Przejdź do głównej zawartości

"Dzieci Aniołów" Rozdział 2 cz.3



Weszłam w poniedziałek do szkoły spóźniona. Ominęłam szatnię i od razu skierowałam się na lekcje. Biegnąc po schodach na drugie piętro do sali chemicznej natknęłam się na półpiętrze na Cyryla. Byłam tak zaskoczona jego widokiem, że się potknęłam. Pewnie wyłożyłabym się, gdyby nie jego silne ramiona. Złapał mnie i podtrzymał. 
– W porządku, Księżniczko? – spytał delikatnie zmysłowym szeptem. Serce zabiło mi szybciej. Jego oczy i dotyk mnie hipnotyzowały. 
– T-tak – wyjąkałam. – Nie widziałam cię od tamtego czasu… 
 – Byłem trochę zajęty, ale mówiłem, że się jeszcze spotkamy – uśmiechnął się. – Na przy-kład po lekcjach, w Centrum? – zapytał puszczając mnie. 
Racja, miałam lekcje… już zdążyłam o nich zapomnieć. Nie mogłam się skupić w obecności Cyryla. Znów przypomniał mi się nasz pocałunek. Kiwnęłam głową, bo nagle zaschło mi w gardle. Chłopak odsunął się, aby mnie przepuścić na schodach w górę. Zrobiłam jeden krok, gdy nagle poczułam jego rękę na swojej szyi. Zamarłam. 
– Do zobaczenia Agusiu – szepnął po czym pocałował mnie w tył głowy i zbiegł na dół. 
Zakręciło mi się w głowie. Byłam zła na Cyryla, że działa na mnie w ten sposób, pozba-wiając mnie pewności siebie i spokoju. Zrobiłam parę oddechów, aby uspokoić tętno i ruszyłam do sali. Modliłam się w duchu, by wyglądać normalnie. Nie chciałam nikogo alarmować swoim stanem, nie chciałam opuszczać kolejnych dni w szkole… 
Kiedy weszłam do dużej klasy, parę osób zwróciło się w moją stronę. Siedziałam na końcu, więc szybko zajęłam swoje miejsce. 
– Proszę pani! Aga Lidzka przyszła! – zawołał Stasiek, nasz klasowy kujon. 
Pani Glic odwróciła się od tablicy i spojrzała na mnie. Przywitałam się z nią jąkając. Nie odpowiedziała mi, tylko dziwnie mi się przyglądała. Już miałam zapytać, o co chodzi, ale odwróciła się z powrotem. 
– Aga! masz, spisz sobie temat. 
Sylwia, która siedziała w ławce przede mną, podała mi swój zeszyt. Podziękowałam jej z wdzięcznością. Przepisałam szybko wszystko i skupiłam się na lekcji. Nie było mi łatwo, bo na poprzedniej lekcji klasa miała nowy temat, którego ja kompletnie nie rozumiałam. Na szczęście Stasiek zaproponował, że mi pomoże. Przesiadł się obok mnie i tłumaczył mi wszystko cierpliwie. Był bardzo sympatyczny, ale twarz miał zwyczajną. Nie potrafiłam sobie wyobrazić by ktokolwiek nazwał go przystojnym. 
Gdy lekcja dobiegła końca, spakowałam się szybko. Musiałam wstąpić do szatni i zostawić tam swoją kurtkę. Właśnie wychodziłam z klasy, kiedy usłyszałam wołanie nauczycielki. 
– Agnieszko, czy możesz tu do mnie przyjść? 
Zaskoczona, że usłyszałam swoje imię ze Chrztu i lekko wystraszona skinęłam głową i ruszyłam wzdłuż ławek do biurka nauczycielskiego. Parę kolegów i koleżanek, którzy jeszcze się pakowali przyglądało mi się z niepokojem. Wyglądało na to, że mogłam spodziewać się tylko czegoś strasznego… 
Pani Glic wygoniła wszystkich uczniów i zaczęła ze mną rozmawiać dopiero, kiedy zosta-łyśmy same. 
– Agnieszko, czy wszystko w porządku? Słyszałam o twoich problemach z sercem. Kiedy wbiegłaś do klasy miałaś nierówne tętno, więc chcę wiedzieć, czy wszystko w porządku. 
