Przejdź do głównej zawartości

"Nadzieja bogów" Rozdział 13 cz.4

Kiedy wylądowaliśmy, robiło się ciemno. Wdzięczna koniom za pomoc wyściskałam je mocno. Niestety nie miałam przy sobie kostek cukru, by je nakarmić. Zaczęłam je za to prze­praszać, ale wyglądało na to, że nie oczekiwały żadnej zapłaty. Gdy tylko się odsunęłam, wzbi­ły się w powietrze i zniknęły nam z oczu. Będę za nimi tęsknić – pomyślałam.
– Musimy jechać. Wiecie w którą stronę? – Sarah podeszła do mnie.
Nie umiałam odpowiedzieć jej na to pytanie i zrobiło mi się z tego powodu głupio. Powi­n­nam była odszukać położenie Wieczornej Gwiazdy galopując po niebie, zamiast popadać w za­myślenie. Na szczęście Phil zachował przytomność umysłu. Wskazał nam kierunek.
Gdy wsiedliśmy do samochodu ogarnęło mnie potężne zmęczenie. Stworzenie ognistej kuli i wyrzucenie jej przestrzeń porządnie mnie wyczerpało. Moi przyjaciele dyskutowali za­ciekle o prze­­powiedni. Rozważali, kto mógłby być Przybłędą, a ja walczyłam z sennością.
– Mówicie, jakby Przybłędą była dziewczyna, ale przecież słowa przepowiedni nie mówią tego wprost! – zawołała Śnieżka.
Te słowa mnie trochę ocuciły. Spojrzałam na nią uważnie.
– Nie do końca – powiedziałam cicho. – Angielska wersja faktycznie mówi o kimś, bez wskazania na płeć. Jednak wersja grecka mówi wyraźnie o kobiecie, lub dziewczynie. Użyte jest słowo avtí*, co oznacza „ona, ta”. Usłyszałam grecką wersję, gdy zapadłam w ten dziwny trans w salonie.
Wszyscy patrzyli na mnie zaciekawieni, łącznie z Phillipem. Mógł sobie na to pozwolić, bo staliśmy na światłach.
– A możesz powiedzieć, jak nasza przepowiednia brzmi po grecku? – zaproponował.
Zaskoczona jego słowa zaśmiałam się cicho.
– Od kiedy to chętnie słuchasz greckiego?
Janete również roześmiała się wesoło.
– Właśnie, siostrzeńcze. Już nie masz dość greckiego?
– Ech… przestań Jany-Jo – powiedział znudzonym głosem.
Roześmiałyśmy się głośno raz jeszcze. Chłopak był pełen sprzeczności, co często powo­do­wało u mnie zawroty głowy. Jany z kolei lubiła się z nim wtedy poprzekomarzać.
– Jest to naturalny język herosów – tłumaczył wzruszając ramionami. – Mimo, że go nie lubię, to jednak rozumiem go bardzo dobrze i nie raz lepiej od angielskiego. A ten język przy­daje się w takich sprawach, jak ta.
Młody Jackson był okropnie logiczny. Jego rozumowanie nie raz doprowadzało mnie albo do śmiechu, albo do szału. Tym razem jednak absolutnie się z nim zgadzałam. Phil zerknął przed siebie i samochód ruszył. Lada chwila mieliśmy wyjechać z miasta. Odetchnęłam i wyre­cytowałam po grecku prophiteía mas** spokojnie i powoli. Kiedy skończyłam ich twarze wy­rażały radość i zrozumienie.
– To teraz idę spać… – szepnęłam i zamknęłam oczy.
Zasnęłam w mgnieniu oka. Z początku nic mi się nie śniło. W moim umyśle panowała tylko przyjemna ciemność wypełniona stłumionymi głosami moich towarzyszy. Po pewnym czasie jednak zobaczyłam obraz Ogrodu Jasności. Przed Kryształowym Kwiatem stała mło­dziu­tka dziewczynka. Wyglądała na jakieś dziesięć lat. Miała niezwykłe, białe włosy, długie do kolan. Ubrana była w granatową tunikę. Wpatrywała się w kwiat uważnie i śpiewała po cichu grecką piosenkę. Nigdy wcześniej jej nie słyszałam, więc wsłuchałam się w słowa.
Piosenka opowia­dała o romansie pewnej bogini i starego astronoma. Ich uczucie było wielkie i silne. Wkrótce po tym, jak urodziło się ich dziecko, ukochany bogini zmarł. Młoda matka pogrążyła się w roz­paczy. Jej mąż dowiedział się o romansie i o dziecku. Nie mogła wy­chowywać córki sama. Musiała ją zostawić, by zadbać o jej bezpie­czeństwo. Odnalazła więc nimfy leśne i od­dała im swoją córeczkę. Dziewczynka dorastała nie znając swojego po­cho­dze­nia.
Kiedy piosenka się skończyła, obraz ogrodu i dziewczynki rozmył się z przed moich oczu. W jego miejsce ukazały się drzewa porastające zielony trawnik. W oddali było widać boiska do baseballu i jezioro. Pod jednym z drzew siedziała młoda dziewczyna w poszarpanych spod­niach i ciepłym sweterku. Na nogach miała lekkie sandałki. Schowała głowę w kolanach, więc nie widziałam jej rysów twarzy.
Z początku nie rozumiałam, dlaczego widzę ją przed sobą. W końcu przyjrzałam się jej dokładnie. Mogła mieć jakieś osiemnaście lat. Rozpoznałam jej białe włosy. Wciąż były impo­nująco długie i niezwykle jasne. I nagle w moim umyśle roz­jaś­niała jedna myśl – To jest Przy­błęda, to jej szukamy. Podekscytowana obudziłam się.
– Wiem jak wygląda Przybłęda – zakrzyknęłam.
Phil podskoczył wystraszony z powodu moich nagłych słów. Dziewczyny z tyłu również wychyliły się do przodu.
– Że co? Skąd? – Janete ziewnęła. Chyba ją wybudziłam.
– Miałam sen przed chwilą.
– Gdzie mamy jej szukać? – jej głos był pełny nadziei.
Niestety, nie umiałam opowiedzieć im na to pytanie. Opisałam jedynie dokładnie swój sen.
– Takie parki są praktycznie wszędzie… – jęknęła Śnieżka wciskając się w siedzenie.
– Owszem, ale skoro ruszamy za Gwiazdą Hesperosa, to może w końcu trafimy. Tak po drodze. – Phillip mrugnął do mnie.
Spojrzałam na niego zaciekawiona i wdzięczna. Przebijały przez niego spokój i opanowa­nie. Czułam jak i mnie tym zaraża.
– Tak, będzie dobrze. Zaufajmy tym, którzy nas prowadzą – szepnęłam.
Nie było wątpliwości, że ktoś nas prowadził. I nie było wykluczone, że tym kimś była mo­ja babcia. Ale czy tylko ona?



