Przejdź do głównej zawartości

"Nadzieja bogów" Rozdział 15 cz.2

– Zobaczcie panowie, jakie szczęście nas spotkało. – Najwyższy z mężczyzn zatarł ręce. – Zamiast żerować na bezdomnych, możemy posilić się herosami – uśmiechnął się, co wyglądało dość przerażająco.
– Bezdomni? Aż tak nisko upadliście? – rzucił Phillip.
Nie byłam pewna, czy kpienie z nich to dobry pomysł. Ale po chwili zdałam sobie sprawę, że wśród emocji, jakie wyczuwałam od Phila znajdował się strach. On zawsze reagował sar­ka­z­mem i ironią, kiedy się bał. Najwyraźniej tak sobie radził z lękiem. W sumie to go rozumia­łam… chyba.
– Wszędzie poznam tę twarz – warknął wilkołak w futrach krzywiąc się. – Percy Jackson jest aktualnie za stary na takie wyprawy, więc musisz być jego synem.
– A ty musisz być Lykaonem, pierwszym wilkołakiem. A to twoje wilki? Zwykle wyglądacie znacznie lepiej. Co się stało? Zmiana diety?
Lykaon zaśmiał się nieprzyjemnym, skrzeczącym śmiechem.
– To wina twojego ojca i jego przyjaciół. Ale spokojnie, zaraz sobie odbijemy.
Dobrze się nam przyjrzał, następnie odwrócił się do swoich towarzyszy i powiedział im coś po łacinie. Niestety, tego języka nie znam. Zwróciłam się w stronę Śnieżki. Wspominała mi kiedyś, że językiem magii jest właśnie łacina. Uśmiechnęła się do mnie krzywo.
– Phila chce załatwić sam, pozostali mają się zająć nami – szepnęła.
– Chętnie go zniszczę… – rzucił chłopak przez zaciśnięte zęby.
Jęknęłam. Wilkołaki zbliżały się do nas powoli, niczym drapieżniki. Nie widziałam naszej wygranej. Nie mieliśmy przy sobie nic ze srebra. A te stwory były znane z tego, że były od­porne na wszelkie inne metale. Jeśli nikt nam nie pomoże… – pomyślałam.
– Jak twój tata ich pokonał poprzednio? – spytałam przyjmując pozycję bojową.
– Nie pokonał. Zrobiły to Łowczynie Artemidy.
Nie takiej odpowiedzi oczekiwałam. Nie podobało mi się, że jedynymi osobami, które mo­gły nam pomóc, są te, których nie chciałam spotkać. Zerknęłam w stronę samo­chodu. Jany sie­działa skulona z zamkniętymi oczami. Miałam nadzieję, że obmyśla plan.
Głośny warkot odwrócił moją uwagę. Nie miałam czasu na zamartwianie się, bo jeden z wil­kołaków natarł na mnie. Zdążyłam zasłonić się tarczą. Potwór był naprawdę ciężki, więc upadłam pod jego ciężarem. Wiedziałam, że leżąc na ziemi nie pożyję za długo. Skorzystałam z moich niezwykłych umiejętności i przywołałam wiatr. Z jego pomocą odrzuciłam wilkołaka i wstałam. W tym momencie kolejny wrogi drapieżnik, najwyższy z nich, skoczył na mnie. Od­rzu­ciłam go silnym podmuchem wiatru. Zerknęłam na przyjaciół. Walczyli zaciekle. Sarah używa­ła magii, a Phillip swoich zdolności szermierczych. Jego przeciwnik również walczył mie­czem, co prezentowało się dość dziwnie. Nigdy nie słyszałam o wilkołaku używającym broni. Wyglądało na to, że Lykaon chciał się Philem trochę pobawić.
– Jestem głodny! – krzyknął wściekle wysoki wilkołak.
Nie mogli się do mnie dostać z powodu silnego wiatru, jakim się otaczałam. Wilkołaki były ciężkie, pewnie cięższe od ludzi, ale nie potrafiły tego wykorzystać w starciu z niewielką trąbą powie­trzną. A może właśnie to im przeszkadzało? Niestety… zawsze byłam kiepska z fizyki.
Postanowiłam skorzystać z przewagi, jaką osiągnęłam. Przyszło mi do głowy, że może nie będzie trzeba wzywać Łowczyń na pomoc. Może wystarczyło ich wysłać na cztery strony świa­ta?
– Sarah! Mam pomysł! – zawołałam przekrzykując wiatr.
Dziewczyna spojrzała na mnie, a następnie na wilkołaki, które próbowały się do mnie do­stać. Jeden z nich postanowił zmienić się w wilka. Może miał nadzieję, że tak mu się uda.
– Sama sobie nie poradzisz! – krzyknęła odskakując od swojego przeciwnika.
Phil zwrócił głowę w moją stronę dosłownie na chwilę. Chciał mi coś powiedzieć, ale Ly­kaon naparł w tym momencie na niego i musiał skupić się ponownie na walce. W całym zamie­szaniu nie docierały do mnie emocje Jacksona, więc nie potrafiłam stwierdzić, co chciał po­wiedzieć.
– Dam radę… – szepnęłam.
Zamknęłam oczy i skupiłam się na cieple, jakie w sobie czułam. Próbowałam sobie przy­pomnieć informacje ze szkoły dotyczące trąb powietrznych. Chodziło o różnicę ciśnień i star­cie ciepłego i zimnego powietrza… Czekałam na jedną ze wskazówek w mojej głowie, które zwykle w takiej sytuacji mi pomagały, ale nic się nie pojawiało. Wyglądało na to, że fizyka nie należała do zasobu mojej podświadomej wiedzy, czy co to było. Westchnęłam. Śnieżka miała rację, nie mogłam poradzić sobie sama nie wiedząc, jak to zrobić. Skupiłam się zatem na swo­ich przeciwnikach.
