Przejdź do głównej zawartości

"Nadzieja bogów" Rozdział 18 cz.2

Ogród Jasności był niesamowicie jasny i piękny. Rosły w nim wszelkie znane mi i nie­zna­ne krzewy, drzewa, a także pojedyncze kwiaty. Rozglądałam się jak urzeczona. Było jesz­cze piękniej, niż w mojej wizji. Zieleń liści była niezwykle intensywna, jak również inne kolory. Ścieżki zostały wyłożone drogocennymi kamieniami, które zdawały się lśnić. Ogród zdawał się sięgać w nieskończoność.
– Gdzieś tu musi być ta altana – szepnęłam. Nie chciałam zakłócać spokoju i ciszy.
Szliśmy wzdłuż krzewów i rozglądaliśmy się dookoła. Wszystkie dróżki by­ły inne, ale ża­dna nie prowadziła do altany. To dziwne… Wcześniej szybciej tam doszłam… Zac­zęłam o tym myśleć i doszłam do wniosku, że w wizji zostałam poprowadzona do altany, a teraz miałam wrażenie, że Kryształowy Kwiat się przed nami ukrywa.
– Gdzie on jest, ten kwiat? – spytała mnie Sarah.
– Poszukaj jej swoim kompasem wewnętrznym – zaproponowała Janete.
– Kompasem? – Przybłęda spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
– Ma dar lokalizacji przedmiotów i ludzi i miejsc. Dzięki temu cię znaleźliśmy.
Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy. Pot­rze­­bowałam skupienia. Miałam nadzieję, że teraz ciemność nie będzie chciała mnie do­sięgnąć. Tym bardziej, że mieliśmy z Persefoną układ.
Mimo że miałam zamknięte oczy, to widziałam dokładnie blask kamieni szlachetnych ota­czających mnie zewsząd. Nie ułatwiało mi to sprawy. Nie mogłam się w ten sposób skupić. Zacisnęłam powieki mocniej. Moi towarzysze zamilkli, wyraźnie nie chcieli mnie rozpraszać. Przywołałam obraz kwiatu ze swojej pamięci. Skupiłam swoją energię i tak, jak wcześniej zmu­siłam umysł do działania. Uniosłam się nad ogród. Z góry również nie miał końca, co było dość dziwne… Odnalazłam wzrokiem umysłu dziesięć altan, ale nie wyczuwałam w nich tego kwia­tu, którego szukałam. Coś było nie tak. Spojrzałam z góry na siebie i swoich przyjaciół. Dzi­wnie było tak na siebie patrzeć. Stałam w lekkim rozkroku z zamkniętymi oczami. Przy­jaciele stali wokół mnie. I nagle zauważyłam niesamowite światło tuż przede mną. Pro­mie­nia­ło ono z jednej z dziewcząt. Kiedy zrozumiałam z kogo, natychmiast otworzyłam oczy.
– Znalazłaś? – spytał mnie Phillip.
– Nie jestem pewna…
– Co to znaczy?
Pokręciłam głową i spojrzała na tę, z której promieniowało, widoczne tylko przeze mnie, światło – Alitis, a właściwie Crystal. Czy to możliwe, że Kryształowy Kwiat był z nią związany? Czy to ona miała go odnaleźć, nie ja?
– O co chodzi? – spytała widząc moje spojrzenie.
– Promieniujesz światłem, jakie widziałam w swojej wizji wcześniej. Taki, jakim pro­mie­niuje Krýstallos Louloúdi – wyjaśniłam. –  Możliwe, że tylko Ty możesz go odszukać.
– Co? – była w wielkim szoku. – Ale jak?
– Wsłuchaj się w siebie. – powiedziałam spokojnie.  – Już tu byłaś. Widziałaś kwiat na wła­sne oczy, w przeciwieństwie do mnie. Tobie może się udać.
– Skąd to wiesz?
– Miałam wizję o tym. Miałaś wtedy jakieś dziesięć lat, prawda?
Pokiwała głową. Wciąż miała niepewną minę. Obróciła się wokół własnej osi. Potem spoj­rzała mi w oczy, jakby badała czy może mi uwierzyć. W końcu westchnęła i znów po­ki­wała głową.
– Mam wejrzeć w siebie, ciekawe jak?
– Hmmm… – zamyśliłam się.
Jej matka potrafiła wyczuć kryształy we wnętrzu ziemi, przynajmniej według mitologii. Przypuszczałam, że sama Crystal również mogła posiadać tę umiejętność. A może mogła po prostu przyzwać kwiat? Tylko jak ja miałam jej o tym powiedzieć, bez mówienia o tym kto jest jej matką?
