Zadrżałam
ponownie. Przez chwilę stałam jak zahipnotyzowana. Po chwili jednak cofnęłam
się do łazienki. Nie miałam dokąd uciekać. Ian, chłopak, który już dwukrotnie
wołał do mnie w mojej głowie i najprawdopodobniej był odpowiedzialny za tę
niebezpieczną ciemność, która mnie pochłaniała, wszedł za mną do środka.
Puścił ubrania na podłogę.
– Jak
chcesz, Elpidho Iliakos… – rzucił z nieprzyjemnym śmiechem. – Możesz zostać w
ręczniku. Chociaż, nie sądzę, by było pod nim coś godnego uwagi.
Ta
zniewaga zabolała bardzo mocno. Zacisnęłam szczęki i pięści. Czułam, że moje
krew wypełnia się adrenaliną.
– Vyaíne, thélo na alláxo!* – zawołałam po grecku, jak zawsze, kiedy byłam mega wściekła.
Chłopak
zaśmiał się ponownie i wyszedł. Trzaskając drzwiami. W tym samym momencie
usłyszałam w głowie jego irytujący głos:
– Nie
spiesz się. Mamy mnóstwo czasu, chrysí
mou.
Chciałam
zakryć sobie uszy dłońmi, aby nie słyszeć jego głosu. Wiedziałam jednak, że to
nic nie da. Zablokowałam szybko zamki w drzwiach. Stanęłam przed lustrem wciąż
w ręczniku. Skoro moje ubranie zniknęło, a Ian mógł wślizgnąć się do mojego
umysłu tak zwyczajnie, to obawiałam się, że mógł też widzieć przez ściany, albo
w inny sposób. Zatrzęsłam się całą w furii na myśl, że mógł mnie zobaczyć,
jak brałam prysznic. Nie umiałam wykrzesać w sobie odwagi, aby zrzucić z siebie
białe, kąpielowe okrycie.
Przyjrzałam
się ubraniom. Spodnie były dresowe w szarym kolorze, a koszulka była czarna. Z
przodu miała nadrukowany obrazek uśmiechniętego słoneczka. Co za paradoks… – pomyślałam. Z
westchnięciem założyłam przyniesiony mi strój tak, jak nieraz to robiłam na
plaży – pod ręcznikiem. Może zachowywałam się dziwnie, ale ostatnio nic wokół
mnie nie było normalne.
Wyszłam
z łazienki dopiero, kiedy usłyszałam zniecierpliwione wołanie Ruperta. Zrobiło
mi się głupio, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że zupełnie o nim zapomniałam.
Przeszłam przez jadalnię i weszłam do kuchni.
– Do
twarzy ci w tej koszulce – usłyszałam głos Iana dobiegający z mojej prawej
strony.
Znów
zadrżałam, co wywołało u niego salwę niskiego i mało przyjemnego śmiechu. Spojrzałam
na niego z furią w oczach. Niestety, nie zrobiło to na niego żadnego wrażenia.
Śmiał się w najlepsze. Miałam ochotę mu przyłożyć, ale wolałam na razie
spokojnie dowiedzieć się, co tu jest grane.
Rozejrzałam
się po pomieszczeniu. Nigdzie nie widziałam swojego kolegi. Chciałam skorzystać
ze swojego daru lokalizacji, ale mój umysł nie chciał ze mną współpracować.
Zupełnie, jakby go coś blokowało. Odwróciłam się ponownie do gospodarza tego
domu. Złość buzowała we mnie coraz bardziej.
– Gdzie
jest Rupert? – spytałam cicho, ale dobitnie.
Chłopak
przestał się śmiać i popatrzył na mnie przekrzywiając lekko głowę. Zapatrzyłam
się na niego. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jego oczy miały taki sam karmelowy
odcień, jak moje. Niechętnie doszłam do wniosku, że wyglądał w tej pozycji całkiem
przystojnie. Rysy jego twarzy były wyraziste, a jednocześnie gładkie. Szczękę
pokrywał lekki zarost. A usta… Szybko odwróciłam głowę przerażona. Nie
mogłam o nim myśleć w takich kategoriach! Co się ze mną działo?
– Gdzie
jest Rupert? – ponowiłam pytanie.
–
Spokojnie, nic mu nie jest. Położył się spać.
