Wyraźnie nie byłam odpowiednio mocno
skupiona. Moja mentalna bariera się posypała. Ciemność wchłonęła mnie nim
zdążyłam zareagować. Nie miałam sił walczyć. Pozwoliłam niewidzialnym dłoniom,
by mnie pociągnęły za sobą.
Po dłuższej chwili usłyszałam
przytłumione głosy. Ponury mrok ogarniał mnie wokół. Wytężyłam słuch. Skoro
nie mogłam zobaczyć osób, które rozmawiały, chciałam usłyszeć każde ich słowo.
Wkrótce potem słyszałam te głosy wyraźniej. Byłam w stanie określić, że należały
do dwóch kobiet.
– Chcę go mieć! Potrzebuję go! –
zawołała pierwsza z nich. Jej głos przesycony był złością.
– Ależ córciu, po co ci on? – drugi
głos był zdecydowanie bardziej łagodny, nasycony miłością.
– Jak myślisz? Mam dość życia w
ciemności! Potrzebuję światła!
– Och… Agápi mou… Pomyśl, co możesz narobić zabierając go do Podziemia.
– Nie obchodzi mnie to! Jest już tak
blisko!
Usłyszałam westchnienie.
– Nie odmienisz swojego losu... – druga
kobieta szepnęła zrezygnowana.
– Jeszcze się okaże.
Głosy oddaliły się i już nie byłam w
stanie ich słyszeć. Ponownie otoczyła mnie ciemność, cisza i pustka. Nie wiem
ile czasu upłynęło. Rozglądałam się dookoła. Nagle poczułam, podmuch wiatru.
– Elpídha,
xýpna!* –
usłyszałam głos Sarah.
Ale ja CZUŁAM się jak najbardziej obudzona.
Mogłam w tej ciemności chodzić, skakać, biegać. Bardzo chciałam się obudzić,
ale znowu nie wiedziałam jak to zrobić. Zamknęłam oczy. Potrzebowałam pomocy. Skupiłam
się poszukując mentalnej więzi z matką, Sarah, Janete, Amber czy Phillipem.
Nagle poczułam ciepło promieniujące z mojej piersi. Otworzyłam oczy i spojrzałam
w dół. Broszka Amber promieniowała błękitnym blaskiem. Ciepło rozchodziło się z
niej promieniowało na całe moje ciało. Uśmiechnęłam się i położyłam na
niej swoją rękę.
– Phil wyciągnij mnie stąd… –
powiedziałam delikatnie.
Starałam się przywołać obraz jego przystojnej
twarzy o turkusowych oczach i zabójczym uśmiechu. Udało mi się po dłużej
chwili, ale kosztowało mnie to sporo wysiłku. Zdecydowanie byłam dzieckiem
światła. Ciemność wysysała ze mnie wszystkie siły. Obawiałam się zostawać
w niej dłużej.
– Phíle,
parakaló!** – powiedziałam głośniej panikując.
– Έla se mas, Moró mou.***
Zadrżałam słysząc ostatnie słowa… „Moró mou” jest tak szerokim określeniem.
I wszystkie tłumaczenia są niezwykle ciepłe. Bardzo byłam ciekawa, czy Jackson
wypowiedział je na głos, czy tylko w mojej głowie. Skupiłam się na jego głosie,
który wciąż mnie wołał i pobiegłam w jego stronę. Chciałam go zobaczyć,
chciałam się w niego wtulić.
Otworzyłam oczy i usiadłam dysząc.
Ledwo oddychałam, jakbym naprawdę biegła. Rozejrzałam się. Znajdowałam się na
jakimś posłaniu zrobionym z liści. Phillip siedział koło mnie. Ściskał w
ręku swoją broszkę. On też ciężko dyszał. Śnieżka stała tuż za nim. Przyglądała
mi się z niepokojem na twarzy. Nigdzie nie widziałam Janete. Daleko w tyle
stały nimfy.
– Co się tutaj stało? – spytałam
zachrypłym głosem.
– Zemdlałaś – rzuciła córka Hekate.
