Przejdź do głównej zawartości

"Nadzieja bogów" Rozdział 2 cz.1

Rozdział 2 / Prawda, sen czy mit?

Stałam pomiędzy kamiennymi kolumnami. Wydawało mi się, że były zrobione z wapie­nia. Były białe i proste. Wynurzały się z podłoża bez żadnej podstawy. U góry rozszerzały się lekko i kończyły się kwadratową płytą, bez ozdobień. Przede mną znajdowała się wysoka ścia­na z olbrzymimi drzwiami. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam budynki z podobnego ka­mienia rozcią­gające się w dolinie. Słońce właśnie zachodziło barwiąc wszystko na poma­rańczowo.
Przeszłam parę kroków i stanęłam przed budowlą, by przyjrzeć się jej fasadzie. Nad kolumnami rozciągały się kamienne bloki ułożone niczym belki stropowe. Pomiędzy mniej­szymi, pionowymi kolumienkami, (które wyglądały jak małe belki podtrzymujące strop) znaj­dowały się płaskorzeźby przedsta­wiające różne postaci. Nad wszystkim znajdowało się trój­kątne zwieńczenie.
­– Gdyby mama tu była… – mruknęłam do siebie.
Moja mama kochała wszystko, co greckie: język, kulturę, architekturę. Nawet w naszym domu trochę przemyciła – u frontu każdego piętra znajdo­wały się po dwie kolumny podtrzy­mujące balkony, a parter był w tonach biało-niebieskich. Wiedziałam, że podskakiwałaby z ra­dości, gdyby widziała to, co ja teraz. Z całą pewnością potrafiłaby nazwać każdą z części tej świątyni i opisać styl budowy. Odruchowo przyjrzałam się każdemu szczegółowi prze­glą­dając w pamięci informacje o architekturze greckiej. Przeszłam kawałek wzdłuż kolumn po lewej stronie. Świątynia była naprawdę długa. Słońce już prawie zaszło, więc wróciłam przed potęż­ne drzwi.
– Nie wymyślę… – westchnęłam.
Mama zganiłaby mnie za ignorancję. Jako jej córka powinnam bez pro­blemu rozróżnić porządek joński, korycki czy dorycki…
Poczułam powiew gorącego wiatru na twarzy i zaskoczona zorientowa­łam się, że wiało ze środka świątyni. Zaciekawiona weszłam powoli przez uchylone drzwi. W środku było jasno, choć nigdzie nie zauważyłam źródła światła. W centralnej części stał stożkowy blok z mar­muru. Pierwszy raz widziałam coś takiego, więc ruszyłam przed siebie, by się temu przyjrzeć.
– Witaj wuju – usłyszałam i zamarłam.
Był to ciepły młody głos. Nie widziałam nikogo, do kogo mógłby należeć, więc musiał stać po drugiej stronie stożka.
– Daleko mi do twojego wuja – warknął potężny głos, od którego ciarki przeszły mi wzdłuż karku.
Zobaczyłam cienie dwóch osób poruszających się w moją stronę. Scho­wałam się przera­żona za jedną z wewnętrznych kolumn. Nie chciałam, by mnie nakryli na szpiegowaniu.
– Co cię sprowadza do mojej świątyni? – spytał łagodniejszy głos.
– Jesteś bogiem wyroczni, więc na pewno już wiesz.
Rozległ się donośny śmiech odbijając się echem po budowli. Brzmiało to tak, jakby cała świątynia się śmiała.
– Masz rację. Wiem.
Ośmieliłam się wyjrzeć w stronę rozmawiających. Zobaczyłam dwóch mężczyzn. Jeden z nich był młody, wyglądał na jakieś szesnaście lat. Miał jasne, krótko ścięte włosy. Uśmiechał się zarozumiale, a jego zęby były olśniewająco białe. Był ubrany w grecki strój w kolorze kości słoniowej. Potrzebowałam chwili, by przypomnieć sobie nazwę stroju – chiton.
Jego towarzysz, którego nazwał „wujem” miał na sobie żółty chiton i złoty materiał na­rzu­cony jak płaszcz, zwany himationem. Jego twarz jaśniała dziw­nym blaskiem i trudno było mi na niego patrzeć. Zanim odwróciłam wzrok spostrzegłam, że miał dłuższe włosy kolorem przypominające płomienie og­nia. Zupełnie jak moje – pomyślałam.
– Chcesz mnie o coś zapytać, prawda? – podjął temat młodszy, nazwany Bogiem Wy­roczni.
Drugi mężczyzna wydał z siebie nieprzyjemny pomruk. Odsunął się trochę i odwrócił w stronę wyjścia ze świątyni.