Oba wilkołaki zmieniły swoją postać i stały przede mną na czterech łapach. Były większe od zwykłych zwierząt. Tylne nogi przypominały łapy niedźwiedzi, przez co mogły bez proble­mu na nich stanąć i utrzymać równowagę. Pyski miały rozwarte, a ich ostre kły prezentowały się w całej okazałości. Z całą pewnością mogły bez problemu przebić moją skórę i odgryźć co nie co…
Jeden z nich, potężniejszy z białym paskiem rozciągającym się od czubka głowy, po­mię­dzy oczami, aż do nosa zrobił krok w moją stronę i warknął. Przełknęłam ślinę. Nie wie­dzia­łam, co robić. Potrzebowałam planu, potrzebowałam Jany. Zerknęłam w stronę samo­chodu co­fając się. Pomocy! – wysłałam myśl w stronę koleżanki. Nie doczekałam się odpo­wiedzi.
– Już jesteś mój! – Lykaon zaśmiał się szyderczo i naparł z całej siły na Phillipa.
Jackson cofał się w moją stronę. Pokierowałam wiatrem tak, by odrzucić wilkołaka. Chwi­lę potem mój przyjaciel stał przy mnie w środku trąby powietrznej.
– Potrzebne nam srebro! – sapnął Phil.
Zerknęłam na niego. Oddychał ciężko. Walka z królem wilkołaków porządnie go wykoń­czyła.
– Lykaon już dawno mógł cię wykończyć – zauważyłam. – Bawi się nami.
– Wiem… – jęknął. – Ściągnij tu Sarah. Potrzebujemy planu.
Dobrze o tym wiedziałam. Utrzymywanie tak silnego wiatru odbierało mi sporą ilość ener­gii. Słabłam z każdą minutą. W tym momencie trójka wilkołaków skoczyła na nas. Jeden z nich prawie się przedarł przez zasłonę z wiatru.
– Daj mi rękę – poprosiłam Phila. – Potrzebuję twojej siły.
Dzięki połączeniu, jakie osiągnęliśmy przez niezwykłe broszki mogłam skorzystać z jego energii. Chwy­cił mnie za rękę bez słowa prostując się z jękiem. Musiał być ranny. Zmrużyłam oczy i zmu­siłam wiatr, aby powiał ze zdwojoną siłą w kierunku naszych przeciwników. Odrzuciło ich pewną odległość. To wystarczyło byśmy podeszli do Sarah i jej przeciwnika. W podobny sposób pozbyliśmy się jego.
– Co teraz? – zapytałam dysząc ciężko.
Wiatr ucichł. Nie miałam siły go dłużej przywoływać.
– Wrócą tu, prawda? – szepnęła Śnieżka.
– Tak, ale wiem, jak sobie z nimi poradzić – zawołała Janete z samochodu. – Elpis, wezwij swoich braci.
– Braci? – nie rozumiałam.
– Wiatry.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i kiwnęłam głową. Zamknęłam oczy i zaczęłam się po cichu modlić do Zefira, Boreasza, Notosa i Eurosa o pomoc. W tym samym czasie Jany poda­wa­ła jakieś instrukcje Phillipowi. Otworzyłam oczy, gdy zakończyłam modlitwę. Wilkołaki zbli­żały się do nas na czterech łapach. Nawet Lykaon zmienił postać, choć on wyglądał raczej, jak połączenie człowieka w dolnej części ciała i wilka w górnej.
– Jedyne srebro, jakie mamy, to te noże od Jany. Ale muszą wystarczyć – powiedział mi Phil.
Spojrzałam zaskoczona na to, co miał w ręku. Byłam ciekawa, co jeszcze Janete trzymała w swo­im plecaku. Nie było jednak czasu na pogaduszki. Nie wiedzieliśmy, czy moi bracia wy­słuchają mojej modlitwy, a jeśli tak, to ile czasu zajmie im przybycie. Musieliśmy więc skupić się na walce.
– Elpidha zjedz to. Potrzebujesz swojej siły. – Jany podała mi batona z ambrozją.
Zjadłam go szybko.
– Mam nadzieję, że wiesz co robisz… – szepnęła Sarah do Janete.
Córka Hekate trzymała w ręku dziwnie świecący nóż. Musiała rzucić na niego jakąś ma­gię. Oddała go Phillipowi, po czym podobny zabieg wykonała z kolejnym. Zdążyła zrobić to ze wszy­stkimi, kiedy Lykaon warknął i rzucił się na nas, a za nim jego sługusy.
Walka rozgorzała ponownie. Tym razem walczyliśmy jeden na jednego. Noże dzięki magii Sarah sprawiały wilkołakom większe cierpienie niż powinny. Zyskaliśmy trochę prze­wagi. Ja jednak czułam, że długo tak nie pociągniemy. Takim nożem nie mogliśmy zadać śmiertelnych ran. Futra wilków były grube i nie sposób było przebić się przez nie do serca.
Nagle poczułam silny podmuch wiatru pochodzący z północy. Był to bardzo zimny wiatr.
– To nie ja!  – krzyknęłam.
W tej chwili tuż przy mnie pojawił się starszy mężczyzna w pięknym białym płaszczu o śnie­ż­nobiałych włosach i brodzie. 


