Rozważałam
wszystko w milczeniu patrząc uparcie na chłopaka, nie chciałam spuścić go
z oczu. W pewnym momencie usłyszałam za sobą głośny śmiech. Podskoczyłam
na stołku. Nie był to śmiech żadnego z moich przyjaciół, ani nawet Ruperta.
Odwróciłam
się i pisnęłam zaskoczona. W drzwiach do kuchni stał Victor Hawk, irytujący
syneczek Zeusa. Ostatnio, kiedy go widziałam mierzyliśmy się wzrokiem na polu
ćwiczebnym w Obozie, dzień przed moim wyjazdem. Z reguły go ignorowałam.
Sądziłam, że jest nieszkodliwy. Co on tu robił?
– Oj
biedna Kóri Avyí*. Naprawdę sądzisz,
że mój ojciec w czymś ci pomoże? – spytał z nieprzyjemnym uśmiechem na ustach.
Nie
dane mi było odpowiedzieć. W tej samej chwili Ian z niesamowitą szybkością
pojawił się naprzeciwko Hawka. Stał do mnie tyłem, więc nie widziałam jego
twarzy, ale domyślałam się, że nie jest zadowolony, bo cały się spiął.
– Co ty
tu robisz? – spytał groźnie. Zadrżałam. Wystraszyłam się tego tonu, mimo że słowa
nie były skierowane do mnie. – Miałeś TEGO pilnować! Nie pozwoliłem opuszczać
ci posterunku!
Victor,
który był nie tylko znacznie młodszy od ciemnoskórego herosa, ale także niższy,
nie wyglądał na wystraszonego czy chociażby poruszonego. Uśmiech nie schodził
mu z twarzy. Wzruszył ramionami w odpowiedzi i wszedł do kuchni wymijając
mojego kuzyna. Podszedł spokojnie do szafki i wyjął z niej czarny kubek.
Potem ruszył do ekspresu do kawy mrucząc pod nosem coś na temat tego, że coś
przecież pić musi.
Patrzyłam
na niego ze zdziwieniem ale i lekkim rozbawieniem. Dzieciak zachowywał się tak,
jak zawsze. Jakby cały świat należał do niego, a wszyscy powinni traktować go z
podziwem. On z kolei wszystkich traktował z pogardą. Jakim cudem zachował taką
postawę przy tym dominującym wnuku Heliosa?
– To
bierz tę kawę i wyjdź stąd – powiedział tym samym tonem Ian i wrócił na swoje
miejsce pod oknem.
Przyjrzałam
się jemu i zauważyłam, że był wściekły. Jego rozbawienie i spokój gdzieś wyparowały.
Pojawienie się Victora wyraźnie go rozstroiło. Jego oczy miały pomarańczowy
odcień, a usta zaciśnięte były w wąską linię. Poczułam, że niewidzialna siła,
która trzymała mój umysł w ciemności ustąpiła. W końcu mogłam myśleć przejrzyście.
Musiałam to wykorzystać. Wzięłam powolny wdech.
Obserwowałam
przez chwilę dwóch chłopaków w ciszy, podczas gdy moje myśli wirowały szybko.
Odtworzyłam jeszcze raz w głowie wszystko, co się stało w tym domu.
Wszystko, co zostało wypowiedziane. Victor pilnował czegoś, co było bardzo
ważne. Przypomniałam sobie, że nie widziałam go w Obozie Herosów w dzień
mojego spotkania z Apollem. Czy to
możliwe, że wszystko jest ze sobą powiązane? Ian chciał być tym, który
pomoże odzyskać moc Heliosowi i Selene. Kradzież Rydwanu Słońca mogłaby mu w
tym pomóc. Tylko który z nich to zrobił?
I jak? Czy Zeus nie wyczułby, gdyby jego syn za tym stał? Trudno mi
było w to uwierzyć. W końcu ten bóg zdawał się wiedzieć i widzieć
najwięcej. A może chłopcy wykorzystali
fakt, że bóg piorunów przyglądał się mnie? Zaczęło mnie ogarniać przerażenie,
kiedy zdałam sobie sprawę, że to całkiem możliwe. Nawet bogowie nie mogli być w
kilku miejscach na raz…
„Mam
pewne wsparcie” – usłyszałam ponownie w głowie słowa syna Heliady. Zaniepokojona
zmrużyłam oczy. Zaczęłam intensywnie myśleć. Ciemność… ta ciemność, która zawsze mnie tak przerażała, teraz
zdawała się być gdzieś z boku. Jej sprawcą z całą pewnością był Ian Olsen, ale
musiał ją od kogoś otrzymać w darze. Na
pewno nie od Persefony. Przed oczami stanął mi mój wujko-dziadek. Nie… On
władał jasnymi mocami. A może Selene?
