Przejdź do głównej zawartości

"Nadzieja bogów" Rozdział 17 cz.1


– Nie jestem pewna, czy podróż samochodem to najlepsze rozwiązanie… – jęknęła Sarah.
Staliśmy właśnie w długaśnym korku. Wyglądało na to, że nie mieliśmy szans, aby wyje­chać z miasta przed nocą.
– A masz inne? – zapytałam.
– Rydwan twojej matki?
Zaśmiałam się cicho. Nie zdążyłam jednak odpowiedzieć, bo Alitis mnie uprzedziła.
– Kim jest twoja matka?
Zerknęłam na nią. Kusiło mnie, by powiedzieć „twoją siostrą przyrodnią”. Zmusiłam się jednak do innej odpowiedzi.
– Moja mama to bogini jutrzenki. Codziennie rano budzi przyrodę do życia na swoim rydwanie. Ale potem oddaje go bogini dnia. Zatem teraz to Hemera ma go w swoim władaniu.
– Czemu tak? – zainteresowała się Janete.
– Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Nie pytałam.
– A może byśmy skorzystali z jej koni? – zaproponowała Sarah.
– Pięciu na dwóch koniach? – pokręciłam głową. – Za duży ciężar.
– Spokojnie. Poprosimy o pomoc mojego ojca. W stajniach obozu jest trochę pegazów. – wtrącił Phillip. Emanowała od niego silna aura irytacji. – Już wcześniej o tym myślałem. Tylko powstaje problem samochodu. Tata mnie zabije, jak go tak po prostu tu zostawię i coś się z nim stanie.
– To poprośmy Brada o pomoc. Niech przyleci na pegazie, a wróci do Obozu Herosów samochodem.
Phil wyraźnie spiął się, gdy wspomniałam imię naszego przyjaciela. Milczał przez chwilę, ale w końcu przyznał, że to dobry pomysł. Czułam, że nie jest w pełni szczery, ale wolałam zostawić ten temat.
– Zjedźmy gdzieś na stację i poszukajmy jakiegoś spryskiwacza. Trzeba skorzystać z Iry­fonu – zdecydowałam.
Wszyscy się ze mną zgodzili. Spojrzałam na naszą nową towarzyszkę. Wyglądała na bar­dzo zdezorientowaną i zaniepokojoną. Przypomniałam sobie, jak ja się czułam, kiedy je­chałam autem z nieznaną mi grupką młodzieży.
– Chcesz o coś zapytać? – zagadałam.
Kiwnęła głową, ale się nie odezwała. Zerknęłam na Phila, który uśmiechał się sarkasty­cznie. Chyba myślał o tym samym co ja.
– Mogę jej coś powiedzieć? – szepnęłam.
– Tylko ogólniki – powiedział patrząc mi w oczy z poważną miną.
Mruknęłam w odpowiedzi, że to niewiele i odwróciłam się do dziewczyny.
– Wiesz co to Obóz Herosów? – przytaknęła szybko. – I wiesz o magicznych stworzeniach i mitach, a także o naszej misji, prawda? – znów przytaknęła. – Brad to nasz przyjaciel, który nie był szczęś­liwy, że nie może z nami jechać na misję. Został w obozie. Żeby się z nim skontaktować, potrze­bujemy tęczy. To jedyny bezpieczny sposób. Tylko tego sposobu nie namierzą potwory. A potem, jak dobrze pójdzie, odbędziemy resztę podróży na grzbie­tach koni i pegazów.
– Okej. Rozumiem. Zgodziłam się jechać z wami i pokazać wam drogę, więc się nie wyco­fam… Choć trochę się boję. Nigdy nie latałam. Zawsze trzymałam się ziemi i z reguły nie opu­szczałam parku…
– Będzie dobrze – szepnęła Jany i objęła Alitis. Też bym to zrobiła, ale miałam do niej za daleko z przedniego siedzenia.
Phil zjechał na stację paliw. Wyskoczyłam z samochodu jako pierwsza. Znałam ten rodzaj stacji i wiedziałam, że gdzieś jest szlauch z wodą do podmywania kół. Pobiegłam na tyły, gdzie znajdował się niewielki kran. Chwilę później Jackson stanął za mną.
– Masz monetę? – spytał.
Wygrzebałam dwie z plecaka, z bocznej kieszonki.
– Ty mówisz, czy ja?
