Dwa tygodnie zajęło mi przystosowanie się do nowej
sytuacji. Przez ten czas byłam częstym gościem w Centrum Dowodzenia.
Dowiedziałam się wiele na temat świata ciemności. Myślę, że czas najwyższy
wszystko tu dokładnie opisać:
Demony mogą chodzić w dzień, ale słabsze tylko, gdy
opętają jakiegoś człowieka. W swojej piekielnej postaci pojawiają się
tylko w nocy, w ciemności. Dzielą się na kilka rodzajów. Między innymi na
tropicieli, którzy poszukują najpotężniejszych źródeł dobra, próbując je zniszczyć.
To tych najczęściej spotykają Wojownicy Światła i posyłają z powrotem do
piekieł. Nie mogą pozwolić, by chodziły sobie bezkarnie po Ziemi. Te, które
opętują ludzi, są łapane i odprawia się na nich egzorcyzmy uwalniając
ludzi spod ich władzy. Zły duch wraca wówczas do świata ciemności. Wojownicy
sami potrafią dokonać egzorcyzmu dzięki swojej wierze i krzyżom świętym. Tylko
najbardziej niebezpieczne są wypędzane przez księży i… Anielską Księżniczkę.
Kiedy się o tym dowiedziałam, przeraziłam się nie
na żarty i byłam bliska omdlenia. Filip, który mi o tym opowiadał został od
razu porządnie zbesztany przez Błażeja i Cyryla, (każdy z nich zrobił to
oddzielnie). Kiedy doszłam do siebie zostałam wysłana do domu. Na kolejne informacje
musiałam trochę poczekać. Od tamtej pory moją nauką o działalności Dzieci Aniołów
zajęła się pani Glic. Skoro potraciła usłyszeć moje tętno, mogła odpowiednio zareagować.
Największym niebezpieczeństwem okazały się niestety
Dzieci Demonów. Mogą one normalnie chodzić po ziemi za dnia i wyglądają, jak
zwykli ludzie, dzięki temu, że mają w sobie ludzką krew. Dowiedziałam się, że
mogłam je mijać na ulicy i nawet tego nie wyczuć. Tylko doświadczeni Wojownicy
Światła są w stanie przejrzeć Dziecko Demona. Żeby się ich pozbyć, trzeba z
nimi walczyć. Wykorzystuje się do tego
pobłogosławioną broń: miecze, sztylety, łuk i strzały. Nie używa się broni
palnej. Podobno nie jest ona tak skuteczna, jak długie ostrze. Nie potrafię
wyjaśnić dlaczego. Nie mniej jednak zniszczenie potomków demonów i ludzi jest
bardzo trudne, ponieważ trzeba ich osłabić, następne zastosować egzorcyzm. Jeśli
jest w nich choć mała cząstka Dobra, da się ich ocalić w ten sposób. Kiedy to
nie pomoże… należy ich zabić. Dzieci Aniołów przeżywają każdą śmierć, nawet
złego człowieka czy półczłowieka… Jednakże czasami nie ma innego wyjścia.
Zło nie waha się przed zabijaniem Dobra w ludziach i samych ludzi.
Nie można pozwolić, by zwyciężyło.
– Jak wy sobie z tym radzicie? – zapytałam Cyryla
któregoś dnia.
Odprowadzał mnie do domu po szkole. Właśnie mi
powiedział, że musiał zabić dwoje Dzieci Zła, gdyż nie było w nich ani krzty
dobra. Westchnął cicho i przez chwilę nic nie mówił. Dobierał słowa. Bardzo pilnował,
by mnie nie przestraszyć, czy nie zdenerwować.
– Pomaga wiara i Pismo Święte. Po takiej walce
najczęściej przychodzę do kościoła i długo się modlę za dusze moich ofiar. Mamy
pełne wsparcie w księżach z naszej parafii. Nie odmawiają nam pomocy i
Sakramentu Pojednania i Pokuty – zamilkł na chwilę. – Wiesz, że tylko ten
Wojownik, który potrafi utrzymać swoje nerwy i emocje na wodzy, jest w stanie
wygrać walkę z demonem?
Pokręciłam głową z lekkim niedowierzaniem.
– Czy w czasie walki to w ogóle możliwe? –
zapytałam.
Uśmiechnął się do mnie lekko i pokiwał głową.
– Jeśli pozwolimy sobie, by wyniszczający gniew,
złość, czy nienawiść doszły w nas do głosu… demony mogą to wykorzystać na
swoją korzyść. A uwierz mi… nie łatwo jest zabijać z miłością i spokojem
w sercu. Ale to właśnie z tej miłości do niewinnych ludzi trzeba to robić. Bóg
pobłogosławił naszą bitwę. Gdyby tego nie chciał, nie pozwoliłby Aniołom na
naznaczanie nas i dzielenie się z nami mocami.
Było to całkiem logiczne wytłumaczenie. Coś głęboko
w moim sercu mówiło mi, że tak powinno być, ale wciąż nie mieściło mi się w
głowie. Nie mniej jednak nauczyłam się, że są rzeczy, których nie można ogarnąć
rozumem. Zwłaszcza, jeśli chodzi o sprawy Boże.
Kwestia uświadomienia moich rodziców co do mojej
pozycji Anielskiej Księżniczki oraz misji,
jaką za sobą niosła, długo pozostała z boku. Najpierw sama chciałam się z tym
wszystkim pogodzić. Właściwie, chętnie nie mówiłabym nic rodzicom, by ich nie
martwić. Miałam ochotę skłamać, po co chcę jechać do stolicy. Jednak Wojownicy
nie chcieli słyszeć o takiej opcji.
