Przejdź do głównej zawartości

"Nadzieja bogów" Rozdział 21 cz.1


Zadrżałam ponownie. Przez chwilę stałam jak zahipnotyzowana. Po chwili jednak cof­nęłam się do łazienki. Nie miałam dokąd uciekać. Ian, chłopak, który już dwukrotnie wołał do mnie w mojej głowie i najprawdopodobniej był odpowiedzialny za tę niebezpieczną ciem­ność, która mnie pochłaniała, wszedł za mną do środka. Puścił ubrania na podłogę.
– Jak chcesz, Elpidho Iliakos… – rzucił z nieprzyjemnym śmiechem. – Możesz zostać w rę­czniku. Chociaż, nie sądzę, by było pod nim coś godnego uwagi.
Ta zniewaga zabolała bardzo mocno. Zacisnęłam szczęki i pięści. Czułam, że moje krew wypełnia się adrenaliną.
Vyaíne, thélo na alláxo!* – zawołałam po grecku, jak zawsze, kiedy byłam mega wściekła.
Chłopak zaśmiał się ponownie i wyszedł. Trzaskając drzwiami. W tym samym momencie usłyszałam w głowie jego irytujący głos:
– Nie spiesz się. Mamy mnóstwo czasu, chrysí mou.
Chciałam zakryć sobie uszy dłońmi, aby nie słyszeć jego głosu. Wiedziałam jednak, że to nic nie da. Zablokowałam szybko zamki w drzwiach. Stanęłam przed lustrem wciąż w ręcz­ni­ku. Skoro moje ubranie zniknęło, a Ian mógł wślizgnąć się do mojego umysłu tak zwyczajnie, to obawiałam się, że mógł też widzieć przez ściany, albo w inny sposób. Zatrzęsłam się całą w furii na myśl, że mógł mnie zobaczyć, jak brałam prysznic. Nie umiałam wykrzesać w sobie odwagi, aby zrzucić z siebie białe, kąpielowe okrycie.
Przyjrzałam się ubraniom. Spodnie były dresowe w szarym kolorze, a koszulka była czarna. Z przodu miała nadrukowany obrazek uś­mie­chniętego słoneczka. Co za paradoks… – pomyślałam. Z westchnięciem założyłam przy­nie­siony mi strój tak, jak nieraz to robiłam na plaży – pod ręcznikiem. Może zachowywałam się dziwnie, ale ostatnio nic wokół mnie nie było normalne.

