Przejdź do głównej zawartości

"Nadzieja bogów" Rozdział 21 cz.2

Rozważałam wszystko w milczeniu patrząc uparcie na chłopaka, nie chciałam spuścić go z oczu. W pewnym momencie usłyszałam za sobą głośny śmiech. Podskoczyłam na stołku. Nie był to śmiech żadnego z moich przyjaciół, ani nawet Ruperta.
Odwróciłam się i pisnęłam zaskoczona. W drzwiach do kuchni stał Victor Hawk, irytujący syneczek Zeusa. Ostatnio, kiedy go widziałam mierzyliśmy się wzrokiem na polu ćwiczebnym w Obo­zie, dzień przed moim wyjazdem. Z reguły go ignorowałam. Sądziłam, że jest niesz­kod­liwy. Co on tu robił?
– Oj biedna Kóri Avyí*. Naprawdę sądzisz, że mój ojciec w czymś ci pomoże? – spytał z nie­przyjemnym uśmiechem na ustach.
Nie dane mi było odpowiedzieć. W tej samej chwili Ian z niesamowitą szybkością pojawił się naprzeciwko Hawka. Stał do mnie tyłem, więc nie widziałam jego twarzy, ale domyślałam się, że nie jest zadowolony, bo cały się spiął.
– Co ty tu robisz? – spytał groźnie. Zadrżałam. Wystraszyłam się tego tonu, mimo że słowa nie były skierowane do mnie. – Miałeś TEGO pilnować! Nie pozwoliłem opuszczać ci poste­run­ku!
Victor, który był nie tylko znacznie młodszy od ciemnoskórego herosa, ale także niższy, nie wyglądał na wystraszonego czy chociażby poruszonego. Uśmiech nie schodził mu z twa­rzy. Wzruszył ramionami w odpowiedzi i wszedł do kuchni wymijając mojego kuzyna. Pod­szedł spokojnie do szafki i wyjął z niej czarny ku­bek. Potem ruszył do ekspresu do kawy mru­cząc pod nosem coś na temat tego, że coś prze­cież pić musi.
Patrzyłam na niego ze zdziwieniem ale i lekkim rozbawieniem. Dzieciak zachowywał się tak, jak zawsze. Jakby cały świat należał do niego, a wszyscy powinni traktować go z podzi­wem. On z kolei wszystkich traktował z pogardą. Jakim cudem zachował taką postawę przy tym dominującym wnuku Heliosa?
– To bierz tę kawę i wyjdź stąd – powiedział tym samym tonem Ian i wrócił na swoje miejsce pod oknem.
Przyjrzałam się jemu i zauważyłam, że był wściekły. Jego rozbawienie i spokój gdzieś wy­parowały. Pojawienie się Victora wyraźnie go rozstroiło. Jego oczy miały pomarańczowy odcień, a usta zaciśnięte były w wąską linię. Poczułam, że niewidzialna siła, która trzymała mój umysł w ciemności ustąpiła. W końcu mogłam myśleć przejrzyście. Musiałam to wyko­rzy­stać. Wzię­łam powolny wdech.
Obserwowałam przez chwilę dwóch chłopaków w ciszy, podczas gdy moje myśli wirowały szybko. Odtworzyłam jeszcze raz w głowie wszystko, co się stało w tym domu. Wszystko, co zostało wypowiedziane. Victor pilnował czegoś, co było bardzo ważne. Przypomniałam sobie, że nie widziałam go w Obozie Herosów w dzień mojego spotkania z Apollem. Czy to możliwe, że wszystko jest ze sobą powiązane? Ian chciał być tym, który pomoże odzyskać moc Helio­sowi i Selene. Kradzież Rydwanu Słońca mogłaby mu w tym pomóc. Tylko który z nich to zro­bił? I jak? Czy Zeus nie wyczułby, gdyby jego syn za tym stał? Trudno mi było w to uwie­rzyć. W koń­cu ten bóg zdawał się wiedzieć i widzieć najwięcej. A może chłopcy wykorzystali fakt, że bóg piorunów przyglądał się mnie? Zaczęło mnie ogarniać przerażenie, kiedy zdałam sobie sprawę, że to całkiem możliwe. Nawet bogowie nie mogli być w kilku miejscach na raz…
