Przejdź do głównej zawartości

"Nadzieja bogów" Rozdział 17 cz.2

Phillip też był cały spięty. Czułam, że i on gotował się do walki. Zerknął na mnie. Czekał na mój znak, co trochę mnie zaskoczyło. Wcześniej nie potrzebował mojego pozwolenia. Ale… To była moja misja, a Przybłęda była w niebezpieczeństwie.
Harpie obserwowały nas bardzo dokładnie. Ta z większymi skrzydłami zaśmiała się nie­przyjemnie.
– Nie zaatakujecie nas, bo wam się to po prostu nie opłaca – powiedziała z grymasem na twarzy, który mógł uchodzić za coś w rodzaju złowrogiego uśmiechu. – Wysłuchacie co mamy do powiedzenia, prawda?
– Słuchamy – szepnęłam starając się uspokoić.
– Dobrze. Jesteśmy tu z ramienia naszej pani, która potrzebuje tego, czego i wy szukacie.
– Rydwanu Słońca? – wyrwało się Philowi.
Harpia pokręciła głową z krzywym uśmiechem.
– Rydwan nas nie obchodzi. Chodzi nam o coś cenniejszego…
Poczułam nagle silny ból głowy. Zamknęłam oczy próbując zrozumieć co się dzieje. W tej samej chwili usłyszałam w głowie głos kobiety mówiący twardo: „Chcę go mieć. Mam dość ży­cia w ciemności. Potrzebuję światła!” Kiedy te zdania zabrzmiały w mojej głowie, pojawiła się inna informacja… Informacja, która mnie mocno zaskoczyła. Zadrżałam i otworzyłam oczy. Mój przyjaciel wpatrywał się we mnie niepewnie.
– Co się dzieje? – spytał. Wciąż stał między mną a naszą rozmówczynią.
Nie odpowiedziałam mu, tylko go wyminęłam i stanęłam naprzeciwko wiedźmy. Kątem oka widziałam, jak Alitis próbuje się wydostać z objęć tej drugiej. Była bardziej waleczna, niż sądziłam.
– Czy twoją panią jest Pani Podziemia? – spytałam najspokojniej, jak mogłam.
– Zgadza się – odparła harpia. W jej głosie usłyszałam nutę zaskoczenia.
– A to, czego szuka, to Kwiat z Ogrodu Jasności – stwierdziłam pewnym tonem.
Kobieta zaśmiała się lekko.
– Nie sądziłam, że będzie to taka szybka i łatwa rozmowa – przyznała.
– Nie będzie wcale łatwa, bo ja nie mam zamiaru niczego oddawać. Kwiat jest nam po­trzebny do misji.
– A do czego konkretnie? – Na twarzy kobiety pojawił się sarkastyczny uśmiech.
Nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie. To było coś, czego nie udało nam się odkryć. Wiedzieliśmy, jak mamy się dostać do Ogrodu. Wiedzieliśmy, że potrzebowaliśmy kwiatu, ale nie wiedzieliśmy do czego. Nasza przepowiednia nie mówiła nic na ten temat.
– „Czworo za gwiazdą wyruszy w daleki świat, potrzebny im będzie Kryształowy Kwiat. Do Matki Zorzy kierować sie będą za tą, która nazywa siebie Przybłędą.” – zacytowałam cztery wersy po cichu.
– „Jedno z nich utknie w Ogrodzie Jasności. Skradzione odnajdą dzięki światłu miłości.” – dokończył za mnie Phillip.
– Czy ów kwiat ma być tym „światłem miłości”, dzięki któremu mamy odnaleźć skra­dzio­ne? – rozważałam.
– Nie wiem, ale póki nie odgadniemy wszystkiego, nie możemy tak o prostu go oddać – stwierdził chłopak.
Pokiwałam głową i spojrzałam na harpię. Patrzyła na mnie uważnie. Już się nie uś­mie­chała. Wyprostowała skrzydła, po czym ponownie je złożyła. Nie była zadowolona z naszego rozumowania.