Wyszłam z łazienki dopiero, kiedy usłyszałam zniecierpliwione wołanie Ruperta. Zrobiło mi się głupio, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że zupełnie o nim zapomniałam. Przeszłam przez jadalnię i weszłam do kuchni.
– Do twarzy ci w tej koszulce – usłyszałam głos Iana dobiegający z mojej prawej strony.
Znów zadrżałam, co wywołało u niego salwę niskiego i mało przyjemnego śmiechu. Spoj­rzałam na niego z furią w o­czach. Niestety, nie zrobiło to na niego żadnego wrażenia. Śmiał się w najlepsze. Miałam ochotę mu przyłożyć, ale wolałam na razie spokojnie dowiedzieć się, co tu jest grane.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nigdzie nie widziałam swojego kolegi. Chciałam sko­rzystać ze swojego daru lokalizacji, ale mój umysł nie chciał ze mną współpracować. Zupełnie, jakby go coś blokowało. Odwróciłam się ponownie do gospodarza tego domu. Złość buzowała we mnie coraz bardziej.
– Gdzie jest Rupert? – spytałam cicho, ale dobitnie.
Chłopak przestał się śmiać i popatrzył na mnie przekrzywiając lekko głowę. Zapatrzyłam się na niego. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jego oczy miały taki sam karmelowy odcień, jak moje. Niechętnie doszłam do wniosku, że wyglądał w tej pozycji całkiem przy­stoj­nie. Rysy jego twarzy były wyraziste, a jednocześnie gładkie. Szczękę pokrywał lekki zarost. A usta… Szybko odwró­ciłam głowę przerażona. Nie mogłam o nim myśleć w takich kate­go­riach! Co się ze mną działo?
– Gdzie jest Rupert? – ponowiłam pytanie.
– Spokojnie, nic mu nie jest. Położył się spać.
– Z własnej woli? – rzuciłam pewna, że nie.  
Ian uśmiechnął się ponownie tym swoim chłodnym uśmiechem.
– Przecież nie może nam nikt przeszkadzać, prawda? Mamy parę spraw do omówienia Iliakos.
Mimowolnie się skrzywiłam. Naprawdę nie lubiłam, gdy ludzie zwracali się do mnie po nazwisku. Grecy tak nie robią, więc czemu Amerykanie muszą?
– Czego ode mnie chcesz? – zapytałam zerkając na chłopaka.
– Na początku usiądź. Chyba nie będziesz cały czas stała. – wskazał mi stołek, na którym siedziałam wcześniej.
Podeszłam powoli do kuchennego blatu i usiadłam ostrożnie. Chwilę potem Ian postawił przede mną kubek gorącej czekolady. Pachniała zachęcająco. Poczułam głód, ale nie miałam odwagi sięgnąć po napój. A co, jeśli zostało mi tam coś dosypane? Nie mogłam ryzykować. Splotłam ręce na kolanach i spojrzałam na chłopaka, który usiadł naprzeciwko mnie.
– Kim jesteś i czego ode mnie chcesz?
– Jeszcze tego nie odkryłaś, co? – uśmiechnął się z przekąsem. – Jestem Ian Olsen, syn Phillipa Olsena i heliady Phiony, wnuk Heliosa i Klimene, a twój kuzyn.
Zrobiłam wielkie oczy. Przed chwilę próbowałam przetrawić tę informację. Z tego, co pa­mię­tałam z mitopedii, Heliady zostały zamienione w topole, po rozpaczy za Faetonem. Nie­mo­żliwym było zatem, aby któraś z nich miała teraz jakieś dziecko. Czy o czymś nie wie­działam? A do tego ten ciemnoskóry heros był wnukiem Heliosa. Czy to możliwe, że mógł być również uważany za jego nadzieję z Przepowiedni Słońca?
– Widzę, ze masz parę pytań, więc słucham, chętnie odpowiem. – Ton Iana mógł ucho­dzić za uprzejmy, ale mnie to nie nabrało. Wiedziałam, że on wcale uprzejmy nie był.
– Heliady zostały zamienione w topole – powiedziałam na głos to, co chodziło mi po gło­wie. – I chyba żadna nie miała tak na imię, jak twoja matka – dodałam przypominając sobie listę imion.
– Masz rację. Brawo, za znajomość historii naszej rodziny. Moja matka urodziła się akurat po tych wszystkich wydarzeniach i jest jedyną córką Heliosa i Klimene, która nie została za­mieniona w drzewo. Żyje i ma się dobrze. Opiekuje się drzewami, tymi, które nie mają swo­ich driad, jak topole, bądź brzozy. Następne pytanie, proszę.
