Opadłam w ciemność, tak jak już kilka
razy wcześniej. Tym razem nie czułam nic nieprzyjemnego. Dryfowałam przez
chwilę w pustce, ale już po chwili zobaczyłam światło w oddali. Przybliżało się
do mnie z niezwykłą szybkością. Gdy mrugnęłam, miałam przed sobą szeroki ekran.
Zobaczyłam w nim jasny pokój, który wyglądał jakby należał do kogoś wysoko
postawionego. Był niezwykle prosto i elegancko postawiony. Ściany były w
kolorze jasnego błękitu. Biurko wykonano z metalu i szkła. Stał za nim wygodny
skórzany fotel z piaskowym obiciem. Na nim znajdowało się duże okno wychodzące
na przepiękny ogród skąpany w świetle lamp. Rozejrzałam się. Nawet się nie spostrzegłam,
kiedy znalazłam się w środku pokoju.
Po drugiej stronie biurka stała kanapa
obita tą samą skórą, co fotel. Zdobiły ją dwie puszyste poduszki w kształcie
chmur. Nad sofą wisiał obraz przedstawiający stare, greckie miasto. Krótkie
spojrzenie wystarczyło mi, żebym stwierdziła, że przedstawiał Olimpię. Taki sam
obraz wisiał w sypialni mojej matki. Uśmiechnęłam się mimowolnie na to
wspomnienie. Nigdy tam nie byłam, a znałam doskonale rozmieszczenie wszystkich
budynków i stadionów. Wiedziałam, że świątynia Hery, stojąca z boku, miała
wymieniane kolumny w kolejnych epokach. Albo, że świątynia Zeusa stała na
centralnym placu i była największą świątynią na Peloponezie.
Spojrzałam w prawo w stronę białych drzwi
usytuowanych naprzeciwko biurka. Usłyszałam za nimi cichy szmer. Ktoś tam był.
Chciałam się skryć, ale nie miałam gdzie. Za kanapą nie mogłam się zmieścić.
Półki z książkami i segregatorami stojące w pobliżu kanapy też nie mogły mnie
zasłonić. Co robić? – myślałam
gorączkowo. Nie wiedziałam, dlaczego znalazłam się w tym miejscu, ale bałam
się, że nie powinnam tam być.
Hałas za drzwiami się wzmógł. Dało się
słyszeć jakieś głosy. Zamknęłam oczy.
– Chcę wrócić, chcę się obudzić –
powtarzałam cicho skupiając się na tych słowach.
Niestety, chyba skupiała się mało
skutecznie. Drzwi do pokoju się otworzyły. Otworzyłam oczy przerażona. Do
środka weszły trzy postacie. Zamarłam w bezruchu. Nie byłam pewna, czy to
mogło pomóc, ale czułam, że nie powinnam się ruszać. Postanowiłam się przyjrzeć
przybyłym.
Pierwszy mężczyzna przeszedł przez
pokój i stanął bok fotela. Był może lekko po czterdziestce. Miał zadbaną czarną
brodę z szarymi pasemkami. Jego włosy również były czarne, krótko i równo
ostrzyżone. Twarz miał bardzo pociągającą i przystojną. Oczu nie widziałam, bo
pochylał się nad biurkiem zaglądając w dokumenty, których, jeszcze przed chwilą
tam nie było. Był ubrany w elegancki garnitur w odcieniu szaroniebieskim. Roztaczał
wokół siebie dziwną aurę powagi.
Mężczyzna stojący po środku pokoju stał
do mnie tyłem. Jedynym, co udało mi się zaobserwować, było to, że miał na
sobie schludnie wyglądające dżinsy i żółtą koszulę z krótkim rękawem. Musiał
być bardzo młody. Jego postawa mówiła mi, że jest wyluzowany. Jego włosy były
niezwykle jasne i zdawały się świecić słabym blaskiem. Gdzieś już je widziałam… przemknęło mi przez głowę, ale nie
zaprzątałam sobie tym głowy.
