Przejdź do głównej zawartości

"Nadzieja bogów" Rozdział 19 cz.3

Opadłam w ciemność, tak jak już kilka razy wcześniej. Tym razem nie czułam nic nie­przy­jemnego. Dryfowałam przez chwilę w pustce, ale już po chwili zobaczyłam światło w oddali. Przybliżało się do mnie z niezwykłą szybkością. Gdy mrugnęłam, miałam przed sobą szeroki ekran. Zobaczyłam w nim jasny pokój, który wyglądał jakby należał do kogoś wysoko posta­wionego. Był niezwykle prosto i elegancko postawiony. Ściany były w kolorze jasnego błękitu. Biurko wykonano z metalu i szkła. Stał za nim wygodny skórzany fotel z piaskowym obiciem. Na nim znajdowało się duże okno wychodzące na przepiękny ogród skąpany w świetle lamp. Rozejrzałam się. Nawet się nie spostrzegłam, kiedy znalazłam się w środku pokoju.
Po drugiej stronie biurka stała kanapa obita tą samą skórą, co fotel. Zdobiły ją dwie pu­szyste poduszki w kształcie chmur. Nad sofą wisiał obraz przedstawiający stare, greckie mia­sto. Krótkie spojrzenie wystarczyło mi, żebym stwierdziła, że przedstawiał Olimpię. Taki sam obraz wisiał w sypialni mojej matki. Uśmiechnęłam się mimowolnie na to wspomnienie. Nigdy tam nie byłam, a znałam doskonale rozmieszczenie wszystkich budynków i stadionów. Wie­działam, że świą­tynia Hery, stojąca z boku, miała wymieniane kolumny w kolejnych epokach. Albo, że świątynia Zeusa stała na centralnym placu i była największą świątynią na Pelopone­zie.
Spojrzałam w prawo w stronę białych drzwi usytuowanych naprzeciwko biurka. Usły­szałam za nimi cichy szmer. Ktoś tam był. Chciałam się skryć, ale nie miałam gdzie. Za kanapą nie mogłam się zmieścić. Półki z książkami i segregatorami stojące w pobliżu kanapy też nie mogły mnie zasłonić. Co robić? – myślałam gorączkowo. Nie wiedziałam, dlaczego znalazłam się w tym miejscu, ale bałam się, że nie powinnam tam być.
Hałas za drzwiami się wzmógł. Dało się słyszeć jakieś głosy. Zamknęłam oczy.
– Chcę wrócić, chcę się obudzić – powtarzałam cicho skupiając się na tych słowach.
Niestety, chyba skupiała się mało skutecznie. Drzwi do pokoju się otworzyły. Otwo­rzy­łam oczy przerażona. Do środka weszły trzy postacie. Zamarłam w bezruchu. Nie by­łam pew­na, czy to mogło pomóc, ale czułam, że nie powinnam się ruszać. Postanowiłam się przyjrzeć przybyłym.
Pierwszy mężczyzna przeszedł przez pokój i stanął bok fotela. Był może lekko po czter­dziestce. Miał zadbaną czarną brodę z sza­rymi pasemkami. Jego włosy również były czarne, krótko i równo ostrzyżone. Twarz miał bardzo pociągającą i przystojną. Oczu nie widziałam, bo pochylał się nad biurkiem zaglądając w dokumenty, których, jeszcze przed chwilą tam nie było. Był ubrany w elegancki garnitur w odcieniu szaroniebieskim. Roztaczał wokół siebie dziwną aurę powagi.
Mężczyzna stojący po środku pokoju stał do mnie tyłem. Jedynym, co udało mi się zaob­serwować, było to, że miał na sobie schludnie wyglądające dżinsy i żółtą koszulę z krótkim rękawem. Musiał być bardzo młody. Jego postawa mówiła mi, że jest wyluzowany. Jego włosy były niezwykle jasne i zdawały się świecić słabym blaskiem. Gdzieś już je widziałam… przem­knęło mi przez głowę, ale nie zaprzątałam sobie tym głowy.
Ostatnią postacią była kobieta o pięknej oliwkowej cerze. Długie ciemne włosy miała sple­­cione w warkocz. Była ubrana w prostą letnią sukienkę w marynarskie paski. Brązowe oczy przy­słaniały okulary bez oprawek. Szyję zdobiły naszyjniki z pereł i z bursztynów. Wyglądała niezwykle dziewczęco, ale sądziłam, że może mieć prawie czterdzieści lat. Rozglądała się po pokoju tak, jak ja wcześniej. Uśmiechnęła się lekko, a ja poczułam szybsze bicie serca. Ten uśmiech…
– Ojcze, proszę. Pomóż – odezwał się młodzieniec.
Miał bardzo melodyjny głos. Był nie­pokojąco znajomy. Chciałam sobie przypomnieć, gdzie go słyszałam, ale mój umysł nie chciał ze mną współpracować. Akurat, jak go potrze­bowałam!
– Nie pomogę bardziej, niż dotychczas. Wiesz, że nie możemy się wtrącać – powiedział potężnym basem mężczyzna w garniturze.
– Ale inaczej oni nie zdążą. Widziałeś, co zrobiła moja kuzynka. Przecież oni są prak­tycznie w punkcie wyjścia! Dlaczego musiała się wtrącić?
– Wszystko jest tak, jak być powinno. Powinieneś to czuć, synu.
– Ale ojcze! – jęknął blondyn.
– Żadnych ale! – zawołał donośnie mężczyzna siadając w fotelu. Podniósł wzrok i wpa­trzył się w syna surowym wzrokiem. Miał szare oczy. – Już i tak dość namieszaliśmy. Im ciągle ktoś pomaga. Nawet moja najulubieńsza ciotka złamała zasady! – westchnął i zaparzył się w swoje ręce.