– Nierówne tętno? Ale skąd pani… 
– Usłyszałam. Też jestem Wojownikiem Światła. Potrafię wyczuwać inne Dzieci Aniołów i słyszę Wasze bicie serca. Twoje było przyspieszone. 
– Bo… bo biegłam, zaspałam… W tamtym tygodniu zmieniłam leki i już powinno być dobrze. Nauczycielka patrzyła na mnie uważnie swoimi brązowymi oczami. 
– Jesteś pewna, że to przez wysiłek? Twoje serce biło dziwnie niemiarowo, a nie szybko. 
– Yyy… 
Poczułam, że się czerwienię. Najwyraźniej taka odpowiedź pani Glic wystarczyła, bo uś-miechnęła się ze zrozumieniem. 
– Dobrze. Wiedz, że będziemy cie z nauczycielami obserwować. Dziś po siedmiu lekcjach jest zebranie wszystkich w Centrum Dowodzenia. Powinnaś do nas zajrzeć. I dbaj o siebie. 
– Dobrze, będę. A teraz muszę biec do szatni. 
– Już raczej nie zdążysz – wskazała na zegarek. Miałam już tylko minutę. – I dziękuję, że się nie teleportowałaś, jak to niektórzy robią. 
– Cóż… nie umiem sama tego wywołać… nic jeszcze nie umiem… – przyznałam krępo-wana. 
– Nauczysz się. 
W tej chwili zabrzmiał dzwonek. Jęknęłam i wyszłam z sali. Musiałam dostać się na drugi koniec korytarza. Zwinęłam swoją kurtkę i wepchnęłam do plecaka. 

Po swoich sześciu lekcjach zajrzałam do gabinetu pielęgniarki i przekazałam jej kartę od swojego lekarza. Porozmawiałyśmy chwilkę, a potem zeszłam w podziemia szkoły. W sali głównej Centrum Dowodzenia znalazłam Filipa i jakąś małą dziewczynę. Na moje oko była w pierwszej gimnazjum. 
– Hejka, czy tu zawsze ktoś jest? – spytałam. 
– Siemanko – Filos przywitał się ze mną. – Mamy tu dyżury. Na ich czas jesteśmy zwol-nieni z lekcji. Czasami siedzą tu nauczyciele, a czasami zaoczni studenci, którzy w ciągu tygo-dnia mają akurat wolne i są w mieście. 
– Czy ja też będę miała taki dyżur? – Nie, dopóki nie przejdziesz pełnego szkolenia i nie zdasz wszystkich egzaminów na Wo-jownika światła. Poza tym musiałabyś mieć osiemnaście lat. 
Westchnęłam z ulgą. Nie pragnęłam siedzieć tu sama, otoczona tymi wszystkimi ekranami. Jakub pierwszego dnia wspomniał mi, że to tu sprawdza się aktywność demonów. Była ciekawa , jak się to dokonuje. 
– W jaki sposób odnajdujecie demony? Jak je lokalizujecie? – spytałam. 
– Właśnie, ja też chciałabym wiedzieć – odezwała się dziewczyna. – Mam na imię Łucja. I ze Chrztu i z Bierzmowania. Dziś jestem tu pierwszy raz. 
– Jestem Aga, Agnieszka Teresa. 
Podałyśmy sobie ręce i obie spojrzałyśmy na Filipa. Widząc to zaśmiał się, a potem po-kręcił głową. 
– Nie ja powinienem wam to wszystko wyjaśniać. Powiem tyle, że jestem w tym coś nie-zwykłego, coś niewytłumaczalnego, jak w przypadku Trójcy Świętej. Trudno to wytłumaczyć i pojąć. 
Teraz to ja pokręciłam głową. Czy wszystko musiało być takie tajemnicze? Niewiele wie-działam o byciu Wojownikiem Światła i wciąż nie byłam pewna, czy się do tego nadaję… Nie chciałam jednak o tym myśleć. Usiadłam na jednym z foteli przed komputerem. Filos podał mi hasło i chwilę później surfowałam po Internecie. Tak spędziłam resztę lekcji. 
 Oderwałam się dopiero, gdy w pomieszczeniu pojawili się inni Wojownicy. Byłam zasko-czona ich ciepłym przywitaniem. Okazało się, że wszyscy martwili się o mnie i cieszyli się moim powrotem do zdrowia. Ami wyściskała mnie najmocniej ze wszystkich. Od razu chciała mi odpowiedzieć o wszystkim, co mnie ominęło. W tym momencie jednak wszedł Błażej i po-prosił byśmy przeszli do salonu. 