Ostatnią postacią była kobieta o
pięknej oliwkowej cerze. Długie ciemne włosy miała splecione w warkocz. Była
ubrana w prostą letnią sukienkę w marynarskie paski. Brązowe oczy przysłaniały
okulary bez oprawek. Szyję zdobiły naszyjniki z pereł i z bursztynów. Wyglądała
niezwykle dziewczęco, ale sądziłam, że może mieć prawie czterdzieści lat.
Rozglądała się po pokoju tak, jak ja wcześniej. Uśmiechnęła się lekko, a ja
poczułam szybsze bicie serca. Ten uśmiech…
– Ojcze, proszę. Pomóż – odezwał się
młodzieniec.
Miał bardzo melodyjny głos. Był niepokojąco
znajomy. Chciałam sobie przypomnieć, gdzie go słyszałam, ale mój umysł nie
chciał ze mną współpracować. Akurat, jak go potrzebowałam!
– Nie pomogę bardziej, niż dotychczas.
Wiesz, że nie możemy się wtrącać – powiedział potężnym basem mężczyzna w
garniturze.
– Ale inaczej oni nie zdążą. Widziałeś,
co zrobiła moja kuzynka. Przecież oni są praktycznie w punkcie wyjścia!
Dlaczego musiała się wtrącić?
– Wszystko jest tak, jak być powinno.
Powinieneś to czuć, synu.
– Ale ojcze! – jęknął blondyn.
– Żadnych ale! – zawołał donośnie
mężczyzna siadając w fotelu. Podniósł wzrok i wpatrzył się w syna surowym
wzrokiem. Miał szare oczy. – Już i tak dość namieszaliśmy. Im ciągle ktoś
pomaga. Nawet moja najulubieńsza ciotka złamała zasady! – westchnął i zaparzył
się w swoje ręce.
– Ale coś zrobić musimy, proszę… – głos
młodzieńca się załamał. – Chcę odzyskać moje porsche.
Porsche?
–
powtórzyłam w myślach i uśmiechnęłam się sarkastycznie. Ten chłopak szukał
tylko swojego samochodu. Z tonu jego głosu wywnioskowałam, że chodzi o coś ważniejszego.
– Robimy coś cały czas – zauważył
cierpko mężczyzna, przerywając tym samym moje rozważania, po czym zwrócił się
do kobiety. – Znalazłaś go?
Kobieta uśmiechnęła się smutno i
pokręciła głową. Gdy to zrobiła, jej warkocz zafalował. Dziwne… ale miałam
wrażenie, że ujrzałam w nim tęczę.
– Nie panie. Zaszył się gdzieś i nie
można go wytropić.
– Ustaliłaś może kto stoi za tym
wszystkim? Czy to na pewno on?
– Nie wiem na pewno, bo nie korzysta z…
– Dobrze rozumiem – przerwał jej w pół
zdania i pochylił się do przodu.
Przez chwilę w gabinecie było bardzo
cicho. Nikt się nie odzywał. Poczułam się ociężała. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa.
Potrzebowałam zmienić pozycję, ale się bałam, że to może mnie wydać. Wciąż nie
mogła rozgryźć, gdzie się znajdowałam, ani kim byli ci ludzie. A może wcale nie
byli ludźmi? Zamknęłam oczy próbując zmusić umysł do pracy. Śniłam, znowu, a poprzednie
sny były o bogach lub herosach. Czy to możliwe, że teraz było tak samo?
– Nic więcej nie zrobimy. Musimy
wierzyć, że im się uda – usłyszałam bas mężczyzny. – Synu, nie wolno ci nic
robić, słyszysz? Zaufaj tym młodym ludziom i swojej wieszczce, dobrze?
Młodzieniec coś odpowiedział, ale nie
usłyszałam co. Otworzyłam oczy, ale pokój już zniknął. Znów stałam w
ciemności. Tym razem poczułam, że coś jest nie tak. Zdawała się gęstnieć.
Przestraszona zamachałam rękami. Musiałam się obudzić.
– Elpidho Iliakos, se periméno, chrysí mou* – usłyszałam
z oddali.
