Kiedy
skończyliśmy jeść poczułam się przejedzona, mimo że porcja nie była duża. Nie
miałam siły się podnieść. Najchętniej znów bym się położyła. Nigdy wcześniej mi
się to nie zdarzyło. Czy to znaczyło, że z jedzeniem było coś nie tak? Zapewne
jedzenie czegokolwiek z rąk kogoś, kto cię porwał, albo pracował dla porywaczy
nie jest dobrym rozwiązaniem, ale człowiek głodny nie myśli racjonalnie…
– Czemu
czuję się taka przepełniona? – zapytała Sarah słabym głosem.
–
Warzywa, które jemy są tak zmodyfikowane. Dzięki czemu mała porcja wystarczy – odpowiedziała
nam córka Despojny.
– Pomaga
wam jakaś czarodziejka, prawda? – rzuciłam pytaniem, które nie wiedzieć czemu
pojawiło się w mojej głowie.
– Tak,
jest jedna, która użycza nam swoich usług – kobieta przytaknęła z lekkim uśmiechem.
– Medea
– wypaliłam, zanim zdążyłam się powstrzymać. Znów informacja sama pojawiła się
w moim umyśle.
–
Zgadza się! Brawo. Widać, że jesteś prawdziwą wnuczką Pani Jasności! –
usłyszeliśmy głos dobierający z korytarza.
Zerknęłam
na drzwi. Stała w nich dojrzała i tęga kobieta. Jasne włosy w odcieniu pszenicy
miała upięte z tyłu w luźny kok. W brązowych oczach krył się przyjazny blask
idealnie współgrający z sympatycznym uśmiechem. To musiała być Demeter. Była
ubrana w zielone ogrodniczki i długie gumiaki. Wyglądała, jakby wyszła z
ogrodu, gdzie pracowała od świtu. Podobny strój zakładała moja mama, kiedy
pracowała w swoim ogródku.
– Pani!
Dziękujemy za gościnę! – zawołała z wielką uprzejmością Janete. Nie sądziłam, że
ją na nią stać.
–
Proszę bardzo – zaśmiała się bogini. Weszła spokojnie do środka. – No dobrze.
Skoro się najedliście, to zapraszam na werandę. Ktoś tam na was czeka – wskazała
ręką w stronę tylnych drzwi. Nie zauważyłam ich wcześniej.
Wstaliśmy.
Nie czułam się najlepiej. Brzuch mi ciążył, jak nigdy. Miałam wrażenie, że zjadłam
całą górę jedzenia. Poprawiłam szelki swojego plecaka i ruszyłam na werandę za
Janete. Phillip szedł tuż za mną. Wyczuwałam, że był tak samo zaniepokojony,
jak ja.
Cała weranda
była pomalowana na kremowo. Barierka była prosta, bez żadnych ozdób. Trzy wąskie
schodki wiodły wprost do ogrodu. Drewniana podłoga skrzypiała lekko pod naciskiem
naszych stóp. Pod oknem stała wiklinowa kanapa zaścielona zterema zielonymi
poduszkami. Na jednej z nich siedziała Persefona. Tym razem miała na sobie
czerwoną sukienkę w kwiatki. Jej głowę ozdabiał słomkowy kapelusz. Patrzyła
przed siebie zamyślona.
Demeter
wyminęła nas i usiadła koło córki. Uśmiechnęły się do siebie serdecznie. Po
chwili Pani Podziemia spojrzała na nas, a dokładnie na mnie. Wciąż uśmiechała
się słodko. Nie podobało mi się to zupełnie. Czułam, że ten uśmiech nie jest
szczery.
–
Dobrze wam się spało? – zapytała słodkim głosem.
– Nie…
– pokręciłam głową. Dziwne… nie miałam zamiaru tego powiedzieć. – Cholera… – jęknęłam. – W potrawce było coś na kształt
serum prawdy.
W tym
momencie dobiegł nas śmiech z kuchni. Lorelai Gai śmiała się z nas serdecznie.
Naprawdę nie powinniśmy byli jeść tego ratatuj. Byłam wściekła na samą siebie i
na nią. Nie wiedziałam, na kogo bardziej. Poczułam strach, złość i
zniecierpliwienie – nie moje…
– Cóż.
Będzie nam łatwiej – powiedziała Persefona,
skupiając tym samym na sobie moją uwagę.
