Rozdział 3
Ocknęłam się w dziwnym pokoju, którego wcześniej
nie widziałam. Leżałam na wygodnym łóżku zaścielonym białą pościelą.
Rozejrzałam się i zauważyłam obok dwa stołki, a dalej kolejne łóżko.
Pomieszczenie nie było duże i raczej przytulne. Wszystkie ściany były przykryte
zasłonami. Pod jedną z nich stało biurko zagracone jakimiś dokumentami. Z pomiędzy
nich wyrastał monitor komputera. Przez zasłony nie potrafiłam powiedzieć, gdzie
znajdują się drzwi. Musiały kryć się pod jedną z nich.
Poruszyłam się niepewnie. Słyszałam stłumione głosy
z lewej strony. Wytężyłam słuch.
– Nie, nie zgadzam się – kobiecy głos, którego nie
rozpoznawałam brzmiał bardzo stanowczo.
– Ale nie ma wyjścia! – zawołał Cyryl i natychmiast
został przez kogoś uciszony.
– Ale dopóki nie nabierze sił, nigdzie nie
pojedzie. Wiesz, że to wielka podróż.
– A ty wiesz, że nie możemy jej odwlekać, bo Rada …
– reszty nie zrozumiałam.
– Wiem, ale możecie z nimi pogadać, wtedy
zrozumieją – kobieta odpowiedziała już znacznie spokojniej.
W tym momencie odezwał się trzeci głos. Brzmiał
zdecydowanie ciszej. Nie potrafiłam określić do kogo należał i niewiele z tego,
co mówił do mnie docierało. Usłyszałam za to odpowiedź kobiety.
– No widzisz, to musicie to załatwić i wcale wam
nie zazdroszczę. Jedno jest pewne, jeśli ich przekonacie, to zostanę wam
jeszcze ja. Nie zawieziecie jej do Rady, dopóki wam nie pozwolę.
– Super… – Cyryl zdawał się być porządnie
poirytowany. – Jesteś gorsza niż jej rodzice… Oby tylko ona nie stawiała oporu…
Już od początku tej rozmowy domyśliłam się, że
chodzi im o mnie. Chcieli mnie zawieść do jakiejś rady i potrzebowali do tego
zgody tej kobiety. Kim ona jest? – to pytanie chodziło mi cały czas po
głowie.
Zasłona poruszyła się. Wystraszyłam się i zamknęłam
oczy. Wolałam udawać, że jeszcze śpię. Wiedziałam, że gdyby zauważyli moją
przytomność, natychmiast przerwaliby rozmowę, a ja chciałam posłuchać więcej.
– A nie możnaby tak ją tam teleportować BG? –
zapytał Cyryl.
– Żartujesz? – w głosie kobiety dało się słyszeć
niebezpieczne nuty. Była bliska utraty panowania. – Z jej chorym sercem to się
może źle skończyć. Wiesz przecież jakie są efekty uboczne teleportu na duże
odległości do nieznanego miejsca. Poza tym demony tylko na to czekają! Cyryl,
myślałam, że zależy ci na jej bezpieczeństwie.
W tym momencie chłopak zaczął się wykłócać, że go
nie zrozumiała. Wywiązała się niemała sprzeczka, która z każdą chwilą robiła
się coraz głośniejsza. Nie miałam siły tego słuchać, więc zawołałam cicho „Ej”.
Wystarczyło, bo kłótnia zakończyła się momentalnie. Zasłona została rozsunięta
i do pokoju weszła młoda kobieta z blond włosami związanymi w kucyk.
Ubrana była w lekarski kitel. Uśmiechała się do mnie pogodnie.
– Słyszałaś nas? Obudziliśmy cię? – zaczęła pytać.
– Przepraszamy – Błażej wszedł w jej słowo.
Miałam wrażenie, że to nie on powinien przepraszać.
Zerknęłam na niego, a potem na jego brata. Uśmiechnęłam się lekko.
– Proszę, nie sprzeczajcie się o mnie. Powiecie mi
o co chodzi?
– Oczywiście – odezwała się kobieta. – Zacznę od
przedstawienia się. Jestem Monika i jestem tu lekarką-wolontariuszką. Na co
dzień pracuję w przychodni na Hożej, wiesz gdzie to?
Kiwnęłam głową. Często ją mijałam idąc do koleżanek
lub do kina.
– Jesteś teraz w naszym pokoju wypoczynkowym. Niewiele
osób dostąpiło tego zaszczytu. Choć w twoim przypadku powinnam powiedzieć, że
to i tak dla ciebie za mało, Księżniczko. To ja czuję się zaszczycona poznając
ciebie.
Poczułam się skrępowana. Zrobiłam grymas na twarzy.
Księżniczka… Jeszcze przed omdleniem byłam zadowolona z takiego obrotu
sprawy, teraz jednak miałam ochotę się schować, wszystko wycofać.
– Nie jestem nikim wyjątkowym. Jestem zwykłą osobą,
jaką zawsze byłam. Proszę mówcie mi Aga.
– Nigdy nie byłaś zwykłą osobą Aguś – Cyryl
podszedł do mnie spokojnie. – Zawsze byłaś wyjątkowa.
Zrobiło mi się ciepło na sercu. Spojrzałam w jego
ciepłe oczy. Uśmiechały się do mnie radośnie. Nie żartował, naprawdę tak
uważał. Uśmiechnęłam się nieśmiało. Przez chwilę miałam wrażenie, że jestem w
tym pokoju sama z tym przystojniakiem.
– Hej, do rzeczy – głos Błażeja wyrwał mnie z
zamyślenia.
Zerknęłam na niego. Patrzył w stronę zasłony. Dłonie
miał zaciśnięte w pięści. Ten widok mnie bardzo zasmucił. Nie chciałam go
zranić. Nie chciałam nikogo ranić.