– Ale coś zrobić musimy, proszę… – głos młodzieńca się załamał. – Chcę odzyskać moje porsche.
Porsche? – powtórzyłam w myślach i uśmiechnęłam się sarkastycznie. Ten chłopak szu­kał tylko swojego samochodu. Z tonu jego głosu wywnioskowałam, że chodzi o coś waż­niej­szego.
– Robimy coś cały czas – zauważył cierpko mężczyzna, przerywając tym samym moje roz­ważania, po czym zwrócił się do kobiety. – Znalazłaś go?
Kobieta uśmiechnęła się smutno i pokręciła głową. Gdy to zrobiła, jej warkocz zafalował. Dziwne… ale miałam wrażenie, że ujrzałam w nim tęczę.
– Nie panie. Zaszył się gdzieś i nie można go wytropić.
– Ustaliłaś może kto stoi za tym wszystkim? Czy to na pewno on?
– Nie wiem na pewno, bo nie korzysta z…
– Dobrze rozumiem – przerwał jej w pół zdania i pochylił się do przodu.
Przez chwilę w gabinecie było bardzo cicho. Nikt się nie odzywał. Poczułam się ociężała. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Potrzebowałam zmienić pozycję, ale się bałam, że to może mnie wydać. Wciąż nie mogła rozgryźć, gdzie się znajdowałam, ani kim byli ci ludzie. A może wcale nie byli ludźmi? Zamknęłam oczy próbując zmusić umysł do pracy. Śniłam, znowu, a po­przednie sny były o bogach lub herosach. Czy to możliwe, że teraz było tak samo?
– Nic więcej nie zrobimy. Musimy wierzyć, że im się uda – usłyszałam bas mężczyzny. – Synu, nie wolno ci nic robić, słyszysz? Zaufaj tym młodym ludziom i swojej wieszczce, dobrze?
Młodzieniec coś odpowiedział, ale nie usłyszałam co. Otworzyłam oczy, ale pokój już zni­knął. Znów stałam w ciemności. Tym razem poczułam, że coś jest nie tak. Zdawała się gęstnieć. Przestraszona zamachałam rękami. Musiałam się obudzić.
– Elpidho Iliakos, se periméno, chrysí mou* – usłyszałam z oddali.
Zadrżałam. Strach ogarnął mnie całą. I to wystarczyło. W następnej chwili siedziałam na stole w zaciemnionym pokoju. Obejrzałam się zdezorientowana. Byłam w dużym pomiesz­czeniu ze sto­ła­mi. Przypomniałam sobie, że znajdowałam się w Muzeum Rolnictwa. Ode­tchnę­łam głęboko kilka razy uspokajając swo­je tętno. Wystraszyłam się, że mogłam obudzić przyja­ciół, więc spojrzałam w ich stronę. Janete spała po przeciwnej stronie sali, Sarah niedaleko niej. A obok mnie leżał Phillip pogrążony w głębokim śnie. Uśmiechał się lekko. Miałam na­dzieję, że chociaż jemu dane było się wyspać.
Po cichu wyszłam na zewnątrz przez białe drzwi. Spojrzałam na niebo na wschodzie. Jaśniało, chociaż daleko było do świtu. Uśmiechnęłam się półgębkiem. Gdyby ktoś powiedział mi przed wakacjami, że będę budziła się przed świtem, nie uwierzyłabym. A teraz proszę. Byłam kompletnie rozbudzona.
Usiadłam na schodach i zapatrzyłam się przed siebie. Miałam sporo do przemyślenia. Odtworzyłam w głowie całą rozmowę, jaką podsłuchałam we śnie. Teraz mój umysł działał znacznie mniej opornie. Przeanalizowałam dokładnie wygląd postaci i wszystkie fakty. Głos pana w garniturze był potężny i dobrze mi znany. Nie mogłam uwierzyć, że nie rozpoznałam go we śnie. Już raz go wcześniej słyszałam. Złote włosy młodzieńca również były niezwykle charakterystyczne. Widziałam je już nie raz. A chociaż nie spotkałam tej kobiety nigdy wcze­śniej, to jej uśmiech przypominał mi bardzo jednego z moich znajomych w obozie.
Zaśmiałam się, kiedy połączyłam wszystkie fakty. Byłam świadkiem rozmowy bogów – Zeusa, Apolla i Iris, matki Ricka. Rozmawiali o nas, a porsche, o które martwił się Apollo było Rydwanem Słońca.
Według słów Zeusa, to że Persefona nas tu sprowadziła było zgodne z planem. Czyli dob­rze że zaufałam intuicji. Ale jak ja miałam oddać jej Krýstallos Louloúdi, skoro go nie miałam?
W tym momencie zobaczyłam niesamowity blask pod schodami, po swojej lewej stronie. Raził mnie w oczy tak mocno, że musiałam je zamknąć. Otworzyłam je dopiero, kiedy zniknął. W tym samym miejscu leżał mój plecak. Byłam w taki szoku, że zamrugałam kilka razy. A mo­że mi się wydawało? Niepewna, co to wszystko ma znaczyć, sięgnęłam po niego ostrożnie. Na wierzchu była przyczepiona kartka z białego i delikatnego pergaminu. Wzięłam ją do ręki i spojrzałam na jej zawartość. Litery jaśniały, tak, że nawet w otaczającej mnie ciemności by­łam w stanie ją przeczytać. Na dole pod tekstem widniała mała złota błyskawica zamiast pod­pisu.
„Teraz wszystko zależy od ciebie. Nikt z nas już ci nie pomoże Kóri Avyí**.