– To
nie fair. A skąd mamy wiedzieć, że wy nie kłamiecie? – spytałam.
– Od
waszej przyjaciółki Jany, prawda? – bogini zwróciła się do naszej przyjaciółki.
Zdążyłam
zapomnieć, że był to jeden z jej talentów. Heroska wykrywała kłamstwa, chociaż
zbytnio się tym nie chwaliła. Zerknęła na mnie i uśmiechnęła się
pokrzepiająco.
–
Przejdźmy do interesów, możemy? – spytał Phillip . Był wyraźnie zirytowany.
Obie
boginie spojrzały po sobie w porozumiewawczy sposób. Demeter wstała, wyprostowała
swoje ogrodniczki i życzyła nam powodzenia. Wyszła do ogrodu, gdzie chwilę
później zniknęła, dosłownie.
–
Siadajcie dziewczęta – zaproponowała Persefona.
Nie
ufałam jej, a ona najwyraźniej nie ufała nam, skoro dodała nam jakieś veritaserum.
Nie chciałam być jednak niegrzeczna, więc usiadłam. Dziewczyny poszły w moje
ślady. Phil stał naprzeciwko nas oparty o barierkę. Nie spuszczał ze mnie oczu.
Czułam się niezręcznie przez to spojrzenie, a także przez bliskość córki
Zeusa. To było dziwne uczucie, siedzieć tak ramię w ramię z boginią. Jej cera
była niezwykle jasna. Przy niej moje opalone ręce wyglądały, jakby były brudne.
– To
czym jest to światło miłości? – spytała Sarah.
– Po
kolei. Najpierw chcę zobaczyć kwiat. Potem powiem wam wszystko, w końcu przysięgłam.
Spojrzałam
na Jany. Kiwnęła głową. Pokrzepiona jej gestem sięgnęłam po plecak. Zdjęłam go
z pleców i wyjęłam ostrożnie Kryształowy Kwiat. Wokół nas zrobiła się
nienaturalna cisza. Wiatr ucichł, ptaki zamilkły. Kryształ świecił jasnym
blaskiem we wszystkich kolorach tęczy. Nie mogłam długo na niego patrzeć, bo
oczy zaczynały mnie boleć. Zamknęłam je i skupiłam się na dotyku. Kwiat był ciepły
i bardzo gładki, choć z pewnością nie kruchy.
– Mogę?
– spytała Persefona nabożnym szeptem.
Kiwnęłam
głową na potwierdzenie i zerknęłam na nią. Wzięła Kwiat z ogromną delikatnością.
W jej dłoniach pojaśniał bardziej. Wyraźnie wyczuwał jej boską moc.
– Jest
piękny… – szepnęła zauroczona. – Dziękuję wam.
– Nie
ma sprawy. Obyśmy tylko tego nie żałowali – powiedział Phillip z krzywym uśmiechem.
–
Spokojnie, nie zamierzam was zdradzić – zerknęła na niego bez zainteresowania.
– Loralai Gai, możesz go zanieść do mojego pokoju? – zawołała głośno.
Kobieta
pojawiła się na werandzie. W ręku niosła szmacianą torbę. Bogini włożyła kwiat
do środka z wielką ostrożnością. Kiedy jej siostrzenica wchodziła z powrotem nie
spuszczała jej z oka. Miałam wrażenie, że nie ufała jej do końca. Tak, jak nam.
W końcu spojrzał na nas. Jej twarz złagodniała, ale tym razem nie było w tym
żadnej sztuczności.
–
Wywiązaliście się. Teraz moja kolej.
Zmieniła
pozycję na poduszce siadając bokiem do oparcia, a tym samym odsuwając się
troszkę ode mnie. Byłam jej za to wdzięczna. Poczułam się trochę raźniej.
– Wasza
przepowiednia mówi: „Skradzione odnajdą dzięki światłu miłości.” Chyba nie trudno
się domyślić, że potrzebna jest wam miłość, a dokładnie dwoje kochających się
ludzi. Aby odnaleźć Rydwan Słońca muszą oni kierować się tą miłością.
– Chyba
że już wiecie, o kim mowa – Janete spojrzała
wymownie na mnie, a potem na Phila. Poczułam, że robi mi się gorąco.