– Jeśli nie zgodzicie się na oddanie nam kwiatu, nie odzyskacie dziewczyny. – wskazała na Przybłędę. – A wówczas nie dotrzecie do Ogrodu Jasności.
– Czemu Persefonie tak bardzo zależy na tym kwiecie? – chciałam wiedzieć. – Czy będzie to bezpieczne? Wziąć Kryształowy Kwiat do Kró­lestwa Ciem­ności? Czy przypadkiem ten kwiat nie daje światła sam z siebie? To właśnie dlatego ona go chce, prawda?
– Nie wasza to sprawa – usłyszałam warknięcie drugiej wiedźmy.
Spojrzałam w jej stronę. Trzymała Alitis w porządnym uścisku. Dziewczyna oddychała ciężko, a na jej czole widać było krople potu.
– Nie rób jej krzywdy, bo żadnej umowy nie będzie! – krzyknęłam.
– To niech ona się nie rzuca… – sapnęła harpia.
– Dość! – zawołał nagle Phillip twardo. – Jeśli Persefona faktycznie chce kwiat, to damy jej go, kiedy upewnimy się, że nie będzie już nam potrzebny. Wcześniej nie możemy się na to zgodzić.
– A jeśli użyjecie go i przepadnie? – spytała przytomnie kobieta stojąca przed nami.
– Nie zgodzimy się oddać kwiatu, póki do niego nie dotrzemy – nie ustępował mój przy­jaciel.
– Nie możemy rozporządzać się czymś, co nie należy do nas – dodałam.
Obie harpie wydały z siebie przerażające dźwięki. Alitis pisnęła wystraszona. Chwilę póź­niej usłyszałam w głowie słowa „Jeszcze się okaże!”. Wiedziałam, że był to głos Pani Podzie­mia, ale nie byłam pewna, czy mówiła to do mnie w tej chwili, czy było to tylko wspomnienie zasłyszanej wcześniej rozmowy.
– Umowy nie będzie. – warknęła harpia trzymająca dziewczynę. – Mam lepszy pomysł. Przybłęda idzie z nami. Nie potrzebujemy was, by zdobyć Kryształowy Kwiat.
– Nie! – krzyknęłam dobywając sztylet.
Phillip sięgnął po swój miecz. Rzucił się w stronę wiedźmy z większymi skrzydłami, a mi zostawił tę drugą. Ruszyłam w jej stronę. Nie zdążyłam jednak do niej dotrzeć. Kobieta roz­wi­nęła swoje czarne skrzydła i wzleciała w powietrze. Trzymała Alitis w swoich silnych ramio­nach. Druga harpia poszła w jej ślady. Próbowałam ściągnąć je na ziemię z pomocą wiatru, ale nie przyniosło to żadnego skutku.
– Alitis! – zawołałam przerażona. Nie mogłam tak stracić dziewczyny. – Phil, zrób coś! – spojrzałam w stronę chłopaka.
– Ale co? – spytał. Jego twarz wyrażała niedowierzanie.
Patrzyłam bezsilnie za odlatującymi wiedźmami. Jak teraz mieliśmy dostać się do ogro­du? Bez Przybłędy nie mieliśmy szans… Poczułam, że nogi mi drżą. Byłam o krok od załamania nerwowego.
– Najpierw musimy ocucić dziewczyny – powiedział Jacks bardziej przytomnie kładąc mi rękę na ramieniu. – A po­tem poczekamy na pegazy i polecimy za harpiami. Obyś umiała je zlokalizować. Albo chociaż Alitis…
Jego słowa obudziły we mnie nadzieję. Alitis była częścią mojej rodziny. Zdążyłam ją poz­nać, więc może moja nowa moc pomoże mi w śledzeniu jej. W końcu Przepowiednia mó­wiła, że podążymy za Przybłędą, a nie razem z nią.
– To chodźmy – ruszyłam do samochodu.

