Jeździliśmy zgodnie z mapą i
wskazówkami Jany po kolejnych parkach Filadelfii. Nie było to zajęcie, które
chętnie wykonywaliśmy. Nikt jednak nie narzekał. Nie mieliśmy innego pomysłu,
a czasu było mało. Wchodziliśmy do każdego parku po cichu, wręcz zakradaliśmy
się, gdyż niektóre były w nocy zamknięte. Starałam się dokładnie
rozejrzeć, by mieć pewność czy to ten właściwy. Tylko ja wiedziałam, jak
wygląda park, który nas interesował. Niestety ciemna noc i ograniczona
widoczność nie ułatwiały mi zadania.
Po ciągłych porażkach zatrzymaliśmy
się w chińskim barze całonocnym na gorący posiłek. Phillip wręcz rzucił się
na ryż i kurczaka w pięciu smakach. Dziewczyny wybrały sajgonki. Tylko ja nie
wiedziałam, co wybrać. Nigdy nie przepadałam za chińszczyzną. Ostatecznie zdecydowałam
się na ryż z warzywami.
Zadowoleni i zachęceni zapachem potraw
usiedliśmy przy stoliku. W trakcie jedzenia zauważyłam, że dziewczyny są
wykończone. Phil też był poirytowany i zniechęcony, choć starał się tego nie
okazywać. Ja jednak wszystko wyczuwałam. Uśmiechnęłam się do niego ciepło.
Chciałam przesłać mu trochę optymistycznego myślenia. Nie wiem czemu, ale
czułam, że się nam uda.
– Czy ten Hesperos nie mógłby być
bardziej konkretny i wskazać nam prosto właściwy park? – spytała rozżalona
Sarah.
– Ciesz się, że wiemy o jaką gwiazdę
chodzi. Przecież w przepowiedni jest mowa po prostu o gwieździe – zauważyłam
spokojnie.
Kiwnęła głową z nieśmiałym uśmiechem.
Jany podniosła głowę i spojrzała na mnie półprzytomnym wzrokiem. Wyskoczyła z
bardzo niespodziewaną propozycją.
– Słuchaj, a nie możesz połączyć się ze
swoją babcią, by uzyskać dodatkowe informacje?
– Nie! – praktycznie jednocześnie
krzyknęli Śnieżka i Jacks.
Sarah spojrzała na naszą koleżankę,
jakby ta się dopiero urodziła. Córka Anety mówiąca coś bez przemyślenia… cóż to
był faktycznie dziwne, nawet niepokojące. To tylko wskazywało na to, jak bardzo
Janete była zmęczona.
– Połączenie myślowe ze mną, czy
Phillipem nie jest problemowe – zaczęła wyjaśnienia córka Hekate bardzo
zirytowanym tonem. – Ale ilekroć Elpis zechce się połączyć z kimś z zewnątrz,
ciemność, która wciąż czuwa, dopadnie ją. Nie możemy tak ryzykować.
– Ech… wiem, przepraszam – jęknęła Jany
i sięgnęła po szklankę coli.
Przez resztę posiłku jedliśmy w
milczeniu. Wyszliśmy na świeże powietrze i stanęliśmy na parkingu. Spojrzałam w
ciemne niebo, zasnute gwiazdami. Łuna bijąca z miasta sprawiała, że ciężko było
je dostrzec. Gdzie nie gdzie przysłaniały je chmury. Nie było widać już Wenus,
ale ja wiedziałam, gdzie się znajdowała. Musieliśmy zmierzać na południe.
– Macie pomysł, czym jest ta ciemność i
kto ją na Elpidhę ściąga, prawda? – zapytała cicho Śnieżka.
Nie odpowiedziałam, nie musiałam. Byłam
pewna, że każdy z nas myśli o tym samym. Spojrzałam na Phila. Jego wzrok
utkwiony we mnie upewnił mnie w tym przekonaniu. Ciemność była domeną jednego
z potężniejszych bogów i żadne z nas nie kwapiło się, by wypowiadać jego
imię na głos. Pytanie brzmiało, dlaczego to robił? Co chciał tym uzyskać? Było
parę opcji, ale nie czułam się na siłach, aby snuć teorie oparte tylko na
przypuszczeniach. Miałam nadzieję, że z czasem sprawa się rozwiąże.
Wsiedliśmy bez słowa do samochodu,
zaparkowanego z tyłu budynku. Cisza między nami była bardzo napięta. Nie
mieliśmy ochoty odwiedzać kolejnego parku. W końcu Jany poprosiła, byśmy się
na spokojnie przespali. Poszukiwania tej dziewczyny dałyby lepszy rezultat
w ciągu dnia. W końcu nie mieliśmy gwarancji, że nocą ją tam
zastaniemy. W sumie… nie mieliśmy żadnej gwarancji, że tam będzie, ale nie
chciałam się zniechęcać.