– Jak
ich miłość ma nam pomóc to odnaleźć? – zapytała Sarah powątpiewającym tonem.
– Zaraz!
Wcale nie wiadomo, czy chodzi o nas! – zawołałam przerywając ich rozmowę.
– Oj
daj spokój, nie ma sensu się wypierać – Jany rzuciła mi rozbawione spojrzenie
tak, jak rano, gdy się obudziliśmy.
Z każdą
minutą czułam się coraz bardziej niezręcznie. Poruszyłam się niespokojnie. Co
się ze mną działo? W parku, w Filadelfii przyznaliśmy, że coś nas do
siebie ciągnie, a teraz nie umiałam o tym rozmawiać. Nie potrafiłam też
spojrzeć Phillipowi w oczy. Patrzyłam w swoje ręce. Chciałam, abyśmy przestali
o tym mówić.
–
Obawiam się, że to nie takie proste… – Persefona odezwała się po krótkiej
chwili ciszy. – Światło miłości objawia się wtedy, kiedy jedno szuka drugiego.
Potrzebujecie pary, która jest w rozłące. Jedno z nich musi być daleko, a
drugie musi was zaprowadzić skupiając się na swojej miłości.
– Czyli
to nie może chodzić o nas, bo ja nigdy nie opuszczę Elpis. Nie pozwolę na to, aby
coś nas rozłączyło! – zawołał twardo Phil.
Bałam
się na niego spojrzeć, więc zerknęłam na dziewczyny. Obie patrzyły na niego
lekko zaskoczone. Wyglądało na to, że nie spodziewały się takich słów z ust
chłopaka.
– Nie
możesz powiedzieć tego z taką pewnością. Różne rzeczy się zdarzają – zauważyła
Jany.
– Jeśli
będzie trzeba, będę towarzyszył jej wszędzie. Nawet w toalecie…
Zrobiło
mi się niedobrze. Nie wiedziałam, czy to z powodu jego słów, czy przez ratatuj,
które ciążyło mi w żołądku. Wstałam i zmusiłam się, aby spojrzeć na Jacksa. Był
cały blady, spięty i poważny. Nie czułam jego emocji, bo moje przytłaczały
mnie wystarczająco. Patrzył na mnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale zamknął usta równie szybko, jak je otworzył.
W tym samym momencie poczułam silną złość i gniew. Nie należały do mnie. Nie
sądziłam również, że należały do niego. Znów przychodziły do nas z zewnątrz.
Nie miałam siły z nimi walczyć.
– Czy
jest tu gdzieś łazienka? – zapytałam szybko chwytając się za brzuch. Poczułam
mdłości.
– Pierwsze
drzwi na lewo na piętrze – poinstruowała mnie córka Demeter.
Weszłam
pośpiesznie do kuchni. Potrzebowałam samotności. Czułam, że Phil ruszył za mną.
Nie miałam jednak siły się z nim spierać. Przyspieszyłam i wbiegłam po schodach
na piętro. Słyszałam tylko jak Jany woła za nami, aby Jackson zostawił mnie
samą. Chyba jej usłuchał, bo nie słyszałam jego kroków na schodach.
Odetchnęłam
z ulgą, a w następnej sekundzie wymiotowałam do sedesu. Nie czułam się dobrze
ani psychicznie, ani fizycznie.
– A co
z tą ciemnością, która wciąż wisi nad Elpidhą? – usłyszałam głos Sarah
dobiegający zza okna.
Usiadłam
na dywaniku obok sedesu. Chciałam skupić się na rozmowie dobiegającej mnie zza
okna, więc zdjęłam pewnym ruchem broszkę. Chciałam odciąć się od tego gniewu,
który wciąż czułam.
– To
nie jest moja sprawka. – Głos Persefony był bardzo poważny. – Wiem, że jest
ciemność, która chce ją pochłonąć. Wyczuwam ją, ale nie mam na nią wpływu. Nie
pochodzi ode mnie, ani z Podziemia. Ja użyłam mroku tylko parę razy, bo
potrzebowałam Kwiatu.
– Nie
używałaś jej pani od początku naszej misji? Albo jeszcze wcześniej? – zapytała
spokojnie Janete.
– Nie.
– Więc
kto to może być? – dopytywała się córka Hekate. – Czy może to być jakiś heros? Czy
to potężniejsza siła, która pasuje tylko do boga, albo do jakiegoś potwora?