– Może spróbuj sobie wyobrazić ten kwiat i skup się na nim. Może wtedy go znajdziesz – zaproponowała Janete. – Zaufaj magii płynącej w tobie. Każdy heros ma sobie jakieś niezwykłe zdolności. Odkryj swoje.
Dziewczyna zrobiła tak, jak ja wcześniej. Odetchnęła i zamknęła oczy. Kiedy ona skupiała się na zadaniu, ja odsunęłam się nieznacznie i przysunęłam do Phila. Zerknęłam na niego.
Spoglądał na mnie zmrużonymi oczami. Nie wiedział nic o pochodzeniu Przybłędy. Ni­ko­mu nie powiedziałam, bo uważałam, że to nie moja tajemnica, ale zaczynałam już tego żało­wać. Byłam pewna, że gdy przybędziemy do ogrodu, spotkamy się z moją babcią, która wszy­stko wytłumaczy i da nam kwiat. Jednakże nikogo nie widziałam.
Odchyliłam się w stronę Phillipa. Zrozumiał o co mi chodzi i pochylił głowę, tak, że moje usta były tuż przy jego uchu. Serce od razu mi przyspieszyło, co wcale mi się w tej chwili nie podobało.
– Miałam nadzieję, że babcia tu będzie. Wszystko by wyjaśniła – szepnęłam.
– Damy radę – odpowiedział takim samym tonem zerkając mi w oczy.
Spojrzenie jego turkusowych oczu było bardzo hipnotyzujące. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Może wybra­liśmy sobie kiepski moment, ale nie obchodziło mnie to. Zrobiło mi się gorąco. Serce przys­pie­szyło mi jeszcze bardziej. Phil przerwał kontakt wzrokowy tylko po to, by skierować wzrok na moje usta. Wyglądało na to, że nie tylko ja miałam ochotę na poca­łunki…
– Hej! – usłyszeliśmy głośne zawołanie.
Zaskoczeni odskoczyliśmy od siebie. Zerknęłam na dziewczyny. Jany patrzyła na mnie ze złością w oczach.
– Możecie przestać? Mamy misję! – warknęła. Była niebezpieczna, kiedy coś ją zdener­wo­wało.
Apologoúmaste* – Phil pochylił głowę i przeprosił w naszym imieniu.
– Wiemy, gdzie jest Kryształowy Kwiat. Chodźmy – powiedziała poważnym tonem córka Hekate.
Przybłęda ruszyła przed siebie. Sarah poszła za nią. A Janete stała i patrzyła mi w oczy. Widziałam zawód w jej spojrzeniu.
Apologoúmai, dhen tha xanasymveí** – zapewniłam ją.
Elpízo*** – powiedziała twardo i wskazała, abym poszła przodem.
Wyminęłam ją i pomaszerowałam szybkim tempem za dziewczynami. Córka Ateny szła tuż za mną, a Jackson zamykał pochód. Czułam dziwnie nieprzyjemną aurę w powietrzu. Wie­działam, że będę musiała porozmawiać z nimi po wszystkim. A póki co, miałam co innego na głowie.
Theja powinna gdzieś tu być. Mówiła mi przecież, że na mnie czeka. Jednakże nigdzie jej nie widziałam i nie wyczuwałam. Było to trochę niepokojące. Pokładałam w niej ufność i nie chcia­łam, by spotkało ją coś złego. W moim sercu zagościł nieproszony strach. Krew zaczęła mi szybciej krążyć. Byłam gotowa działać, tylko jeszcze nie wiedziałam, co dokładnie powin­nam robić.
Przyspieszyłam kroku i dogoniłam Sarah.
– Czy wyczuwasz może obecność kogoś, poza nami? Nie ma tu nigdzie jakichś czarów? – spytałam ją cicho.
Spojrzała na mnie przez ramię i pokręciła głową.
– Niestety. Już zdążyłam to sprawdzić. Gdzie jest pani tego ogrodu?
– Nie wiem i zaczyna mnie to niepokoić. – Przygryzłam wargę rozglądając się. – Miała tu czekać – szepnęłam niepocieszona.
– Wszystko po kolei. Najpierw znajdźmy ten kwiat. Może Theja sama się znajdzie.
Westchnęłam. Miała racje. Może niepotrzebnie się niepokoiłam.
