Przejdź do głównej zawartości

"Nadzieja bogów" Rozdział 2 cz.2

– Ja… ja nie wiem… sss… skąd się tu wzięłam… – zaczęłam się jąkać ze strachu. – To.. to jest sen! To… nie dzieje się naprawdę! – jęczałam z rozpaczy. Chciałam się obudzić, musiałam się obudzić!!
Apollo uśmiechnął się do mnie ciepło.
– Sen nie przeczy temu, że to dzieje się naprawdę. Choć nie powinno cię tu być… – wyglą­dał na zatroskanego. – Skoro już tu jesteś to zbliż się i pytaj, szukająca – odezwał się po chwili milczenia.
– Ja… – wyszeptałam speszona, – szukająca?
– Skoro pojawiłaś się u wyroczni delfickiej to na pewno masz jakieś pyta­nie.
Jego spokojny ton miał mnie chyba uspokoić, ale jego słowa sprawiły, że się jedynie bar­dziej zdenerwowałam.
– U wyroczni? Ja… – próbowałam ogarnąć umysłem całą sytuację. – Nie chciałam, ja… gdzie?
I nagle w moim umyśle zabłyszczały różne informacje o starożytnej Grecji. Apollo był Bo­giem Wyroczni – delfickiej wyroczni. Świątynia w tym mieście była poświęcona jemu. Sta­łam właśnie w tej świątyni! To było bardzo nie­realne… przecież została zniszczona wieki te­mu. Aktualnie w Delfach znajdo­wały się jej ruiny… Wzięłam głęboki oddech.
– Co ja tu robię? – spytałam pewnym siebie głosem. Nie wiem skąd pojawiła się ta pew­ność siebie, ale uważałam, że to właśnie było pytanie, które powinnam zadać. – I dlaczego właśnie ja?
Młody bóg spojrzał za siebie na marmurowy stożek. Zrobiłam to samo. Tuż za nim poja­wiła się bardzo dziwna zielona mgła. Nie wyglądała zachęcająco, rozprzestrzeniała się w naszą stronę. Już chciałam uciekać, kiedy ta mgła się nagle zatrzymała u stóp Apolla, a potem momentalnie się cofnęła.
Liakáda mou, jesteś tu, a to oznacza, że nadszedł już czas wypełnienia Prophiteías tou Íliou*. A szkoda… tak szybko ten czas minął, nie zdążyłem się nacieszyć…
– Przepowiedni Słońca? – przetłumaczyłam automatycznie frazę przery­wając mu. Jak przystało na dziewczynę o greckim imieniu znałam dobrze ten język. – A co to jest?
– Ech… ta młodzież…
Apollo pokręcił głową teatralnie. Zupełnie jakby sam nie należał do mło­dzieży. Przecież był w moim wieku! Czekałam cierpliwie, co mi odpowie. Po dłuższej chwili spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem na swojej przystojnej twarzy.
Liakáda mou, wszystkiego dowiesz się wkrótce.
To nazywanie mnie „Słoneczkiem” było irytujące. Zwłaszcza gdy te słowa były wypo­wiadane przez tak przystojnego i aroganckiego mło­dzieńca. Po za tym, po wcześniejszym spot­­kaniu z potężnym Bogiem Słońca nie wydawało mi się to na miejscu.
– Nie nazywaj mnie tak. Nie jestem TWOIM słoneczkiem! – warknęłam.