Rozłożyłam swój śpiwór i okryłam się
nim. Phil zablokował drzwi i rozłożył mi fotel, bym mogła się położyć. Potem
zwinął się pod swoją kurtką. Nie chciał śpiwora. Dziewczyny ułożyły się na
tylnym siedzeniu. Zasnęłam praktycznie natychmiast.
Sen, który pojawił się w mojej głowie
był z początku bardzo chaotyczny. Widziałam różne sceny z mitologii tak, jak
kiedyś, jeszcze w domu Lyry. Potem wszystko się uspokoiło i znalazłam się w
starożytnym greckim mieście. Przez moją głowę przeszła jedna myśl: Znowu? Zaśmiałam się i obejrzałam
wokół siebie. Miasto zdawało się być zwyczajne. Nie znalazłam żadnych znaków
szczególnych. Budynki były wzniesione z białego wapienia, podparte od frontu
wysokimi kolumnami. Stałam pod drzwiami jednego z nich nie wiedząc, co mam robić.
Tej samej chwili w pobliżu pojawiły się dwie postacie. Nauczona
doświadczeniem poprzedniego snu schroniłam się za kolumną. Nie chciałam, by
mnie zauważono.
Zerknęłam nieśmiało i zauważyłam dwóch
młodzieńców w greckich tunikach w kolorze kości słoniowej. Jeden miał na sobie
żółty himation. Drugi z kolei miał na głowie macedoński kapelusz, który nazywał
się kausia i była nakryciem głowy
królów i wyższych urzędników. Nie wiem, skąd ta informacja pojawiła się w mojej
głowie. Ostatnio różne wiadomości przychodziły mi na myśl tak naturalnie,
jakbym się o nich wiedziała od dawna. Ale od czego to było zależne? Nie
potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie.
– Niby jak mam Ci w to uwierzyć? –
zawołał mężczyzna w kapeluszu z kpiną w głosie.
– To prawda. Mówię jak jest –
odpowiedział drugi, młodszy o rudych włosach.
– Czy aby na pewno? A może jesteś
dzieckiem jakiegoś sługusa? Skąd pomysł, że to zaraz bóg jest twoim ojcem?
Zazdrościsz mi mojego ojca i dlatego gadasz takie bzdury?
Mężczyzna w żółtym okryciu wzburzył się
na te słowa. Zatrzymał się.
– Co mam zrobić, byś mi uwierzył? Moim
ojcem jest Helios, Bóg Słońca! – wykrzyknął.
Przemknęłam ślinę słysząc te słowa.
Znałam tę historię. Byłam świadkiem kłótni Faetona, syna Heliosa i Epafosa,
syna Zeusa. Ostatnio chłopcy Apolla przypomnieli herosom ten mit, w czasie
ogniska.
– Wszyscy już dawno przyjęli to do
wiadomości. Mam w sobie boską krew, tak jak ty – nie dawał za wygraną
młodzieniec.
– Na słowo ci nie uwierzę. Musisz mi
pokazać dowód! – zaśmiał się Epafos i odszedł.
W alejce został samotny Faeton.
Wiedziałam, co się teraz stanie. Postanowi odwiedzić ojca w jego pałacu na
Krańcu Świata i poprosi go o dowód ojcostwa. To się źle skończy… – pomyślałam. Już miałam zamiar podejść do
niego, kiedy nagle zrobiło się kompletnie ciemno. W następnej chwili
znajdowałam się już w złotej budowli.
Jej rozmiary były niezwykle imponujące.
Ściany były całe ze złota, ozdobione drogimi kamieniami i rzeźbami z kości
słoniowej. Główna sala, w której stałam, była wsparta wspaniałymi kolumnami
ze złotego piaskowca. Przyglądając się im zauważyłam charakterystyczne cechy
dla porządku jońskiego. Cała kolumna miała żłobienia, wyrastała z
trójczłonowej bazy i kończyła się kształtem baranich rogów. W centralnej
części pomieszczenia stał obszerny tron ze złota i połyskujących metali. Jego
tylnia część była w kształcie promiennego słońca. Przód był zwyczajny jak
siedziska w starożytnym świecie.
Na tronie siedział mój wujko-dziadek, a
za nim stały trzy niewiasty o niezwykłej urodzie. Przez chwilę nie mogłam
zgadnąć, kim były. Odpowiedź jednak sama pojawiła się w moim umyśle. Były to
córki Heliosa i Selene, mylnie nazywane przez ludzi Horami: Thallo, Auxo, Karpo*.
Pierwsza faktycznie była bujna i szeroka w biodrach, druga wysoka i szczupła,
a ostatnia miała obfite piersi, a na głowie wieniec z owoców.
