Rozdział 14 /
Potrzeba zaufania
Kiedy wyjechaliśmy z Nowego Jorku, skierowaliśmy się na
krajową jedynkę prowadzącą przez New Jersey w stronę Pensylwanii. Przez
światła drogowe nie byliśmy w stanie dojrzeć gwiazd, a mimo to, razem z
Philem wiedzieliśmy gdzie się znajduje ta, za którą podążaliśmy. Nie
potrafiliśmy tego wyjaśnić, ale CZULIŚMY położenie Gwiazdy Wieczornej. Właściwie
nie byłam pewna, czy wyczuwaliśmy ją jednocześnie, czy robiło to tylko jedno z
nas. Więź, jaka nas łączyła dzięki broszce stawała się coraz silniejsza,
przynajmniej takie miałam wrażenie. Miałam ochotę porozmawiać z nim o tym, ale
nie chciałam budzić dziewcząt.
Rozsiadłam się wygodnie w swoim fotelu i spojrzałam przed
siebie. Widok był na tyle monotonny, że szybko się nim znudziłam i pogrążyłam w
rozmyślaniach. Próbowałam rozgryźć to, co czułam. Potrzebowałam oddzielić moje
emocje od emocji Phila. Kusiło mnie, by zdjąć na chwilę broszkę. Sięgnęłam do
niej prawą ręką, jednak nic nie zrobiłam, bo w tej samej chwili poczułam,
ciepły uścisk na swojej lewej dłoni. Zerknęłam w dół na swoje kolana. Moja
ręka była przykryta silną dłonią Phillipa. Spojrzałam w bok. Mój przyjaciel patrzył
na mnie intensywnym spojrzeniem. Poczułam dziwne ciepło rozchodzące się po
całym moim ciele. Nie byłam pewna, czy winne temu, było jego spojrzenie, dotyk,
a może przyśpieszone bicie mojego serca?
Chciałam odwrócić wzrok, ale nie potrafiłam. Phil ścisnął
mocniej moją rękę. Jego oczy mówiły do mnie i niemal słyszałam te słowa: Nie rób tego. Zaufaj mi. Uśmiechnęłam
się. Zrobiło mi się głupio. A serce wciąż mocno mi biło. Teraz byłam pewna, że
wszystkie emocje, jakie czułam, były moje, bo były tak intensywne, że z
pewnością wyparły, te które on odczuwał. Przestraszyłam się nagle, że moje
emocje będą teraz dla niego dostępne próbowałam wyswobodzić dłoń. Niestety,
uścisk chłopaka był mocny. Uśmiechnął się ciepło i odwrócił twarz
w stronę drogi. Miałam wrażenie, że gorąco, jakie czułam zaraz mnie spali.
– Elpis, spróbuj się uspokoić i zrelaksować – usłyszałam
głos Sarah.
Odwróciłam się, ale dziewczyna miała twarz schowaną pod
kurtką. Oddychała miarowo. Już myślałam, że mi się przesłyszało, ale znów
usłyszałam jej głos. Tym razem wiedziałam, że mówi tylko do mnie, w moim
umyśle:
– Elpis wyluzuj, bo
nic nam nie wyjdzie. Musisz się uspokoić i zablokować swój umysł. Potrzebujesz
się zrelaksować.
Kiwnęłam głową. Dobrze
– przesłałam jej myśli pełne wdzięczności. Odetchnęłam głęboko i zamknęłam
oczy. Sarah miała racje. Musiałam się uspokoić. Często nazywałam młodego
Jacksona huraganem uczuć i reakcji, ale tym razem to ja nim byłam. Odetchnęłam
raz jeszcze i zaczęłam wykonywać ćwiczenia oczyszczania umysłu, jakich nauczyła
mnie córka Hekate. W tym czasie Phil wciąż trzymał mnie mocno za rękę. W pewnym
momencie zaczął robić na wierzchu mojej dłoni kółeczka palcem wskazującym.
Byłam zdziwiona, jak to pomagało mi się uspokoić. Nawet nie wiem, kiedy
zasnęłam ponownie.
Obudziłam się i zdałam sobie sprawę, że stoimy w miejscu. W
samochodzie nie było Phillipa i Janete. Śnieżka spała smacznie na swoim
miejscu. Poruszyłam się. Byłam cała zesztywniała. Wyszłam z samochodu
najciszej, jak mogłam.
Znajdowaliśmy się na niewielkiej stacji benzynowej na
obrzeżach jakiegoś miasta. Nie umiałam określić, co to za miasto, bo niczego
wokoło nie rozpoznawałam. Ciemność, jaka ogarnęła świat w trakcie mojego snu,
również mi nie pomagała. Rozejrzałam się dookoła. Nigdzie nie widziałam swoich
towarzyszy. Chciałam ich zawołać, ale w tym momencie poczułam obecność Phila.
Jego lokalizacja pojawiła się nagle w moim umyśle. Był w sklepie, w środku
i z kimś rozmawiał. Wiedziałam, że zaraz wyjdzie, więc przestałam się nim przejmować.