Mina Phillipa i emocje, jakie od niego buchały wystarczyły mi za odpowiedź. Nie po­dobało mu się, że chciałam prosić Bradleya o pomoc. Uważał go za swojego rywala. Czułam to bardzo wyraźnie. Westchnęłam.
– Philos, proszę… Bradley jest najlepszym wyjściem. Amber nie lubi prowadzić, a Rick nie ma prawka.
– Wiem – zgrzytnął zębami.– Pozwól mi to załatwić samemu.
– Chyba żartujesz! – zawołałam. – To moja misja, a Brad to mój przyjaciel! Nie zabronisz mi z nim pogadać! Nie zachowuj się tak, jakbym była twoją dziewczyną!
Gniew, jaki poczułam był bardzo silny. Nie umiałam stwierdzić, czy pochodził od nas obu czy tylko ode mnie. Cofnęłam się i wpadłam na ścianę. Dyszałam wystraszona ilością emocji, jakie się we mnie kłębiły. Phillip odwrócił wzrok i wziął głęboki oddech. Zamknęłam oczy. Przez chwilę staliśmy w milczeniu uspokajając się.
– Przepraszam… – usłyszałam w końcu.
Podniosłam wzrok na przyjaciela. Miał zaciśnięte pięści, ale twarz miał obojętną.
– W porządku… – szepnęłam.
– Nie, nie jest w porządku – pokręcił głową. – Wiem, że nie mam prawa tak się zacho­wy­wać, ale nic na to nie poradzę i ty dobrze o tym wiesz. Wiem, że uważasz Brada za swojego przyjaciela, ale on…
– Wiem! – przerwałam mu. – Ale nie ma na to czasu. Zdaje się, że zdążyliśmy sobie coś wcześniej wytłumaczyć. Czy musimy teraz to ponownie roztrząsać? Misja jest najważniejsza, pamiętasz?
– Misja i zaufanie – przytaknął. Wziął ponownie głęboki oddech i podszedł do kranu. – Ty dzwonisz.
Efcharistó – podziękowałam.
Nie musiałam długo czekać, aby Bradley pojawił się w niewielkim okienku w tęczy, którą udało nam się stworzyć. Musiał znajdować się w stajniach, bo za nim widziałam dwa białe ko­nie. Chłopak trzymał w ręku szczotkę. Kiedy zobaczył mnie uśmiechnął się radośnie.
– Witaj Nadziejo! – zawołał. – Co tam słychać?
– Cześć Bradley. Wiele się dzieje… Mam prośbę do ciebie.
– Oczywiście, cokolwiek sobie życzysz. – Uśmiechnął się czarująco.
Phillip, który sterował wodą, aby wytwarzała tęczę, cały zesztywniał. Nie widział Brada, ale sły­szał go dokładnie. Uśmiechnęłam się lekko i streściłam nasze ostatnie wydarzenia. Po­minęłam tylko nasze walki z potworami oraz swój ostatni sen.
– A zatem potrzebujecie szybszego środka lokomocji i zdecydowaliście się na konie Eos i pegazy? – upewnił się syn Hekate.
– Tak – kiwnęłam głową.
– To ile ich wysłać? Pięć?
Spojrzałam na Phillipa z pytaniem w oczach.
– Tak, to będzie najlepszy pomysł – odezwał się na tyle głośno, by Bradley go usłyszał.
Chłopak zamrugał zaskoczony.
– Cześć Phil! – zaśmiał się. – Czemu się wcześniej nie odzywałeś?
– Nie było takiej potrzeby. – Jacks wzruszył ramionami.
– Nie czułeś potrzeby, by przywitać się z przyjacielem? – Mina Brada zrzedła. Nie czułam jego emocji, ale mogłam się domyślić, że go to zabolało.
– Wybacz, ale ktoś musi podtrzymywać mgiełkę wodną. I nie mamy wiele czasu. – Ton gło­su Phillipa wciąż był chłodny.
– Brad, pomożesz nam? – spytałam cicho.
– Oczywiście, że tak. Już mówiłem, że dla ciebie zrobię wszystko.
Poczułam dziwne ukłucie w sercu na te słowa. Kiedy mówił to pierwszy raz, myślałam, że żartuje, ale teraz wydawał się być bardzo poważny. Nie wiedziałam, jak mam zareagować.
– Lampos, Faeton i trzy pegazy – podsumował Jackson patrząc mi prosto w oczy. Nie było to przyjemne spojrzenie.
– Zaraz je wyślę – mruknął Bradley.