Obudzenie Sarah i Janete nie było takie łatwe. Po trzech minutach nieudanych prób ocu­cenia ich zrozumiałam, że sprawa jest poważna. Wszystko wskazywało na to, że dziew­czyny zapadły w ciemność tak, jak ja wcześniej.
– Ten mrok pochodzi od Persefony. Nie rozumiem dlaczego nam to robi… ale nie czas to teraz roztrząsać. – stwierdziłam. – Phil, weź Jany i spróbuj ją obudzić tak, jak budziłeś mnie wcześniej.
– Dobra, ale nie wiem czy się uda… – skrzywił się. Nie był pewny siebie.
– Spróbuj. Ja zajmę się Śnieżką.
Chwyciłam przyjaciółkę za dłonie i zamknęłam oczy. Skupiłam się na więzi, jaka nas zaz­wyczaj łączyła. Po paru sekundach poczułam słabą obecność jej umysłu. Skupiłam się na niej wysyłając w jej stronę wołanie: Chionáti, xýpna!* Odpowiedziała mi cisza. Poczułam falę znie­cierpliwienia, która wcale nie pochodziła ode mnie. Odetchnęłam głęboko.
– Jackson, jak się nie uspokoisz, to ci przyłożę – ostrzegłam przyjaciela.
Mruknął coś w odpowiedzi. Chwilę później jego emocje przestały mnie przytłaczać i mo­głam się skupić na swoim zadaniu. Znów sięgnęłam w stronę umysłu Sarah. Wołałam ją wy­trwale, aż w końcu ścisnęła mi ręce. Usłyszała mnie, ale nie umiała się sama obudzić. Potrze­buję swojego światła – pomyślałam. Wyobraziłam sobie światło słoneczne rozchodzące się po niebie w czasie świtu. W następnej sekundzie poczułam ciepło rozchodzące się z mojego serca w stronę rąk. Ciepło wdarło się w dziewczynę. Otworzyłam oczy i czekałam na jej reakcję. Więcej nie mogłam już zrobić. Ona sama musiała się wydostać z tej ciemności. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Zaczerpnęła nagle powietrza i otworzyła oczy.
– Sarah… – pisnęłam radośnie. – Udało mi się!
Objęłam ją ze szczęścia. Odwzajemniła mój uścisk.
– To teraz się zajmij Jany – nakazał mi Phillip odciągając od przyjaciółki.
Z westchnieniem podeszłam do córki Ateny i powtórzyłam te same czynności. Tym ra­zem poszło mi znacznie łatwiej, bo Janete usłyszała mnie pawie od razu. Nawet mi odpo­wie­działa z wyraźnym zniecierpliwieniem, że długo na mnie czekała.
Kiedy obie były obudzone, pożywiłyśmy się ambrozją. Dziewczyny śmiały się z Phillipa, że potrafił obudzić mnie, a nie udało mu się z jego cioteczką. Nic na to nie odpowiedział, ale ja wyczułam jego poirytowanie. W końcu chłopak postanowił zmienić temat i streścił rozmowę z Brad­leyem oraz spotkanie z harpiami.
Przez ten czas zorientowałam się, że straciliśmy sporo czasu. Słońce zniżało się w kie­runku zachodu. Istniało ryzyko, że nie zdążymy dogo­nić wiedźm, zanim dotrą do ogrodu. Liczyły się każde minuty.
– I tak musimy czekać na pegazy – stwierdziła Janete, kiedy podzieliłam się z nimi swoimi obawami..
– Elpis, lepiej sprawdź, gdzie znajduje się Przybłęda – poprosiła Sarah.
Zamknęłam oczy i skupiłam się na obrazie twarzy dziewczyny. Wyobraziłam sobie, że wzlatuję w powietrze i szukam jej w powietrzu. Zajęło mi to więcej czasu, niż się spo­dzie­wałam, jednak udało mi się określić jej lokalizację.
– Są na Florydzie – powiedziałam otwierając oczy. – Wygląda na to, że Alitis próbuje zmylić swoje porywaczki.
– To dobrze. Może jeszcze zdążymy. – Jany uśmiechała się patrząc w niebo.
Spojrzałam w tym samym kierunku i zobaczyłam lecące w naszą stronę pegazy.

