Przejdź do głównej zawartości

"Nadzieja bogów" Rozdział 20 cz.4

Zostałam wprowadzona do obszernej, jasnej kuchni. Wokół ścian znajdował się szereg szafek o bardzo modernistycznym wyglądzie. Ich kolor był trudny do określenia. Pod świa­tłem zdawały się być białe, ale pod innym kątem – szare. Musiały być z jakiegoś chromo­wa­nego metalu. Blat nad nim miał kolor piaskowca. Drugi szereg szafek był zawieszony pod sufi­tem nad blatami. Niektóre z nich miały przezroczyste, szklane drzwi­czki. Można było zau­wa­żyć stojące za nimi szklane puchary, czy kieliszki. Po środku pomiesz­czenia znajdowała się wyspa z dwiema kuchenkami i okapem nad nimi. Otoczone były one pu­stymi piaskowymi bla­tami, przed którymi stały stołki barowe. Nie było żadnego stołu. Naj­wy­raźniej kuchenna wy­sepka wystarczyła domownikom w zupełności. Bardzo możliwe, że ko­lej­ne drzwi, po przeciw­nej stronie pomieszczenia prowadziły do jadalni.
Rupert wskazał ręką, żebym usiadła na jednym ze stołków. Usiadłam ostrożnie i uś­mie­chnęłam się mimowolnie. Siedzenie było wyłożone jasną skórą. I było naprawdę wy­godne. Mój kolega nie usiadł ze mną, tylko podszedł do jednej z szafek i wyciągnął kubki. W tym sa­mym czasie ciemno­skóry chłopak, którego imienia nie poznałam, stanął przed ekspresem do kawy. Jeden rzut oka wystarczył, by stwierdzić, że był bardzo drogi. Był to taki ekspres, któ­ry sam robił wszystko. Wystarczyło przycisnąć odpowiedni przycisk.
– Eli lubi kawę z czekoladą. – Butler odwrócił się do mnie i się uśmiechnął. Byłam zasko­czona, że wciąż pamiętał. – Mam nadzieję, że masz tam taką Ian. – Podał kumplowi dwa czarne kubki. Ten tylko przytaknął bez słowa zabierając naczynia.
A więc Ian… Dziwne, że Rupert nie powiedział mi tego od razu przy wejściu. A może po­wiedział? Tylko ja nie słyszałam? Właściwie to nie słuchałam go specjalnie uważnie. Nagle nie po­­tra­fiłam powiedzieć, co zdążył o mnie powiedzieć. Znów poczułam się dziwnie. Po kręgo­słu­pie przeszedł mnie dreszcz. Zerknęłam na chłopaka. Patrzył na mnie intensywnie. Czyżby ten jego wzrok tak mnie niepokoił? Coś mi mówiło, że ten cały Ian jest niebezpieczny i lepiej bym zrobiła, gdybym się od niego oddaliła. Ale jak to zrobić bez krępujących pytań z ich stro­ny?
– Czy ciastka zbożowe mogą być? Innych chyba nie mamy… – zaśmiał się Rupert.
Kiwnęłam głową z niepewnym uśmiechem. Chłopak postawił przede mną pudełeczko ciastek, kłaniając się z przesadną galanterią. Nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam śmie­chem. Zawsze się tak zachowywał, kiedy chciał mnie rozśmieszyć. Oczywiście, udawało mu się to bezpro­blemowo.
– No, tak lepiej. Już myślałem że się nie uśmiechniesz – zawołał z zadowoleniem.
Jego przystojna twarz promieniowała radością, a ja na chwilę zapomniałam o tym, gdzie jestem. Poczułam się, jakbym była w kuchni na parterze naszego domu w Jacksonville Beach. Oboje z młodym But­lerem uwielbialiśmy tam przesiadywać i pić gorącą czekoladę, albo świe­że soki owocowe. Opowiadaliśmy sobie przy tym śmieszne historie z książek filmów, lub z ży­cia. Tak wyglądały nasze beztroskie wakacyjne dni.
Głośne syczenie dobiegające z ekspresu do kawy sprowadziło mnie na ziemię. Spoj­rza­łam w tamtą stronę. Ian patrzył na mnie z kpiącym uśmiechem. Nie potrafiłam zrozumieć skąd ta mina, ale byłam onieśmielona jego spojrzeniem, więc nie odezwałam się.
– Chłopie, przestań! – krzyknął Rupert machając ręką przed oczami kumpla. – Jak ja mam ją rozśmieszyć i poprawić jej humor, jak ty ją straszysz? Co tobie się stało? Gdzie się podział twój humor? Czemu nic nie mówisz?
Właśnie, podobno ten kolega był bardzo zabawny. Ja nie widziałam w nim nic wesołego. Moje przeczucie krzyczało, abym uciekała. Skoro nie tylko ja zauważyłam, że coś było nie tak… Wstałam ze stołka i rozejrzałam się. Musiałam coś wymyślić, szybko. Tu już nie chodziło o up­rzejmość. Tu chodziło o bezpieczeństwo.
– Gdzie tu jest łazienka? – zapytałam nieśmiało. Głos mi drżał. Nie dobrze!
Zielono-brązowe oczy Ruperta zwróciły się na mnie. Wskazał ręką na drzwi, po prze­ci­wnej stro­nie.