– Tego
nie wiem. A nawet jakbym wiedziała, nie mogłabym wam więcej powiedzieć. Ojciec
mi zabronił. Sami musicie resztę odkryć.
– Super…
– jęknęła Jany.
– A
zatem mamy szukać rozłączonej miłości? Jak? Jedno z nich musi być koło Rydwanu,
skoro ich światło ma nas do niego zaprowadzić. Skąd mamy wiedzieć o kogo
chodzi, skoro nie wiemy nawet kto go ma? – Phil pytał tak cicho, że ledwo go
usłyszałam. Jego głos drżał lekko.
– Nie
umiem wam na to odpowiedzieć. Możliwe jednak, że znajdziecie odpowiedzi, jeśli
się rozłączycie – podpowiedziała Pani Podziemia.
– Nie
ma mowy. Nigdzie jej samej nie puszczę. Znajdziemy inny sposób – rzucił twardo.
Nikt
nie protestował. Jackson był bardzo opiekuńczy w stosunku do mnie już od początku.
I wszyscy wiedzieliśmy dlaczego. Obiecał to Wyroczni.
Usłyszałam
skrzypienie desek. Ktoś chodził po werandzie. Po chwili skrzypienie ustało.
Chciałam wstać i wyjrzeć za okno, ale znów poczułam mdłości. Zwymiotowałam
ponownie i jęknęłam osłabiona. Miałam wrażenie, że zaraz pozbędę się
całego śniadania i znów będę głodna. Dlaczego tylko ja wymiotowałam?
–
Znajdziemy sposób, by to wszystko przepracować i znaleźć odpowiedzi, których
szukamy – obiecała pewnym głosem córka Ateny. – Póki co chyba powinniście ze
sobą porozmawiać Phillip. Chodzi mi o ciebie i naszą Elpis.
– Nie
sądzę, aby chciała teraz z kimkolwiek rozmawiać. Jeśli mnie słuch nie myli to
dziewczyna właśnie wymiotuje w łazience – rzucił głos, który musiał należeć do
Demeter. Nie wiedziałam, że wróciła na werandę.
Poczułam
złość i strach. Wstałam błyskawicznie. Nie miałam ochoty na rozmowę z swoich
uczuciach. Wyszłam szybko przez drzwi na korytarz. Chciałam uciec jak najdalej.
Coś ciągnęło mnie na zewnątrz. Wiedziałam, że nie zdążę dobiec do drzwi
frontowych. Skierowałam się do pokoju na końcu korytarza. Weszłam do niego i
zamknęłam drzwi. Nie miałam czasu się rozglądać dookoła. Skierowałam się do
okna. Otworzyłam je i wyjrzałam przez nie. Pod oknem znajdował się dach ganku.
Wyszłam na niego. Słyszałam zamieszanie w korytarzy. Phillip mnie szukał. Nie
mógł mnie namierzyć dzięki broszce. Ta spoczywała w kieszeni moich spodni.
Zamknęłam
oczy i przywołałam wiatr. Zażyczyłam sobie, aby mnie uniósł szybko w górę i z
dala od farmy. Ciepły podmuch powietrza wykonał moje życzenia bez opóźnienia. Gdy
opadłam na ziemię, usłyszałam wołanie przyjaciół. Już wiedzieli, że uciekłam. Nie
wiem, dlaczego to zrobiłam, ale czułam, że właśnie tak powinnam postąpić. Może
to znów była intuicja? A może coś mnie wołało?
Szłam
przed siebie szybkim tempem. Po chwili poczułam ból. Ten ból nie był mój. Sięgnęłam
po broszkę do kieszeni i schowałam do plecaka. Po sekundzie biegłam przed
siebie z nadludzką szybkością. Czułam przy sobie przyjemny wiatr. Potrzebowałam
chwili wytchnienia, chwili spokoju, czasu na przemyślenie kilku rzeczy. A
przy Phillipie nie mogłam na to liczyć. Nie po tym, co usłyszeliśmy…
Och Elpis... Co ty wyrabiasz? Chyba nie bardzo wie co. Gdzie ją to zaprowadzi?
Zostałam poproszona o skopiowanie tego opowiadania na Wattpada. Może wkrótce się za to zabiorę.
Pozrdawiam
Ag
Komentarze
Prześlij komentarz