Przejdź do głównej zawartości

"Nadzieja bogów" Rozdział 15 cz.1

Rozdział 15 / Wilki kontra wiatry



Zjedliśmy śniadanie w niewielkim barze mlecznym. Zmówiłam sobie naleśniki z syropem klonowym. Phillip zajadał się podwójną porcją jajecznicy z kiełbasą, a dziewczyny tostami. Jed­liśmy w milczeniu, które po pewnym czasie zaczęło mi ciążyć.
– Brad wspominał mi, że będziemy spali raczej w motelach lub pod gołym niebem. A tu… samochód.
Phil uśmiechnął się do mnie w odpowiedzi kiwając głową.
– Nikt nie przypuszczał, że tata da nam swój samochód na misję. Musimy na niego uwa­żać. Nie wiem, co mi zrobi, jak zostanie zniszczony…
– A dlaczego miałby być? – zapytałam rozbawiona czując jego przerażenie. Bał się gniewu pana Jacksona.
– A chociażby przez potwory – wyszeptał.
– Swoją drogą, poza harpiami, nikogo więcej w nocy nie spotkaliśmy, a odwiedziliśmy ty­le parków! – zawołała zaskoczona Sarah. – Nie żebym za nimi tęskniła… – pośpieszyła z wy­jaś­nie­niem, gdy zobaczyła nasze spojrzenia. – Ale to trochę dziwne. W nocy zwykle są naj­aktyw­niejsze. Coś nas chroni?
Spojrzała na mnie, a ja wzruszyłam ramionami. Przyszło mi do głowy, że może ktoś nas chronił. Apollowi zależało, na znalezieniu swojego rydwanu, ale czy jego siostra pozwoliłaby mu się panoszyć nocą? To do niej należał ten czas, to ona oświetlała jego mroki światłem księ­życa. Księżyc! Aż się wyprostowałam, kiedy uświadomiłam sobie pewną prawdę. Kiedyś świa­tłem księżyca władała Selene. A ona była moją ciocią. Skoro mama miała na mnie pieczę… to ciocia również. Uśmiechnęłam się do siebie pewna, że znalazłam kolejny fragment ukła­danki.
– A tobie co? – zainteresowała się Janete moją radością.
– A coś wam opowiem… – podjęłam i opowiedziałam im swój sen, moje spotkanie z mat­ką i moje przypuszczenia co do cioci.
Kiedy skończyłam siedzieliśmy przez chwilę w ciszy i popijaliśmy czekoladę.
– To mi coś uświadomiło… – Phil powiódł spojrzeniem po każdej z nas. – W Prze­po­wie­dni Słońca jest mowa o tym, że rodzeństwo odzyska moc, czyli dawni bogowie słońca i księ­ży­ca. Czyli Artemida coś utraci… Mam nadzieję, że nie będziemy mieli na karku jej i jej łow­czyń. Nie mam ochoty spotkać najniebezpieczniejszej heroski i to córki Króla Bogów – skrzy­wił się.
Nie bardzo rozumiałam, o co mu chodzi, więc Jany zabrała się za tłumaczenie. Okazało się, że Artemida w swoim orszaku Łowczyń, oprócz tych znanych mi z mitologii posiadała inne dziewczęta.
– Dawniej przewodziła nimi Zoe Nightshade, córka jednego z potężnych tytanów. Wy­bacz, ale nie mam ochoty wymieniać jego imienia – dziewczyna uśmiechnęła się przepra­szają­co. – Jak chcesz więcej, mu­sisz przeszukać obozowe archiwa. Była porucznikiem Łowczyń dłu­gie stulecia. Zo­stała zabita w trakcie walk z ojcem bogów…
– Zoe i mój ojciec się znali – Phil się skrzywił, a ja wyczułam od niego dziwny smutek i ból. – Nie można powiedzieć, by się specjalnie lubili. Próbo­wała przekonać moją matkę, aby podą­żyła za Artemidą. Na szczęście się tak nie stało. Któregoś razu Artemida została porwana przez armię Pana Tytanów. Zoe i Łowczynie otrzymały misję odnalezienia jej. W tym czasie por­wana została również moja mama. Tata chciał ją odnaleźć i wziąć udział w misji, bo był pewny, że oba porwania są ze sobą powiązane. Łowczynie nie chciały o tym słyszeć. Koniec końców i tak wyruszyli razem, głównie przez upór ojca. I oczywiście jego przypuszczenia oka­zały się praw­dziwe – wzruszył ramionami, jakby to była zwykła opowieść, ale emocje jakie mu towarzy­szyły temu przeczyły. Bardzo to przeżywał.
– Towarzyszyła im Thalia, córka Zeusa – podjęła opowieść Janete – Pod koniec misji Zoe zgi­nęła z rąk swojego ojca, a po wszystkim uwolniona Artemida zaproponowała Thalii, by do­łą­­czyła do jej Łowczyń, jako porucznik. Od tamtej pory jedna z najpotężniejszych herosek na­szych czasów podąża śladami Artemidy.
– Uwierz mi. Nie chcesz jej spotkać… – szepnęła Sarah.
