– Wzywałaś córko Eos? – uśmiechnął się
lekko.
– Cześć siostrzyczko – usłyszałam
dobrze znany mi głos Zefira.
Odwróciłam się. Stał za nami w swojej
sportowej koszulce i dżinsach. Koło niego stało dwóch mężczyzn. Jeden był
starcem o ciemnej karnacji. Miał na sobie płaszcz w kolorze dojrzałego
jęczmienia. Włosy przyozdobione miał wieńcem z jęczmieni. Wiało od niego
gorącym powietrzem. Musiał być Notosem, bogiem południowego, ciepłego wiatru.
Drugi mężczyzna był niewiele starszy od Zefira. Miał na sobie koszulkę z
obrazkiem przedstawiającym wieżę Eiffla, a na oczach okulary. Nie był tak przystojny
jak on, ale miał w sobie coś pociągającego. Wyglądał, jakby dopiero co
wylegiwał się na plaży. Z całą pewnością był Eurosem. Koło mnie musiał stać
Boreasz, uosobienie wiatrów północnych.
– W czym możemy pomóc? – zapytał Boreasz.
– Wiem, że nie wolno wam się wtrącać w
sprawy ludzi… – zaczęłam.
– Możecie przegonić wilki? – przerwała
Janete.
– Możemy – przytaknął Notos podchodząc
do nas. Machnął ręką, a silny podmuch wiatru zmiótł wilkołaki na przeciwległy
koniec ulicy. – Jednak Elpidha też może to zrobić.
– Jak? – spytałam niepewnie.
– Pokierujemy cię – zapewnił mnie
Zefir.
– Herosi, zajmijcie na chwilę wilki, a
my poinstruujemy Elpidhę, co ma robić – zdecydował Boreasz.
Phillip kiwnął głową gotowy do ataku.
Dziewczyny ustawiły się obok niego. My w tym czasie odeszliśmy na bok. Bogowie
wiatrów ustawili się dookoła mnie. Rozwinęli swoje różnokolorowe skrzydła.
Boreasz miał skrzydła ciemnopurpurowe, Zefir przezroczyste, Notos żółto-pomarańczowe,
a Euros jasnozielone.
– Nauczymy cię, jak tworzyć prawdziwe
tornado czerpiąc siłę z natury, a nie z siebie – powiedział Notos.
– Min
phováste* – szepnął Bóg Zachodniego Wiatru widząc moje zdenerwowanie uśmiechając się
ciepło. – Empistéphsou mas.**
Kiwnęłam głową i zamknęłam oczy, by móc
się skupić. Usłyszałam szum powietrza, a następnie wiatr buchnął we mnie
z każdej strony. Nie było szans bym upadła. Przez moment miałam wrażenie, że
lada chwila uniosę się w powietrzu.
– Nie walcz z tym – usłyszałam. – Daj
się ponieść. Wykorzystaj tę siłę.
– Jak?
– Wpuścić nas do swojego umysłu, a ci
pokażemy.
Poczułam, że się cała trzęsę. Bałam się
wpuścić kogoś do swojego umysłu. Zefir powtórzył raz jeszcze, żebym im
zaufała. Byli po mojej stronie. Nie było sensu się wahać. Odetchnęłam
i otworzyłam swój umysł. Chwilę później poczułam obecność czterech mężczyzn.
Objawili mi się, jako jaśniejące punkty. Zaczęli przemawiać do mnie wszyscy jednocześnie,
jednym głosem. Zwracali się do mnie po grecku. Wytłumaczyli mi zasady rządzące
trąbami powietrznymi, a potem pokazali jak czerpać siłę z powietrza, z
ciepła słonecznego.
– Czas działać – zawołał Phillip. –
Długo nie wytrzymamy!
Otworzyłam oczy. Moich braci nigdzie
już nie było, ale nie zmartwiło mnie to. Byłam gotowa do walki. Przywołałam
wiatry z każdej strony świata i wzbiłam się w górę, w powietrze. Kiedy byłam
tuż pod chmurami, wykorzystałam ich wilgoć. Zderzyłam ze sobą ciepłe i zimne
powietrze i skierowałam tornado w stronę ziemi. Im bardziej się obniżało, tym
mocniej się kręciło.
