Jechaliśmy przez jakiś czas w ciszy.
Nie wiem, o czym myśleli inni, ale moja głowa była pełna obaw związanych z
broszką. Jak mam teraz się zachowywać
przy Phillipie? Czy mam uważać na swoje nastroje? Nie wiedziałam… Targały
mną sprzeczne emocje. Raz byłam zadowolona z tej dziwnej, magicznej więzi
między nami, bo czułam się bezpiecznie… Innym razem chciałam odrzucić broszkę i
uciekać daleko stąd. Ostatnio często chciałam uciekać…
W mojej głowie pojawił się obraz
młodego Jacksona, który pływał razem ze mną po jeziorze kajakami. To była
nasza pierwsza randka… Potem zobaczyłam jego twarz tuż przede mną, kiedy staliśmy
w moim domku tego ranka. Pewnie pocałowałby mnie, gdyby nie Bradley, który nam
raptownie przeszkodził. Czułam wtedy ogromne podniecenie. Trudno było mi uwierzyć,
że od tego momentu minęło dopiero pół doby. Zadziwiające, jak bardzo zmieniły
się moje uczucia od tego czasu. Już nie czułam tego przyjemnego podniecenia,
czułam jedynie dziwny niepokój.
Zaczęłam się zastanawiać, czy byłabym
zadowolona, gdyby w samochodzie zamiast Phila była Brad. Przypomniała mi się
nasza rozmowa w trakcie mojego pakowania się, jego wsparcie i pomoc, a także
smutek w oczach. Przypomniał mi się bardzo dokładnie jego wyraz twarzy,
kiedy zbliżał się do mnie, jakby chciał mnie pocałować. Byłam wdzięczna Amber,
że przybyła i to przerwała.
Zamknęłam oczy. Mama ostrzegała mnie,
że powinnam odsunąć od siebie sprawy miłosne i zająć się treningiem. Powinnam
jej posłuchać. Odetchnęłam lekko. Skupiłam się na przepowiedni dotyczącej
misji. Wiedziałam, że mam podążać do Ogrodu Jasności, ale nie wiedziałam, gdzie
mam go szukać. Ogród ten najwyraźniej należał do Matki Zorzy. Skoro Zorza to moja
mama – bogini Eos, to jej matką była Theja. Zmierzałam w kierunku swojej babci,
która czekała już na mnie. Ale jak miałam ją znaleźć? Poczułam ogromną
potrzebę skontaktowania się z nią. Miałam ochotę połączyć się z Boginią
Jasności w swoim umyśle. Pewnie bym to zrobiła, gdyby nie ostre wołanie
dochodzące do mnie od tyłu…
– Elpidha! Elpidha!
Otworzyłam oczy. Sarah kopała w oparcie
mojego fotela.
– Co jest? – Janete była wyraźnie
skołowana i przestraszona, co było słychać w jej głosie. Pochylała się do
przodu.
– Jej blokada się sypała. Przed chwilą
wokół Elpis zgromadziły się ciemne, niebezpieczne chmury – wyjaśniła Śnieżka.
– Widziałaś je? – spytałam
zaniepokojona odwracając się do niej.
– Oczywiście. Znam zaklęcie, dzięki
któremu jestem w stanie zobaczyć ten złowieszczy mrok. Co się z tobą dzieje?
Pokręciłam głową. Byłam skołowana.
Poczułam pulsowanie skroni. Zacisnęłam oczy i potrząsnęłam głową. W tym
momencie poczułam, że samochód gwałtownie hamuje. Phillip zaparkował na
poboczu.
– Elpis, co się dzieje? – zapytał
spokojnie.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.
Patrzył na mnie obojętnie. Nie czułam jego emocji, bo nie byłam spokojna.
Miałam nadzieję, że i on nie wyczuwał moich…
– N-nic się nie dzieje –
odpowiedziałam. – Jestem po prostu zmęczona.
– Taaa, akurat! – Jany szturchnęła mnie
w ramię. – Wiesz, że niektóre dzieci Ateny potrafią wyczuwać kłamstwo? Ja
potrafię, więc mnie nie oszukasz. Coś JEST na rzeczy. Mów, o co chodzi i to
już!
– Nie chcę…
Phillip warknął, co było tak
niespodziewane, że zamilkłam. Zerknęłam na niego. Jego wzrok był twardy i zimny
tak, jak wtedy, gdy wiózł mnie do obozu. Wtedy wściekał się, że byłam
nadmiernie ciekawska i gadatliwa. Teraz, że nic nie chciałam mówić.
– Chyba mamy sobie coś do wyjaśnienia,
nie sądzisz? – spytał z furią w głosie.
Wystraszyłam się porządnie. Kiedy Jacks
był w takim nastroju, nie było pewności, co może zrobić.
– Wysiadaj, musimy pogadać.
Nie protestowałam. Wysiadłam z
samochodu, choć się cała trzęsłam. Kiedy stanęłam na trawniku, zorientowałam
się, że wciąż byliśmy w Nowym Jorku.
– Phil, nie rób jej krzywdy. Musicie
się opanować oboje! – zawołała Sarah ze środka auta. – Elpi musi się uspokoić,
inaczej ta ciemność ją ogarnie!