Podeszłam bliżej starając się chować za
kolumnami. Kiedy od tronu dzieliło mnie zaledwie parę stóp, przystanęłam.
Czekałam, co ma się wydarzyć.
To, co się później zdarzyło zaskoczyło
mnie bardzo, bowiem zobaczyłam całą historię w przyspieszonym tempie.
Mimo, że nie sposób było zrozumieć dialogów, to doskonale wiedziałam, co się
dzieje. W sali zjawił się młody Faeton, który poprosił ojca, by dał dowód
swojej ojcowskiej miłości. Zwykłe przyznanie się przed ludźmi dla młodzieńca
nie wystarczyło. Ostatecznie Bóg Słońca zgodził się dać synowi wszystko, czego
poprosi i, żeby uspokoić chłopaka, przysiągł na Styks. Takiej przysięgi nie
można złamać i później tego gorzko żałował. Faeton poprosił o możliwość
powożenia rydwanem słońca. Zrozpaczony ojciec nie miał wyjścia, musiał mu
pozwolić. Wiedział czym grozi powożenie symbolem słońca przez
niedoświadczonego półboga.
Kolejna scena, jaką zobaczyłam, działa
się już po tym, jak heros został strącony przez Zeusa z nieba, bo jego jazda
powozem zagrażała istnieniu świata. Helios klęczał przy swoim tronie
i płakał. Było to tak niewiarygodne, że patrzyłam na wszystko wielkimi
oczami. Stary Bóg Słońca zawsze wydawał mi się taki potężny, nieugięty… a tu
okazywał słabość, łzy… Jego córki próbowały go pocieszyć, ale bezskutecznie. Po
dłuższej chwili Helios podniósł głowę i… spojrzał w moją stronę. W tym
momencie czas znów popłynął swoim normalnym torem. Oczy mojego dziadka
wpatrywały się we mnie.
– Tha
xanasymveí** – powiedział.
Zamrugałam zaskoczona. Złoty pałac
zniknął, a ja znajdowałam się w gęstej i nieprzyjaznej ciemności.
Przestraszyłam się jej. Nie chciałam znów tego przechodzić. Zaraz jednak zobaczyłam
jasny punkt w oddali. Ruszyłam biegiem w jego kierunku. Nim się obejrzałam,
leżałam na swoim własnym łóżku w domu w Jacksonville Beach. Zdumiona wstałam
na nogi.
– Co ja tu robię? – zapytałam
zmieszana.
– Agápi
mou, jesteś tu, bo cię wezwałam – usłyszałam głos mamy.
Spojrzałam w stronę drzwi. Stała tam i
uśmiechała się do mnie. Miała na sobie krótkie lniane spodnie i żółty top.
Podeszłam do niej i uściskałam ją mocno.
– Dlaczego mnie wezwałaś?
– Mrok znów chciał cię zagarnąć dla
siebie. Nie mogłam na to pozwolić. Masz misję do wypełnienia.
– Eucharistó*** – szepnęłam wdzięczna.
Mama ściskała mnie tak przez dłuższą
chwilę. W końcu osunęła mnie od siebie i spojrzała mi w oczy.
– Nie powinnam się angażować i więcej
nie będę mogła tego zrobić, więc bądź ostrożna. Żeby cię obudzić wykorzystałam
światło świtu. Jesteś Córką Zorzy, więc możesz z niego korzystać. Z czasem się
tego nauczysz. I nie będziesz musiała tworzyć niebezpiecznych kuli słonecznych
– uśmiechnęła się z przekąsem. – A teraz pobudka – dodała i tchnęła na mnie.
Zamknęłam oczy pod wpływem siły tego
słodkiego oddechu, a kiedy je otworzyłam, byłam w samochodzie Jacksonów.
Przetarłam oczy i spojrzałam przed siebie. Na niebie pojawiło się już słabe
światło jutrzni.
– Nowy dzień… nowa siła… – szepnęłam
prostując się.
*Thallo, Auxo, Karpo (czyt.
Talo, Aukso, Karpo) - Bujna, Rosła, Owocna; boginie nazywane w Atenach Horami
(boginiami zajmującymi się rytmem natury) lub Charytami (boginiami wdzięku)
[Θαλλώ, Αὐξώ, Καρπώ].
**Tha xanasymveí (czyt. ta ksanasymwi) - to się powtórzy [θα ξανασυμβεί].
***Eucharistó (czyt. efcharisto) - dziękuję [ευχαριστώ].
Biedna
Elpidha, się nie wyśpi… Ale spokojnie. Jak to bywa ze snami, każdy przynosi
jakieś znaczenie. Czekajcie, a dowiecie się o co chodzi. Może już macie jakieś
teorie?
Buziaki
GusiaG
Dobre, co dalej?
OdpowiedzUsuń