Zacisnęłam ręce w pięści. Miałam ochotę mu przyłożyć. Zachowywał się jak nauczyciel na lekcji, który wykłada historię. Zamknęłam na chwilę oczy. Jego obecność naprawdę mocno mnie denerwowała. Ale nie mogłam uciec. Wiedziałam, ze nie mam szans. Chłopak był potę­żny, czułam to.
– Skąd w tobie tyle mocy? – wyrzuciłam z siebie otwierając oczy.
– Cóż… – wzruszył ramionami. – Mam paru znajomych, którzy użyczyli mi swoich darów.
Paradeíghmatos hárin**? – zachęciłam go do dalszych słów gestykulując ręką, na co zaś­miał się głęboko.
– Och, chrysí mou, jak ci teraz powiem, to nie będzie zabawy!
– I tak jej nie będzie – warknęłam przez zaciśnięte zęby.
W pomieszczeniu znów rozbrzmiał jego śmiech. Działał mi na nerwy coraz bardziej. Po­ru­szyłam się na krześle niespokojnie. Musiałam się skontaktować z przyjaciółmi. W pier­wszym odruchu chciałam sięgnąć po broszkę, aby wyczuć Phila, ale zaraz sobie przy­pom­nia­łam, że przecież była w plecaku. Serce zakłuło mnie dziwnie. Rozejrzałam się. Nigdzie nie było widać plecaka, czy moich ubrań. A bransoleta i pierścień, moją broń, schowałam do spodni tuż przed wejściem pod prysznic. Koutí***… – przezwałam się w myślach.
– Gdzie są moje rzeczy? Czemu mnie tu trzymasz? Dlaczego ja? – wyrzucałam z siebie py­tania jedno po drugim, żeby zagłuszyć moje poczucie winy.
– Wow! – Ian wstał i podszedł do okna. – Sporo pytań. Ale dobrze, na te ci odpowiem.
– Zatem słucham…
Serce waliło mi jak oszalałe. Nie umiałam się uspokoić. Czułam, jak z każdą chwilą wzbiera we mnie większy gniew. Czy był całkowicie mój? Nie umiałam tego określić. Potrzebowałam pomocy, ale wiedziałam, że nie mam jak jej szukać. Czułam się taka bezsilna…
– Twoje rzeczy są tam, gdzie Butler i są bezpieczne. Po wszystkim je odzyskasz. – chłopak odwrócił się do mnie i uśmiechnął chytrze.
– Jakoś trudno mi w to uwierzyć – szepnęłam.
Przez chwilę patrzyliśmy w sobie oczy. Nie ufałam mu, ale on nie wydawał się tym po­ruszony. Wręcz odwrotnie. Wyglądał, jakby ta sytuacja naprawdę go bawiła. Jego oczy bły­szczały niebezpiecznie, a na twarzy błąkał się uśmieszek.
– Pytałaś czemu ty… Cóż… To chyba oczywiste – zrobił się nagle bardzo poważny. Wy­prostował się, nabrał powietrza i zaczął recytować dobrze znane mi słowa:
Przyjdzie czas, że młody pan
Przez ojca swojego ukarany będzie,
Pozbawiony mocy zostanie sam,
A ludzie wzywać będą go wszędzie.
Bez opieki jego zwrócą się znowu,
Do starych bogów z dawnych lat.
Wówczas pojawi się potomek w nowiu,
Który cechami rozkwitnie, jak kwiat.
Przywróci Słońcu należny tron
I rodzeństwo odzyska swe moce.
Nadzieja wstrząśnie dniem jak grom,
A Księżyc na nowo rozjaśni noce.
Kiedy zamilkł ogarnęło mnie małe przerażenie. Chyba zaczynałam wszystko rozumieć. To się mogło bardzo źle skończyć…
– Wszyscy sądzą, że to ty jesteś tą nadzieją. Ale nie jesteś jedynym herosem urodzonym w nowiu, Iliakos. Ja także pasuję do Przepowiedni Słońca. Co więcej, mam pewne wsparcie.
– Ja też mam… – wymknęło mi się, zanim zdążyłam pomyśleć.
Spojrzenie mojego kuzyna było zimne i przeszywające. Czułam w powietrzu nie­bez­pie­czeństwo, złość a także zaborczość.
– Jesteś tego pewna?
Gniew, który tak niedawno czułam odszedł w zapomnienie. Pojawił się strach. Mnie po­pierali bogowie Olimpijscy, ale chyba tylko w mojej misji odzyskania Rydwanu Słońca. Wąt­piłam, aby chcieli by mój wujek odzyskał tron słońca. A zatem nikt mnie nie wspierał… poza Heliosem oczywiście. A kto w takim razie stał za synem Heliady?