Zamyśliłam się. Amber zdążyła mi opowiedzieć krótko o drugiej wojnie z tytanami. Była dumna z tego, że to jej ojciec ocalił świat. Pamiętałam, że miało to związek z przepowiednią, jak w moim przypadku. Tylko, że wtedy było kilku kandydatów do jej wypełnienia: Percy Jack­son, Thalia Grace i rodzeństwo di Angelo. Myśląc nad tym zrozumiałam, że Thalia przyłączyła się do Łowczyń Artemidy, aby uniknąć losu zapowiedzianego przez przepowiednię. Ciekawe, czy ja też miałam jakieś inne wyjście?
– Zbierajmy się, czas nagli – zdecydował nagle Phillip wstając.
Poszłyśmy w jego ślady. Podziękowaliśmy obsłudze za pyszne jedzenie i wyszliśmy na zewnątrz. Słońce nie było wysoko, dochodziła ledwie ósma, ale dla nas było późno. Czas nieu­błaganie płynął, a my nie mieliśmy go dużo. Przeszliśmy pośpiesznie do samochodu. Śnieżka zaproponowała, byśmy pojechali do jednego z większych parków na południu Filadelfii. Jacks i ja się z nią zga­dzaliśmy. Córka Ateny sprzeczała się jeszcze przez chwilę z nami na ten temat, bo po drodze mieliśmy jeszcze dwa inne parki. Nie chciała, byśmy czegoś pominęli.
– W małym parku nie będzie raczej boiska do baseballa, prawda? – zauważyłam poi­ry­to­wana. – Prze­cież to logiczne. Jany, co się z tobą dzieje? Gdzie twoje umiejętności rozumo­wa­nia?
Dziewczyna westchnęła i pokręciła głową. Schowała twarz w dłoniach i wyszeptała prze­praszające słowa po grecku. Coś się z nią działo i ona sama nie wiedziała co…
Phil odpalił silnik i samochód ruszył z miejsca. Jechaliśmy według wskazówek Sarah. Jak na tak wczesną porę, na ulicach był sznur samochodów. Próbowaliśmy omijać te najbardziej zatłoczone, ale nie udawało nam się to. Kiedy tylko uciekaliśmy przed jednym korkiem, zaraz trafialiśmy w inny. W końcu zjechaliśmy w jakąś boczną alejkę i zabłądziliśmy. Phillip zaklął po cichu. Był bardzo zniecierpliwiony. Stanął na poboczu, wysiadł z auta i się rozejrzał. Wy­szłam za nim. Znajdowaliśmy się na niewielkiej ulicy na osiedlu domków jednorodzinnych Wszy­stkie wyglądały mi na takie same. Phil wyrwał mapę z rąk Sarah i zaczął szukać trasy. Przez cały ten czas mruczał pod nosem po hiszpańsku. Nie umiałam rozróżnić słów, ale jego nega­tyw­ne emocje mówiły mi wiele.
– Jedźmy po prostu na południe – powiedziałam cicho.
Chłopak spojrzał na mnie chłodno. Wiedziałam, co chciał mi w ten sposób przekazać: „Nie odzywaj się”. Westchnęłam i zrobiłam to, o co mnie prosił. Zerknęłam na dziewczyny. Ja­nete przysypiała na tylnym siedzeniu, co trochę mnie niepokoiło. Sarah rozglądała się z zain­tereso­waniem po okolicy.
Nauczenie się trasy przez Jacksona zajęło raptem trzy minuty. Jego złość ustąpiła pew­ności siebie, a ja odetchnęłam z ulgą. Chyba to wyczuł, bo uśmiechnął się kwaśno. Podszedł do córki Hekate i wręczył jej mapę. Przyjęła ją bez słowa. W tym momencie broszka wysyłała mi chłodny sygnał. Drgnęłam i rozejrzałam się dookoła.
Przed samochodem pojawiło się czterech przeraźliwie chudych mężczyzn odzianych w strzępy ubrań. Jeden z nich oprócz tego miał na sobie zwierzęce futra. Ich twarze były blade, chude i przerażające. Policzki mieli całkowicie zapadnięte, a oczy czerwone. Wyglądali na wy­głod­niałych. Uśmiechali się do nas szeroko ukazując ostre kły. Czułam, że ich diety nie sta­no­wią warzywa i owoce…
– Mamy kłopoty – szepnęłam.
– Ta… Lycánthropoi*… – warknął Phillip.
– Super… – jęknęłam.
Nie miałam ochoty na kolejną walkę, ale widziałam, że łatwo nie będzie. Wilkołaków nie da się tak po prostu wykiwać. Są rządne krwi, głodne… Nie miałam pomysłu, jak można by je zabić, ale nie było czasu na myślenie. Nie mieliśmy również czasu na wsiadanie do samochodu. Musieliśmy walczyć. Zacisnęłam prawą rękę dobywając sztyletu z pierścienia. Phil również dobył swój miecz. Śnieżka zapukała w okno auta.
– Jonas! Obudź się, kłopoty! – pisnęła.
Jany uniosła się automatycznie i zaraz się pochyliła ukrywając się. Gdyby wilkołaki jej nie zauważyły, moglibyśmy wykorzystać to jako przewagę. Miałam nadzieję, że zdolność strate­gicznego myślenia lada chwila się w niej obudzi. Bardzo tego potrzebowaliśmy.