W Ogrodzie Jasności było cały czas jasno, ale nie z powodu słońca. A skoro nie było widać słońca, to nie potrafiłam określić czasu. Czułam się z tym bardzo dziwnie. Mogłam jedynie zga­dywać, ile czasu zajęło nam poszukiwanie właściwej altany. Alitis prowadziła nas z nie­zach­wianą pewnością.
W końcu zauważyłam, że zbliżamy się do niewielkiej budowli z białego drewna. Dokład­nie taką samą widziałam w swojej wizji. I z chwilą, kiedy to sobie uświadomiłam, poczułam cie­pły wiatr. Następnie zobaczyłam jasne, zielonkawe światło wydobywające się ze środka alta­ny.
Dziewczyny zatrzymały się nagle. Najwyraźniej one też to dostrzegły.
– Ktoś tam jest… – głos Przybłędy był pełen obaw.
– Nikt groźny – zawołałam. Nie wiem skąd miałam tę pewność.
Wyszłam na przód powolnym krokiem wciąż wpatrując się w światło, które zaczęło po­woli przygasać. W następnym momencie w jasności ukazała się kobieca postać. Była ubrana w jasnozieloną sukienkę, a na głowie miała wieniec z kwiatów. Uśmiech­nęłam się lekko. Mia­łam ochotę za­wołać „babciu”, ale powstrzymałam się w ostatniej chwili. Kiedy światło zgasło, roz­poz­na­łam stojącą kobietę. Była to jedna z córek Heliosa i Se­lene – Tallo. Widziałam ją już w wizji, kiedy stała z siostrami za tronem tytana słońca. Po­czułam lekkie rozc­zarowaniem. Miałam na­dzieję zobaczyć wreszcie Matkę Zorzy.
Podeszłam tuż pod altanę i skłoniłam delikatnie głowę. Tallo pochyliła się w ten sam sposób.
– Witaj Córko Zorzy – powiedziała śpiewnie. – Pani Jasności nie mogła przywitać cię sa­ma, bo została wezwana na Olimp. Poprosiła, byście poczekali na nią, jeśli oczywiście możecie – uśmiechnęła się. Kiedy to mówiła, moi przyjaciele ustawili się wokół budowli. – Pozwólcie, że się przedstawię. Jestem Tallo, jedna z trzech córek Heliosa i Selene. Jesteśmy boginiami strze­gącymi rytmów natury. Ale nie mylcie nas z Ho­rami, strzegącymi pór roku, służącymi Afrodycie na Olimpie. My służymy całej naturze. Pilnujemy porządku.
– Dlaczego tu jesteś, pani? – zapytała Janete z szacunkiem w głosie.
– Bo jeśli zabierzecie stąd Kryształowy Kwiat, zaburzycie rytm natury. A ja nie mogę do tego dopuścić.
– Zabranie Rydwanu Słońca też powinno go zaburzyć, a jednak na to pozwoliliście – zau­ważył Phil.
– Nikt na to nie pozwolił. Moja siostra Auxo, która zauważyła kradzież, nie zdążyła jej za­pobiec, bo została zaatakowana przez Lykaona i jego wilki. Z tego, co wiem, to wy również na niego wpadliście.
– Taa… – pokiwałam głową. – Więc nasłał ich ten, kto ukradł Rydwan?
– Na to wygląda – przyznała. – Niestety nie udało nam się ustalić kto to.
– Żeby odnaleźć ten powóz, musimy wziąć kwiat. Nie możesz nam przeszkodzić – stwier­dził twardo Phillip.
– Tak. Masz rację. Ale nie mogę dać go wam tak po prostu, za nic. Musicie coś poświęcić. A właściwie kogoś…
– Co??? – zawołaliśmy wszyscy zaskoczeni.
Tallo zaśmiała się lekko i przyjrzała się każdemu z nas po kolei.
– Jak mniemam, nie powinniście być tak zaskoczeni… – znów się zaśmiała. – W końcu to część przepowiedni.
Zachłystnęłam się na te słowa. Jakim cudem o nich zapomniałam? Byłam tak skupiona na zdobyciu kwiatu i informacji od Persefony, że zapomniałam, to tak ważnej rzeczy. Ktoś z nas miał zostać w tym ogrodzie.
– Co to dokładnie znaczy? – głos Sarah drżał.
Bogini uśmiechnęła się smutno.
– To, co słyszeliście. Jedno z was będzie musiało tu zostać. Tylko wtedy możecie wziąć Krýstallos Louloúdi. Przykro mi.