– Tam jest jadalnia. Przejdź ją, skieruj się do białych drzwi. Tam jest łazienka dla gości. Obe­cnie ja z niej korzystam – uśmiechnął się czarująco.
Zdziwiłam się takim rozkładem domu. Łazienka zazwyczaj była bliżej korytarza, a nie ja­dalni. Nie powiedziałam jednak nic więcej. Kiwnęłam głową z wdzięcznością i wyszłam szyb­kim krokiem z kuchni. W jadalni się nie rozglądałam. Nie miałam na to czasu. Zauważyłam je­dynie, że to pomieszczenie było umeblowane w ciemnych kolorach. Pośrodku niego stał du­ży mahoniowy stół, który musiałam ominąć, jeśli chciałam wejść do łazienki.
Toaleta okazała się nie posiadać żadnych okien, a jedynie drugie drzwi. Prawdopodobnie prowadziły one do sypialni dla gości. Wszystkie ściany były w błękitnym kolorze. Metalowy brodzik prysz­nicowy był sporej wielkości. Spokojnie zmieściłyby się w nim dwie osoby. Obok znajdowała się biała ubikacja, a po prze­ciwnej stronie umywalka ułożona na błękitnej szafce. Nad nią wisiało okrągłe lustro z trzema wbu­dowanymi żarówkami.
Zablokowałam zamki w obu drzwiach i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Nie wyglą­dałam najlepiej. Włosy, które rano splotłam w warkocz były teraz w nieładzie po biegu. Twarz błyszczała mi od potu. Nie umiałam stwierdzić, czy ten pot był efektem biegu, gorąca czy stra­chu. Westchnęłam i odkręciłam kurek z niebieską kropką. Przez chwilę trzymałam rękę pod kra­nem, upewniając się, czy woda, która leci naprawdę jest chłodna. Po chwili ochlapałam so­bie twarz i szyję. Wytarłam się pobliskim ręcznikiem i zabrałam się za poprawianie fryzury.
Zadziwiające, ale kiedy tylko weszłam do tego pomieszczenia zupełnie zapomniałam, że chciałam uciekać z domu. Skupiłam się na swoim wyglądzie. Nie widziałam w tym niczego złe­go…
Kiedy moje rude włosy były już ułożone, spojrzałam na prysznic. Marzyłam o porządnej kąpieli już od dwóch dni. A tu stałam w wypasionej łazience. Miałam ogromną ochotę wsko­czyć do brodzika i zmyć z siebie cały ten brud, który czułam po ostatnich wydarzeniach. Ale właściwie, jakie to były wydarzenia? Miałam spore trudności z przypomnieniem sobie tego. Przecież jestem tu gościem, a łazienka jest dla gości – pomyślałam.
Jak długo się myłam? Nie wiem. Jednakże to uczucie, kiedy wyszłam spod strumienia wody czysta i odświeżona warte było każdej minuty. Wysuszona dużym ręcznikiem, który wzięłam z szafki, stanęłam przed lustrem. Spojrzałam na swoje brudne ciuchy leżące obok umywalki. Wcale nie miałam ocho­ty ich zakładać. Rozejrzałam się i zorientowałam się, że nie mam swo­jego plecaka. Gdzie ja go mo­głam położyć? – zaczęłam myśleć gorączkowo obracając się dooko­ła jak pies za własnym ogo­nem. I wtedy wspomnienia powoli zaczęły do mnie wracać. Nie byłam w bezpiecznym domu u Ruperta, jak mi się wydawało. Byłam z dala od swoich przy­jaciół i rodziny.
– Na Zeusa! – zawołałam zakrywając ręką usta. – Co ja robię? – szepnęłam przerażona.
Szy­bko sięgnęłam po swoje ubranie, ale już go tam nie było. Miałam ochotę przeklinać, ale nie zdążyłam. Usłyszałam pukanie do drzwi. Przerażona złapałam za ręcznik i okręciłam się nim szczelnie.
– Kto tam? – spytałam słabym głosem.
Po drugiej stronie drzwi usłyszałam szelest materiałów. W następnym momencie odezwał się niski, męski głos.
– Przyniosłem ci świeże ubranie, skoro już się rozgościłaś.
Ten głos był dziwnie znajomy. Zmrużyłam oczy próbując sobie przypomnieć skąd mogę go znać. W głowie znów miałam pustkę, a wręcz totalną ciemność. Zrezygnowana jęknęłam.
– Okej, dzięki, otwieram drzwi! – rzuciłam przekręcając zamek.
Drzwi się uchyliły. Zobaczyłam ciemnoskórego Iana trzymającego w rękach złożone ubra­nia. Patrzył na mnie bez uśmiechu. Jego oczy były zimne.
– Przebierz się, a potem wyjdź. Mamy do pogadania, chrysí mou – odezwał się tym samym tonem bez emocji, a ja zadrżałam.
Do tej pory określenie „moja droga” wypowiedziane po grecku usłyszałam tylko raz. Zro­biłam wielkie oczy z przerażenia. Już wiedziałam, skąd kojarzę ten głos. Byłam w więk­szym nie­bezpieczeństwie, niż mi się wydawało. Jakimś cudem trafiłam do pasz­czy lwa…