– To pamiętam… Ale długo to trwało? I
jak ja… się znalazłam na tym posłaniu i…
– Spokojnie Elpis. Oddychaj – Phil
pochylił się w moją stronę.
Oddychałam cały czas. I nie były to
spokojne oddechy. Nie umiałam się uspokoić.
– Co się ze mną dzieje? – spytałam
czując, że ogarnia mnie panika.
Odkąd przyjechaliśmy do parku nie byłam
do końca sobą. Nie rozumiałam, co się ze mną działo. Brakowało mi sił, łatwo
się denerwowałam. Czy użycie swojej energii do kontroli wiatrów tak bardzo
mnie wymęczyło? Czy ta magiczna ciemność była temu winna? Czułam, ze lada
chwila, znów się w niej zatopię, jeśli się nie uspokoję.
– Sarah, możesz poszukać Jany i
Przybłędy? Zajmę się Elpis. – Phil powiedział spokojnie, ale stanowczo, nie spuszczając
oczu ze mnie.
– Kalá.
Śnieżka spojrzała na mnie po raz
ostatni i odeszła. Nimfy również nas zostawiły.
– Gdzie one są? Czemu ich tu nie ma? –
zapytałam ciężko dysząc.
– Nie myśl o tym teraz. Spójrz mi w
oczy. Skup się na mnie. – Dotknął mojej ręki.
Spojrzałam wprost w jego oczy. Były
takie piękne, takie głębokie. Im dłużej się w nie wpatrywałam, tym bardziej w
nich tonęłam. Zupełnie jakbym wpatrywała się w turkusowe morze. Jego pozytywne
emocje przepływały do mnie dzięki magii broszki. Czułam jego spokój, radość,
czułość… Te wszystkie uczucia kierował teraz do mnie. Powoli zaczęłam się
uspakajać. Wkrótce oddychałam miarowo.
Kiedy tylko odzyskałam równowagę
wewnętrzną, zdałam sobie sprawę z tego, jak blisko siebie byliśmy. Poczułam
się dziwnie skrępowana. Chciałam się odsunąć, ale Phillip przysunął swoją
twarz do mojej tak, że oddychaliśmy tym samym powietrzem. Serce znowu zaczęło
mi szybko bić. Zrobiło mi się gorąco. Ogarnął mnie dziwny strach i podniecenie…
To nie wróżyło nic dobrego.
– Jeśli chcesz, żebym się uspokoiła… to
źle się do tego zabierasz – powiedziałam nerwowo.
Mój przyjaciel zamrugał szybko dwa razy
i odsunął się. Ścisnął mocniej moją rękę, po czym ją puścił. Widać było, że
był równie skrępowany jak ja. Patrzył w dół na swoje ręce i milczał. Zaśmiałam
się nerwowo. To wszystko było takie śmieszne. Nie rozumiałam, jak jeden chłopak
mógł mnie uspokoić i przerazić jednocześnie, albo prawie jednocześnie.
Pokręciłam głową. Nie było czasu na
głupie rozmyślania. Zdążyłam się już uspokoić. Zerknęłam na Phila. Miałam
ochotę go przytulić, ale się powstrzymałam. Zamiast tego wzięłam go za ręce.
Spojrzał na mnie z pytaniem w oczach.
– Dziękuję, że mnie wyciągnąłeś z tego
mroku. – uśmiechnęłam się lekko.
– Nie ma za co, Moró mou – szepnął.
Przez chwilę zabrakło mi tchu, a potem zrobiło
mi się przyjemnie ciepło. Uśmiechnęłam się nieśmiało. Phillip zbliżył się do
mnie i zajrzał mi w oczy.
– Czy mi się wydaje, czy byłaś o mnie
dzisiaj zazdrosna? – spytał zaczepnie.
– Mogę zapytać o to samo, wiesz? – odpowiedziałam
tym samym tonem.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie
lekko skołowani. W końcu wybuchliśmy śmiechem. Trochę czasu nam zajęło, zanim
się uspokoiliśmy. A kiedy to nastąpiło nasze koleżanki już stały koło nas. A
za nimi Alitis.