Zamknęłam oczy. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Miałam wrażenie, że im dalej się posuwaliśmy, tym więcej mieliśmy problemów. Zacisnęłam pięści. Poczułam silny podmuch wia­tru. Wiedziałam, że sama go wywołałam swoją złością. Ale nie chciałam tracić żadnego z przy­jaciół! Kogo mieliśmy zostawić? Babciu, potrzebujemy cię tutaj! – zawołałam w myślach.
– Elpi, spokojnie, coś wymyślimy – usłyszałam szept Jany tuż za sobą.
Otworzyłam oczy i spojrzałam w jej stronę. Miała poważną minę, a jej szare oczy błysz­czały.
– Cała przepowiednia brzmi tak – rzuciła, a później zacytowała jej treść:
„Czworo za gwiazdą wyruszy w daleki świat,
Potrzebny im będzie Kryształowy Kwiat.
Do Matki Zorzy kierować sie będą
Za tą, która nazywa siebie Przybłędą.
Jedno z nich utknie w Ogrodzie Jasności
Skradzione odnajdą dzięki światłu miłości.”
– No wiem. Jedno z nas utknie tu… – zaczęłam, ale Przybłęda mi przerwała.
– Wow… W końcu słyszę całą przepowiednię. Czy może ona obejmować w tym przedo­statnim wer­sie również mnie?
– Dlaczego tak uważasz? – spytała Sarah.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i przez chwilę milczała.
– Bo czuję, jakby tu było moje miejsce… – szepnęła  końcu. Jej twarz jaś­niała.
– Promieniujesz takim samym światłem, jak Kryształowy Kwiat – zauważyłam po raz drugi.
Przyjaciele spojrzeli na mnie uważnie, a potem na nią. Chyba wciąż tego nie widzieli. Zaśmiałam się i zerknęłam na swoją kuzynkę Tallo. Ona również się uśmiechała. Światło, które emano­wało z niej wcześniej, znów się pojawiło. Zaczynała w nim powoli znikać.
– Ustąpię bogini jaśniejącego nieba, Córko Zorzy. Czas by nasza Alitis dowiedziała się, kim jest. Do zobaczenia i powodzenia.
– Dziękujemy. Do zobaczenia – odpowiedziałam uprzejmie.
Bogini zniknęła, a chwilę później zgasło jej zielone światło. Znów zostaliśmy sami. Zale­gła między nami krępująca cisza. Herosi podeszli do długowłosej Przybłędy i przy­glądali się jej. Po chwili Ja­nete odwróciła się do mnie. Twarz miała ściągniętą w grymasie gniewu.
– Elpidho Iliakos, czy możesz nam wyjaśnić, o co tu chodzi? Czyją córką jest Alitis?
Wstrzymałam oddech. Wiedziałam, że nie powinnam zwlekać z odpowiedzią. Nie było na to czasu… Już otwie­rałam usta, kiedy dało się słyszeć głośny delikatny śmiech, a zaraz potem odpowiedź na zadane pytanie.
–  Moją.
Odwróciłam się. Trzy kroki ode mnie stała kobieta w granatowej sukni upstrzonej kolo­rowymi kamieniami. Jej włosy były białe, przyozdobione kryształowym diademem błyszczą­cym światłem gwiazd. Jej oczy były takiego samego koloru, jak oczy mojej matki. Wyglądała na niewiele starszą od niej. Zadrżałam ze szczęścia.
– Babciu! – pisnęłam i ruszyłam biegiem w jej stronę.
– Witaj wnusiu – uściskała mnie. A kiedy mnie puściła, spojrzała na pozostałych. – Wi­taj­cie herosi.
Wszyscy pochylili jej głowy z szacunkiem, chociaż na twarzy mieli wymalowane zasko­czenie. Bogini ruszyła w stronę Alitis. Przy­glądała jej się z czułością wypisaną na twarzy.
– Witaj Crystal Lampsi, moja córko. Wre­sz­cie się spotykamy – powiedziała radośnie sta­jąc krok przed nią.
Zszokowana dziewczyna przez chwilę stała w milczeniu i tylko patrzyła z niedo­wierza­niem w oczy swojej matki. Wreszcie zamrugała i powtórzyła cicho swoje prawdziwe naz­wi­sko.
– Jestem twoją córką? A kim ty jesteś pani? – spytała niepewnie.
– Theją. Boginią jasności i jasnowidzenia – wyjaśniła moja babcia.
Na te słowa wszystkie kamienie w ogrodzie pojaśniały.

