Świadomość przyszłej walki sprawiła, że
w moich żyłach popłynęła adrenalina. Puls przyśpieszył, a zmysły się
wyostrzyły. Zmrużyłam oczy. Teraz mogłam bez problemu dojrzeć pomarszczone
twarze harpii, ich wydłużone ręce zakończone szponami, a także krótkie czarne,
pierzaste skrzydła. Zawsze się zastanawiałam, jakim cudem te śmieszne małe
skrzydła były w stanie unieść ciała dorosłych kobiet. Te stwory widziałam
wcześniej tylko dwa razy, gdy miałam dyżur zmywania naczyń w kuchni na obozie.
I te pracujące wśród herosów nigdy nas nie atakowały.
Dwie harpie zachodzące nas od tyłu
rzuciły się na nas z nieprzyjemnym skrzeczeniem. Zamachnęłam się sztyletem w
kierunku jednaj z nich, rudowłosej. Odskoczyła zwinnie używając swoich
skrzydeł. Po mojej prawej stronie Śnieżka walczyła z drugą z nich. Za sobą również
słyszałam odgłosy walki. Cztery stwory, na nas czterech. Niby siły były równe,
ale coś mi mówiło, że nie miało pójść tak łatwo.
Ruda staruszka znów naparła wyciągając
ku mnie swoje szpony. Zasłoniłam się tarczą. Wiedźma skrzeknęła i odbiła się.
Uniosła się nad ziemię. Nie zniechęciła się i chwilę potem naskoczyła na mnie
ponownie. Adrenalina płynąca w moich żyłach pomagała mi się skupić, co lekko
mnie zaskakiwało. Do tej pory nawet w czasie treningów, potrafiłam spanikować
zwłaszcza, gdy nie widziałam wyjścia z sytuacji. W tej chwili też go nie
dostrzegałam, a jednak moje ciało doskonale wiedziało, co robić.
Walka była niezwykła. Wiedźma nacierała
na mnie z różnych stron, a ja odpierałam jej ataki. Próbowałam ją dosięgnąć.
Nie zawsze mi się to udawało. Parę razy miałam wrażenie, że mój sztylet przez
nią przeleciał, choć powinien utkwić w jej ciele. Kiedy zirytowany Phillip wykrzyknął
wiązankę przekleństw, wiedziałam, że też to zauważył. Wówczas w moim umyśle pojawiły
się nagle wszystkie informacje dotyczące harpii. Były one dziećmi Elektry i siostrami
Iris. Były również demonami, które potrafiły przybrać postać ducha.
– Jak mamy zabić, albo zranić ducha? –
spytałam na głos cofając się do Jany i odrzucając wszystkie harpie w górę
ciepłym podmuchem powietrza.
– Ducha? – dziewczyna z początku
wydawała się mnie nie rozumieć.
– Tak, ducha. To są demony potrafiące
przybrać postać ducha, zapomniałaś?
– Nie wiem… – odpowiedziała zmieszana.
Phil warknął i podszedł do nas.
– Kto zabił harpie w mitologii?
– Nikt… – powiedziałam automatycznie.
Informacje o mitach pojawiły się w moim
umyśle w błyskawicznym tempie. Było to zaskakujące i bardzo pomocne. W micie
o Fineaszu nie jest wspomniane, jak można pokonać harpie. Nie miałam jednak
czasu się nad tym zastanawiać, bo potwory nadleciały do nas ponownie. Byłam
już poważnie zmęczona i ranna w niektórych miejscach. Moi towarzysze również.
Postanowiłam zmienić taktykę.
– Czego od nas chcecie? – spytałam.
Rudowłosa zaśmiała się przeraźliwie.
Już wiedziałam, że ma na imię Podarge*.
A jej siostrami były Aello, Ocypete,
Kelajno**.
Wszystkie były uosobieniami gwałtownych wiatrów. Nie miałam szans pokonać je za
pomocą wiatru… Czułam się bezsilna.
– Podarge, czego od nas chcecie? –
powtórzyłam pytanie.
Wiedźma stanęła z powrotem na ziemi,
podczas gdy pozostałe harpie unosiły się nad nami. Rozejrzałam się.
Znajdowaliśmy się w jednej z bocznych ulic Nowego Jorku, ale nawet tutaj
pojawiali się od czasu do czasu przechodnie. Teraz zgromadziło się ich znacznie
więcej. Byli wyraźnie zaciekawieni tym, co się działo. A ja byłam ciekawa, co
zobaczyli poprzez Mgłę.
– Chcemy waszej śmierci – odpowiedziała
ich liderka z nieprzyjemnym grymasem.
Spojrzałam ponownie na naszych wrogów.
Phillip stanął przede mną chcąc mnie odgrodzić, pokazać, że będzie mnie
chronił.
– To już zdążyliśmy zauważyć – rzucił
przez zaciśnięte zęby.
– To dobrze.
– Ale na co wam nasza śmierć?
