak nam to miało pomóc. Żadne z nas nie umiało tego określić. Śnieżka potrząsnęła
głową, jakby odganiała jakieś myśli, a Jany zaśmiała się lekko pod nosem. Jakby
wiedziała o czymś, o czym my nie wiedzieliśmy.
– Zostało nam tylko dobicie targu z
Persefoną – powiedziała.
– Ciekawe czy wytłumaczy nam dlaczego
wciągała cię w tę ciemność od samego początku. A jeśli to nie była ona przez
cały czas… bo też jest taka opcji. Czy pomoże nam rozszyfrować, kto wcześniej
wciągał cię w ciemność i dlaczego? Kto jeszcze chce nam przeszkodzić w tej
misji? – rozważała na głos córka Hekate, patrząc prosto na mnie.
– Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że
ten mrok wciąż nade mną wisi? – pisnęłam lekko przestraszona.
Phil objął mnie ramieniem i przyciągnął
do siebie, jakby to był dla niego naturalny gest. Miał mnie chyba podnieść na
duchu, a sprawił, że się cała spięłam. Serce zaczęło mi szybciej bić. Dziwne…
wcześniej sama bez problemu się do niego przytulałam. Czemu teraz czułam się tak
skrępowana?
– Mrok cię praktycznie nie opuszcza,
ale twoja blokada umysłu jest silna. A przecież Persefona nie potrzebuje by z
niego teraz korzystać – stwierdziła Sarah z niezadowoloną miną. – Czy próbował
cię ogarnąć, jak spałaś?
– Tak… – zadrżałam, kiedy sobie
przypomniałam o tym głosie, który słyszałam. O nim zapomniałam im powiedzieć.
– Czego nam nie mówisz? – spytał
Phillip i poważną miną.
Powtórzyłam im więc słowa tajemniczego
mężczyzny.
– Nie podoba mi się to! – warknął Jackson
i objął mnie jeszcze mocniej. Czułam jego emocje – gniew, złość, troskę i coś
innego jeszcze silniejszego i jaśniejszego…
– Nikomu się to nie podoba, ale tak
jest – przyznała Śnieżka. – Persefona maczała swoje palce w tym mroku, wiadomo.
Ale… być może osoba, która zsyła na ciebie tę ciemność teraz, to ta sama, która
ukradła Rydwan. I do niej ma nas zaprowadzić to tajemnicze światło miłości.
– Tajemnicze, co? – szepnęła Jany, a
potem znów zachichotała. Zaczynała irytować mnie swoim humorem.
– Przestaniesz? – spytałam. – Co cię
tak śmieszy? Nie widzisz, że to poważna sprawa? – moją irytację było słychać w
głosie.
– Przepraszam, już nie będę… – pisnęła
i zakryła usta ręką.
Nie mieliśmy jednak czasu na dalsze
kłótnie i sprzeczki, bo drzwi się otworzyły i pojawiła się w nich Lorelai Gai.
– Skoro już wszyscy wstaliście, to
zapraszam na śniadanie. Chodźcie za mną – powiedziała z uśmiechem, po czym
wyszła.
Spojrzeliśmy po sobie. Byliśmy mega
głodni, więc nikt nie protestował. Zastanawiałam się, idąc do wyjścia, co
dostaniemy do jedzenia. Miałam tylko nadzieję, że nie owsiankę…
Wyszliśmy na zewnątrz. Szliśmy przez
zabudowania, które wyglądały na zwykłe budynki farmerskie. Niektóre wyglądały
jak typowe stodoły, inne jaki domki mieszkalne z werandami i spadzistymi
dachami. Wszystko było otoczone płotami. Ścieżki prowadzące do budynków były
wyłożone kamieniami, albo żwirem. Drzewa i krzewy rosły w różnych miejscach i
wyglądały na zadbane, ale nie umodelowane. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
Podobał mi się taki widok.
Weszliśmy do jednego z domów. Kobieta
poprowadziła nas do niewielkiej i przytulnej kuchni. Na stole z jasnego drewna
stały już przygotowane nakrycia. Z kubków unosiła się para. Zapach, który się
rozchodził po kuchni powiedział mi, że dostaniemy na posiłek coś więcej, od
owsianki. Spojrzałam w stronę kuchenki. Stał tam sporej wielkości garnek. To z
niego wydobywał się zapach.
–
Usiądźcie proszę. – Lorelai wskazała nam krzesła. – Nałożę wam. Musicie
porządnie zjeść, aby mieć siły.
Usiadłam
najbliżej okna, a Phillip koło mnie. Spojrzał na mnie z pytaniem w oczach. Pewnie
zastanawiał się nad tym samym, co ja. Dlaczego ta kobieta tak nagle się o nas
troszczyła? W nocy nie zdawała się być specjalnie zainteresowana naszym stanem.
Nie miałam odwagi poruszać tego tematu na głos, żeby jej przypadkiem nie zdenerwować.
Wzruszyłam tylko ramionami i pokręciłam głową. Phil uśmiechnął się krzywo
i spojrzał na nasze przyjaciółmi, które usiadły naprzeciwko. Chyba rozmawiał z
nimi za pomocą myśli. Ja wolałam trzymać swoją blokadę umysłu, by nic mnie nie
rozpraszało.
– Co
dobrego nam przyszykowałaś? – spytałam Lorelai.
Odwróciła
się od garnka, w którym mieszała. Jej twarz była niezwykle pogodna i ciepła, co
trochę nie ogłupiało. Nie taką ją zapamiętałam.
– To
ratatuj. Pewnie o tym słyszeliście. Przepyszna potrawka z warzyw.
–
Oczywiście, że znamy! – zawołała Janete. – Annabeth to czasami przyrządza.
Zerknęłam
na nią. Oczy jej się świeciły. Ja jeszcze tego nigdy nie jadłam. Przyglądałam
się uważnie, jak opiekunka farmy nakładała nam na talerze. Wyglądało bardzo apatycznie
i tak też pachniało.
–
Smacznego życzę – powiedziała, kiedy wszyscy mieliśmy swoje porcje.
–
Dzię-ku-je-my! – zawołaliśmy jak na obozie, po czym zachichotaliśmy wesoło.
Wgryzłam
się w pierwszy kawałek potrawki i aż pisnęłam. Była przepyszna. Co prawda,
nawet jakby nie była, to byłam tak głodna, że zjadłabym wszystko.
Bogowie pomogli po raz ostatni. Czy uda się wyjaśnić tę ciemność, kim jest ten głos?
Dlaczego Lorelai jest taka miła od rana? A może taka po prostu jest? I co dalej?
miłego dnia
Aga
Komentarze
Prześlij komentarz