*Apologoúmaste (czyt. apologumaste) - przepraszamy (żal za wyrządzone krzywdy) [απολογούμαστε].
**Apologoúmai, dhen tha xanasymveí (czyt. Apologume, den tha xanasymwi) - Przepraszam, to się nie powtórzy. [απολογούμαι, δεν θα ξανασυμβεί].
***Elpízo (czyt. elpizo) - mam nadzieję [ελπίζω].


Crystal w końcu dowie się kim jest. Ale co z tym poświęceniem, kto z nich ma utknąć w Ogrodzie Jasności? I kto taki zabrał Rydwan?
Same pytania i niewiele odpowiedzi. Ale spokojnie, wszystko się ładnie rozwiąże, prędzej czy później. Czekajcie na ciąg dalszy.

oczko puszczam i idę spać,
GusiaG

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Inspirowane grecką mitologią - "Nadzieja bogów" Prolog

Pierwsza historia, która usilnie chce wyciec z mojej głowy jest inspirowana grecką mitologią, a dokładnie serią książek "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy". Tak wiem, to książka dla dzieci, mimo to urzekła mnie bardzo! A może właśnie dlatego? Cóż… żeby nie przedłużać – zaczynamy! Prolog /Potężny Głos Ubrana byłam w zwiewną sukienkę w kolorze nieba o brzasku słońca – błękitu prze­cho­dzącego w róż. Znajdowałam się w niezwykle pięknym miejscu. Wokół mnie migotało ty­siące różnych świateł, rozświetlających czerń mroku. Byłam urzeczona ich ilością. Zrobiłam krok do przodu i zorientowałam się, że unoszę się w powietrzu... Pode mną, daleko w dole, widziałam biało-niebieskie plamy. Coś mi te plamy przypominały… Rozejrzałam się. Tuż za mną z daleka zauważyłam niezwykłą jasność. Z początku była delikatna, z czasem jednak nabierała inten­sy­wności, w końcu musiałam odwrócić wzrok.  – Nie powinnaś tam patrzeć – usłyszałam. Spojrzałam zaskoczona ...

"Nadzieja bogów" Rozdział 23 cz.2

– Vic oddawaj Rydwan, to już nie jest śmieszne – Ian zgrzytnął zębami i zacisnął pięści. – Nie ma mowy. Dlaczego miałbym Wam oddać mój skarb? – zaśmiał się dzieciak. – skarb? Po co ci on? – zapytałam. – Apollo ma za dużo obowiązków, nie sądzicie? Spojrzałam na syna Zeusa z powątpiewaniem. Nie wierzyłam w jego słowa. Chłopak był zbyt zadufany w sobie, by pomyśleć o innych. Ian najwyraźniej myślał tak samo, bo przewrócił oczami. – A o co dokładnie chodzi Hawk? – warknęłam podchodząc bliżej. Czułam narastającą wściekłość. – No cóż… – wzruszył ramionami – Wiedziałem, że nie łatwo będzie was przekonać, więc przejdę do sedna. – Przestał się uśmiechać i spojrzał z powagą. – W końcu mój ojciec zwróci na mnie uwagę. Warknęłam nie mogąc powstrzymać frustracji i spojrzałam w górę. Zeusie, dlaczego muszę rozwiązywać twoje rodzinne problemy z ciebie? Może go przywołać do porządku? – krzyknęłam w myślach. Coś mi jednak mówiło, że nic z tego nie będzie. Bóg Piorunów ustalił dawno te...

"Nadzieja bogów" Rozdział 16 cz.2

Kiedy doszliśmy do celu, poczułam przyjemny powiew wiatru. Wiedziałam, że jestem tam, gdzie być powinnam. Ale jak miałam znaleźć dziewczynę? Zaczęliśmy się uważnie rozglądać, badać drzewa. Sarah szeptała zaklęcia, Janete dokła­dnie przyglądała się pniom, a Phillip badał podłoże. Przez chwilę obserwowałam ich z uśmie­chem. Byłam szczęśliwa, że miałam ich przy sobie. W końcu zamknęłam oczy i przywołałam obraz młodej dziewczynki śpiewającej piosenkę. Słowa piosenki same przyszły mi do głowy. Po chwili zaczęły płynąć z moich ust. Poczułam dziwną wibrację w powietrzu. Otworzyłam oczy i zaskoczona zachłystnęłam się powietrzem ucinając piosenkę w pół wersu. Przede mną stała niezwykle piękna dziewczyna o delikatnych rysach i o smukłej sylwet­ce. Miała na sobie sukienkę z kory drzewa, a długie włosy w kolorze żołędzi były ozdobione liśćmi dębu. Patrzyła na mnie nieprzeniknionym wzrokiem. – Witajcie młodzi herosi – powiedziała do nas śpiewnie. – Jestem Belanida. – Witamy cię driado ...