Przejdź do głównej zawartości

"Nadzieja bogów" Rozdział 22 cz.2

Ian stał przede mną w kiepskim stanie. Jego ciemna skóra lśniła od potu. Był wyraźnie zmęczony. W przeciwieństwie do mnie. Światło Nadziei dawało mi niezwykłą siłę, orzeźwiło mnie. Dawało mi również jasność umysłu. I nie minęła sekunda, a słowa końcowe Przepo­wiedni Słońca pojawiły się w mojej głowie:
Nim Światło Nadziei moc swoją objawi,
Potomek Słońca w ciemność się wprawi.

Kiedy dotarł do mnie sens tych słów, nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam śmie­chem. To wszystko wydawało się teraz takie komiczne i bezsensowne. Chłopak spojrzał na mnie mrużąc oczy i marszcząc czoło. Pokręciłam głową wciąż się śmiejąc i usiadłam na stołku. Sięgnęłam po czekoladę i upiłam łyk. Dziwne, ale wciąż była gorąca. Moje światło rozproszyło się. Podobnie jak jego ciemność.
– Faktycznie jesteś potomkiem, o którym mowa w tych dwóch wersach – przyznałam, kiedy się uspokoiłam. Zerknęłam na niego z lekkim uśmiechem. – Ale to nie znaczy, że jesteś też Nadzieją. Wygląda na to, że nie – wzruszyłam ramionami i znów upiłam łyk.
Chłopak zgrzytnął zębami. Zacisnął pięści. Po jego ogolonej skórze głowy spłynęła strużka potu.
– Znasz te słowa? – zapytał cicho przez zaciśnięte zęby.
Pokiwałam głową i przetłumaczyłam je na głos na grecki. Wysłuchał mnie uważnie. Kiedy skończyłam, pokręcił głową zrezygnowany. Rozluźnił ręce i opadł obok mnie na stołek. Nie wyczuwałam już od niego złości i wrogości. Cała jego postawa mówiła mi, że był zrezy­gno­wany, pokonany.
– Czyli wprawiłem się w ciemność zgodnie z przepowiednią... Myślałem, że to sprawi, że objawi się we mnie światło – westchnął. – W końcu się w tym zatraciłem. A tu proszę… – urwał patrząc na swoje ręce.
– Twój mrok sprawił obudzenie się we mnie mojej jasności – dokończyłam za niego.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Znów chciało mi się śmiać. Całe to zamieszanie było jednym wielkim kołem… Ian chciał udowodnić sobie i innym, że jest tą nadzieją i zasięgnął mocy u tytanów, którzy wykorzystali go do osiągnięcia swoich celów, które jak zwykle miały zniszczyć bogów.
– I pomyśleć, że jeszcze przed chwilą mieliśmy ochotę bić się, walczyć i niszczyć – szep­nęłam.
To wszystko wydawało się takie nie­mo­żliwe…
– Zostałem wykorzystany przez tytanów! – jęknął mój kuzyn wstając.
Podszedł do okna i otworzył je szeroko. Było mu gorąco i wyglądało na to, że potrzebuje powietrza. Na zewnątrz była ciemność. Zupełnie jakby świat odczuwał brak Rydwanu Słońca. Czasu na odnalezienie go było co­raz mniej.
– Ian, gdzie jest Rydwan? – zapytałam zsuwając się ze stołka.
– Nie wiem… – przyznał odwracając się do mnie. Jego oczy były smutne, przygaszone.
Patrzyłam na niego zaskoczona.
– Jak to możliwe? – podeszłam do niego.
– Tylko Victor zna jego lokalizację – odpowiedział spokojnie.
– Wezwij go. Musimy oddać rydwan Apollowi. Widzisz, co się dzieje ze światem! Ciemność zalega. A im dłużej będzie zalegała, tym więcej zła może się zjawić na świecie! – zawołałam z determinacją w głosie.
Chłopa westchnął i bez słowa, nie patrząc na mnie, wyszedł z kuchni. Podążyłam za nim. Przeszliśmy przez salon do garażu. Tam syn Heliady zaczął czerpać z ciemności. Zamknął oczy i skupił się. Widziałam na jego czole nowe krople potu. Po minucie, która zdawała się być wiecznością, otworzył oczy. Spojrzał na mnie z niepokojem.
– Nie wyczuwam go. Nie mogę go wezwać.
Zaklęłam znów po grecku. Tym razem były to bardzo nieprzyjemne zwroty skierowane w stronę Victora Hawka. Odetchnęłam potem i zamknęłam oczy. Spróbowałam odnaleźć dzie­ciaka za pomocą swoich mocy. Nie było łatwo. Za każdym razem, kiedy się skupiałam na nim, bądź na rydwanie natrafiałam na dziwny mur. Próbowałam go rozbić Światłem Nadziei, ale nic to nie pomagało. Otworzyłam oczy wściekła.
– Szlag by to! – krzyknęłam.
– Jak według twojej przepowiedni masz znaleźć skradzione? – zapytał czarnoskóry.
– Dzięki Światłu Miłości, którego nie posiadam – stwierdziłam.
– Jesteś pewna? – Ian patrzył na mnie sceptycznie. – Wyczuwam w tobie nie tylko nadzieję.
Zerknęłam na niego z zastanowieniem. Po chwili rozejrzałam się po garażu, w którym nie było żadnego samochodu. Był niezwykle czysty.
– Moje rzeczy są z Victorem i rydwanem Apolla? – zapytałam chcąc się upewnić.
Chłopak kiwnął głową na potwierdzenie. Uśmiechnęłam się. W głowie krystalizował mi się plan, ale potrzebowała do niego przestrzeni i powietrza. Wyszłam z garażu wprost na podjazd. Ciemność była przytłaczająca. Miło się wrażenie, że to środek nocy, a nie popołudnie w wa­kacyjny dzień.
Zamknęłam oczy. Persefona mówiła, że aby wzbudzić światło miłości, potrzeba jest rozdzielenia dwóch kochających się ludzi. Namierzanie Phillipa nie miało sensu, bo jego przy porsche Apollina nie było. Namierzanie Ruperta też nic by nie dało, bo go właściwie nie kochałam. On mi się jedynie podobał. A zatem na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że nie ma żadnych możliwości. Ja jednak wiedziałam, czułam, co powinnam zrobić. Moja wew­nętrzna nadzieja mnie prowadziła. Ian miał rację. Miałam w sumie coś więcej. Nadzieja budzi się pierwsza. Póki jest nadzieja, jest i wiara, jest i miłość. Mogłam wykorzystać swoje uczucie do młodego, przystojnego Jacksona. Bo nie tylko Rydwan Słońca został skradziony. Mój plecak także, a w nim brożka.
– Skradzione odnajdziesz dzięki światłu miłości – powtórzyłam dobitnie słowa Wyroczni.