Zadrżałam. Strach ogarnął mnie całą. I
to wystarczyło. W następnej chwili siedziałam na stole w zaciemnionym pokoju.
Obejrzałam się zdezorientowana. Byłam w dużym pomieszczeniu ze stołami. Przypomniałam
sobie, że znajdowałam się w Muzeum Rolnictwa. Odetchnęłam głęboko kilka razy
uspokajając swoje tętno. Wystraszyłam się, że mogłam obudzić przyjaciół, więc
spojrzałam w ich stronę. Janete spała po przeciwnej stronie sali, Sarah
niedaleko niej. A obok mnie leżał Phillip pogrążony w głębokim śnie.
Uśmiechał się lekko. Miałam nadzieję, że chociaż jemu dane było się wyspać.
Po cichu wyszłam na zewnątrz przez
białe drzwi. Spojrzałam na niebo na wschodzie. Jaśniało, chociaż daleko było do
świtu. Uśmiechnęłam się półgębkiem. Gdyby ktoś powiedział mi przed wakacjami,
że będę budziła się przed świtem, nie uwierzyłabym. A teraz proszę. Byłam
kompletnie rozbudzona.
Usiadłam na schodach i zapatrzyłam się
przed siebie. Miałam sporo do przemyślenia. Odtworzyłam w głowie całą rozmowę,
jaką podsłuchałam we śnie. Teraz mój umysł działał znacznie mniej opornie.
Przeanalizowałam dokładnie wygląd postaci i wszystkie fakty. Głos pana w
garniturze był potężny i dobrze mi znany. Nie mogłam uwierzyć, że nie
rozpoznałam go we śnie. Już raz go wcześniej słyszałam. Złote włosy młodzieńca
również były niezwykle charakterystyczne. Widziałam je już nie raz. A chociaż
nie spotkałam tej kobiety nigdy wcześniej, to jej uśmiech przypominał mi
bardzo jednego z moich znajomych w obozie.
Zaśmiałam się, kiedy połączyłam
wszystkie fakty. Byłam świadkiem rozmowy bogów – Zeusa, Apolla i Iris, matki
Ricka. Rozmawiali o nas, a porsche, o które martwił się Apollo było Rydwanem
Słońca.
Według słów Zeusa, to że Persefona nas
tu sprowadziła było zgodne z planem. Czyli dobrze że zaufałam intuicji. Ale
jak ja miałam oddać jej Krýstallos
Louloúdi, skoro go nie miałam?
W tym momencie zobaczyłam niesamowity
blask pod schodami, po swojej lewej stronie. Raził mnie w oczy tak mocno,
że musiałam je zamknąć. Otworzyłam je dopiero, kiedy zniknął. W tym samym
miejscu leżał mój plecak. Byłam w taki szoku, że zamrugałam kilka razy. A może
mi się wydawało? Niepewna, co to wszystko ma znaczyć, sięgnęłam po niego
ostrożnie. Na wierzchu była przyczepiona kartka z białego i delikatnego pergaminu.
Wzięłam ją do ręki i spojrzałam na jej zawartość. Litery jaśniały, tak, że
nawet w otaczającej mnie ciemności byłam w stanie ją przeczytać. Na dole pod
tekstem widniała mała złota błyskawica zamiast podpisu.
„Teraz wszystko zależy od
ciebie. Nikt z nas już ci nie pomoże Kóri
Avyí**.”
*Se periméno, chrysí mou (czyt. Se perimeno hrysi mu)
- Czekam, moja droga [Σε περιμένω, χρυσή μου].
**Kóri Avyí (czyt. Kori Awji) - Córko Jutrzenki [Kόρη Aυγή].
Zeus pomógł po raz ostatni. Czy to wystarczy? Czy herosi naprawdę są zdani tylko na siebie? I co to za tajemniczy głos, który czeka na Elpidhę?
Macie jakieś pomysły? Czekam na komentarze.
Całuski i pozdrowionka
Aga
Komentarze
Prześlij komentarz