*Chionáti, xýpna! (czyt. Hionati, ksypna!) - Śnieżko, obudź się; [Χιονάτη, ξύπνα!].

Harpie bywają bezwzględne i przebiegłe. Ale Persefona? Obawiam się, że może wiele namieszać…
Czy Elpis i jej przyjaciołom uda się dotrzeć do Alitis na czas i odbić ją? Czy umowa zostanie zawarta? Bardzo możliwe…

Do napisania
GusiaG

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bohaterowie

Witam ;) Postaram się na bieżąco aktualizować podstronę z bohaterami opowiadania. Zamieszczam tam głównie herosów. Ale Jeśli chcecie opis rodziców, czy bogów, dajcie znać ;) pozdrawiam Ag

"Nadzieja bogów" Rozdział 17 cz.3

– Bradley! – zawołała radośnie Sarah. Zwierzęta wylądowały gładko na pasie zieleni za parkingiem. Pobiegliśmy w tamtą stro­nę. Po drodze rozglądałam się dookoła. Byłam ciekawa, czy ludzie dostrzegli pegazy, a jeśli nie, to, co widzieli? Wiedziałam, że Mgła różnie działała. Wszystko było zależne od tego, czy czło­wiek, który widział magiczne istoty i dziwne zdarzenia, był w stanie w nie uwierzyć czy nie. Wszystko sprowadzało się do jego pojęcia normalności. Bałam się, że ktoś z obecnych na stacji paliwowej pomyśli, że gdzieś w pobliżu kręcą film z końmi i przybiegnie. Na szczęście nikt nie wydawał się tym zainteresowany. – Siema. Czy nie było was pięcioro? – zainteresował się Brad, kiedy zszedł z czarnego pe­gaza. Patrzył po nas skonsternowany. – Było – odpowiedziała mu Jany. – Ale harpie porwały nam Przybłędę i musi ją odnaleźć. – Co? Kiedy? – Tuż po naszej rozmowie – pośpieszyłam z wyjaśnieniem. – I nie mamy wiele czasu. Chłopak spojrzał na mnie z żarem w oczach, a ja poc

"Nadzieja bogów" Rozdział 1 cz.2

Pierwsza całe to zdarzenie zauważyła Sylvia, najstarsza siostra Lyry. Zawołała nas wszy­stkich podniecona. – Zobaczcie! Tam się toczy jakaś walka! Wyszłam z basenu zastanawiając się, co to ma być za walka. W końcu za domem znaj­dowały się tylko wody i trzciny. Przecisnęłam się obok przyja­ciółki i stanęłam na skraju dział­ki. To, co zobaczyłam wywołało ciarki na moich plecach. Dwoje młodych osób (na oko w moim wieku) stało w wodzie. Byli na tyle daleko od brzegi, że powinni zatonąć, oni jednak utrzy­mywali się na powierzchni wody. Mieli na sobie zwykłe młodzieżowe, letnie ubrania. Z tej odległości nie potrafiłam określić jakiej są płci. – Czy oni mają miecze? – usłyszałam niedowierzanie w głosie ojca Lyry.  Zamrugałam i spojrzałam ponownie. Pan Novak miał rację! Tych dwoje skakało w miej­scu i wymachiwało mieczami. Zupełnie jakby walczyli! Tylko z kim lub czym? Z początku mia­łam trudności z dojrzeniem drugiej strony poje­dynku. Zmrużyłam oczy i skupiłam się na brą­zo­wej, d