– Co wam jest? – zapytała zdezorientowana
Jany.
– Aj… – nie wiedziałam, co mam
odpowiedzieć, więc wzruszyłam ramionami.
– Właśnie coś sobie wyjaśniliśmy –
odpowiedział Phillip.
Jego odpowiedź mnie mocno zaskoczyła,
ale nie dałam tego po sobie poznać. W sumie, to miał rację. Nie musieliśmy
sobie nic więcej tłumaczyć, czuliśmy swoje emocje. Zarówno mi, jak i jemu
zrobiło się lżej na sercu, kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że obojgu nam na sobie
zależało. Zależało nam do tego stopnia, że byliśmy o siebie zazdrośni. Te
uczucie nie było w nas wczepione przez kogoś obcego. Było całkowicie nasze. W
ostateczności mogło być spotęgowane i wykorzystane przez kogoś, kto chciał
nam zamącić w naszym zadaniu.
Dziewczyny przyjrzały się nam uważnie.
Pewnie zastanawiały się, o co chodziło. Byłam szczęśliwa, że nie czerwieniłam
się na twarzy z zażenowania. W takich sytuacjach oszczędzało mi to wstydu.
– To dobrze, bo mamy misję do zakończenia
– przypomniała nam Jany. – Alitis zgodziła się nam pomóc. Zaprowadzi nas do
Ogrodu Jasności.
Spojrzałam na białowłosą dziewczynę.
Uśmiechała się do mnie niepewnie. Miała piękne złote oczy.
– Nie wiem czy trafię. Dawno tam nie
byłam. I nie wiem czy wejście wciąż jest tam, gdzie je znalazłam.
– Trafisz – zapewniłam ją z
przekonaniem. – Czas ruszać. – Wstałam.
Nie chciałam mówić jej kim jest, bo
bałam się, że się wystraszy. Ale wiedziałam, że z całą pewnością tam trafi. Przyszło
mi do głowy, że znalezienie Przybłędy nie było potrzebne tylko dla nas, dla
powodzenia misji. Było potrzebne dla mojej babci. I czułam, że to ona osobiście
chciała powiedzieć Alitis, kim była.
Sarah przysunęła się do mnie z pytaniem
w oczach.
– Twoja bariera się odbudowała. Jak to
zrobiłaś?
– Nie wiem – przyznałam.
– A dlaczego zemdlałaś?
– Też nie wiem…
Pokręciła głową z niedowierzaniem, ale
nie powiedziała nic więcej. Odwróciła się do nimf. Zapewne zamierzała im
podziękować za pomoc. Byłam pewna, że wyczuła moje kłamstewko, ale nie mogłam
jej teraz powiedzieć prawdy. Nie mogłam ryzykować. Spojrzałam w stronę
Przybłędy. Dziewczyna żegnała się właśnie z Belanidą. Nie miała tęgiej miny.
Podeszłam do Janete z wymuszonym uśmiechem
na ustach. Phillip stał koło niej i szczerzył się wesoło. Wyraźnie był w
dobrym humorze.
– Alitis zdradziła mi, że ogród
znajduje się na południu Stanów. – szepnęła Jany.
– Super. Nie mów mi, że wracamy na
Florydę – jęknęłam. – Jak tak dalej pójdzie, to czasu nam zabraknie, bo podróż
z jednego końca kraju do drugiego zajmuje sporo czasu…
– Na szczęście nie chodziło jej o
Florydę. Podobno ogród jest czarodziejsko ukryty i nikt nie zna jego prawdziwej
lokalizacji. Ostatnim razem Alitis była w nim, gdy miała dwanaście lat. Trafiła
tam przez przypadek, kiedy błąkała się po parku w Jackson w Missisipi.
– Poważnie, w Jackson? Ech… – westchnął
Phil.
Zaśmiałam się z niego.
– Nikt z nas nie ma zamiaru się z
ciebie naśmiewać – zapewniłam go.