– Dzięki, ale musisz przylecieć na jednym z nich, bo ktoś musi zabrać samochód – po­wie­działam szybko.
Chłopak zrobił duże oczy i przez chwilę się nie odzywał. Zaniepokoiłam się, że się nie zgodzi.
– Muszę zapytać ojca Phillipa. Postaram się wysłać wam pomoc jak najszybciej. Jeżeli wszystko się uda, niedługo się zobaczymy. Gdzie mamy się spotkać?
– Yyy… – pomyślałam przez chwilę. – Pozwól Lamposowi się poprowadzić, trafi do mnie bez problemu. – Uśmiech­nęłam się – dziękuję jeszcze raz.
– Nie ma za co. To zmykam.
Połączenie zostało zerwane, zanim zdążyłam powiedzieć coś jeszcze. Zwróciłam się w stronę Jacksona. Zakręcał kran stojąc tyłem do mnie. Wiedziałam, że to on zakończył naszą rozmowę, bo ani ja, ani syn Hekate nie zrobiliśmy żadnego ruchu w tym celu.
– Phil, w porządku?
– Tak… – odwrócił się do mnie. Uśmiechał się lekko.
Czekałam, czy powie coś więcej, ale on milczał uparcie. Czułam napięcie w powietrzu.
– Teraz co? Jedziemy przed siebie, czy czekamy? – zapytałam przerywając ciszę.
– Jedziemy. Nie wiemy, ile czasu mu to zajmie.
Ruszyłam w stronę samochodu, ale Phillip złapał mnie za rękę.
– Elpis… przepraszam, jeśli cię zraniłem. Ja… ja po prostu nie potrafię nad tym zapano­wać, to silniejsze ode mnie… To uczucie… To…
– Wiem przecież, bo odczuwam to co ty – weszłam mu w słowo.
– Więc wiesz, że sobie tego nie wymyśliłem?
Nic nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że nie byłam dla niego obojętna, choć starał się nad tym panować. A najdziwniejsze było to, że i ja zaczynałam czuć podobnie. W nagłym odruchu przytuliłam się do niego. Objął mnie delikatnie. Serce ko­ła­tało mi jak oszalałe, ale nie ze stra­chu. Raczej ze szczęścia, podniecenia… W ramionach Phillipa było tak przytulnie, tak bezpie­cznie…
– Ty masz misję, ale ja też. Mam cię chronić, pamiętasz? Przed każdym zagrożeniem.
– Tak – mruknęłam.
– To dobrze, bo nie opuszczę cię nigdy, nawet jak będziesz tego chciała.
Zaschło mi w gardle. Te słowa były niezwykle ważne, a ja nie potrafiłam się zdobyć na odpowiedź. Ostatecznie wtu­liłam się mocniej w jego klatkę. Nie chciałam, żeby mnie zosta­wiał. Wiedziałam, że przez te ostatnie dni stał się dla mnie kimś więcej niż tylko przy­jacielem, ale wciąż nie miałam odwagi przyznać tego na głos. Najwyraźniej Phil zdawał sobie z tego sprawę, bo ścisnął mnie mocniej. Pog­ładził mnie po plecach i puścił.
– Czas wyruszać dalej – przypomniał.
– Nie tak szybko, herosku – usłyszeliśmy skrzeczący głos.
Odwróciliśmy się w jego stronę. Przed nami stała jedna, samotna harpia w pełnej krasie. Jej skrzydła wyglądały przerażająco i były większe od skrzydeł tamtych czterech, które wi­dzieliśmy. Phil zrobił krok zasłaniając mnie swoim ciałem.
– Czego od nas chcesz? – zapytał hardo.
– Spokojnie, nie przyszłam tu z wami walczyć. Przyszłam porozmawiać.
– O czym?
– Moja pani chce czegoś, czego i wy szukacie. Chce wam złożyć propozycję. – wysz­cze­rzyła się.
– Nie będziemy się z nikim układać. – warknął Phillip.
– Nie macie wyjścia. Inaczej wasza przewodniczka zginie.
Po tych słowach pojawiła się inna harpia, która trzymała w swoich szponach przerażoną Alitis.
– Gdzie Sarah i Jany? – zapytałam wystraszona.
– Ogłuszone. Leżą w samochodzie – odpowiedziała druga wiedźma.
– A zatem, o co chodzi? – spytałam przez zaciśnięte zęby. Czułam jak adrenalina prze­pływa mi przez całe moje ciało. Mój organizm już szykował się do walki.