 *Se periméno, chrysí mou (czyt. Se perimeno hrysi mu) - Czekam, moja droga [Σε περιμένω, χρυσή μου].
**Kóri Avyí (czyt. Kori Awji) - Córko Jutrzenki [Kόρη Aυγή].


Zeus pomógł po raz ostatni. Czy to wystarczy? Czy herosi naprawdę są zdani tylko na siebie? I co to za tajemniczy głos, który czeka na Elpidhę?
Macie jakieś pomysły? Czekam na komentarze.

Całuski i pozdrowionka
Aga


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bohaterowie

Witam ;) Postaram się na bieżąco aktualizować podstronę z bohaterami opowiadania. Zamieszczam tam głównie herosów. Ale Jeśli chcecie opis rodziców, czy bogów, dajcie znać ;) pozdrawiam Ag

"Nadzieja bogów" Rozdział 17 cz.3

– Bradley! – zawołała radośnie Sarah. Zwierzęta wylądowały gładko na pasie zieleni za parkingiem. Pobiegliśmy w tamtą stro­nę. Po drodze rozglądałam się dookoła. Byłam ciekawa, czy ludzie dostrzegli pegazy, a jeśli nie, to, co widzieli? Wiedziałam, że Mgła różnie działała. Wszystko było zależne od tego, czy czło­wiek, który widział magiczne istoty i dziwne zdarzenia, był w stanie w nie uwierzyć czy nie. Wszystko sprowadzało się do jego pojęcia normalności. Bałam się, że ktoś z obecnych na stacji paliwowej pomyśli, że gdzieś w pobliżu kręcą film z końmi i przybiegnie. Na szczęście nikt nie wydawał się tym zainteresowany. – Siema. Czy nie było was pięcioro? – zainteresował się Brad, kiedy zszedł z czarnego pe­gaza. Patrzył po nas skonsternowany. – Było – odpowiedziała mu Jany. – Ale harpie porwały nam Przybłędę i musi ją odnaleźć. – Co? Kiedy? – Tuż po naszej rozmowie – pośpieszyłam z wyjaśnieniem. – I nie mamy wiele czasu. Chłopak spojrzał na mnie z żarem w oczach, a ja poc

"Nadzieja bogów" Rozdział 1 cz.2

Pierwsza całe to zdarzenie zauważyła Sylvia, najstarsza siostra Lyry. Zawołała nas wszy­stkich podniecona. – Zobaczcie! Tam się toczy jakaś walka! Wyszłam z basenu zastanawiając się, co to ma być za walka. W końcu za domem znaj­dowały się tylko wody i trzciny. Przecisnęłam się obok przyja­ciółki i stanęłam na skraju dział­ki. To, co zobaczyłam wywołało ciarki na moich plecach. Dwoje młodych osób (na oko w moim wieku) stało w wodzie. Byli na tyle daleko od brzegi, że powinni zatonąć, oni jednak utrzy­mywali się na powierzchni wody. Mieli na sobie zwykłe młodzieżowe, letnie ubrania. Z tej odległości nie potrafiłam określić jakiej są płci. – Czy oni mają miecze? – usłyszałam niedowierzanie w głosie ojca Lyry.  Zamrugałam i spojrzałam ponownie. Pan Novak miał rację! Tych dwoje skakało w miej­scu i wymachiwało mieczami. Zupełnie jakby walczyli! Tylko z kim lub czym? Z początku mia­łam trudności z dojrzeniem drugiej strony poje­dynku. Zmrużyłam oczy i skupiłam się na brą­zo­wej, d