„Mam pewne wsparcie” – usłyszałam ponownie w głowie słowa syna Heliady. Zanie­pokojona zmrużyłam oczy. Zaczęłam intensywnie myśleć. Ciemność… ta ciemność, która zawsze mnie tak przerażała, teraz zdawała się być gdzieś z boku. Jej sprawcą z całą pewnością był Ian Olsen, ale musiał ją od ko­goś otrzymać w darze. Na pewno nie od Persefony. Przed ocza­mi stanął mi mój wujko-dziadek. Nie… On władał jasnymi mocami. A może Selene? Jej twarz zawsze była pełna czułości i ciepła. Nie mogłaby tego dokonać… Nie, na pewno nie… A może Hades? On wiele razy działał wbrew bratu i innym olimpijskim bogom. Nie wiem czemu, ale z jakiejś przyczyny odrzuciłam tę myśl. To nie mogło być takie łatwe… I nagle zrozumiałam. Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia.
Diáole**… – wymknęło mi się małe przekleństwo.
Chłopaki spojrzeli na mnie uważnie. Ian zmrużył oczy i patrzył na mnie tak, jakby chciał mnie przewiercić wzrokiem. Zaklął siarczyście, ale po angielsku. Najwyraźniej już wiedział, że rozwiązałam jedną z zagadek.
– O bogowie… – westchnęłam kręcąc głową. – Wykiwaliście wszystkich olimpijskich bo­gów. Wykiwa­liście nawet niektórych tytanów. A wszystko dzięki pomocy pewnego tytana, który ma władzę nad gwiazdami, a przede wszystkim nad zmierzchem… Astrajosa…
Victor zaczął klaskać, jakbym właśnie wykonała jakś występ. Zerknęłam na niego na se­kundę, by po chwili znów spojrzeć na tego, który wydawał się być groźniejszym przeciw­ni­kiem. Ciemnoskóry chłopak znów miał na twarzy maskę. Ciężko było z niej odczytać cokol­wiek. Ale ja czułam wibracje w powietrzu. Nie spodobało mu się, że zaczynałam kojarzyć fakty.
– Ukradliście rydwan od Apolla. Nie wiem jak, ale wam się udało. Pewnie skorzystaliście ze zmierzchu, który potrafi ukryć niejedno. A potem chcieliście mi przeszkodzić w misji. Cały czas chce­cie mi przeszkodzić… – zacisnęłam pięści. – Ale po co Wam to wszystko? Nie możecie iść wbrew przepowiedni. Nie można uniknąć losu. Ja i tak odzyskam „skradzione” – powie­działam używając sformułowania z przepowiedni.
– Pff… – Hawk wydał z siebie dziwny dźwięk przykuwając tym samym moją uwagę. – Mo­żesz to sobie wziąć i odnaleźć. Nam nie o to chodziło, wiesz? Tylko o…
– DOŚĆ CIOŁKU! – Ian znów warknął. Powietrze wokół niego zawibrowało i pociemniało. Tym razem dzieciak podskoczył wystraszony i wylał kawę, którą miał w kubku. – Wyjdź stąd, bo wszy­stko zepsujesz swoją niewyparzoną gębą! Zaczynam żałować, że cię ze sobą wzią­łem.
Syn Zeusa wyszedł szybko z kuchni ze spuszczoną głową. Pierwszy raz widziałam go tak skruszonego i nie powiem… to był piękny widok. Nie dane mi było jednak się nim cieszyć na dłużej. Bo złość mojego kuzyna próbowała się we mnie wedrzeć na powrót. A za złością podą­żała ciemność. Chłopak ponownie chciał zawładnąć moim umysłem.
– Nie mam zamiaru się już z tobą cackać – syknął przez zaciśnięte zęby.
Wstałam. Wiedziałam, że jeśli czegoś nie zrobię, to znów przegram i na powrót poczuję się bezradna. Nie mogłam na to poz­wolić. Zamknęłam oczy. Rozpoczęłam walkę, się­gając po po­kłady światła leżące we mnie. Tym razem nie dam się tak łatwo – pomyślałam. Mogłam wal­czyć i bez mojej broni czy przyjaciół. W końcu sama byłam silna. Ja także miałam w sobie potę­żne moce i był to odpo­wiedni moment na ich wykorzystanie.