Jej twarz zawsze była pełna czułości i ciepła. Nie mogłaby tego dokonać… Nie, na pewno nie… A może Hades? On wiele razy działał wbrew bratu i innym olimpijskim bogom. Nie
wiem czemu, ale z jakiejś przyczyny odrzuciłam tę myśl. To nie mogło być takie
łatwe… I nagle zrozumiałam. Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia.
– Diáole**…
– wymknęło mi się małe przekleństwo.
Chłopaki
spojrzeli na mnie uważnie. Ian zmrużył oczy i patrzył na mnie tak, jakby chciał
mnie przewiercić wzrokiem. Zaklął siarczyście, ale po angielsku. Najwyraźniej
już wiedział, że rozwiązałam jedną z zagadek.
– O
bogowie… – westchnęłam kręcąc głową. – Wykiwaliście wszystkich olimpijskich bogów.
Wykiwaliście nawet niektórych tytanów. A wszystko dzięki pomocy pewnego
tytana, który ma władzę nad gwiazdami, a przede wszystkim nad zmierzchem…
Astrajosa…
Victor
zaczął klaskać, jakbym właśnie wykonała jakś występ. Zerknęłam na niego na sekundę,
by po chwili znów spojrzeć na tego, który wydawał się być groźniejszym przeciwnikiem.
Ciemnoskóry chłopak znów miał na twarzy maskę. Ciężko było z niej odczytać
cokolwiek. Ale ja czułam wibracje w powietrzu. Nie spodobało mu się, że
zaczynałam kojarzyć fakty.
– Ukradliście
rydwan od Apolla. Nie wiem jak, ale wam się udało. Pewnie skorzystaliście ze
zmierzchu, który potrafi ukryć niejedno. A potem chcieliście mi przeszkodzić w
misji. Cały czas chcecie mi przeszkodzić… – zacisnęłam pięści. – Ale po co Wam
to wszystko? Nie możecie iść wbrew przepowiedni. Nie można uniknąć losu. Ja i
tak odzyskam „skradzione” – powiedziałam używając sformułowania z
przepowiedni.
– Pff…
– Hawk wydał z siebie dziwny dźwięk przykuwając tym samym moją uwagę. – Możesz
to sobie wziąć i odnaleźć. Nam nie o to chodziło, wiesz? Tylko o…
– DOŚĆ
CIOŁKU! – Ian znów warknął. Powietrze wokół niego zawibrowało i pociemniało.
Tym razem dzieciak podskoczył wystraszony i wylał kawę, którą miał w kubku. –
Wyjdź stąd, bo wszystko zepsujesz swoją niewyparzoną gębą! Zaczynam żałować,
że cię ze sobą wziąłem.
Syn
Zeusa wyszedł szybko z kuchni ze spuszczoną głową. Pierwszy raz widziałam go
tak skruszonego i nie powiem… to był piękny widok. Nie dane mi było jednak się
nim cieszyć na dłużej. Bo złość mojego kuzyna próbowała się we mnie wedrzeć na
powrót. A za złością podążała ciemność. Chłopak ponownie chciał zawładnąć moim
umysłem.
– Nie
mam zamiaru się już z tobą cackać – syknął przez zaciśnięte zęby.
Wstałam.
Wiedziałam, że jeśli czegoś nie zrobię, to znów przegram i na powrót poczuję
się bezradna. Nie mogłam na to pozwolić. Zamknęłam oczy. Rozpoczęłam walkę,
sięgając po pokłady światła leżące we mnie. Tym razem nie dam się tak łatwo – pomyślałam. Mogłam walczyć i bez
mojej broni czy przyjaciół. W końcu sama byłam silna. Ja także miałam w sobie
potężne moce i był to odpowiedni moment na ich wykorzystanie.
* Kóri Avyí (czyt. Kori Awji) – Córko Zorzy/Świtu.
**Diáole (czyt. djaole) - cholera, kurde, kurcze, w mordę jeża [διάολε].
Victor!
– ten irytujący dzieciak tutaj! Na szczęście jego pojawienie się rozproszyło
Iana i Elpi zaczęła przejrzyście myśleć. Astrajos jest jej przeciwny.
Ciekawe, skoro im pomógł w misji. Ale dlaczego Victor powiedział, że im nie
zależy na Rydwanie? Ale Elpidha niema czasu milczeć. Odzyskała władzę nad swoim
umysłem i ciałem. W końcu może walczyć.
O
co tu tak naprawdę chodzi? Może się domyślacie?
Do
napisania!
Gg
Komentarze
Prześlij komentarz