*Vyaínethélo na alláxo! – (czyt. wjene, thelo na alakso) Wyjdź, chcę się przebrać! [Βγαίνε, θέλω να αλλάξω].
**Paradeíghmatos hárin (czyt. paradighmatos harin) - na przykład [παραδείγματος χάριν].
***Koutí (czyt. Kuti) - głupia, ciemna, bałwan, naiwna, łatwowierna, nieinteligentna [κουτή].

I powoli się wyjaśnia kim jest tajemniczy chłopak. Ale co z tego wyniknie. Dlaczego nęka Elpidhę akurat teraz? No i kto daje mu swoje wsparcie? Czy Helios nie ma tu nic do powiedzenia, albo sami bogowie? To wszystko jest takie dziwne, zagmatwane. Ale spokojnie, to celowo. Niedługo wszystko się wyjaśni.

Pozdrowienia dla czytających ;)
Ag Bala

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bohaterowie

Witam ;) Postaram się na bieżąco aktualizować podstronę z bohaterami opowiadania. Zamieszczam tam głównie herosów. Ale Jeśli chcecie opis rodziców, czy bogów, dajcie znać ;) pozdrawiam Ag

"Nadzieja bogów" Rozdział 17 cz.3

– Bradley! – zawołała radośnie Sarah. Zwierzęta wylądowały gładko na pasie zieleni za parkingiem. Pobiegliśmy w tamtą stro­nę. Po drodze rozglądałam się dookoła. Byłam ciekawa, czy ludzie dostrzegli pegazy, a jeśli nie, to, co widzieli? Wiedziałam, że Mgła różnie działała. Wszystko było zależne od tego, czy czło­wiek, który widział magiczne istoty i dziwne zdarzenia, był w stanie w nie uwierzyć czy nie. Wszystko sprowadzało się do jego pojęcia normalności. Bałam się, że ktoś z obecnych na stacji paliwowej pomyśli, że gdzieś w pobliżu kręcą film z końmi i przybiegnie. Na szczęście nikt nie wydawał się tym zainteresowany. – Siema. Czy nie było was pięcioro? – zainteresował się Brad, kiedy zszedł z czarnego pe­gaza. Patrzył po nas skonsternowany. – Było – odpowiedziała mu Jany. – Ale harpie porwały nam Przybłędę i musi ją odnaleźć. – Co? Kiedy? – Tuż po naszej rozmowie – pośpieszyłam z wyjaśnieniem. – I nie mamy wiele czasu. Chłopak spojrzał na mnie z żarem w oczach, a ja poc

"Nadzieja bogów" Rozdział 1 cz.2

Pierwsza całe to zdarzenie zauważyła Sylvia, najstarsza siostra Lyry. Zawołała nas wszy­stkich podniecona. – Zobaczcie! Tam się toczy jakaś walka! Wyszłam z basenu zastanawiając się, co to ma być za walka. W końcu za domem znaj­dowały się tylko wody i trzciny. Przecisnęłam się obok przyja­ciółki i stanęłam na skraju dział­ki. To, co zobaczyłam wywołało ciarki na moich plecach. Dwoje młodych osób (na oko w moim wieku) stało w wodzie. Byli na tyle daleko od brzegi, że powinni zatonąć, oni jednak utrzy­mywali się na powierzchni wody. Mieli na sobie zwykłe młodzieżowe, letnie ubrania. Z tej odległości nie potrafiłam określić jakiej są płci. – Czy oni mają miecze? – usłyszałam niedowierzanie w głosie ojca Lyry.  Zamrugałam i spojrzałam ponownie. Pan Novak miał rację! Tych dwoje skakało w miej­scu i wymachiwało mieczami. Zupełnie jakby walczyli! Tylko z kim lub czym? Z początku mia­łam trudności z dojrzeniem drugiej strony poje­dynku. Zmrużyłam oczy i skupiłam się na brą­zo­wej, d