Elpis woli zmienić środek lokomocji. Czy im się to uda? 
I znowu te harpie. Czego one mogą chcieć? Dla kogo pracują?
Całuski i dobranoc.
Ag


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Inspirowane grecką mitologią - "Nadzieja bogów" Prolog

Pierwsza historia, która usilnie chce wyciec z mojej głowy jest inspirowana grecką mitologią, a dokładnie serią książek "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy". Tak wiem, to książka dla dzieci, mimo to urzekła mnie bardzo! A może właśnie dlatego? Cóż… żeby nie przedłużać – zaczynamy! Prolog /Potężny Głos Ubrana byłam w zwiewną sukienkę w kolorze nieba o brzasku słońca – błękitu prze­cho­dzącego w róż. Znajdowałam się w niezwykle pięknym miejscu. Wokół mnie migotało ty­siące różnych świateł, rozświetlających czerń mroku. Byłam urzeczona ich ilością. Zrobiłam krok do przodu i zorientowałam się, że unoszę się w powietrzu... Pode mną, daleko w dole, widziałam biało-niebieskie plamy. Coś mi te plamy przypominały… Rozejrzałam się. Tuż za mną z daleka zauważyłam niezwykłą jasność. Z początku była delikatna, z czasem jednak nabierała inten­sy­wności, w końcu musiałam odwrócić wzrok.  – Nie powinnaś tam patrzeć – usłyszałam. Spojrzałam zaskoczona ...

"Nadzieja bogów" Rozdział 23 cz.2

– Vic oddawaj Rydwan, to już nie jest śmieszne – Ian zgrzytnął zębami i zacisnął pięści. – Nie ma mowy. Dlaczego miałbym Wam oddać mój skarb? – zaśmiał się dzieciak. – skarb? Po co ci on? – zapytałam. – Apollo ma za dużo obowiązków, nie sądzicie? Spojrzałam na syna Zeusa z powątpiewaniem. Nie wierzyłam w jego słowa. Chłopak był zbyt zadufany w sobie, by pomyśleć o innych. Ian najwyraźniej myślał tak samo, bo przewrócił oczami. – A o co dokładnie chodzi Hawk? – warknęłam podchodząc bliżej. Czułam narastającą wściekłość. – No cóż… – wzruszył ramionami – Wiedziałem, że nie łatwo będzie was przekonać, więc przejdę do sedna. – Przestał się uśmiechać i spojrzał z powagą. – W końcu mój ojciec zwróci na mnie uwagę. Warknęłam nie mogąc powstrzymać frustracji i spojrzałam w górę. Zeusie, dlaczego muszę rozwiązywać twoje rodzinne problemy z ciebie? Może go przywołać do porządku? – krzyknęłam w myślach. Coś mi jednak mówiło, że nic z tego nie będzie. Bóg Piorunów ustalił dawno te...

"Nadzieja bogów" Rozdział 16 cz.2

Kiedy doszliśmy do celu, poczułam przyjemny powiew wiatru. Wiedziałam, że jestem tam, gdzie być powinnam. Ale jak miałam znaleźć dziewczynę? Zaczęliśmy się uważnie rozglądać, badać drzewa. Sarah szeptała zaklęcia, Janete dokła­dnie przyglądała się pniom, a Phillip badał podłoże. Przez chwilę obserwowałam ich z uśmie­chem. Byłam szczęśliwa, że miałam ich przy sobie. W końcu zamknęłam oczy i przywołałam obraz młodej dziewczynki śpiewającej piosenkę. Słowa piosenki same przyszły mi do głowy. Po chwili zaczęły płynąć z moich ust. Poczułam dziwną wibrację w powietrzu. Otworzyłam oczy i zaskoczona zachłystnęłam się powietrzem ucinając piosenkę w pół wersu. Przede mną stała niezwykle piękna dziewczyna o delikatnych rysach i o smukłej sylwet­ce. Miała na sobie sukienkę z kory drzewa, a długie włosy w kolorze żołędzi były ozdobione liśćmi dębu. Patrzyła na mnie nieprzeniknionym wzrokiem. – Witajcie młodzi herosi – powiedziała do nas śpiewnie. – Jestem Belanida. – Witamy cię driado ...