– Jak śmiesz zabierać mi moje zadania! – zagrzmiał.
– Oj nie, – młodzieniec pokręcił głową – nic ci nie zabieram. To ludzie stwierdzili, że nie jesteś już potrzebny. To oni zaczęli się do mnie modlić prosząc o dobrą pogodę i słoneczne dni.
– Mogłeś nie wysłuchiwać tych próśb!
Przez chwilę w świątyni zrobiło się bardzo jasno. Zamknęłam oczy wystraszona i ponow­nie schowałam się za kolumnę. Byłam świadkiem roz­mowy greckich bogów! Bogiem wyroczni był na pewno Apollo. Tego star­szego nie potrafiłam nazwać, jednak musiał być związany z kul­tem słońca.
– Heliosie, – odezwał się Apollo spokojnym tonem – dobrze wiesz, że jeśli nie będziemy wysłu­chiwać modlitw ludzi, to się od nas odwrócą. Do tej pory nic dobrego z tego nie wyszło.
– Nic też dobrego nie wyjdzie z przejmowania obowiązków innych bogów.
Bóg Słońca był wyraźnie wzburzony. Światło, które rozświetlało całe pomieszczenie wy­pływało z niego i teraz ciemniało i jaśniało na zmianę.
– Przykro mi, ale nie zmienię tego, co już się stało. A jako, że znam przyszłość, to wiem, że póki co, nikt tego nie zmieni. Ludzie już nazywają mnie Bogiem Słońca, a moją siostrzyczkę Boginią Księżyca. Ty i Selene odejdziecie w niepamięć. Ale spokojnie, nie znikniecie.
– Tylko stracimy swoje moce? – spytał Helios w furii. Jego potężny głos zagrzmiał jeszcze bardziej przerażająco.
– Oj, nic więcej nie mogę powiedzieć – zaśmiał się Apollo.
W świątyni zrobiło się przez chwilę cicho. Zaciekawiona odważyłam się wyjrzeć ze swo­jej kryjówki. Helios stał tuż przed młodzieńcem trzymając w ręku kulę, która wyglądała, jak małe żarzące się słońce. Apollo stał spokojnie z szy­derczym uśmiechem.
– Naprawdę chcesz ryzykować gniew mojego ojca? Nie uważasz, że tak będzie lepiej? – zaśmiał się nieprzyjemnie. – Pan Niebios został pokonany przez swojego syna, ten został po­ko­nany przez mojego ojca. Po wojnie większość tytanów oddało swoje funkcje młodszemu po­koleniu bogów. Cze­mu wy się wzbraniacie? Prędzej czy później to nastąpi. Ludzie wolą czcić nas, bo jesteśmy im bliżsi, bardziej do nich podobni. Niestety, to już się stało.
Potężny Helios wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć. Uniósł wyżej kulę. Już myślałam, że rzuci nią w młodego boga, co byłoby dużą stratą. On jednak odwrócił się błyskawicznie i cisnął tym małym słońcem w marmurowy sto­żek. Wstrzymałam oddech. Byłam pewna, że zaraz wszystko stanie w pło­mie­niach, ale poza wielkim rozbłys­kiem światła, nic innego się nie wydarzyło.
– A co będzie z naszą siostrą Eos? – wydawało mi się, że w głosie boga usłyszałam drże­nie.
– Jutrzenka będzie zawsze potrzebna. Chętnie przyjmę ją do swojego or­szaku. – Bóg Sztu­ki uśmiechnął się promiennie. – Do niej należy decyzja.
– Dobrze, możesz sobie zostać bogiem słońca, - Helios brzmiał na zrezyg­nowanego, jed­nak momentalnie się opanował, wyprostował i spojrzał na Apolla wyzywająco, – ale pamiętaj, że przyjdzie czas, że kiedyś się znów spot­kamy. Nie usunę się na zawsze… A wtedy będziesz musiał oddać mi moje miejsce.
Młodzieniec coś odpowiedział, ale w tej samej chwili rozległ się huk i wezbrał gorący wiatr. W budowli pojaśniało tak oślepia­jącym blaskiem, że musiałam zamknąć oczy. Chwilę później zrobiło się zu­pełnie ciemno. Ruszy­łam dwa kroki do przodu wychodząc zza kolumny zasko­czona brakiem światła. Odwróciłam się w stronę środka świątyni. Przez chwilę nic nie widziałam. Zaraz potem pojawiła się słaba kula światła, która jaśniała i jaś­niała, aż w końcu oświetliła wszystko wokół. Pod kulą stał samotnie Apollo i patrzył bezpośrednio na mnie.
– Nie ładnie jest podsłuchiwać, Liakáda mou* – usłyszałam naganę w jego głosie.
Przerażona zaczęłam się cofać, dopóki nie uderzyłam się w ścianę.

