Przejdź do głównej zawartości

"Nadzieja bogów" Rozdział 3 cz.2

Po zjedzeniu naszego skromnego śniadania ruszyliśmy za Phillipem. Chło­pak miał zna­cz­nie lepszy humor niż wcześniej.
– Czy ten ktoś zgodził się, aby przewieść nas, nielatów? – spytałam i dodałam szybko – no, ciebie nie licząc.
– Też jeszcze jestem nieletni. Brakuje mi dwóch miesięcy – Phil wzruszył ramionami, spo­glądając na mnie obojętnie. – Ta kobieta właściwie nie zada­wała pytań. Płynie do Kanady i po prostu zabierze nas ze sobą, jako załogę do pomocy na swoim jachcie.
Im bardziej zbliżaliśmy się do celu, tym więcej się denerwowałam. Bałam się, że tak łat­wo nie będzie.
– Jesteśmy proszę pani! – zawołał w stronę dużego białego jachtu żaglowego, który stał na samym końcu pomostu.
Stanęłam z tyłu z lękiem i obserwowałam, jak wysoka kobieta wyłania się ze środka ło­dzi. Pomachała do nas, a następnie zeszła na pomost. W chwili, kiedy na nas spojrzała, zamarłam. Przed nami w krótkich spodenkach i ko­szulce na ramiączkach stała moja ciocia Se­lena.
– To jest was czworo i chcecie… – zaczęła, ale w tym momencie jej wzrok padł na mnie.
Theíaaaa!* – pisnęłam i pobiegłam ile tchu wprost w jej objęcia.
Moró mou**Elpídho… – wołała z radością i gładziła mnie po włosach. – Agápi mou***, Apo pouyiatí eísai edó?****
Avtó eínai makrá istoría^ – odpowiedziałam puszczając ciocię. – Nie ma­my czasu. To są moi kumple – wskazałam na swoich towarzyszy. Wszyscy mieli wymalowane na twarzach wy­razy zaskoczenia. – Pomożesz nam prze­dostać się do Nowego Jorku?
– Oczywiście – ciocia spojrzała niepewnie na nich, potem znowu na mnie. – Eínai óla en­táxei?^^
Ésti ki ésti^^^ – odpowiedziałam wymijająco.
Czułam się niezręcznie prowadząc tę rozmowę po grecku, zwłaszcza, że rodzeństwo Jack­sonów wydawało się rozumieć każde słowo. Spojrzałam na nich uśmie­chając się lekko.
Theía, oni znają grecki, więc nic przed nimi nie ukryjemy.
Ciocia zaśmiała się na te słowa. Jeszcze raz mnie do siebie przytuliła. Poczułam się zna­cznie lepiej. To, co zdarzyło się ostatnio, nie przerażało już mnie tak bardzo, bo miałam przy sobie kogoś bliskiego. Obserwowałam ją uważnie czekając, co powie i co zrobi. Od niej zale­ża­ło, czy uda nam się dostać do tego obozu…
– A zatem jesteś tu sama z tymi młodymi ludźmi, którzy znają grecki… I jedziecie do No­wego Jorku…
Twarz cioci zmieniła się diametralnie. Zniknął spokój i uprzejmość, pojawił się strach. Spojrzała przenikliwie na Phillipa. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. W końcu ciocia Selena zakryła usta ręką dobrze znanym mi gestem wyrażającym głęboki smutek i niepokój.
– Czyli to już się stało… Odkryli cię… Czy… – spojrzała na mnie i tak jak zawsze, kiedy się denerwowała, przeszła na język grecki. – I mitéra sou xérei?^^^^
– Nie, nie było czasu jej mówić… Zaraz… Ty wiesz o co chodzi? – spytałam zaskoczona.
– Tak, Moró mou, potrzebujesz się dostać do obozu.
– Ty wiesz?! – krzyknęłam roztrzęsiona odsuwając się – czy tylko ja nic nie wiem?
Ciocia przysuwała się do mnie spokojnie. Wyciągnęła do mnie ręce. Amber i Dexter rów­nież postąpili do przodu. Tylko Phillip stał twardo bacznie mnie obserwując.
– Bezpieczniej jest, jeśli nic nie wiesz – powiedziała łagodnie przyjaciółka mojej mamy – Wtedy potwory cię nie zaatakują. Obiecuję, że ci wszystko wytłumaczę, ale najpierw dopłyń­my do obozu. Parakaló*^.
Kiwnęłam głową i zrobiłam głęboki wdech. Ciocia zaprosiła nas na pokład swojego Jach­tu. Dokonałam prezentacji i zapoznałam wszystkich. Miałam problem z przypom­nieniem so­bie, jak ciocia ma na nazwisko, ale nikt się o to nie pytał. Kiedy przedstawiałam Phillipa spoj­rzał na mnie, jakby był w szoku, że znam jego imię. Wówczas zdałam sobie sprawę, że nie zos­taliśmy sobie przedsta­wieni. Nie było jednak na to czasu. Ciocia pokierowała nami, co ma­my robić i po kilku minutach wypływaliśmy w morze.
Stanęłam z przodu obserwując jak dziób łodzi przecina fale na pół. Chwilę później obok mnie stanął chłopak. Czułam, że powinnam coś mu powiedzieć, może podziękować, ale nie miałam siły na rozmowy z kimkolwiek. Na szczęście Phil milczał obserwując wodę.