– Dzięki, łaskawe jesteście – rzucił z
kpiącym uśmieszkiem.
– Jany, co się stało, jak zemdlałam?
Jak przekonałaś Alitis?
– Powiedziałam jej prawdę. Trochę czasu
mi to zajęło. Z początku była nieufna. Zwłaszcza, że ty nie chciałaś się obudzić
i oddychałaś tak, jakbyś miała koszmary. Musiałam odejść z nią na bok.
Powiedziałam, jej o naszej przepowiedni. Zaznaczyłam, że to ona musi być tą
Przybłędą, której szukamy, skoro wie jak dojść do Ogrodu Jasności. Przyznałam,
że bardzo potrzebujemy jej pomocy i bez niej się nam nie uda. Na szczęście ona
zna świat mitów. Wie o wszystkim, więc nie musiałam jej tłumaczyć również
tego.
– Ta dziewczyna jest herosem tak, jak
my. A skoro wszystko wie, to nie jest tu bezpieczna – zauważyłam.
– Jakimś cudem driady skutecznie ją
chronią.
– Tak, ale kiedy z nami ruszy, nie będzie
chroniona. Może się zrobić ciężko. – skrzywiłam się.
– A kiedy niby jest lekko, co? –
zapytał Phil zrezygnowanym tonem. – Poza tym nie musi należeć do herosów,
którzy są ścigani przez potwory.
– Nie bądź taki pewny – mruknęła Janete.
– wyczułam z niej sporą moc. Sarah też.
– Musimy ruszać. Czas goni –
zdecydowałam ucinając dyskusję, która prowadziła nas do niczego.
Przyjaciele pokiwali głowami.
Zawołaliśmy Alitis oraz Sarah i skierowaliśmy się do naszego samochodu.
Prowadziła córka Ateny, która doskonale zapamiętała drogę. Obejrzałam się za
siebie. Żadna z nimf nam nie towarzyszyła. Wolały pozostać w pobliżu swojego
zakątka.
– Co ci się „śniło”? – zapytał Jacks
cicho. Przy ostatnim słowie wykonał w powietrzu znak cudzysłowu palcami.
– Rozmowa dwóch kobiet. Słyszałam tylko
głosy. Nie wiem, kto rozmawiał i nic z tego nie rozumiem.
– A co mówiły?
– Phil… – westchnęłam. – Będzie na to
czas w samochodzie. Przed nami długa droga.
Kiwnął głową, że się ze mną zgadza. Czułam
jego ciekawość i podniecenie. Nie byłam pewna czym się teraz podniecał. Czy
chodziło mu o podróż, misję, nowe tajemnice do odkrycia czy… Moje wątpliwości
rozwiały się, gdy chwycił mnie za rękę. Zerknęłam na niego. Uśmiechał się
naprawdę szczęśliwy. Moje serce zabiło szybciej. Czyżbyśmy właśnie wskoczyli na
kolejny poziom relacji?
*Elpídha, xýpna! (czyt. Elpida, ksypna!) -
Nadziejo, obudź się! [Ελπίδα, ξύπνα].
**Phíle, parakaló! (czyt. File, parakalo!) -
Przyjacielu proszę! [Φίλε, παρακαλούμε].
***Έla se mas, Moró
mou. (czyt. Ela se mas, Moro mu) - Chodź/Przyjdź do nas,
Kochanie/Dziecino moja/Bejbe/moja Mała; [Έλα σε μας, Mωρό μου].
Elpis i w co ty się pakujesz? Nawet ja
tego nie wiem...
Nasi herosi znaleźli Przybłędę, która
zgodziła się zabrać ich do Ogrodu Jasności. Co ich tam czeka? Z czym im
przyjdzie walczyć, zanim tam dotrą? Czyją rozmowę podsłuchała Elpidha i co z
tego wyniknie?
Nikt tego nie wie... A może wy się
domyślacie?
Buziaki i lecę spać.
GusiaG
Ale słodko! Zazdroszczę
OdpowiedzUsuń;) jeszcze będzie się działo
Usuń