Czułam w sercu radość i szczęście. Przed oczami pojawiła mi się wyraźna twarz roze­śmianego Phila. Nie było co się spierać i chować. Kochałam go całym swoim sercem. Dotarło to w końcu do mnie. Otworzyłam oczy i spojrzałam na swoje ręce. Prawa błyszczała zielonym blaskiem, a lewa czerwonym. Miłość się obudziła silnym światłem.

Sweet po prostu. Nie chce mi się komentować :D

Do napisania!
Gg

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bohaterowie

Witam ;) Postaram się na bieżąco aktualizować podstronę z bohaterami opowiadania. Zamieszczam tam głównie herosów. Ale Jeśli chcecie opis rodziców, czy bogów, dajcie znać ;) pozdrawiam Ag

"Nadzieja bogów" Rozdział 17 cz.3

– Bradley! – zawołała radośnie Sarah. Zwierzęta wylądowały gładko na pasie zieleni za parkingiem. Pobiegliśmy w tamtą stro­nę. Po drodze rozglądałam się dookoła. Byłam ciekawa, czy ludzie dostrzegli pegazy, a jeśli nie, to, co widzieli? Wiedziałam, że Mgła różnie działała. Wszystko było zależne od tego, czy czło­wiek, który widział magiczne istoty i dziwne zdarzenia, był w stanie w nie uwierzyć czy nie. Wszystko sprowadzało się do jego pojęcia normalności. Bałam się, że ktoś z obecnych na stacji paliwowej pomyśli, że gdzieś w pobliżu kręcą film z końmi i przybiegnie. Na szczęście nikt nie wydawał się tym zainteresowany. – Siema. Czy nie było was pięcioro? – zainteresował się Brad, kiedy zszedł z czarnego pe­gaza. Patrzył po nas skonsternowany. – Było – odpowiedziała mu Jany. – Ale harpie porwały nam Przybłędę i musi ją odnaleźć. – Co? Kiedy? – Tuż po naszej rozmowie – pośpieszyłam z wyjaśnieniem. – I nie mamy wiele czasu. Chłopak spojrzał na mnie z żarem w oczach, a ja poc

"Nadzieja bogów" Rozdział 1 cz.2

Pierwsza całe to zdarzenie zauważyła Sylvia, najstarsza siostra Lyry. Zawołała nas wszy­stkich podniecona. – Zobaczcie! Tam się toczy jakaś walka! Wyszłam z basenu zastanawiając się, co to ma być za walka. W końcu za domem znaj­dowały się tylko wody i trzciny. Przecisnęłam się obok przyja­ciółki i stanęłam na skraju dział­ki. To, co zobaczyłam wywołało ciarki na moich plecach. Dwoje młodych osób (na oko w moim wieku) stało w wodzie. Byli na tyle daleko od brzegi, że powinni zatonąć, oni jednak utrzy­mywali się na powierzchni wody. Mieli na sobie zwykłe młodzieżowe, letnie ubrania. Z tej odległości nie potrafiłam określić jakiej są płci. – Czy oni mają miecze? – usłyszałam niedowierzanie w głosie ojca Lyry.  Zamrugałam i spojrzałam ponownie. Pan Novak miał rację! Tych dwoje skakało w miej­scu i wymachiwało mieczami. Zupełnie jakby walczyli! Tylko z kim lub czym? Z początku mia­łam trudności z dojrzeniem drugiej strony poje­dynku. Zmrużyłam oczy i skupiłam się na brą­zo­wej, d