– Dlaczego? Przecież to jak najbardziej na miejscu – zaśmiał się. – Ale dobrze, jak sobie ży­czysz. – Znów na mnie spojrzał. Z jego twarzy zniknęło rozbawienie. W oczach pojawiła się po­waga. – Prophiteía tou Íliou stała się faktem twoich czasów. W takim razie niedługo znów się zobaczymy. A tym czasem – czas się obudzić Iliakí Elpídha**.
Nagle zrobiło się ciemno, a kiedy zamrugałam, przed oczami miałam biały sufit. Potrze­bowałam chwili, by zrozumieć, gdzie się znajdowałam… Zasnęłam w domu Lyry na kanapie. Nie był to pierwszy raz. Mama z całą pewnością, została o tym fakcie powiadomiona, więc nie musiałam się przejmować.
Usiadłam próbując zebrać myśli. Nie było to łatwe. Miałam dziwne wrażenie, że ten sen wcale nie był sennym marzeniem, wymyślonym przez mój umysł. Apollo powiedział: „Sen nie przeczy temu, że to dzieje się na­prawdę”. Ale jak to możliwe? Przecież Delf już nie ma. Czy to możliwe, że byłam świadkiem jakiejś rozmowy z przed tysięcy lat? To śmieszne – krzyk­nęłam w myślach podrywając się na nogi. Przez chwilę zrobiło mi się czarno przed oczami, więc się zachwiałam. Kiedy się uspokoiłam, ruszyłam do ogro­du. Bogowie greccy nie istnieją, nigdy nie istnieli, to tylko wymy­sły ludzi! – powtarzałam w duchu.
Wyszłam na podwórze. Powietrze było ciepłe i rześkie. Odetchnęłam głęboko parę razy. Czułam jak wracają mi siły. Odsunęłam myśli o snach, greckich bogach czy mitologii. Skupiłam się jedynie na rozgwieżdżonym niebie. Było takie piękne... Rzadko miałam okazję je oglądać, bo w centrum miasta, czy po stronie wschodniej, gdzie mieszkałam nie było na to szans przez światła lamp i reflektorów.
Przyjrzałam się uważnie gwiazdom w poszukiwaniu gwiazdozbiorów. Znalazłam Gwia­z­dę Polarną i Małą Niedźwiedzicę. Dookoła niej wił się Smok, a poniżej znajdowała się Wielka Niedźwiedzica. Po drugiej stronie znalazłam Kasjopeję i Perseusza. Skrzywiłam się zdając so­bie sprawę, że oglądając niebo nie ucieknę od mitów. To właśnie postacie mityczne zostały „prze­niesione na niebo jako gwiazdozbiory”. Przestałam szukać kształtów i tylko roz­glą­dałam się w około. Byłam ciekawa czy widok gwiazd w kosmosie, jaki widziałam w swoim poprzed­nim śnie, był faktycznie prawdziwy. Chciałabym kiedyś do­wiedzieć się, jak naprawdę to wy­gląda.
– Czas się obudzić Iliakí Elpídha – zabrzęczało mi w uszach, zupełnie jakby Apollo stał koło mnie i szeptał mi do ucha.
Miałam wrażenie, jakoby ta pobudka dotyczyła czegoś głębszego, że nie chodziło o samo wstanie z kanapy… I jeszcze to, w jaki sposób wymawiał mo­je nazwisko… jak gdyby nie chodziło o zwykłe imię i nazwisko, tylko o głębszy sens tych słów – Iliakí Elpída czyli Sło­neczna Nadzieja. Pominęłam fakt, że moje rodowe nazwisko miało inną końcówkę…