*Theía (czyt. tia) - ciocia, ciociu [Θεια]
**Moró mou (czyt. moro mu) - zwrot oznaczający m. in. dziecino moja, moje dziecko, skarbie, kochanie [Mωρό μου]
***Agápi mou (czyt. agapi mu) - kochanie, moja miłości [Aγάπη μου]
****Apo pou… yiatí eísai edó? (czyt. Apo pu... jati ise edo?) - Skąd... dlaczego tu jesteś? [Aπό πού... Γιατί είσαι εδώ;]
^Avtó eínai makrá istoría (czyt. afto ine makra istoria) - to jest długa historia  [Αυτό είναι μακρά ιστορία]
^^Eínai óla entáxei? (czyt. Ine ola entaksi?) - wszystko w porządku? [Είναι όλα εντάξει;]
^^^Ésti ki ésti (czyt. eci ki eci) - tak sobie [έτσι κι έτσι]
^^^^I mitéra sou xérei (czyt. i mitera su kseri) - Twoja mama wie? [H μητέρα σου ξέρει]
*^Parakaló (czyt. parakalo) - proszę [παρακαλώ]

Co takiego wie ciocia o tym co się dzieje? Czego jej nie mówi? Czy jest tylko koleżanką jej mamy?
I w końcu mają środek transportu! Oby nic się po drodze nie stało...
pozdrawiam
GG

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Inspirowane grecką mitologią - "Nadzieja bogów" Prolog

Pierwsza historia, która usilnie chce wyciec z mojej głowy jest inspirowana grecką mitologią, a dokładnie serią książek "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy". Tak wiem, to książka dla dzieci, mimo to urzekła mnie bardzo! A może właśnie dlatego? Cóż… żeby nie przedłużać – zaczynamy! Prolog /Potężny Głos Ubrana byłam w zwiewną sukienkę w kolorze nieba o brzasku słońca – błękitu prze­cho­dzącego w róż. Znajdowałam się w niezwykle pięknym miejscu. Wokół mnie migotało ty­siące różnych świateł, rozświetlających czerń mroku. Byłam urzeczona ich ilością. Zrobiłam krok do przodu i zorientowałam się, że unoszę się w powietrzu... Pode mną, daleko w dole, widziałam biało-niebieskie plamy. Coś mi te plamy przypominały… Rozejrzałam się. Tuż za mną z daleka zauważyłam niezwykłą jasność. Z początku była delikatna, z czasem jednak nabierała inten­sy­wności, w końcu musiałam odwrócić wzrok.  – Nie powinnaś tam patrzeć – usłyszałam. Spojrzałam zaskoczona ...

"Nadzieja bogów" Rozdział 23 cz.2

– Vic oddawaj Rydwan, to już nie jest śmieszne – Ian zgrzytnął zębami i zacisnął pięści. – Nie ma mowy. Dlaczego miałbym Wam oddać mój skarb? – zaśmiał się dzieciak. – skarb? Po co ci on? – zapytałam. – Apollo ma za dużo obowiązków, nie sądzicie? Spojrzałam na syna Zeusa z powątpiewaniem. Nie wierzyłam w jego słowa. Chłopak był zbyt zadufany w sobie, by pomyśleć o innych. Ian najwyraźniej myślał tak samo, bo przewrócił oczami. – A o co dokładnie chodzi Hawk? – warknęłam podchodząc bliżej. Czułam narastającą wściekłość. – No cóż… – wzruszył ramionami – Wiedziałem, że nie łatwo będzie was przekonać, więc przejdę do sedna. – Przestał się uśmiechać i spojrzał z powagą. – W końcu mój ojciec zwróci na mnie uwagę. Warknęłam nie mogąc powstrzymać frustracji i spojrzałam w górę. Zeusie, dlaczego muszę rozwiązywać twoje rodzinne problemy z ciebie? Może go przywołać do porządku? – krzyknęłam w myślach. Coś mi jednak mówiło, że nic z tego nie będzie. Bóg Piorunów ustalił dawno te...

"Nadzieja bogów" Rozdział 16 cz.2

Kiedy doszliśmy do celu, poczułam przyjemny powiew wiatru. Wiedziałam, że jestem tam, gdzie być powinnam. Ale jak miałam znaleźć dziewczynę? Zaczęliśmy się uważnie rozglądać, badać drzewa. Sarah szeptała zaklęcia, Janete dokła­dnie przyglądała się pniom, a Phillip badał podłoże. Przez chwilę obserwowałam ich z uśmie­chem. Byłam szczęśliwa, że miałam ich przy sobie. W końcu zamknęłam oczy i przywołałam obraz młodej dziewczynki śpiewającej piosenkę. Słowa piosenki same przyszły mi do głowy. Po chwili zaczęły płynąć z moich ust. Poczułam dziwną wibrację w powietrzu. Otworzyłam oczy i zaskoczona zachłystnęłam się powietrzem ucinając piosenkę w pół wersu. Przede mną stała niezwykle piękna dziewczyna o delikatnych rysach i o smukłej sylwet­ce. Miała na sobie sukienkę z kory drzewa, a długie włosy w kolorze żołędzi były ozdobione liśćmi dębu. Patrzyła na mnie nieprzeniknionym wzrokiem. – Witajcie młodzi herosi – powiedziała do nas śpiewnie. – Jestem Belanida. – Witamy cię driado ...