– Tam zrobimy zebranie. Tu zostają tylko dyżurni, czyli Filip Michał Witecki i Paweł Idzi Kukliński. 
Rozejrzałam się zastanawiając się o kim mówi i zauważyłam Bliznę kiwającego głową. Czyli to on miał na nazwisko Kukliński, ciekawe… Amika pociągnęła mnie za rękę do salonu. Mijając Błażeja uśmiechnęłam się do niego. Mrugnął do mnie i zwrócił się do pani Glic, która akurat weszła do Centrum Dowodzenia. 
W salonie wszystkie miejsca siedzące zostały już zajęte zarówno przez chłopaków, jak i dziewczyny. Nie przeszkadzało mi to jednak, mogłam sobie postać. Rozejrzałam się. Wciąż widziałam kilka osób, których jeszcze nie znałam. Odwróciłam się do Amiki i Kwiatka. 
– Ilu tu jest ogólnie Dzieci Aniołów? 
– Nie wiem… – Jakub wzruszył ramionami. – Nigdy nie próbowałem policzyć. I nawet nie wiem czy się da. Mogą tu przychodzić wszyscy, z całego miasta i okolic. Czasami nawet zaglądają tu przejezdni. 
– Wiadomo, po co to spotkanie? – spytała Ami. 
– Nie. BG jest dziwnie tajemniczy tym razem. 
Dziewczyna zaśmiała się lekko. 
– Tym razem? Żartujesz? Jak dla mnie to jest taki zawsze. 
Ja miałam mieszane uczucia w tej sprawie, więc się nie odezwałam. 
– Czy są już wszyscy? – Błażej pojawił się w drzwiach salonu i rozejrzał się uważnie. 
– Chyba tak – zawołał ktoś. 
– Chyba nie. Brak mojego brata – w jego głosie dało się słyszeć niezadowolenie. 
– Spokojnie, przyjdzie – powiedziałam cicho. 
Przewodniczący samorządu odwrócił się do mnie i spojrzał nieprzeniknionym wzrokiem. 
 – A ty skąd wiesz? 
Co miałam mu powiedzieć? Że się umówiliśmy? Wiedziałam, że nie byłby szczęśliwy… 
– P-powiedział mi dziś, że będzie… – zająknęłam się. 
 Serce mi szybciej zabiło. Nagle pożałowałam, że jednak nie siedzę bezpiecznie na krześle. Błażej chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie do salonu weszło dwóch chłopaków. Jednym z nich był Cyryl. Kiedy go zobaczyłam, poczułam przyjemne ciepło w żołądku. Zerknęłam ponownie na jego brata. Patrzyła na mnie wciąż tym nieprzyjemnym wzrokiem. Nie czułam się bezpiecznie. Nie chciałam, by mi się tak przyglądał, nie przy wszystkich. Na szczęście w tej chwili w pokoju rozległ się huk, który rozproszył uwagę wszystkich. 
Na podłodze w pobliżu telewizora leżał potłuczony wazon, w którym jeszcze niedawno stały białe róże. Obok niego kucał zawstydzony Sylwek. 
– Wybaczcie… – jęknął. – Posprzątam później. 
– Okej. Czas zacząć spotkanie, prawda Błażej? – spytała pani Glic, która weszła ostatnia. 
Chłopak kiwnął głową i ruszył na środek sali. Nie patrzył już na mnie. W przeciwieństwie do pani nauczycieli, która nie spuszczała mnie z oczu. Domyślałam się, że to z powodu bicia mojego serca, które znów biło bardzo nierówno. Uśmiechnęłam się do niej niepewnie. 
Błażej zaczął dziękować wszystkim za spotkanie, kiedy ktoś cicho do mnie podszedł. Kiedy zorientowałam się, że to Cyryl serce mi momentalnie przyspieszyło. Uśmiechnął się do mnie czarująco. 
– Witaj Agusiu– szepnął. – Nie powinnaś stać Księżniczko. Zaraz zrobimy ci gdzieś miej-sce… – odszedł nie czekając na moją odpowiedź. 
