– Nie jestem pewna, czy podróż
samochodem to najlepsze rozwiązanie… – jęknęła Sarah.
Staliśmy właśnie w długaśnym korku.
Wyglądało na to, że nie mieliśmy szans, aby wyjechać z miasta przed nocą.
– A masz inne? – zapytałam.
– Rydwan twojej matki?
Zaśmiałam się cicho. Nie zdążyłam
jednak odpowiedzieć, bo Alitis mnie uprzedziła.
– Kim jest twoja matka?
Zerknęłam na nią. Kusiło mnie, by
powiedzieć „twoją siostrą przyrodnią”. Zmusiłam się jednak do innej odpowiedzi.
– Moja mama to bogini jutrzenki.
Codziennie rano budzi przyrodę do życia na swoim rydwanie. Ale potem oddaje go
bogini dnia. Zatem teraz to Hemera ma go w swoim władaniu.
– Czemu tak? – zainteresowała się
Janete.
– Nie wiem – wzruszyłam ramionami. –
Nie pytałam.
– A może byśmy skorzystali z jej koni?
– zaproponowała Sarah.
– Pięciu na dwóch koniach? – pokręciłam
głową. – Za duży ciężar.
– Spokojnie. Poprosimy o pomoc mojego
ojca. W stajniach obozu jest trochę pegazów. – wtrącił Phillip. Emanowała od
niego silna aura irytacji. – Już wcześniej o tym myślałem. Tylko powstaje
problem samochodu. Tata mnie zabije, jak go tak po prostu tu zostawię i coś się
z nim stanie.
– To poprośmy Brada o pomoc. Niech
przyleci na pegazie, a wróci do Obozu Herosów samochodem.
Phil wyraźnie spiął się, gdy
wspomniałam imię naszego przyjaciela. Milczał przez chwilę, ale w końcu
przyznał, że to dobry pomysł. Czułam, że nie jest w pełni szczery, ale wolałam
zostawić ten temat.
– Zjedźmy gdzieś na stację i poszukajmy
jakiegoś spryskiwacza. Trzeba skorzystać z Iryfonu – zdecydowałam.
Wszyscy się ze mną zgodzili. Spojrzałam
na naszą nową towarzyszkę. Wyglądała na bardzo zdezorientowaną i zaniepokojoną.
Przypomniałam sobie, jak ja się czułam, kiedy jechałam autem z nieznaną mi
grupką młodzieży.
– Chcesz o coś zapytać? – zagadałam.
Kiwnęła głową, ale się nie odezwała.
Zerknęłam na Phila, który uśmiechał się sarkastycznie. Chyba myślał o tym
samym co ja.
– Mogę jej coś powiedzieć? – szepnęłam.
– Tylko ogólniki – powiedział patrząc
mi w oczy z poważną miną.
Mruknęłam w odpowiedzi, że to niewiele
i odwróciłam się do dziewczyny.
– Wiesz co to Obóz Herosów? –
przytaknęła szybko. – I wiesz o magicznych stworzeniach i mitach, a także o
naszej misji, prawda? – znów przytaknęła. – Brad to nasz przyjaciel, który nie
był szczęśliwy, że nie może z nami jechać na misję. Został w obozie. Żeby się
z nim skontaktować, potrzebujemy tęczy. To jedyny bezpieczny sposób. Tylko
tego sposobu nie namierzą potwory. A potem, jak dobrze pójdzie, odbędziemy
resztę podróży na grzbietach koni i pegazów.
– Okej. Rozumiem. Zgodziłam się jechać
z wami i pokazać wam drogę, więc się nie wycofam… Choć trochę się boję. Nigdy
nie latałam. Zawsze trzymałam się ziemi i z reguły nie opuszczałam parku…
– Będzie dobrze – szepnęła Jany i
objęła Alitis. Też bym to zrobiła, ale miałam do niej za daleko z przedniego
siedzenia.
Phil zjechał na stację paliw.
Wyskoczyłam z samochodu jako pierwsza. Znałam ten rodzaj stacji i wiedziałam,
że gdzieś jest szlauch z wodą do podmywania kół. Pobiegłam na tyły, gdzie
znajdował się niewielki kran. Chwilę później Jackson stanął za mną.
– Masz monetę? – spytał.
Wygrzebałam dwie z plecaka, z bocznej
kieszonki.
– Ty mówisz, czy ja?
Mina Phillipa i emocje, jakie od niego
buchały wystarczyły mi za odpowiedź. Nie podobało mu się, że chciałam prosić
Bradleya o pomoc. Uważał go za swojego rywala. Czułam to bardzo wyraźnie.