*avtí (czyt. afti) - ona, ta [αυτή].
**prophiteía mas (czyt. profitia mas) - nasza przepowiednia [προφητεία μας].


Walka z Harpiami zakończyła się dobrze. Ale czy to już wszystko? A co to za sen? Kim jest ta tajemnicza przybłęda?
To tyle na dziś Kochani. Trzeba było zakończyć rozdział :D
buziaki
GG

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bohaterowie

Witam ;) Postaram się na bieżąco aktualizować podstronę z bohaterami opowiadania. Zamieszczam tam głównie herosów. Ale Jeśli chcecie opis rodziców, czy bogów, dajcie znać ;) pozdrawiam Ag

"Nadzieja bogów" Rozdział 17 cz.3

– Bradley! – zawołała radośnie Sarah. Zwierzęta wylądowały gładko na pasie zieleni za parkingiem. Pobiegliśmy w tamtą stro­nę. Po drodze rozglądałam się dookoła. Byłam ciekawa, czy ludzie dostrzegli pegazy, a jeśli nie, to, co widzieli? Wiedziałam, że Mgła różnie działała. Wszystko było zależne od tego, czy czło­wiek, który widział magiczne istoty i dziwne zdarzenia, był w stanie w nie uwierzyć czy nie. Wszystko sprowadzało się do jego pojęcia normalności. Bałam się, że ktoś z obecnych na stacji paliwowej pomyśli, że gdzieś w pobliżu kręcą film z końmi i przybiegnie. Na szczęście nikt nie wydawał się tym zainteresowany. – Siema. Czy nie było was pięcioro? – zainteresował się Brad, kiedy zszedł z czarnego pe­gaza. Patrzył po nas skonsternowany. – Było – odpowiedziała mu Jany. – Ale harpie porwały nam Przybłędę i musi ją odnaleźć. – Co? Kiedy? – Tuż po naszej rozmowie – pośpieszyłam z wyjaśnieniem. – I nie mamy wiele czasu. Chłopak spojrzał na mnie z żarem w oczach, a ja poc

"Nadzieja bogów" Rozdział 1 cz.2

Pierwsza całe to zdarzenie zauważyła Sylvia, najstarsza siostra Lyry. Zawołała nas wszy­stkich podniecona. – Zobaczcie! Tam się toczy jakaś walka! Wyszłam z basenu zastanawiając się, co to ma być za walka. W końcu za domem znaj­dowały się tylko wody i trzciny. Przecisnęłam się obok przyja­ciółki i stanęłam na skraju dział­ki. To, co zobaczyłam wywołało ciarki na moich plecach. Dwoje młodych osób (na oko w moim wieku) stało w wodzie. Byli na tyle daleko od brzegi, że powinni zatonąć, oni jednak utrzy­mywali się na powierzchni wody. Mieli na sobie zwykłe młodzieżowe, letnie ubrania. Z tej odległości nie potrafiłam określić jakiej są płci. – Czy oni mają miecze? – usłyszałam niedowierzanie w głosie ojca Lyry.  Zamrugałam i spojrzałam ponownie. Pan Novak miał rację! Tych dwoje skakało w miej­scu i wymachiwało mieczami. Zupełnie jakby walczyli! Tylko z kim lub czym? Z początku mia­łam trudności z dojrzeniem drugiej strony poje­dynku. Zmrużyłam oczy i skupiłam się na brą­zo­wej, d