Elpidha, i po co było uciekać?
I tak oto nasza bohaterka wpakowała się w kłopoty. A jakie to kłopoty i co się z nią stanie? Nie mogę Wam zdradzić za wcześnie.
A może już się czegoś domyślacie? Czekam na pomysły.

Całuski i pozdrowienia dla rodzinki ;)

Aga

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bohaterowie

Witam ;) Postaram się na bieżąco aktualizować podstronę z bohaterami opowiadania. Zamieszczam tam głównie herosów. Ale Jeśli chcecie opis rodziców, czy bogów, dajcie znać ;) pozdrawiam Ag

"Nadzieja bogów" Rozdział 17 cz.3

– Bradley! – zawołała radośnie Sarah. Zwierzęta wylądowały gładko na pasie zieleni za parkingiem. Pobiegliśmy w tamtą stro­nę. Po drodze rozglądałam się dookoła. Byłam ciekawa, czy ludzie dostrzegli pegazy, a jeśli nie, to, co widzieli? Wiedziałam, że Mgła różnie działała. Wszystko było zależne od tego, czy czło­wiek, który widział magiczne istoty i dziwne zdarzenia, był w stanie w nie uwierzyć czy nie. Wszystko sprowadzało się do jego pojęcia normalności. Bałam się, że ktoś z obecnych na stacji paliwowej pomyśli, że gdzieś w pobliżu kręcą film z końmi i przybiegnie. Na szczęście nikt nie wydawał się tym zainteresowany. – Siema. Czy nie było was pięcioro? – zainteresował się Brad, kiedy zszedł z czarnego pe­gaza. Patrzył po nas skonsternowany. – Było – odpowiedziała mu Jany. – Ale harpie porwały nam Przybłędę i musi ją odnaleźć. – Co? Kiedy? – Tuż po naszej rozmowie – pośpieszyłam z wyjaśnieniem. – I nie mamy wiele czasu. Chłopak spojrzał na mnie z żarem w oczach, a ja poc

"Nadzieja bogów" Rozdział 1 cz.2

Pierwsza całe to zdarzenie zauważyła Sylvia, najstarsza siostra Lyry. Zawołała nas wszy­stkich podniecona. – Zobaczcie! Tam się toczy jakaś walka! Wyszłam z basenu zastanawiając się, co to ma być za walka. W końcu za domem znaj­dowały się tylko wody i trzciny. Przecisnęłam się obok przyja­ciółki i stanęłam na skraju dział­ki. To, co zobaczyłam wywołało ciarki na moich plecach. Dwoje młodych osób (na oko w moim wieku) stało w wodzie. Byli na tyle daleko od brzegi, że powinni zatonąć, oni jednak utrzy­mywali się na powierzchni wody. Mieli na sobie zwykłe młodzieżowe, letnie ubrania. Z tej odległości nie potrafiłam określić jakiej są płci. – Czy oni mają miecze? – usłyszałam niedowierzanie w głosie ojca Lyry.  Zamrugałam i spojrzałam ponownie. Pan Novak miał rację! Tych dwoje skakało w miej­scu i wymachiwało mieczami. Zupełnie jakby walczyli! Tylko z kim lub czym? Z początku mia­łam trudności z dojrzeniem drugiej strony poje­dynku. Zmrużyłam oczy i skupiłam się na brą­zo­wej, d