Zaparło mi dech w piersi. Wiedziałam, że muszę pilnować oddechu, bo za chwilę mogę znowu zemdleć, zwłaszcza z tak niemiarowo bijącym sercem... Rozejrzałam się, dookoła. Ci, którzy stali najbliżej mnie, wyglądali na zaskoczonych. Najwyraźniej nie przyszło im do głowy, że możemy się z Cyrylem znać… A może zaskoczył ich jego czuły ton? 
– Jak ją nazwałeś? – zainteresowała się pani Glic na tyle głośno, że usłyszeli ją wszyscy. Jej ton był dziwnie donośny i ostry. 
przerwał soją przemowę i spojrzał na nas. 
– Księżniczką – odpowiedział spokojnie CA. 
 Wygonił jakiegoś młodego chłopaka z jednego z foteli i poprowadził mnie do niego. Nie protestowałam. Nagle znów znalazłam się w centrum uwagi obecnych. Nie czułam się z tym komfortowo. Opadłam na fotel i głęboko wcisnęłam się w oparcie. 
– Nie powinieneś szastać tym tytułem. Jest tylko jedna Księżniczka – odezwała się nau-czycielka. 
Nie bardzo rozumiałam, o co im chodzi. Wydawało mi się, że Cyryl nazwał mnie tak, bo zdążył mnie polubić, albo nawet coś więcej… Ja uważałam to określenie za niewinną piesz¬czotę, a oni wszyscy brali ten tytuł na poważnie. 
Cyryl Arian wyprostował się. Spojrzał na mnie potem na panią chemiczkę, a wreszcie na swojego brata. 
– Spokojnie, nie szastam tym tytułem – zapewnił rzeczowym tonem. – Nasza ostatnia księżniczka zmarła pół roku temu, prawda? Od tamtej pory jest cicho. A teraz pojawiła się Aga i mówię wam, że to ona jest naszą następną księżniczką. 
– Dlaczego tak uważasz? – spytała Amika uważnie przyglądając się chłopakowi. 
– Nie mów, że nie poczułaś tego w trakcie waszej pierwszej rozmowy, albo później. Każda Anielska Księżniczka była bardzo krucha i choć była Dzieckiem Anioła, nie potrafiła walczyć z demo¬nami, sama potrzebowała ochrony. Aga jest krucha. Ma wadę serca i musi uważać na emocje. 
– Oj tak… – odezwałam się w końcu. Zrobiłam parę głębszych oddechów. – Czy możecie mi wytłumaczyć, co tu się dzieje? – poprosiłam. – O jaką księżniczkę wam chodzi? Ja nie jestem nikim ważnym, uwierzcie mi. 
Wytłumaczenia wszystkiego podjął się Błażej. Tym razem patrzył na mnie cieplejszym wzrokiem. 
– Raz na pięćdziesiąt lat rodzi się dziewczynka, która zostaje naznaczona przez Anioła tak, jak inne Dzieci Aniołów. Ona jest jednak inna. Jest krucha i delikatna, ale ma bardzo dobre serce. Ma inne talenty. Kiedy urodziła się pierwsza taka dziewczynka okrzyknięto ją Anielską Księżniczką. Była księżniczką wszystkich Wojowników Światła. Była zbyt słaba, by walczyć z siłami zła w bezpośredniej walce, zatem walczyła z demonami w inny sposób. Miała pewne zdolności. Kiedy się zestarzała, jej miejsce zajęła inna dziewczynka i tak dalej. – zrobił pauzę i zerknął na Cyryla. – CA ma rację, poprzednia księżniczka zmarła w kwietniu mając 66 lat. Zazwyczaj nowa księżniczka ujawniała się od razu, albo nawet chwilę przed śmiercią poprzed-niej. Jeszcze nigdy w całej naszej historii nie byliśmy pozbawieni książęcej ochrony. 
– A co to ma wspólnego ze mną? Nie urodziłam się w tym roku… – przypomniałam oczy-wistość. 
Parę osób się zaśmiało na te słowa, ale pani Glic ich zganiła swoim wzrokiem. 
– Opowiedz wszystkim jak to było z twoim Znakiem. To może być klucz do historii. Nicze-go nie zatajaj – poprosiła podchodząc do mnie. – I nie zapominaj oddychać. 
Westchnęłam. I jeszcze raz opowiedziałam swoją historię… Kiedy skończyłam, w sali rozległy się szepty. Ludzie byli wyraźnie poruszeni. Rozejrzałam się. Wciąż nic nie rozumiałam… 
– Czy to wam w czymś pomogło? – zapytałam głośno. 