Chciałam ostrzec przyjaciół, ale nie
miałam zamiaru, alarmować wilkołaki. Na szczęście Phil wiedział, co planuje i
krzyknął coś do Sarah. Dziewczyna schowała rękę za siebie, po czym wyrzuciła
coś do przodu. Pomiędzy herosami, a bestiami ukazał się dym. Nie wiedziałam, co
to było, ale sprawiło, że wilkołaki się cofnęły. To mi wystarczyło.
Powróciłam na ziemię skupiając siłę
tornada na wilkołaki. Musiałam wciągnąć wszystkie cztery do środka, po czym
skierować na sporą odległość. Miałam również nadzieję, że tak silny wiatr je
osłabi. Phillip położył mi rękę na barku.
– Skorzystaj z mojej siły –
zaproponował.
Uśmiechnęłam się wdzięczna. Wciągnięcie
wilków w trąbę powietrzną nie było łatwe, bo nie chciałam wciągnąć przy okazji
niczego innego, a w pobliżu znajdowało się parę samochodów, w tym nasz,
drzewa i domy. Jany zdawała się rozumieć mój problem, bo zawołała do Śnieżki,
aby mi pomogła ustabilizować lej tornada. Z jej pomocą dokonałam niemożliwego.
Chwyciłam wilkołaki w wietrzną pułapkę i uniosłam je w powietrze, żeby nie
wciągnąć niczego innego.
– Skieruj je w morze. Mój dziadek się
nimi zajmie – szepnął Phil.
Skorzystałam z wiatru zachodniego
potęgując jego moc swoim gorącym wiatrem. Miałam problem z kierowaniem trąbą
powietrzną z ziemi.
– Muszę wzbić się w powietrze –
zawołałam.
– Służę pomocą – usłyszałam dźwięczny,
męski głos.
Nim zdążyłam zareagować, silne ręce
pociągnęły mnie do góry. Ręka Phila mnie puściła. Odwróciłam się, by sprawdzić
kto mnie trzymał. Zobaczyłam przystojną, opaloną twarz.
– Euros? – pisnęłam.
W odpowiedzi zaśmiał się ciepło.
Poczułam dziwny ucisk w żołądku. Odwróciłam szybko wzrok skupiając się na
zadaniu. Musiałam usunąć wilkołaki.
Euros uniósł mnie tak wysoko, że bez
problemu zobaczyłam wschodnie wybrzeże Ameryki. Całą swoją mocą skierowałam
tam tornado. Kiedy zawisło nad wodą, wypuściłam wiatry i rozgoniłam chmury.
Wilki spadły prosto w ocean. Miałam nadzieję, że nie umieją pływać.
– To wystarczy? – spytałam.
– Na jakiś czas na pewno. Trudno je
zabić, ale łatwo przegnać. Morskie potwory zajmą je na jakiś czas, jeśli się
wcześniej nie potopią.
– Postawisz mnie na ziemię?
– Na pewno tego chcesz? – Jego zmysłowy głos szeptał mi wprost do
ucha. – Mogę cię zabrać ze sobą do Francji, gdzie spędzam wakacje – uśmiechnął
się do mnie zniewalająco.
– N-nie dziękuję… – pisnęłam, czułam
się mało bezpieczna w jego objęciach.
Bóg Wiatru Wschodniego westchnął
niezadowolony i zaczął obniżać lot.
– Nawet nie wiesz, jak mi szkoda, że
jesteśmy rodzeństwem… – szepnął kiedy byliśmy tuż nad ziemią. – Będę cię
obserwował. Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. Nie daruję nikomu, kto złamie
ci serce…
Ostatnie zdanie powiedział już, kiedy
stanęliśmy przy naszym aucie. Phillip z całą pewnością je słyszał.
– Nikt tego nie zrobi – zawołał
podchodząc do nas.
– Elpidha jest dla nas bardzo ważna –
powiedział mój brat nie zrażony ostrym tonem chłopaka. – Jest naszą ukochaną
siostrzyczką. Dbaj o nią, albo pożałujesz.