– My nie uciekamy się do kłamstwa. Jeżeli pozwolisz
złu wejść do swojego serca nawet w drobnych sprawach… cóż… może się to
skończyć fatalnie dla ciebie i dla wszystkich. Nie tylko grzechy ciężkie
potrafią zabić w człowieku Dobro. Nie zapominaj – zganił mnie Błażej spokojnym
głosem.
Ostatecznie zdecydowaliśmy, że całą rozmowę
przeprowadzimy razem, całą grupą. Przygotowałam więc rodziców do spotkania.
Wojownicy Światła pod przewodnictwem pani Glic przyszli do nas w Niedzielę
Chrystusa Króla. Jest to jeden z kilku dni, w którym to siły zła są wyraźnie
osłabione. Moc władzy nad życiem śmiercią naszego bawiciela działa wówczas ze
zdwojoną siłą. Błażej wspomniał mi w trakcie omawiania tego spotkania
wcześniej, że to pozwoli nam uchronić się przed tropicielami, którzy mnie
prześladowali wyczuwając moją moc. Dziwne, ale nigdy tego nie zauważyłam. Może
dlatego, że nigdy nie była pozostawiana sama. Zawsze ktoś przy mnie czuwał.
Jeśli nie bracia, to Ami albo nauczyciele.
Z początku nasza rozmowa była dość sztywna i
krępująca. Rodzice wymieniali uprzejmości z naszymi gośćmi z pewną rezerwą. Mama
zrobiła wcześniej ciasto, ja przygotowałam kawę. Chciałam, by spotkanie wyszło
jak najlepiej. Tego dnia oprócz swojej normalnej dawki leków wypiłam uspokajającą
herbatkę ziołową. Dzięki temu czułam w sercu spokój, szkoda tylko, że nie
mogłam nim zarazić innych.
Usiadłam pomiędzy tatą i panią Glic. Gdyby to ode
mnie zależało, siedziałabym po drugiej stronie stołu z chłopakami. Niestety
wymowne spojrzenie taty dało mi do zrozumienia, że nie powinnam kusić losu.
Błażej musiał podzielać jego zdanie, bo lekko pokręcił głową.
– To może zacznę od początku… – zaproponowała
nauczycielka chemii upiwszy łyk kawy.
Wytłumaczyła rodzicom wszystkie obowiązki Dzieci
Aniołów. Opowiedziała o tym, jak noszący Znak Anioła mogą kształcić się na
Wojowników Światła. W końcu przeszła do przekazania informacji o tym, kim
jest Anielska Księżniczka. Kiedy skończyła cisza zaległa w pokoju. Spojrzałam
na twarze moich rodziców. Mama wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć. Jej twarz
miała nienaturalnie jasny odcień.
– Mamo… – szepnęłam przestraszona.
Tata odwrócił się w jej stronę gwałtownie. Pewnie
usłyszał drżenie w moim głosie. Zdążył ją złapać, zanim opadła z krzesła.
– Wody… – zawołałam wstając.
Jednak Cyryl był szybszy. Zniknął nagle i po dłuższej
chwili stał za nami ze szklanką wody i ręcznikiem w rękach. Zabrałam je od
niego. W tym czasie Błażej otworzył okno, by wpuścić do środka powietrze. Pani
Glic spojrzała na mnie.
– Żałuję, że temu nie zapobiegłam. Skupiłam się na
twoim tętnie i nie usłyszałam jej. Masz zadziwiająco spokojne serce dzisiaj –
uśmiechnęła się lekko.
– To przez środki uspokajające – przyznałam. Mogłam
dać je mamie.
Reakcja mamy była właściwie do przewidzenia. Zawsze
się o mnie martwiła, a teraz dowiedziała się, że byłam poważnie zagrożona i
jeśli miałam przeżyć, musiałam zacząć ćwiczyć i uczyć się na Wojownika
Światła, a także rozwijać swoje niezwykłe zdolności. Jedyną rzeczą, o której
nie zdążyliśmy ich poinformować, było spotkanie z Radą.
Moja kochana rodzicielka ocknęła się minutę później.
Usiadła i oparła się o tatę. Od razu odszukała mnie wzrokiem. Pochyliłam się
nad nią zapewniając, że nic mi nie jest. Uśmiechnęła się blado.
– Czy jest coś jeszcze? – zapytała słabym głosem.
Z trudem przełknęłam ślinę. Nagle zaschło mi w
gardle.
– Tak. Muszę odwiedzić Radę Wojowników Światła. Są
kimś w rodzaju kierowników Dzieci Aniołów. Zażądali spotkania za mną i robią
się niecierpliwi… Nie mogę dłużej zwlekać.
– W takim razie pojedziesz. To twój obowiązek –
odpowiedział tata.
Patrzyłam na niego w lekkim szoku. Nie
przypuszczałam, że usłyszę taką odpowiedź. Mama wydawała się podzielać jego
opinię, choć wciąż uśmiechała się słabo.
– Dziękuję… – wymamrotałam w końcu.
– Ale ja idę z tobą – dodał mój tatuś.
Spojrzałam niepewnie na panią Glic. Kiwała głową.
– Jesteś niepełnoletnia, więc rodzice mogą z tobą
jechać do Warszawy. Nie sądzę jednak, by mogli uczestniczyć w samym spotkaniu.
– Niech tak będzie – powiedział Błażej poważnym
tonem.
Uśmiechnęłam się. Poczułam ogromną radość.
Wdzięczna uściskałam rodziców, a oni odwzajemnili mój uścisk.
– Kocham was – szepnęłam a oni odpowiedzieli mi tym
samym.
A jednak rodzice potrafią zaskoczyć...
Daaaawno nie pisałam tego opowiadania i miałam problem z przypomnieniem jego fabuły. Zobaczymy, czy mi się uda. Buziaki.
Komentarze
Prześlij komentarz