Rozdział 22 / Ciemność
budzi Światło
Zapewne rozpętanie piekła w kuchni, to nie był dobry pomysł, ale żadne z nas się tym nie przejmowało. Ian stanął przede mną i warknął do mnie po grecku, że teraz się ze mną policzy. Zacisnął przy tym pięści. Powietrze zadrżało. W pomieszczeniu momentalnie pociemniało. Nie zrobiło to już na mnie żadnego wrażenia. Uśmiechnęłam się pod nosem i wyciągnęłam przed siebie ręce. Powszechnie wiadomo, że to światło wygrywa z mrokiem. Miałam w sobie moc dziadka. Mogłam sięgnąć po gwiezdną kulę. Domyślałam się jednak, że mój przeciwnik również to potrafi, skoro także był wnukiem Heliosa. Sięgnęłam zatem po światło, które zawsze w mnie było. Nie objawiało się we mnie do tej pory, ale ja je czułam. Czułam je za każdym razem, gdy budziłam się ze snu.
Wzięłam
głęboki wdech. Skupiłam się na swoich dłoniach. Nie trwało to długo, a pojaśniały
blaskiem świtu. Rozradowana uśmiechnęłam się do siebie. To było łatwe. Tylko co teraz? Spojrzałam na swojego
przeciwnika. Podczas gdy ja byłam otoczona blaskiem, on był w ciemności.
Patrzył na mnie swoimi karmelowymi oczami, które teraz wydawały się być niebezpiecznie
błyszczeć. Na jego twarzy gościł szyderczy uśmieszek.
– I
sądzisz, że ze mną wygrasz? Już nieraz ulegałaś mojej mocy, teraz się to nie
zmieni – powiedział lodowatym tonem.
– Nigdy
nie wygrałeś, ostatecznie ja byłam górą – przypomniałam mu. Przecież wielokrotnie
mój umysł się budził.
–
Możliwe, ale zawsze miałaś przyjaciół. Teraz nie masz przy sobie nikogo. Teraz
jesteśmy tylko my.
Zmrużyłam
oczy. Poczułam złość, MOJĄ, czystą złość. Skubany miał rację i wcale mi się to
nie podobało. Adrenalina zaczęła krążyć w moim ciele. Zacisnęłam pięści i siłą
woli stworzyłam ze światła strzałę, którą wycelowałam w chłopaka. Światło pokonuje ciemność… – powtarzałam
w duchu.
Strzała
wystrzeliła zostawiając za sobą smugę różowego światła. Dotarła do niego błyskawicznie
i… nic mu nie zrobiła. Rozbiła się o gęstość czarnego dymu, zalewając kuchnię
jasnym blaskiem. Zaklęłam pod nosem, a on się roześmiał. Szykowałam się do
kolejnego ataku, ale nie zdążyłam nic zrobić. Nagle oczy zaszły mi ciemną mgłą
i w następnej sekundzie mój umysł ogarnęła ciemność. Nie! Tylko nie to! – wrzasnęłam
w głowie, bo nie mogłam otworzyć ust. Nie mogłam się poruszyć…
Ian
jakimś cudem dostał się do mojego umysłu. Jego mrok ponownie wbił się we mnie.
Ból zawładnął moim ciałem. Miałam wrażenie, że zaraz rozsadzi mi czaszkę.
Usłyszałam w głowie nieprzyjemny śmiech. Musiał należeć do syna Heliady.
Poczułam jeszcze większą wściekłość i bezradność. Nie rozumiałam, w jaki
sposób on się znowu do mnie dostał?
– Jesteś już przegrana… – zawołał w moim
umyśle i znów się roześmiał.
Próbowałam
walczyć, sięgać po mojej wewnętrzne światło świtu, po wiatr i po gorąco słońca.
Niestety, nic nie byłam wstanie zrobić. Z każdą chwilą miałam coraz większe
trudności w skupieniu się. Powoli przestawałam kojarzyć, co się wokół mnie
dzieje. Ból w czaszce przyciągnął całą moją uwagę, a wokół niego krążyła jedna
myśl… To już koniec…
– Tytani we mnie wierzą, nie w ciebie. To mnie użyczyli mocy
– syknął
głos Iana.
To już koniec… Opuściła mnie siła walki. Ogarnęła mnie
beznadzieja pomieszana z rozpaczą. Czekałam, aż się rozpłynę. Byłam sama,
bogowie już nie mogli mi pomóc, nie chcieli… Zeus dał to jasno do zrozumienia.
A Helios… nie czułam jego obecności, czy wsparcia. Ostatecznie należał do
tytanów, a oni byli po stronie Iana, prawda? Prawda, w końcu tak mi powiedział.