Szepty ucichły. Wszystkie oczy były utkwione w Błażeju i Cyrylu, którzy patrzyli po sobie z dziwnymi wyrazami twarzy. Nauczycielka pochyliła się nade mną. 
– Agnieszko Tereso Lidzka nie jest możliwe przegapienie Znaku na czole pojawiającego się przy Chrzcie. 
– To jak można wytłumaczyć mój przypadek? – zapytałam zdezorientowana słabym gło-sem. 
– Otrzymałaś swoje Znamię dopiero w tym roku. Dopiero po śmierci naszej Księżniczki. Nie zostałaś naznaczona do bycia Wojownikiem Światła, tylko do zupełnie innego zadania, do bycia naszą nową Anielską Księżniczką. 
– C-co? 
 – Tak – odezwał się Błażej. – To dlatego wcześniej cię nie znaleźliśmy. Bo my tutaj oprócz łapania demonów, wyszukujemy naznaczonych przez aniołów. Gdybyś była wcześniej nazna-czona, odnaleźlibyśmy ciebie. 
Kiwnęłam głową. Ale wciąż nie wierzyłam w to, co właśnie usłyszałam. Miałam być Księżniczką. Zostałam naznaczona jako Księżniczka… 
– Jesteście pewni, że to ja? 
– Tak – Cyryl postąpił w moją stronę. – Moim zadaniem było ciebie odnaleźć i udało mi się. 
– Ale skąd ta pewność? – nie dawałam za wygraną. 
– Anielskie Braterstwo – powiedział cicho. – Anielskie Księżniczki zawsze są wybierane przez jednego i tego samego Anioła, a właściwie Archanioła Szemkela, jednego z siedmiu głównych Archaniołów. Ja również zostałem przez niego naznaczony. Stąd cię wyczułem, dzięki temu cię odnalazłem. 
Zaśmiałam się nerwowo… Łączyło mnie z Cyrylem braterstwo. Nie byłam pewna, czy to dobrze, czy źle… Jedno było pewne. Czułam dziwną łączność między nami. Chłopak nie mógł kłamać. Jego oczy błyszczały dziwnie, ale wiedziałam, że nie kłamie. Czułam to, tak samo jak wtedy, gdy spotkaliśmy się pierwszy raz. 
– Czy jest sposób, żeby to potwierdzić? – zapytała Julka, która od dłuższego czasu skakała podniecona. 
Błażej skinął głową. Przez cały czas patrzył prosto na mnie, badawczo. Jakby się bał, że zaraz znów zasłabnę… Wzięłam parę oddechów i się uśmiechnęłam do niego. 
 – Nic mi nie jest. Leki działają. Już nie będę mdlała – powiedziałam spokojnie. 
– W porządku, więc sprawdźmy to. Wstań. 
Wstałam jak mnie poprosił. 
– I co teraz? 
 Rozejrzałam się po salonie. Zebrani patrzyli na mnie z zaciekawieniem. Wcale im się nie dziwiłam. Wciąż czułam się dziwnie, ale powoli zaczynałam wierzyć, że to wszystko faktycznie może być prawdą. 
– Pamiętasz, jak mówiłem, że Księżniczka ma pewne zdolności? Jeśli się skupisz, uwolnisz jedną z nich – BG podszedł do mnie spokojnie. 
– Niby jak i jaką? 
– A chociażby zdolność cofania skutków niektórych czynów na przedmiotach martwych. 
– Nie zrozumiałam ani słowa. 
 – Po prostu napraw ten roztrzaskany wazon – rzucił Jakub. 
Spojrzałam na szczątki rozrzucone po dywanie. Kompletnie nie wiedziałam, jak mam się do tego zabrać. Miałam się skupić, a potem co? Wyobrazić sobie naprawione naczynie? Zam-knęłam oczy i próbowałam sobie przypomnieć, jak ono wcześniej wyglądało. Był to duży wazon z białej porcelany. Wokoło miał wymalowane czerwone maki i niebieskie habry. 