Te słowa podziałały na chłopaka jak
kubeł zimnej wody. Jego ramiona zadrżały, a oczy rozbłysły. Na twarzy pojawił
się dziwny grymas, którego nie umiałam zidentyfikować. Przyglądałam mu się z
niekłamanym podziwem. Też chciałabym tak szybko zmieniać swojego nastroje.
Kiedy Phil do mnie podszedł, był już
zupełnie spokojny. Jego oczy uśmiechały się do mnie przyjaźnie, choć usta były
zaciścięte. Twarz wydawała się jaśnieć, przez co wydawał się przystojniejszy
niż zwykle.
– Kiedy jechaliśmy czułem, że coś jest
nie tak. Przepływał przeze mnie istny kalejdoskop uczuć, twoich uczuć. Myślę,
że wiesz, co wyczułem.
Kiwnęłam głową. Bałam się odezwać.
– Chcę, żebyś wiedziała, że moje
priorytety się nie zmieniły. Najważniejsze, jest zapewnienie ci bezpieczeństwa,
ochrony. A nie dam rady tego dokonać, jeśli nie będziesz mi ufać. Wydawało mi
się, że ten etap mamy za sobą, ale ty się ode mnie odsuwasz. Dlaczego?
Patrzył prosto w moje oczy. Czekał na
odpowiedź. Milczałam przez chwilę, zastanawiając się, co mogę mu powiedzieć. W
końcu zdecydowałam się na szczerość.
– Chcę się skupić na misji. Wszystkie
inne sprawy chcę odłożyć na bok, a nie wiem czy zdołam, bo… – nie wiedziałam
jak mam powiedzieć, że boję się naszej relacji. Nie chciałam go zranić. – nie
chcę cię zranić, ale nie mogę teraz myśleć o… – stchórzyłam, nie potrafiłam się
zdobyć na pełną szczerość.
– W porządku, rozumiem. – W jego głosie
wyczułam nutę rozczarowania. – Zapomnij, proszę o tym, co się działo
wcześniej. Wiem, o co ci chodzi. Ja też chcę wypełnić misję. O innych sprawach
pomyślimy później. Możesz mi zaufać. Będę szanować twoją prywatność.
Uśmiechnęłam się, miałam wrażenie, że z
mojego serca spadł duży kamień, który ciążył mi od rana. Odwróciłam się w
stronę dziewcząt i poprosiłam gestem, żeby wyszły z samochodu. Kiedy stanęły
obok nas wyciągnęłam rękę do przodu.
– Phíloi
kai etaíroi?* – spytałam przyglądając się każdemu z nich.
– Phíloi
kai etaíroi! – powtórzyli po mnie chórem kładąc swoje ręce na mojej.
Wznieśliśmy ten okrzyk raz jeszcze
podrzucając ręce do góry. Przechodnie patrzyli na nas dziwnie. Pewnie
zastanawiali się, o co na chodzi. Humor mi się zdecydowanie poprawił.
Zamierzałam wracać już do samochodu,
kiedy poczułam coś bardzo dziwnego. Do mojego umysłu wkradł się chłód, ale nie
taki zwykły, bardziej magiczny. Rozejrzałam się szybko, instynktownie. Od
strony jednego z budynków szły w naszą stronę dwie brzydkie kobiety. Z początku
wydały mi się zupełnie niegroźne. Miałam zamiar je zignorować. Już odwracałam
wzrok, ale w tej samej chwili jedna z nich zawyła przeraźliwie.
– To nie są kobiety, prawda? – spytałam
cicho.
Phil pokręcił głową i wyciągnął swój
miecz, który w zaczarowanej postaci przedstawiał długopis. Jany chwyciła go za
rękę.
– Nie damy im rady, musimy uciekać –
rzuciła.
– Harpiom nie uciekniemy – odezwała się
Sarah. – Jesteśmy w pułapce.
Odwróciłam się i zauważyłam, że z
drugiej strony zbliżały się kolejne dwie staruszki.
– Harpiom? Czy to te same, co sprzątają
i gotują w obozie? – zapytałam dobywając sztylet i tarczę.
– Nie, te tutaj nie będą uprzejme…
Głos Phillipa był pełen napięcia.
Wiedziałam, że miał rację. Chłód w moim umyśle wyraźnie dawał mi do
zrozumienia, że grozi nam śmiertelne niebezpieczeństwo. Wzięłam głęboki oddech.
Musiałam się skupić. Czekała mnie bitwa z prawdziwym wrogiem. To już nie były
treningi…
*Phíloi kai etaíroi? (czyt. Fili ke eteri) - przyjaciele i partnerzy [φίλοι και εταίροι;].
Niebezpieczeństwo stało się realne. Czy im się uda? Zobaczymy!
Buziaki, pozdrawiam swoją rodzinkę, a zwłaszcza Dominikę i tatka, moich wiernych czytelników.
AB
Aga nie daj się długo czekać. Co dalej????????
OdpowiedzUsuńHarpie!!
OdpowiedzUsuńAle ten rozdział jest ciekawy
Miło mi
Usuń