Stałam jeszcze chwilę, a kiedy zrobiło się chłodno, odwróciłam się w stronę domu. Niebo na wschodzie pojaśniało. Świtało... „Jutrzenka zawsze będzie potrzebna” – przypom­niałam so­bie. Chcąc nie chcą przyznałam rację. Bez świtu byłoby dziwnie. Niebo o brzasku miało pię­kną barwę.
– Czeeść – usłyszałam przed sobą i aż podskoczyłam.
Przede mną stał młody chłopak, mniej więcej w moim wieku. Miał na sobie krótkie, luźne bojówki i długą, sportową koszulkę. Włosy miał kręcone, a jego brodę ozdabiała kozia bródka. Jednak najdziwniejszym w jego wyglą­dzie był fakt, że spod spodek wyłaniały się owłosione, kozie nogi… A z głowy wyrastały różki.
– No nie! – krzyknęłam i zaraz zakryłam usta. Nie chciałam nikogo obudzić. – Kolejne mitologiczne stworzenie – jęknęłam ciszej. – Co to jest? Ktoś mi robi jakiś kawał, czy co?
Kozłonóg wyszczerzył zęby, był wyraźnie zmieszany. Przystępował z nogi na nogę, a wła­ściwie z kopyta na kopyto.
– Yyy… no… nie…
Wyraźnie nie wiedział, co ma teraz powiedzieć, a to przecież on przyszedł do mnie.
– To jest kawał czy naprawdę przede mną stoi satyr? Tłumacz się!
Kozłonóg odetchnął głęboko, spojrzał przez ramię za siebie, po czym zwrócił się do mnie.
– Naprawdę jestem satyrem – powiedział. – Na imię mam Dexter. Nie mamy wiele czasu, więc skoro mamy już za sobą kwestię mojej tożsamości, to poproszę, byś za mną poszła.
– Gdzie i po co? – spytałam buńczucznie.
– Jeśli się nie pospieszymy wyślą innego potwora. Musimy iść tam, gdzie będziesz bez­pie­czna.
– Czyli gdzie? Do domu, chcesz mnie odprowadzić do domu?
Satyr pokręcił głową i znów poruszył się niespokojnie w miejscu.
– W domu cię wytropią… Musisz iść ze mną do obozu.
Niewiele rozumiałam z tej rozmowy. Nie widziałam sensu, w tym wszys­tkim, co mnie do tej pory spotkało. A może to wciąż był sen? Już chcia­łam zacząć się wykłócać, że nigdzie nie idę, kiedy nagle, tuż nad nami rozbły­sło potężne światło, a z jego wnętrza rozległ się Ten Głos.
– ELPIDHO!
Podskoczyliśmy przerażeni. Światło zgasło zostawiając mi mroczki przed oczami. Chło­pak zabeczał gapiąc się w niebo. Dobrze znałam ten ton i głos… Słyszałam go już dwukrotnie wcześniej… Chociaż byłam przerażona zdałam sobie sprawę, że wokół mnie działy się rzeczy, których nie rozumiałam, a Dexer wydawał się wiedzieć, co się działo. Kiedy szarpnął mnie za rękę i pociągnął za sobą, nie protestowałam tylko pobiegłam w stronę ulicy, gdzie stał samo­chód. Na przednich siedzeniach siedzieli chłopak i dziewczyna. Ci sami, którzy wczoraj wal­czyli ze smokiem.