– Z
własnej woli? – rzuciłam pewna, że nie.
Ian
uśmiechnął się ponownie tym swoim chłodnym uśmiechem.
–
Przecież nie może nam nikt przeszkadzać, prawda? Mamy parę spraw do omówienia
Iliakos.
Mimowolnie
się skrzywiłam. Naprawdę nie lubiłam, gdy ludzie zwracali się do mnie po
nazwisku. Grecy tak nie robią, więc czemu Amerykanie muszą?
– Czego
ode mnie chcesz? – zapytałam zerkając na chłopaka.
– Na
początku usiądź. Chyba nie będziesz cały czas stała. – wskazał mi stołek, na
którym siedziałam wcześniej.
Podeszłam
powoli do kuchennego blatu i usiadłam ostrożnie. Chwilę potem Ian postawił
przede mną kubek gorącej czekolady. Pachniała zachęcająco. Poczułam głód, ale
nie miałam odwagi sięgnąć po napój. A co, jeśli zostało mi tam coś dosypane?
Nie mogłam ryzykować. Splotłam ręce na kolanach i spojrzałam na chłopaka, który
usiadł naprzeciwko mnie.
– Kim
jesteś i czego ode mnie chcesz?
–
Jeszcze tego nie odkryłaś, co? – uśmiechnął się z przekąsem. – Jestem Ian
Olsen, syn Phillipa Olsena i heliady Phiony, wnuk Heliosa i Klimene, a twój
kuzyn.
Zrobiłam
wielkie oczy. Przed chwilę próbowałam przetrawić tę informację. Z tego, co pamiętałam
z mitopedii, Heliady zostały zamienione w topole, po rozpaczy za Faetonem. Niemożliwym
było zatem, aby któraś z nich miała teraz jakieś dziecko. Czy o czymś nie wiedziałam?
A do tego ten ciemnoskóry heros był wnukiem Heliosa. Czy to możliwe, że mógł
być również uważany za jego nadzieję z Przepowiedni Słońca?
–
Widzę, ze masz parę pytań, więc słucham, chętnie odpowiem. – Ton Iana mógł uchodzić
za uprzejmy, ale mnie to nie nabrało. Wiedziałam, że on wcale uprzejmy nie był.
–
Heliady zostały zamienione w topole – powiedziałam na głos to, co chodziło mi
po głowie. – I chyba żadna nie miała tak na imię, jak twoja matka – dodałam
przypominając sobie listę imion.
– Masz
rację. Brawo, za znajomość historii naszej rodziny. Moja matka urodziła się
akurat po tych wszystkich wydarzeniach i jest jedyną córką Heliosa i Klimene,
która nie została zamieniona w drzewo. Żyje i ma się dobrze. Opiekuje się
drzewami, tymi, które nie mają swoich driad, jak topole, bądź brzozy. Następne
pytanie, proszę.
Zacisnęłam
ręce w pięści. Miałam ochotę mu przyłożyć. Zachowywał się jak nauczyciel na
lekcji, który wykłada historię. Zamknęłam na chwilę oczy. Jego obecność
naprawdę mocno mnie denerwowała. Ale nie mogłam uciec. Wiedziałam, ze nie mam
szans. Chłopak był potężny, czułam to.
– Skąd
w tobie tyle mocy? – wyrzuciłam z siebie otwierając oczy.
– Cóż… –
wzruszył ramionami. – Mam paru znajomych, którzy użyczyli mi swoich darów.
– Paradeíghmatos hárin**?
– zachęciłam go do dalszych słów gestykulując ręką, na co zaśmiał się głęboko.
– Och, chrysí mou, jak ci teraz powiem, to nie
będzie zabawy!
– I tak
jej nie będzie – warknęłam przez zaciśnięte zęby.
W
pomieszczeniu znów rozbrzmiał jego śmiech. Działał mi na nerwy coraz bardziej.
Poruszyłam się na krześle niespokojnie. Musiałam się skontaktować z
przyjaciółmi. W pierwszym odruchu chciałam sięgnąć po broszkę, aby wyczuć
Phila, ale zaraz sobie przypomniałam, że przecież była w plecaku. Serce
zakłuło mnie dziwnie. Rozejrzałam się. Nigdzie nie było widać plecaka, czy
moich ubrań. A bransoleta i pierścień, moją broń, schowałam do spodni tuż przed
wejściem pod prysznic. Koutí***…
– przezwałam się w myślach.