– Oto możesz być spokojny. Dziękujemy
za pomoc. – W głosie Phila było słychać napięcie.
– A nie jest waszą jedyną siostrą? –
spytała nagle Janete podchodząc szybko. Zerknęła nerwowo na swojego
siostrzeńca. Nie chciała kłopotów.
Euros zaśmiał się w odpowiedzi i uniósł
się w powietrze na swoich srebrnych skrzydłach.
– Tha
ta poume!***
– Tha
ta poume – odpowiedziałam.
W następnej chwili zniknął. Spojrzałam
na Phillipa. Docierała do mnie jego złość. Nie rozumiałam, skąd się wzięła.
Przyglądałam mu się przez chwilę. Patrzył przed siebie w miejsce, gdzie
niedawno był Euros. Miał zaciśnięte pięści.
– Co się dzieje? – zapytałam cicho.
Zamrugał i spojrzał na mnie.
– Nic. Musimy ruszać dalej. – Odwrócił
się i wsiadł do samochodu.
Nie rozumiałam, o co mu chodzi.
– Skąd ta jego złość?
Jany poklepała mnie po ramieniu.
– Widział spojrzenie, jakim obdarzył
cię Euros. Nie było to spojrzenie brata na siostrę…
– Coś wam się przewidziało – rzuciłam.
Starałam się wyglądać na zrelaksowaną,
ale zaschło mi w gardle. Przypomniałam sobie słowa boga: „Nawet nie wiesz, jak
mi szkoda, że jesteśmy rodzeństwem.” Zadrżałam.
– Jacksowi się to nie spodobało. Martwi
się o ciebie. – Jany przytuliła mnie lekko.
– Nie czuję tego. Czuję tylko złość. A
jak ty się czujesz? – przyjrzałam się jej uważnie.
– Lepiej. Znacznie lepiej – uśmiechnęła
się wesoło.
W tym momencie Phil krzyknął na nas.
Wsiadłyśmy w pośpiechu do samochodu. Ruszyliśmy chwilę później. Jechaliśmy
główną drogą w stronę parku Roosevelta. Złość Phila nie mijała. Wiedziałam,
że dłużej nie wytrzymam. Strasznie mnie to wszystko przytłaczało. Tym bardziej,
że ogarniało mnie zmęczenie z powodu utraty sporej ilości energii.
– Phillipie Jacksonie proszę, przestań
– poprosiłam. – Twoja złość jest nie do zniesienia. Przerażasz mnie.
Zerknął na mnie zaskoczony i w tym
momencie złość wyparowała. Jakim cudem potrafił pozbyć się tak silnej emocji
tak szybko? Też chciałabym się tego nauczyć.
– Przepraszam. Jestem trochę wytrącony
z równowagi.
– Jak my wszyscy – zawołała Sarah. –
Ktoś sobie z nami pogrywa. Najpierw dziwne zachowanie Jany, a teraz Phil.
– Co przez to rozumiesz? – chłopak
zerknął na nią poprzez lusterko wsteczne.
– A może mi powiesz, że ten gniew jest
całkowicie normalny?
Nie odpowiedział, tylko się zamyślił.
Nikt z nas nic więcej nie powiedział. Nie mieliśmy czasu, bo w tym samym
czasie dotarliśmy na parking w pobliżu parku. Wyszłam na zewnątrz i aż
pisnęłam.
– To tutaj.
* Min phováste (czyt. Min fowaste) - nie bój się [Μην φοβάστε].
** Empistéphsou mas (czyt. empistefsu mas) – zaufaj nam [εμπιστεύσου
μας].
*** Tha ta poume! (czyt. tfa ta pume) - do zobaczenia [Θα τα
πούμε].
No i
udało się!! Zwycięstwo! A teraz czas na spotkanie. Co ich czeka w parku? Jak sobie poradzą, czy uda im się odnaleźć Przybłędę?
W zakładce Bogowie zaktualizowałam dane o bóstwach wiatru.
W zakładce Bogowie zaktualizowałam dane o bóstwach wiatru.
Pozdrawiam!
Gusia
Jest i "zaufaj nam!" mamy to!
OdpowiedzUsuńI są wiatry!