Kilka słów o języku greckim: kreska nad literą oznacza sylabę akcentowaną w wyrazie. W wyrazach jednosylabowych akcentów się nie zaznacza. 
*Prophiteías tou Íliou (czyt. Profitias tu Iliu) - dokładnie: Przepowiedni Słońca  [Προφητείας του Ήλιου];  Prophiteía oznacza Przepowiednia [Προφητεία του Ήλιου].
**Iliakí Elpída (czyt. Iljaki Elpidha) - Słoneczna Nadzieja [Ηλιακή Ελπίδα].
 Imię naszej bohaterki Elpidha ('dh' czyta się jak twarde 'd', podobne do angielskiego 'th' w wyrazie 'there') oznacza właśnie "Nadzieja". Mogę zdradzić, że jej nazwisko brzmi Iliakos czyli "Słoneczny".

W końcu przechodzimy dalej...
Czyżby mitologia nie była tylko fikcją? Co znaczą te słowa? I kim jest ta dwójka młodych ludzi?
Dowiemy się wkrótce
Pozdrawiam
GG

Komentarze

  1. Już wiem, bo przeczytałam stronę z opisami bohaterów :D haha wiem kto to.
    Czytam dalej z zaciekawieniem.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Inspirowane grecką mitologią - "Nadzieja bogów" Prolog

Pierwsza historia, która usilnie chce wyciec z mojej głowy jest inspirowana grecką mitologią, a dokładnie serią książek "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy". Tak wiem, to książka dla dzieci, mimo to urzekła mnie bardzo! A może właśnie dlatego? Cóż… żeby nie przedłużać – zaczynamy! Prolog /Potężny Głos Ubrana byłam w zwiewną sukienkę w kolorze nieba o brzasku słońca – błękitu prze­cho­dzącego w róż. Znajdowałam się w niezwykle pięknym miejscu. Wokół mnie migotało ty­siące różnych świateł, rozświetlających czerń mroku. Byłam urzeczona ich ilością. Zrobiłam krok do przodu i zorientowałam się, że unoszę się w powietrzu... Pode mną, daleko w dole, widziałam biało-niebieskie plamy. Coś mi te plamy przypominały… Rozejrzałam się. Tuż za mną z daleka zauważyłam niezwykłą jasność. Z początku była delikatna, z czasem jednak nabierała inten­sy­wności, w końcu musiałam odwrócić wzrok.  – Nie powinnaś tam patrzeć – usłyszałam. Spojrzałam zaskoczona ...

"Nadzieja bogów" Rozdział 23 cz.2

– Vic oddawaj Rydwan, to już nie jest śmieszne – Ian zgrzytnął zębami i zacisnął pięści. – Nie ma mowy. Dlaczego miałbym Wam oddać mój skarb? – zaśmiał się dzieciak. – skarb? Po co ci on? – zapytałam. – Apollo ma za dużo obowiązków, nie sądzicie? Spojrzałam na syna Zeusa z powątpiewaniem. Nie wierzyłam w jego słowa. Chłopak był zbyt zadufany w sobie, by pomyśleć o innych. Ian najwyraźniej myślał tak samo, bo przewrócił oczami. – A o co dokładnie chodzi Hawk? – warknęłam podchodząc bliżej. Czułam narastającą wściekłość. – No cóż… – wzruszył ramionami – Wiedziałem, że nie łatwo będzie was przekonać, więc przejdę do sedna. – Przestał się uśmiechać i spojrzał z powagą. – W końcu mój ojciec zwróci na mnie uwagę. Warknęłam nie mogąc powstrzymać frustracji i spojrzałam w górę. Zeusie, dlaczego muszę rozwiązywać twoje rodzinne problemy z ciebie? Może go przywołać do porządku? – krzyknęłam w myślach. Coś mi jednak mówiło, że nic z tego nie będzie. Bóg Piorunów ustalił dawno te...

"Nadzieja bogów" Rozdział 16 cz.2

Kiedy doszliśmy do celu, poczułam przyjemny powiew wiatru. Wiedziałam, że jestem tam, gdzie być powinnam. Ale jak miałam znaleźć dziewczynę? Zaczęliśmy się uważnie rozglądać, badać drzewa. Sarah szeptała zaklęcia, Janete dokła­dnie przyglądała się pniom, a Phillip badał podłoże. Przez chwilę obserwowałam ich z uśmie­chem. Byłam szczęśliwa, że miałam ich przy sobie. W końcu zamknęłam oczy i przywołałam obraz młodej dziewczynki śpiewającej piosenkę. Słowa piosenki same przyszły mi do głowy. Po chwili zaczęły płynąć z moich ust. Poczułam dziwną wibrację w powietrzu. Otworzyłam oczy i zaskoczona zachłystnęłam się powietrzem ucinając piosenkę w pół wersu. Przede mną stała niezwykle piękna dziewczyna o delikatnych rysach i o smukłej sylwet­ce. Miała na sobie sukienkę z kory drzewa, a długie włosy w kolorze żołędzi były ozdobione liśćmi dębu. Patrzyła na mnie nieprzeniknionym wzrokiem. – Witajcie młodzi herosi – powiedziała do nas śpiewnie. – Jestem Belanida. – Witamy cię driado ...