Westchnęłam.
– Philos, proszę… Bradley jest
najlepszym wyjściem. Amber nie lubi prowadzić, a Rick nie ma prawka.
– Wiem – zgrzytnął zębami.– Pozwól mi
to załatwić samemu.
– Chyba żartujesz! – zawołałam. – To
moja misja, a Brad to mój przyjaciel! Nie zabronisz mi z nim pogadać! Nie
zachowuj się tak, jakbym była twoją dziewczyną!
Gniew, jaki poczułam był bardzo silny.
Nie umiałam stwierdzić, czy pochodził od nas obu czy tylko ode mnie. Cofnęłam
się i wpadłam na ścianę. Dyszałam wystraszona ilością emocji, jakie się we mnie
kłębiły. Phillip odwrócił wzrok i wziął głęboki oddech. Zamknęłam oczy. Przez
chwilę staliśmy w milczeniu uspokajając się.
– Przepraszam… – usłyszałam w końcu.
Podniosłam wzrok na przyjaciela. Miał
zaciśnięte pięści, ale twarz miał obojętną.
– W porządku… – szepnęłam.
– Nie, nie jest w porządku – pokręcił
głową. – Wiem, że nie mam prawa tak się zachowywać, ale nic na to nie poradzę
i ty dobrze o tym wiesz. Wiem, że uważasz Brada za swojego przyjaciela, ale on…
– Wiem! – przerwałam mu. – Ale nie ma
na to czasu. Zdaje się, że zdążyliśmy sobie coś wcześniej wytłumaczyć. Czy
musimy teraz to ponownie roztrząsać? Misja jest najważniejsza, pamiętasz?
– Misja i zaufanie – przytaknął. Wziął
ponownie głęboki oddech i podszedł do kranu. – Ty dzwonisz.
– Efcharistó
– podziękowałam.
Nie musiałam długo czekać, aby Bradley
pojawił się w niewielkim okienku w tęczy, którą udało nam się stworzyć. Musiał
znajdować się w stajniach, bo za nim widziałam dwa białe konie. Chłopak
trzymał w ręku szczotkę. Kiedy zobaczył mnie uśmiechnął się radośnie.
– Witaj Nadziejo! – zawołał. – Co tam
słychać?
– Cześć Bradley. Wiele się dzieje… Mam
prośbę do ciebie.
– Oczywiście, cokolwiek sobie życzysz.
– Uśmiechnął się czarująco.
Phillip, który sterował wodą, aby
wytwarzała tęczę, cały zesztywniał. Nie widział Brada, ale słyszał go
dokładnie. Uśmiechnęłam się lekko i streściłam nasze ostatnie wydarzenia. Pominęłam
tylko nasze walki z potworami oraz swój ostatni sen.
– A zatem potrzebujecie szybszego
środka lokomocji i zdecydowaliście się na konie Eos i pegazy? – upewnił
się syn Hekate.
– Tak – kiwnęłam głową.
– To ile ich wysłać? Pięć?
Spojrzałam na Phillipa z pytaniem w
oczach.
– Tak, to będzie najlepszy pomysł –
odezwał się na tyle głośno, by Bradley go usłyszał.
Chłopak zamrugał zaskoczony.
– Cześć Phil! – zaśmiał się. – Czemu
się wcześniej nie odzywałeś?
– Nie było takiej potrzeby. – Jacks
wzruszył ramionami.
– Nie czułeś potrzeby, by przywitać się
z przyjacielem? – Mina Brada zrzedła. Nie czułam jego emocji, ale mogłam się
domyślić, że go to zabolało.
– Wybacz, ale ktoś musi podtrzymywać
mgiełkę wodną. I nie mamy wiele czasu. – Ton głosu Phillipa wciąż był chłodny.
– Brad, pomożesz nam? – spytałam cicho.
– Oczywiście, że tak. Już mówiłem, że
dla ciebie zrobię wszystko.
Poczułam dziwne ukłucie w sercu na te
słowa. Kiedy mówił to pierwszy raz, myślałam, że żartuje, ale teraz wydawał się
być bardzo poważny. Nie wiedziałam, jak mam zareagować.
– Lampos, Faeton i trzy pegazy –
podsumował Jackson patrząc mi prosto w oczy. Nie było to przyjemne spojrzenie.
– Zaraz je wyślę – mruknął Bradley.
– Dzięki, ale musisz przylecieć na
jednym z nich, bo ktoś musi zabrać samochód – powiedziałam szybko.
Chłopak zrobił duże oczy i przez chwilę
się nie odzywał. Zaniepokoiłam się, że się nie zgodzi.