Postanowiłam dowiedzieć się, gdzie jesteśmy.
Na poboczu pobliskiej drogi stał znak informujący, że
najlepsze pole golfowe w mieście jest w Parku Roosevelta. Pod napisem
znajdowało się zdjęcie z jednego z pagórków oraz mapka dojazdu z miejsca, w
którym staliśmy. Ta informacja niewiele mi mówiła. W prawie każdym większym
mieście znajduje się park lub skwer Roosevelta, nawet w Nowym Jorku.
– Może kawy? – usłyszałam pytanie Jany.
Odwróciłam się w jej stronę. Trzymała w ręku papierowy kubek
przykryty plastikową pokrywką.
– Chętnie – uśmiechnęłam się i wzięłam napój.
Upiłam łyk i poczułam ukojenie. Mocha – moja ulubiona. Już
chciałam spytać, skąd wiedziała, ale ona od razu pokręciła głową.
– Jacks kupował. Pamięta, że lubisz czekoladę, więc kupił ci
kawę z czekoladą.
Byłam pod wrażeniem. Wróciłyśmy obie do samochodu, gdzie
czekał na nas Phillip.
– Jesteśmy na obrzeżach Filadelfii – pospieszył z
wyjaśnieniami nim zdążyłam zapytać. – Przejedziemy przez nią dalej jedynką,
chyba że macie inny pomysł.
Nie miałam żadnego pomysłu, więc pokręciłam głową.
– Wiecie… – Janete zaczęła z niepewnym wyrazem twarzy. – Tak
sobie myślałam, że skoro widziałaś tę Przybłędę w parku, to może zwiedźmy
jakieś parki po drodze, co?
– I myślisz, że w nocy ją tam znajdziemy? – chłopak patrzył
na nią ze sceptycyzmem.
– Nie wiem, ale to zawsze jakiś początek, może na miejscu
znajdziemy inną wskazówkę.
– A skąd będziemy wiedzieli, że to ten park?
– W tym parku były boiska. Nie każdy park ma boiska, prawda?
– zauważyłam.
Oboje spojrzeli na mnie i pokiwali głowami.
– Idę kupić mapę – zawyrokowała Jany. – Najlepszy byłby
Internet, ale jakoś sobie poradzimy.
Odeszła szybko z powrotem do sklepu. Zostałam sama z Philem
i znów poczułam się dziwnie. Serce zaczynało mi szybciej bić. Upiłam łyk kawy
i zaciągnęłam się jej zapachem.
– Dziękuję ci za Mochę. Rzadko pijam
kawę, a jak już, to tylko z czekoladą. Trafiłeś – uśmiechnęłam się radośnie.
– Nie było to wcale takie trudne.
Zdążyłem cię już poznać – odpowiedział podchodząc do mnie. – Jak się czujesz? – Zapytał cicho.
– Znacznie lepiej, dziękuję.
– To dobrze – odpowiedział.
Zatrzymał się tuż przede mną.
Oddzielała nas jedynie moja ręka trzymająca kubek z napojem. Nie czułam się
komfortowo mając go tak blisko siebie. On musiał to wyczuć, bo się odsunął.
– Miałaś mi zaufać. Wiedz, że z mojej
strony nie spotka cię nic złego. Nie zrobię nic, co ci się nie spodoba, więc
przestać się tego obawiać.
Kiwnęłam nerwowo głową bardziej
automatycznie niż zamierzenie. Wiedziałam, że nie zrobi mi nic, czego bym nie
chciała. Problem polegał na tym, że ja sama nie wiedziałam, czego chciałam…
W tym momencie córka Ateny wyszła ze
sklepu i pomachała mapą.
– Możemy jechać – zawołała. – Mamy
ograniczony czas.
Odetchnęłam głęboko i uśmiechnęłam się
lekko do Jacksona. Patrzył na mnie z serdecznością w oczach. Nie miał złych
intencji. Pod wpływem tego spojrzenia podeszłam do niego i szepnęłam cicho
mu do ucha:
– S'
evcharistó xaná, phíle*– i wsiadłam do samochodu.
*S' evcharistó xaná, phíle (czyt. sefcharisto ksana,
file) - Dziękuję ci raz jeszcze, przyjacielu [Σ' ευχαριστώ
ξανά, φίλε]; phíle to wołacz od słowa phílos
[φίλος] oznaczającego
przyjaciel, kolega, sympatia, chłopak, kochanek, przyjaciółka, koleżanka,
dziewczyna, kochanka, ziom.
I jakie znaczenie słowa phílos Elpidha miała na myśli? Jak się potoczy jej znajomość z Jacksonem? Czy trafią wreszcie na Przybłędę, a dalej do Ogrodu?
Na wszystkie pytania odpowiedzi wkrótce...
Oczko puszczam i do zobaczenia
AgB
Zaufaj mi! jak to będzie po grecku?
OdpowiedzUsuńΕχε μου εμπιστοσυνη albo Πίστεψέ με.
UsuńEee... okej czyli eche mu empistosyni? dobrze czytam?
UsuńI Pistefe me. Wolę to krótsze