Mój przyjaciel nie chciał dać za
wygraną i byłam mu za to wdzięczna. Kiedy on próbował zagadać harpie, dociec
powodu ich napaści, ja myślałam intensywnie nad sposobem wykiwania ich.
Niestety, doszłam do wniosku, że jest tylko jeden i nie mógł się on spodobać
nikomu z nas… Zerknęłam w górę i sięgnęłam umysłem daleko. Zaczęłam
szeptać modlitwę do Zeusa. Prośbę, aby zrozumiał nasze położenie i pozwolił mi
skorzystać z mojej niebezpiecznej mocy. Musiałam stworzyć niewielkie słońce,
które wessałoby siły witalne harpii nie zasycając moich. Obawiałam się, że bez
pomocy Boga Piorunów i Wiatrów się nie obejdzie.
Po zakończeniu monologu do Króla Bogów
zaczęłam zbierać w sobie energię. Pierwsza zauważyła to Sarah. Spojrzała na
mnie przerażona i pokręciła głową. Wiedziałam, że nie podoba się jej to, ale
i ona nie miała pomysłu. Obserwowała mnie uważnie gotowa wspomóc mnie swoją
magią. Wokół mnie zgromadził się gorący i bardzo silny wiatr. Harpie zdążyły
się już zorientować, co się działo. Wszystkie opadły na ulicę. Phil odwrócił
się do mnie z przerażeniem w oczach. Pamiętał, co się działo poprzednio.
– Elpis, nie rób tego! – zawołał.
Żeby się wszystko udało musiałam się na
tym skupić, więc zignorowałam go. Złożyłam swoje ręce, aby skumulować w nich
energię z wiatru. Stworzenie małej gwiazdy trwało sekundę. Kiedy była
uformowana spojrzałam na wiedźmy. Żadna z nich się nie uśmiechała.
– Odejdźcie, jeśli chcecie żyć –
powiedziałam spokojnie.
– Nie możemy was puścić! – krzyknęła
Aello. – Mamy zobowiązania.
– Musicie, nie macie wyjścia – zawołała
Jany, głos jej drżał.
Podarge wymieniła spojrzenia ze swoimi
siostrami, po czym zaskrzeczała donośnie. Wszystkie cztery ruszyły na nas
jednocześnie. Nie zdążyły jednak zaatakować, bo z ognistej kuli wystrzeliły
promienie energii. Małe pioruny trafiły w każdą z Harpii. Zaskoczone zaskrzeczały,
a potem rozpłynęły się w powietrzu. Zamrugałam zdziwiona zdając sobie sprawę
z tego, że dosłownie przed chwilą pomógł nam sam Bóg Niebios. Nie miałam
jednak czasu się nad tym zastanawiać. Musiałam zneutralizować małą i niebezpieczną
gwiazdę…
Sarah już stała krok ode mnie i
szeptała zaklęcia. Phil podszedł do mnie od tyłu i szepnął mi do ucha, żebym
uwierzyła w siebie. Janete z kolei szperała w swoim plecaku. Nie miałam czasu
pytać, czego szuka. Musiałam wymyślić, jak rozproszyć energię. Musiałam
uwierzyć, że mi się uda. Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. Czułam potęgę
ognistej kuli w rękach. Wiedziałam, że muszę się naprawdę postarać. Zeus z
całą pewnością uważnie mnie obserwował. W mojej głowie pojawił się obraz
świata o brzasku. Gdy dzień budzi się do życia, światło rozprzestrzenia się
powoli od wschodu do zachodu, jeszcze przed słońcem. Mogłam to wykorzystać,
mogłam rozproszyć tak energię. Czułam w sobie potrzebną do tego siłę, ale potrzebowałam
czegoś, dzięki czemu wzbiję się wysoko w górę.
Otworzyłam oczy i zwróciłam się do
Phillipa.
– Potrzebuję koni mojej matki.
– Co? Skąd ci je wezmę? – zapytał
zaskoczony.
Nie umiałam odpowiedzieć mu na to
pytanie. Zerknęłam na kulę energii. Rosła z każdą sekundą.
– Jeszcze jestem w stanie ją
kontrolować, ale przyjdzie moment, że jej wewnętrzna moc przerośnie moją…
Zaufajcie mi, proszę… – jęknęłam.
– Wiem jak przyzwać konie – odezwała
się Jany prostując się.
W ręku trzymała gwizdek, który miał
kolor nieba o brzasku. Nim zdążyłam zapytać, skąd go ma, zadęła w niego dwa
razy. Nie miałam pojęcia, jak konie mają się do nas dostać, ale wiedziałam, że
przybędą. Miałam nadzieję, że będą lada chwila i na szczęście nie przeliczyłam
się. Nie minęła minuta, jak dwa wspaniałe wierzchowce stanęły przed nami.
Faeton zaryczał wesoło, a Lampos skłonił głowę w moim kierunku. Nie miałam
czasu niczego wyjaśniać. Wyciągnęłam ręce przed siebie pokazując koniom małą
gwiazdę.