– Gdzie
są moje rzeczy? Czemu mnie tu trzymasz? Dlaczego ja? – wyrzucałam z siebie pytania
jedno po drugim, żeby zagłuszyć moje poczucie winy.
– Wow!
– Ian wstał i podszedł do okna. – Sporo pytań. Ale dobrze, na te ci odpowiem.
– Zatem
słucham…
Serce
waliło mi jak oszalałe. Nie umiałam się uspokoić. Czułam, jak z każdą chwilą
wzbiera we mnie większy gniew. Czy był całkowicie mój? Nie umiałam tego
określić. Potrzebowałam pomocy, ale wiedziałam, że nie mam jak jej szukać.
Czułam się taka bezsilna…
– Twoje
rzeczy są tam, gdzie Butler i są bezpieczne. Po wszystkim je odzyskasz. –
chłopak odwrócił się do mnie i uśmiechnął chytrze.
– Jakoś
trudno mi w to uwierzyć – szepnęłam.
Przez
chwilę patrzyliśmy w sobie oczy. Nie ufałam mu, ale on nie wydawał się tym poruszony.
Wręcz odwrotnie. Wyglądał, jakby ta sytuacja naprawdę go bawiła. Jego oczy błyszczały
niebezpiecznie, a na twarzy błąkał się uśmieszek.
–
Pytałaś czemu ty… Cóż… To chyba oczywiste – zrobił się nagle bardzo poważny. Wyprostował
się, nabrał powietrza i zaczął recytować dobrze znane mi słowa:
Przyjdzie
czas, że młody pan
Przez
ojca swojego ukarany będzie,
Pozbawiony
mocy zostanie sam,
A
ludzie wzywać będą go wszędzie.
Bez
opieki jego zwrócą się znowu,
Do starych
bogów z dawnych lat.
Wówczas
pojawi się potomek w nowiu,
Który cechami
rozkwitnie, jak kwiat.
Przywróci
Słońcu należny tron
I rodzeństwo
odzyska swe moce.
Nadzieja
wstrząśnie dniem jak grom,
A Księżyc
na nowo rozjaśni noce.
Kiedy
zamilkł ogarnęło mnie małe przerażenie. Chyba zaczynałam wszystko rozumieć. To
się mogło bardzo źle skończyć…
– Wszyscy
sądzą, że to ty jesteś tą nadzieją. Ale nie jesteś jedynym herosem urodzonym
w nowiu, Iliakos. Ja także pasuję do Przepowiedni Słońca. Co więcej, mam
pewne wsparcie.
– Ja
też mam… – wymknęło mi się, zanim zdążyłam pomyśleć.
Spojrzenie
mojego kuzyna było zimne i przeszywające. Czułam w powietrzu niebezpieczeństwo,
złość a także zaborczość.
–
Jesteś tego pewna?
Gniew,
który tak niedawno czułam odszedł w zapomnienie. Pojawił się strach. Mnie popierali
bogowie Olimpijscy, ale chyba tylko w mojej misji odzyskania Rydwanu Słońca. Wątpiłam,
aby chcieli by mój wujek odzyskał tron słońca. A zatem nikt mnie nie wspierał… poza
Heliosem oczywiście. A kto w takim razie stał za synem Heliady?
*Vyaíne, thélo
na alláxo! – (czyt. wjene, thelo na alakso) Wyjdź, chcę się przebrać!
[Βγαίνε, θέλω να αλλάξω].
**Paradeíghmatos hárin (czyt.
paradighmatos harin) - na przykład [παραδείγματος χάριν].
***Koutí (czyt. Kuti) - głupia, ciemna, bałwan, naiwna, łatwowierna,
nieinteligentna [κουτή].
I powoli się wyjaśnia kim jest tajemniczy chłopak. Ale co z tego wyniknie. Dlaczego nęka Elpidhę akurat teraz? No i kto daje mu swoje wsparcie? Czy Helios nie ma tu nic do powiedzenia, albo sami bogowie? To wszystko jest takie dziwne, zagmatwane. Ale spokojnie, to celowo. Niedługo wszystko się wyjaśni.
Pozdrowienia dla czytających ;)
Ag Bala
Komentarze
Prześlij komentarz