*Liakáda mou (czyt. Ljakada mu) - zwrot w języku greckim, który można przetłumaczyć jako Słońce moje, bądź Słoneczko moje [Λιακάδα μου]. Liakáda - światło Słońca [Λιακάδα]
.

I jak Elpi wybrnie z tej sytuacji? Co wydarzy się dalej? Skąd w jej życiu tyle mitologii?

Cóż... wkrótce zaczną się sypać odpowiedzi, więc czekajcie cierpliwie.
Buziaki
GG

Komentarze

  1. mitologia... ja tak chcę!!
    A teraz na poważnie - nie cierpię Apolla, dlaczego wszędzie musi być Apollo?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Inspirowane grecką mitologią - "Nadzieja bogów" Prolog

Pierwsza historia, która usilnie chce wyciec z mojej głowy jest inspirowana grecką mitologią, a dokładnie serią książek "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy". Tak wiem, to książka dla dzieci, mimo to urzekła mnie bardzo! A może właśnie dlatego? Cóż… żeby nie przedłużać – zaczynamy! Prolog /Potężny Głos Ubrana byłam w zwiewną sukienkę w kolorze nieba o brzasku słońca – błękitu prze­cho­dzącego w róż. Znajdowałam się w niezwykle pięknym miejscu. Wokół mnie migotało ty­siące różnych świateł, rozświetlających czerń mroku. Byłam urzeczona ich ilością. Zrobiłam krok do przodu i zorientowałam się, że unoszę się w powietrzu... Pode mną, daleko w dole, widziałam biało-niebieskie plamy. Coś mi te plamy przypominały… Rozejrzałam się. Tuż za mną z daleka zauważyłam niezwykłą jasność. Z początku była delikatna, z czasem jednak nabierała inten­sy­wności, w końcu musiałam odwrócić wzrok.  – Nie powinnaś tam patrzeć – usłyszałam. Spojrzałam zaskoczona ...

"Nadzieja bogów" Rozdział 23 cz.2

– Vic oddawaj Rydwan, to już nie jest śmieszne – Ian zgrzytnął zębami i zacisnął pięści. – Nie ma mowy. Dlaczego miałbym Wam oddać mój skarb? – zaśmiał się dzieciak. – skarb? Po co ci on? – zapytałam. – Apollo ma za dużo obowiązków, nie sądzicie? Spojrzałam na syna Zeusa z powątpiewaniem. Nie wierzyłam w jego słowa. Chłopak był zbyt zadufany w sobie, by pomyśleć o innych. Ian najwyraźniej myślał tak samo, bo przewrócił oczami. – A o co dokładnie chodzi Hawk? – warknęłam podchodząc bliżej. Czułam narastającą wściekłość. – No cóż… – wzruszył ramionami – Wiedziałem, że nie łatwo będzie was przekonać, więc przejdę do sedna. – Przestał się uśmiechać i spojrzał z powagą. – W końcu mój ojciec zwróci na mnie uwagę. Warknęłam nie mogąc powstrzymać frustracji i spojrzałam w górę. Zeusie, dlaczego muszę rozwiązywać twoje rodzinne problemy z ciebie? Może go przywołać do porządku? – krzyknęłam w myślach. Coś mi jednak mówiło, że nic z tego nie będzie. Bóg Piorunów ustalił dawno te...

"Nadzieja bogów" Rozdział 16 cz.2

Kiedy doszliśmy do celu, poczułam przyjemny powiew wiatru. Wiedziałam, że jestem tam, gdzie być powinnam. Ale jak miałam znaleźć dziewczynę? Zaczęliśmy się uważnie rozglądać, badać drzewa. Sarah szeptała zaklęcia, Janete dokła­dnie przyglądała się pniom, a Phillip badał podłoże. Przez chwilę obserwowałam ich z uśmie­chem. Byłam szczęśliwa, że miałam ich przy sobie. W końcu zamknęłam oczy i przywołałam obraz młodej dziewczynki śpiewającej piosenkę. Słowa piosenki same przyszły mi do głowy. Po chwili zaczęły płynąć z moich ust. Poczułam dziwną wibrację w powietrzu. Otworzyłam oczy i zaskoczona zachłystnęłam się powietrzem ucinając piosenkę w pół wersu. Przede mną stała niezwykle piękna dziewczyna o delikatnych rysach i o smukłej sylwet­ce. Miała na sobie sukienkę z kory drzewa, a długie włosy w kolorze żołędzi były ozdobione liśćmi dębu. Patrzyła na mnie nieprzeniknionym wzrokiem. – Witajcie młodzi herosi – powiedziała do nas śpiewnie. – Jestem Belanida. – Witamy cię driado ...