Wilkołaki są potężne... Ale czy uda się je w końcu pokonać? Moce naszej bohaterki robią się coraz bardziej potężne. Czy Elpidha sobie poradzi? A co z Janete? Czy wróciła już do siebie?
Zobaczymy :)

Gg

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bohaterowie

Witam ;) Postaram się na bieżąco aktualizować podstronę z bohaterami opowiadania. Zamieszczam tam głównie herosów. Ale Jeśli chcecie opis rodziców, czy bogów, dajcie znać ;) pozdrawiam Ag

"Nadzieja bogów" Rozdział 17 cz.3

– Bradley! – zawołała radośnie Sarah. Zwierzęta wylądowały gładko na pasie zieleni za parkingiem. Pobiegliśmy w tamtą stro­nę. Po drodze rozglądałam się dookoła. Byłam ciekawa, czy ludzie dostrzegli pegazy, a jeśli nie, to, co widzieli? Wiedziałam, że Mgła różnie działała. Wszystko było zależne od tego, czy czło­wiek, który widział magiczne istoty i dziwne zdarzenia, był w stanie w nie uwierzyć czy nie. Wszystko sprowadzało się do jego pojęcia normalności. Bałam się, że ktoś z obecnych na stacji paliwowej pomyśli, że gdzieś w pobliżu kręcą film z końmi i przybiegnie. Na szczęście nikt nie wydawał się tym zainteresowany. – Siema. Czy nie było was pięcioro? – zainteresował się Brad, kiedy zszedł z czarnego pe­gaza. Patrzył po nas skonsternowany. – Było – odpowiedziała mu Jany. – Ale harpie porwały nam Przybłędę i musi ją odnaleźć. – Co? Kiedy? – Tuż po naszej rozmowie – pośpieszyłam z wyjaśnieniem. – I nie mamy wiele czasu. Chłopak spojrzał na mnie z żarem w oczach, a ja poc

"Nadzieja bogów" Rozdział 1 cz.2

Pierwsza całe to zdarzenie zauważyła Sylvia, najstarsza siostra Lyry. Zawołała nas wszy­stkich podniecona. – Zobaczcie! Tam się toczy jakaś walka! Wyszłam z basenu zastanawiając się, co to ma być za walka. W końcu za domem znaj­dowały się tylko wody i trzciny. Przecisnęłam się obok przyja­ciółki i stanęłam na skraju dział­ki. To, co zobaczyłam wywołało ciarki na moich plecach. Dwoje młodych osób (na oko w moim wieku) stało w wodzie. Byli na tyle daleko od brzegi, że powinni zatonąć, oni jednak utrzy­mywali się na powierzchni wody. Mieli na sobie zwykłe młodzieżowe, letnie ubrania. Z tej odległości nie potrafiłam określić jakiej są płci. – Czy oni mają miecze? – usłyszałam niedowierzanie w głosie ojca Lyry.  Zamrugałam i spojrzałam ponownie. Pan Novak miał rację! Tych dwoje skakało w miej­scu i wymachiwało mieczami. Zupełnie jakby walczyli! Tylko z kim lub czym? Z początku mia­łam trudności z dojrzeniem drugiej strony poje­dynku. Zmrużyłam oczy i skupiłam się na brą­zo­wej, d