*Lycánthropoi (czyt. Likantropi) - Wilkołaki [λυκάνθρωποι].

Ojć… Czy im się w ogóle uda dojechać tam, gdzie chcą? Słabo to widzę. I niby jak mają walczyć z tymi bestiami?
Pozdrawiam tatusia!

Ag

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Inspirowane grecką mitologią - "Nadzieja bogów" Prolog

Pierwsza historia, która usilnie chce wyciec z mojej głowy jest inspirowana grecką mitologią, a dokładnie serią książek "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy". Tak wiem, to książka dla dzieci, mimo to urzekła mnie bardzo! A może właśnie dlatego? Cóż… żeby nie przedłużać – zaczynamy! Prolog /Potężny Głos Ubrana byłam w zwiewną sukienkę w kolorze nieba o brzasku słońca – błękitu prze­cho­dzącego w róż. Znajdowałam się w niezwykle pięknym miejscu. Wokół mnie migotało ty­siące różnych świateł, rozświetlających czerń mroku. Byłam urzeczona ich ilością. Zrobiłam krok do przodu i zorientowałam się, że unoszę się w powietrzu... Pode mną, daleko w dole, widziałam biało-niebieskie plamy. Coś mi te plamy przypominały… Rozejrzałam się. Tuż za mną z daleka zauważyłam niezwykłą jasność. Z początku była delikatna, z czasem jednak nabierała inten­sy­wności, w końcu musiałam odwrócić wzrok.  – Nie powinnaś tam patrzeć – usłyszałam. Spojrzałam zaskoczona ...

"Nadzieja bogów" Rozdział 23 cz.2

– Vic oddawaj Rydwan, to już nie jest śmieszne – Ian zgrzytnął zębami i zacisnął pięści. – Nie ma mowy. Dlaczego miałbym Wam oddać mój skarb? – zaśmiał się dzieciak. – skarb? Po co ci on? – zapytałam. – Apollo ma za dużo obowiązków, nie sądzicie? Spojrzałam na syna Zeusa z powątpiewaniem. Nie wierzyłam w jego słowa. Chłopak był zbyt zadufany w sobie, by pomyśleć o innych. Ian najwyraźniej myślał tak samo, bo przewrócił oczami. – A o co dokładnie chodzi Hawk? – warknęłam podchodząc bliżej. Czułam narastającą wściekłość. – No cóż… – wzruszył ramionami – Wiedziałem, że nie łatwo będzie was przekonać, więc przejdę do sedna. – Przestał się uśmiechać i spojrzał z powagą. – W końcu mój ojciec zwróci na mnie uwagę. Warknęłam nie mogąc powstrzymać frustracji i spojrzałam w górę. Zeusie, dlaczego muszę rozwiązywać twoje rodzinne problemy z ciebie? Może go przywołać do porządku? – krzyknęłam w myślach. Coś mi jednak mówiło, że nic z tego nie będzie. Bóg Piorunów ustalił dawno te...

"Nadzieja bogów" Rozdział 16 cz.2

Kiedy doszliśmy do celu, poczułam przyjemny powiew wiatru. Wiedziałam, że jestem tam, gdzie być powinnam. Ale jak miałam znaleźć dziewczynę? Zaczęliśmy się uważnie rozglądać, badać drzewa. Sarah szeptała zaklęcia, Janete dokła­dnie przyglądała się pniom, a Phillip badał podłoże. Przez chwilę obserwowałam ich z uśmie­chem. Byłam szczęśliwa, że miałam ich przy sobie. W końcu zamknęłam oczy i przywołałam obraz młodej dziewczynki śpiewającej piosenkę. Słowa piosenki same przyszły mi do głowy. Po chwili zaczęły płynąć z moich ust. Poczułam dziwną wibrację w powietrzu. Otworzyłam oczy i zaskoczona zachłystnęłam się powietrzem ucinając piosenkę w pół wersu. Przede mną stała niezwykle piękna dziewczyna o delikatnych rysach i o smukłej sylwet­ce. Miała na sobie sukienkę z kory drzewa, a długie włosy w kolorze żołędzi były ozdobione liśćmi dębu. Patrzyła na mnie nieprzeniknionym wzrokiem. – Witajcie młodzi herosi – powiedziała do nas śpiewnie. – Jestem Belanida. – Witamy cię driado ...