– Dobrze, posłuchaj mnie teraz uważnie… – lekarka
podeszła do mnie. – Jako Księżniczka masz parę obowiązków. Jednym z nich jest
spotkanie z Radą Wojowników Światła. CA i BG mają zadbać o to, by cię tam
zawieść i ochronić. Nie możesz się teleportować, bo to może spowodować bóle
głowy, omdlenie, a nawet wymioty. Musisz pojechać, co nie jest specjalnie
bezpieczne. Musimy pamiętać, że demony też szukają księżniczki, żeby ją zabić,
albo przekabacić na swoją stronę.
– A nie można tego inaczej załatwić? – spytałam
trochę przerażona.
– Niestety nie… – usłyszałam odpowiedź Błażeja.
Do domu dotarłam pieszo w towarzystwie obu braci.
Przez całą drogę żaden z nich się nie odezwał. Czułam napięcie między nimi. Nie
podobało mi się to. Chciałam przyjaźnić się z oboma… Wydawało się to
jednak nie możliwe, zwłaszcza, gdy byliśmy wszyscy razem.
Ich milczenie sprawiło, że zaczęłam analizować
informacje, jakie uzyskałam ostatnio. Nie było mi łatwo. Przed opuszczeniem
szkoły ustaliliśmy, że na razie nie będziemy poruszać tematu mojego wyjazdu do
stolicy, gdzie od wieków znajduje się siedziba Rady Wojowników Światła. Wszyscy
obecni w Centrum Dowodzenia zgodzili się traktować mnie normalnie. Niestety nie
mogłam ich ubłagać, by nie nazywali mnie Księżniczką.
– To będzie twoja ksywka, jakby się ktoś pytał –
zawołał Jakub radośnie.
Nie byłam pewna czy bezpieczne było używanie tego
tytułu tak po prostu. Udawanie, że to tylko ksywka w świecie Dzieci Aniołów
jest kiepską przykrywką. Zwłaszcza, że żadne z nich nigdy nie rzuci tego słowa
na wiatr. Próbowałam im to wytłumaczyć, przypomnieć, że demony mnie szukają,
ale nie pomogło. Nikt z Wojowników nie potrafił sobie wyobrazić, żeby nie zwracać
się do mnie należnym mi tytułem. Zrozpaczona się poddałam. Tylko Błażej, Cyryl
i Amika zauważyli moją słuszność i postanowili nazywać mnie Agą, lub
Agusią.
– Z rodzicami porozmawiamy innego dnia, kiedy ich
do tego przygotujesz.
Staliśmy już pod klatką. Chłodny ton BG’ego mnie
bolał, ale nie dałam tego po sobie poznać. Odchrząknęłam.
– A kto będzie z nimi rozmawiał oprócz was? –
spytałam.
– Chemiczka i nasza pani doktor. To one tak
naprawdę nami dowodzą, ja jestem dopiero trzeci w hierarchii.
– Masz taki posłuch, jakbyś był najwyżej – powiedziałam
z podziwem.
Chłopak uśmiechnął się na te słowa. Miałam
wrażenie, że temperatura powietrza się podniosła. Zerknęłam na Cyryla, który
kiwał głową z aprobatą.
– Wszyscy się go słuchają, bo jest najważniejszy z
nas, uczniów. I jest świetnym przywódcą.
– A ty jesteś świetnym wojownikiem, usunąłeś
najwięcej demonów.
Po tej gęstej ciszy w trakcie spaceru, ich wzajemne
komplementy były dla mnie naprawdę wielkim szokiem. Po minach ich obu
domyśliłam, że i oni byli tym zdumieni. Przez chwilę wpatrywali się w siebie w
osłupieniu, a potem zwrócili swoje oczy na mnie.
– Co nam zrobiłaś? – spytał zmieszany CA.
– Ja? Nic! – byłam totalnie zaskoczona jego
pytaniem i w zupełności go nie rozumiałam.
– Coś nam zrobiłaś, bo siebie nigdy nie chwalimy –
odpowiedział cierpkim tonem postępując krok do tyłu.
– Wygląda na to, że objawiła się twoja kolejna moc
– Błażej uśmiechał się ironicznie patrząc mi w oczy. – Tego chciałaś, prawda?
Byśmy byli dla siebie mili?
– T… Tak…
– No i masz, spełniło się… w pewien sposób… na
chwilę.
– Jak to? – byłam przerażona, a to nie wróżyło nic
dobrego mojemu sercu.
– To nic złego i raczej nie ma straszliwych
skutków. Wręcz przeciwnie. Spełnią się tylko te dobre życzenia – Błażej nie
przestawał tłumaczyć.
– Chcesz powiedzieć, że ona może sprawić, że stanie
się o, co sobie zażyczy?
– Nie wiem, czy ona to czyni, czy Anioł, czy Bóg.
Ale wychodzi na to, że jej życzenia są ważne. – Cyryl otrząsnął się i podszedł
do nas. Spojrzał na mnie uważnie i warknął cicho. – Tylko nie mdlej.
Kiwnęłam głową. Musiałam uspokoić tętno i wziąć kolejną
dawkę leku.
– Czas do domu – powiedzieli jednocześnie.
Pożegnałam się z nimi ponownym kiwnięciem głową i
poszłam schodami na górę, do mieszkania. Znów miałam mętlik w głowie. Co
gorsza, zaczynała mnie ona już boleć. Potrzebowałam rozmowy z kimś, kto mnie
wysłucha, a nie nakrzyczy… Potrzebowałam babci Kasi.
Entliczek pentliczek... I jak nasza Aga sobie z tym wszystkim poradzi?
Bardzo mnie to ciekawi, a was?
papa
AG
Komentarze
Prześlij komentarz