– Muszę zapytać ojca Phillipa. Postaram
się wysłać wam pomoc jak najszybciej. Jeżeli wszystko się uda, niedługo się
zobaczymy. Gdzie mamy się spotkać?
– Yyy… – pomyślałam przez chwilę. –
Pozwól Lamposowi się poprowadzić, trafi do mnie bez problemu. – Uśmiechnęłam
się – dziękuję jeszcze raz.
– Nie ma za co. To zmykam.
Połączenie zostało zerwane, zanim
zdążyłam powiedzieć coś jeszcze. Zwróciłam się w stronę Jacksona. Zakręcał
kran stojąc tyłem do mnie. Wiedziałam, że to on zakończył naszą rozmowę, bo ani
ja, ani syn Hekate nie zrobiliśmy żadnego ruchu w tym celu.
– Phil, w porządku?
– Tak… – odwrócił się do mnie.
Uśmiechał się lekko.
Czekałam, czy powie coś więcej, ale on
milczał uparcie. Czułam napięcie w powietrzu.
– Teraz co? Jedziemy przed siebie, czy
czekamy? – zapytałam przerywając ciszę.
– Jedziemy. Nie wiemy, ile czasu mu to
zajmie.
Ruszyłam w stronę samochodu, ale
Phillip złapał mnie za rękę.
– Elpis… przepraszam, jeśli cię
zraniłem. Ja… ja po prostu nie potrafię nad tym zapanować, to silniejsze ode
mnie… To uczucie… To…
– Wiem przecież, bo odczuwam to co ty –
weszłam mu w słowo.
– Więc wiesz, że sobie tego nie
wymyśliłem?
Nic nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że
nie byłam dla niego obojętna, choć starał się nad tym panować. A najdziwniejsze
było to, że i ja zaczynałam czuć podobnie. W nagłym odruchu przytuliłam się do
niego. Objął mnie delikatnie. Serce kołatało mi jak oszalałe, ale nie ze strachu.
Raczej ze szczęścia, podniecenia… W ramionach Phillipa było tak przytulnie, tak
bezpiecznie…
– Ty masz misję, ale ja też. Mam cię
chronić, pamiętasz? Przed każdym zagrożeniem.
– Tak – mruknęłam.
– To dobrze, bo nie opuszczę cię nigdy,
nawet jak będziesz tego chciała.
Zaschło mi w gardle. Te słowa były
niezwykle ważne, a ja nie potrafiłam się zdobyć na odpowiedź. Ostatecznie wtuliłam
się mocniej w jego klatkę. Nie chciałam, żeby mnie zostawiał. Wiedziałam, że
przez te ostatnie dni stał się dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem,
ale wciąż nie miałam odwagi przyznać tego na głos. Najwyraźniej Phil zdawał sobie
z tego sprawę, bo ścisnął mnie mocniej. Pogładził mnie po plecach i
puścił.
– Czas wyruszać dalej – przypomniał.
– Nie tak szybko, herosku –
usłyszeliśmy skrzeczący głos.
Odwróciliśmy się w jego stronę. Przed
nami stała jedna, samotna harpia w pełnej krasie. Jej skrzydła wyglądały
przerażająco i były większe od skrzydeł tamtych czterech, które widzieliśmy.
Phil zrobił krok zasłaniając mnie swoim ciałem.
– Czego od nas chcesz? – zapytał hardo.
– Spokojnie, nie przyszłam tu z wami
walczyć. Przyszłam porozmawiać.
– O czym?
– Moja pani chce czegoś, czego i wy
szukacie. Chce wam złożyć propozycję. – wyszczerzyła się.
– Nie będziemy się z nikim układać. –
warknął Phillip.
– Nie macie wyjścia. Inaczej wasza
przewodniczka zginie.
Po tych słowach pojawiła się inna
harpia, która trzymała w swoich szponach przerażoną Alitis.
– Gdzie Sarah i Jany? – zapytałam
wystraszona.
– Ogłuszone. Leżą w samochodzie –
odpowiedziała druga wiedźma.
– A zatem, o co chodzi? – spytałam
przez zaciśnięte zęby. Czułam jak adrenalina przepływa mi przez całe moje
ciało. Mój organizm już szykował się do walki.
Elpis woli zmienić środek lokomocji. Czy im się to uda?
I znowu te harpie. Czego one mogą chcieć? Dla kogo pracują?
Całuski i dobranoc.
Ag
Hmmm... Harpie... Ale te są inne. Tak mi się wydaje
OdpowiedzUsuńdobrze Ci się wydaje.
Usuń