– Musicie zabrać mnie na orbitę, szybko.
Oba zarżały i ustawiły się do mnie
bokiem. Mogłam wybrać, kogo chcę dosiąść.
– Czekaj, nie pozwolę ci samej! Lecę z
tobą!
Uśmiechnęłam się lekko kiwając głową.
Wiedziałam, że Jacks mnie nie puści. Właśnie dlatego wspomniałam o dwóch
koniach. Jany i Sarah pomogły mi dosiąść Faetona. Wybrałam go, bo nie mogłam
sobie wyobrazić Phila na koniu o różowej grzywie.
Wierzchowce nie potrzebowały żadnego
rozbiegu, by wzbić się w górę. Latanie na koniu, który tak naprawdę galopował w
powietrzu było niezwykłe i piękne. Pewnie bym się tym rozkoszowała, gdyby nie
to, że potrzebowałam skupić się na ognistej kuli. W momencie oddalenia się od
Śnieżki poczułam, że zebrana przeze mnie energia jest bardzo potężna. Nie
sądziłam, że moja przyjaciółka pomagała mi w stabilizowaniu jej.
– Jak wysoko chcesz się wznieść?
– Jak wysoko się da – powiedziałam
przez zaciśnięte zęby. – Prowadź, ja nie mogę się rozpraszać.
– Dobrze. Trzymajcie się blisko. – Głos
Phila był opanowany i pewny siebie. Zaufałam mu.
Konie zaprowadziły nas naprawdę wysoko
nad Ziemię. Widziałam, że Phillip ma już problem z oddechem. Nie rozumiałam,
dlaczego ja go nie miałam. W tej chwili przypomniałam sobie moją modlitwę do
Zeusa. To on kontrolował powietrze. Wyglądało na to, iż chciał mi pomóc, a
Jacks nie był w jego planach.
Westchnęłam i wyrzuciłam kulę ognia w
górę. Wykorzystałam gorący wiatr, aby odrzucić ją jeszcze wyżej. Kiedy ledwo
wyczuwałam jej energię zebrałam w sobie całą pozostałą moc i posłałam ją
jako strzałę świetlną. Niezwykła strzała dotarła do mojego małego światła
i rozproszyła energię, a ta rozlała się po niebie niczym światło
słoneczne. Gorąco dotarło do nas potężną falą. Ani mnie, ani zwierzętom mojej
matki nic się nie stało. Niestety Phil nie był na to gotowy. Zawył głośno.
Spojrzałam na niego wystraszona. Ubranie, które miał na sobie paliło się w
niektórych miejscach.
– Musisz się ugasić wnuczku Posejdona –
zaśmiałam się. – Na pewno masz w plecaku wodę.
Chłopak kiwnął głową. Nie sięgnął
jednak do plecaka, a do kieszeni. Wyjął z niej zapalniczkę. Pstryknął
pokrętło i zamiast ognia pojawiła się stróżka wody. Wykorzystał ją do ugaszenia
swojego ubrania.
– Przydatne, nie ma co – skomentowałam,
kiedy skończył. – A teraz wracajmy.
– Słuchaj, a te konie nie będą
wiedziały gdzie mamy szukać tego ogrodu?
Przyjrzałam się dokładnie Lamposowi.
Patrzył na mnie mądrym wzrokiem, ale milczał. Pokręciłam głową zrezygnowana.
Podejrzewałam, że Phil miał rację. Obawiałam się jednak, że nasza misja nie
miała być tak łatwa. Musieliśmy odnaleźć Przybłędę, jeśli chcieliśmy zdobyć
Kryształowy Kwiat. A gdzie szukać tej
osoby? Nie miałam pomysłu.
– Trzeba wracać. Zaraz zgubimy gwiazdę
wieczorną.
Mój przyjaciel kiwnął głową
zrezygnowany i pogalopował przodem. W drodze powrotnej również nie rozglądałam
się w około. Zastanawiałam się, nad przepowiednią. Rozważałam ją po raz
kolejny. Byłam pewna, że gdzieś tam na naszej drodze, znajdowała się kolejna
wskazówka, tylko my jeszcze do niej nie dotarliśmy.
*Podarge – jedna harpii, często jest
utożsamiana z Kelajno. Jej imię znaczy „Płasko-stopa”; [Ποδάργη].
**Aello, Ocypete, Kelajno – harpie z
mitologii. Ich imiona z greki: Aello/Nikothoe „Wichrowa/Burzowa”, Okypete
„Pędziwiatr”, Kelaino „Czarna”; [Άελλώ, Ώκυπτη, Κελαινώ].
Pierwsze małe zwycięstwo. Ale dlaczego harpie chciały ich zabić? Wobec kogo miały zobowiązania? I dlaczego Zeus im pomógł?
Się okaże... może wkrótce...
Pozdrowionka o 1:09 w nocy.
GG
podróż na orbitę... ale wymyśliłaś!
OdpowiedzUsuń