Wyciągnęłam rękę i pomodliłam się do Archanioła Szemkela prosząc go o pomoc. Byłam szczęśliwa, że wreszcie dowiedziałam się, kto był moim anielskim opiekunem. Kiedy skończy-łam modlitwę poczułam w sobie dziwną siłę. Moje serce uspokoiło się momentalnie Rozeszło się z niego przyjemne ciepło, które przeszło przeze mnie i skumulowało się w prawej ręce. Skupiłam się na wspomnieniu wazonu. Chciałam, by znów był taki sam, jak wcześniej. Usły-szałam dziwne trzaski. Nie musiałam otwierać oczu, aby widzieć co się dzieje. W moim umyśle pojawił się obraz szczątków naczynia, które nagle składało się same w powietrzu. Chwilę później stało już na swoim miejscu, z różami w środku. W pokoju zrobiło się dziwnie cicho. Ciepło uciekło z mojej ręki, a ja poczułam, że słabnę. Zapewne był upadła, gdyby nie życzliwi chłopcy, którzy mnie zapali. 
 Mimo swoich wcześniejszych zapewnień, zemdlałam znowu. Ale nie przeszkadzało mi to. Właśnie dowiedziałam się, że jestem kimś ważnym. Już nie musiałam się bać, że się nie nadaję, że nigdzie nie pasuję. Miałam swoje własne miejsce, swoje szczególne miejsce… I dwóch chłopaków, którzy byli gotowi się o mnie troszczyć.

Pozdrawiam ;) oto dalszy ciąg historii Dzieci Aniołów. Co wy na taki zwrot akcji?
Ag

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bohaterowie

Witam ;) Postaram się na bieżąco aktualizować podstronę z bohaterami opowiadania. Zamieszczam tam głównie herosów. Ale Jeśli chcecie opis rodziców, czy bogów, dajcie znać ;) pozdrawiam Ag

"Nadzieja bogów" Rozdział 17 cz.3

– Bradley! – zawołała radośnie Sarah. Zwierzęta wylądowały gładko na pasie zieleni za parkingiem. Pobiegliśmy w tamtą stro­nę. Po drodze rozglądałam się dookoła. Byłam ciekawa, czy ludzie dostrzegli pegazy, a jeśli nie, to, co widzieli? Wiedziałam, że Mgła różnie działała. Wszystko było zależne od tego, czy czło­wiek, który widział magiczne istoty i dziwne zdarzenia, był w stanie w nie uwierzyć czy nie. Wszystko sprowadzało się do jego pojęcia normalności. Bałam się, że ktoś z obecnych na stacji paliwowej pomyśli, że gdzieś w pobliżu kręcą film z końmi i przybiegnie. Na szczęście nikt nie wydawał się tym zainteresowany. – Siema. Czy nie było was pięcioro? – zainteresował się Brad, kiedy zszedł z czarnego pe­gaza. Patrzył po nas skonsternowany. – Było – odpowiedziała mu Jany. – Ale harpie porwały nam Przybłędę i musi ją odnaleźć. – Co? Kiedy? – Tuż po naszej rozmowie – pośpieszyłam z wyjaśnieniem. – I nie mamy wiele czasu. Chłopak spojrzał na mnie z żarem w oczach, a ja poc

"Nadzieja bogów" Rozdział 1 cz.2

Pierwsza całe to zdarzenie zauważyła Sylvia, najstarsza siostra Lyry. Zawołała nas wszy­stkich podniecona. – Zobaczcie! Tam się toczy jakaś walka! Wyszłam z basenu zastanawiając się, co to ma być za walka. W końcu za domem znaj­dowały się tylko wody i trzciny. Przecisnęłam się obok przyja­ciółki i stanęłam na skraju dział­ki. To, co zobaczyłam wywołało ciarki na moich plecach. Dwoje młodych osób (na oko w moim wieku) stało w wodzie. Byli na tyle daleko od brzegi, że powinni zatonąć, oni jednak utrzy­mywali się na powierzchni wody. Mieli na sobie zwykłe młodzieżowe, letnie ubrania. Z tej odległości nie potrafiłam określić jakiej są płci. – Czy oni mają miecze? – usłyszałam niedowierzanie w głosie ojca Lyry.  Zamrugałam i spojrzałam ponownie. Pan Novak miał rację! Tych dwoje skakało w miej­scu i wymachiwało mieczami. Zupełnie jakby walczyli! Tylko z kim lub czym? Z początku mia­łam trudności z dojrzeniem drugiej strony poje­dynku. Zmrużyłam oczy i skupiłam się na brą­zo­wej, d