* Kóri Avyí (czyt. Kori Awji) – Córko Zorzy/Świtu.
**Diáole (czyt. djaole) - cholera, kurde, kurcze, w mordę jeża [διάολε].


Victor! – ten irytujący dzieciak tutaj! Na szczęście jego pojawienie się rozproszyło Iana i Elpi zaczęła przejrzyście myśleć. Astrajos jest jej przeciwny. Ciekawe, skoro im pomógł w misji. Ale dlaczego Victor powiedział, że im nie zależy na Rydwanie? Ale Elpidha niema czasu milczeć. Odzyskała władzę nad swoim umysłem i ciałem. W końcu może walczyć.
O co tu tak naprawdę chodzi? Może się domyślacie?
Do napisania!
Gg

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bohaterowie

Witam ;) Postaram się na bieżąco aktualizować podstronę z bohaterami opowiadania. Zamieszczam tam głównie herosów. Ale Jeśli chcecie opis rodziców, czy bogów, dajcie znać ;) pozdrawiam Ag

"Nadzieja bogów" Rozdział 17 cz.3

– Bradley! – zawołała radośnie Sarah. Zwierzęta wylądowały gładko na pasie zieleni za parkingiem. Pobiegliśmy w tamtą stro­nę. Po drodze rozglądałam się dookoła. Byłam ciekawa, czy ludzie dostrzegli pegazy, a jeśli nie, to, co widzieli? Wiedziałam, że Mgła różnie działała. Wszystko było zależne od tego, czy czło­wiek, który widział magiczne istoty i dziwne zdarzenia, był w stanie w nie uwierzyć czy nie. Wszystko sprowadzało się do jego pojęcia normalności. Bałam się, że ktoś z obecnych na stacji paliwowej pomyśli, że gdzieś w pobliżu kręcą film z końmi i przybiegnie. Na szczęście nikt nie wydawał się tym zainteresowany. – Siema. Czy nie było was pięcioro? – zainteresował się Brad, kiedy zszedł z czarnego pe­gaza. Patrzył po nas skonsternowany. – Było – odpowiedziała mu Jany. – Ale harpie porwały nam Przybłędę i musi ją odnaleźć. – Co? Kiedy? – Tuż po naszej rozmowie – pośpieszyłam z wyjaśnieniem. – I nie mamy wiele czasu. Chłopak spojrzał na mnie z żarem w oczach, a ja poc

"Nadzieja bogów" Rozdział 1 cz.2

Pierwsza całe to zdarzenie zauważyła Sylvia, najstarsza siostra Lyry. Zawołała nas wszy­stkich podniecona. – Zobaczcie! Tam się toczy jakaś walka! Wyszłam z basenu zastanawiając się, co to ma być za walka. W końcu za domem znaj­dowały się tylko wody i trzciny. Przecisnęłam się obok przyja­ciółki i stanęłam na skraju dział­ki. To, co zobaczyłam wywołało ciarki na moich plecach. Dwoje młodych osób (na oko w moim wieku) stało w wodzie. Byli na tyle daleko od brzegi, że powinni zatonąć, oni jednak utrzy­mywali się na powierzchni wody. Mieli na sobie zwykłe młodzieżowe, letnie ubrania. Z tej odległości nie potrafiłam określić jakiej są płci. – Czy oni mają miecze? – usłyszałam niedowierzanie w głosie ojca Lyry.  Zamrugałam i spojrzałam ponownie. Pan Novak miał rację! Tych dwoje skakało w miej­scu i wymachiwało mieczami. Zupełnie jakby walczyli! Tylko z kim lub czym? Z początku mia­łam trudności z dojrzeniem drugiej strony poje­dynku. Zmrużyłam oczy i skupiłam się na brą­zo­wej, d