Dlaczego miałby kłamać? Nie było dla mnie już żadnej nadziej. Usłyszałam w
głowie zupełnie inny głos. Głos ten był ciepły, radosny i poważny. Pojawił się
gdzieś z dala, niczym echo. Był szeptem. Z początku nie zrozumiałam, co mówił,
ale go usłyszałam. Przetwarzałam go powoli. Po krótkim czasie byłam w stanie
rozpoznać poszczególne głoski i złożyć je w zdanie.
– Ty jesteś Nadzieją.
Wytężyłam
swój zmęczony umysł. Już raz słyszałam to zdanie. Ja byłam nadzieją. Jak jakie
było moje imię. Elpidha – nadzieja… Ale co to miało znaczyć? Znów usłyszałam to
zdanie. Mój umysł odtwarzał je jak mantrę, tak jak wcześniej słowa o końcu. I
nagle poczułam, że ból głowy przechodzi. Wreszcie mogłam się porządnie skupić.
Zaczęłam intensywnie rozmyślać…
Słowa
te kiedyś powiedział mi Zefir po rozmowie z Persefoną. Nie byłam wtedy pewna
czy dobrze robię, miałam nadzieję, że tak, a on mi wtedy powiedział: „Ty jesteś Nadzieją”. On we mnie wierzył.
Czułam, że się to nie zmieniło. Nie wiem skąd to wiedziałam, ta wiara pojawiła
się we mnie i silnie zakorzeniła się w moim umyśle. Nie byłam sama, nawet jak
moi bracia, czy przyjaciele nie mogli mnie wesprzeć w tej chwili, to gdzieś tam
byli. Możliwe, że właśnie w teraz próbowali mnie odnaleźć… Nie byłam w
beznadziejnym położeniu. Nie byłam sama…
Jest dla mnie nadzieja, bo ja jestem nadzieją! Takie jest
moje imię! – zawołałam w myśli czując niesamowitą pewność. Po chwili
zdałam sobie sprawę, że te słowa były niczym klucz do moich mocy. Poczułam w
sobie silne pokłady światła. Ale to światło było inne. To nie był cień brzasku,
czy słońca. To światło było moim własnym. Ciemność ustąpiła pod jego wpływem i
w następnej sekundzie patrzyłam w oczy przerażonego Iana Olsena.
– To
światło… – rzucił zaskoczony.
Całe
poje ciało promieniowało lekkim zielonym światłem. Nadzieja od zawsze miała
kolor zielony. Uśmiechnęłam się widząc, że mrok zmierzchu ucieka przede mną.
– To
jest Światło Nadziei. Ja jestem Nadzieją – powiedziałam spokojnie.
– Ale
jak? Przecież to ja! Przecież to muszę być ja! – zawołał sfrustrowany.
–
Dlaczego ty? – spytałam spokojna, bo nagle coś zrozumiałam. – Przepowiednia
Słońca nie określa konkretnie kto to ma być. Potomkiem w nowiu może być każdy,
co czyni Cię takim wyjątkowym?
– Bo
jestem potomkiem Słońca! – krzyknął. Wyraźnie nie panował nad swoimi emocjami.
–
Owszem, ja także. Ale to wciąż nic nie wyjaśnia kuzynie. To może być każdy. Nie
jest powiedziane, czyj potomek jest Nadzieją.
Chłopak
wydał z siebie dźwięk przypominający ryczenie zwierzęcia, a ja się zaśmiałam.
W trakcie naszej rozmowy moje światło rozproszyło kompletnie ciemność. Ian
jednak zdawał się tego nie dostrzegać. Był pogrążony w swoich przemyśleniach.
Pozwoliłam mu pomyśleć i cierpliwie czekałam, co powie.
– Ale
przecież moja matka mówiła mi, że są jeszcze dwa wersy… – zaczął mruczeć
do siebie, ale ja go dobrze słyszałam. – Tam jest mowa o… To przecież jestem
ja!
Chłopak
zamilkł, a zmarszczyłam brwi. Były jeszcze jakieś wersy przepowiedni? O czym on
mówił? Zamknęłam oczy i sięgnęłam po moc odziedziczoną po Theji. Jasnowidzenie
już wcześniej mi się w takich momentach przydawało. Musiałam odkryć o czym mowa.
No
i taka walka wyszła, nie było lekko ją napisać. Nasza Elpis jest Światłem
Nadziei.
Ale
to nie wszystko? O jakich wersach może być mowa? Czy Ian faktycznie jest
częścią Przepowiedni Słońca?
Do
napisania!
Ag
Komentarze
Prześlij komentarz