Przejdź do głównej zawartości

"Dzieci Aniołów" Rozdział 1 cz.1


Rozdział 1


To był męczący dzień nauki szkolnej. Siedziałam na ławce pod oknem na korytarzu i czekałam aż Gabriela, moja najbliższa przyjaciółka skończy swoje lekcje. Poznałyśmy się na początku gimnazjum. Przez trzy lata byłyśmy w tej samej klasie. Liceum również wybrałyśmy razem. Tylko profile klas miałyśmy inne. Ja już swoje lekcje skończyłam i czekałam na Gabi.
Podciągnęłam nogi na ławkę, oparłam się o ścianę i zagłębiłam się w czytanie książki. To moja ulubiona rozrywka – czytanie. Kiedy wchodzę w świat książki, znika wszystko wokół mnie. Interesuje mnie tylko świat przedstawiony.
Książka tak mnie wciągnęła, że nie usłyszałam, kiedy zabrzmiał dzwonek na przerwę. Nie słyszałam hałasu, jaki tworzyli uczniowie, dopóki Gabi nie potrząsnęła mną, sprowadzając tym samym na ziemię.
– Hej, masz zamiar wyjść dzisiaj ze szkoły? – spytała ze śmiechem.
Schowałam swoją książkę w pośpiechu i ruszyłam za nią do szatki po kurtkę. (Jak na jesień przystało, pogoda był deszczowa.) Szłyśmy za tłumem do piwnicy. Uczniów było naprawdę sporo, zupełnie, jakby prawie cała szkoła właśnie skończyła lekcje. Wiedziałam, że w szatniach będzie ciasno. Idąc po schodach byłam nieustannie popychana. Tuż za mną szli chłopcy ze starszej klasy. Wyraźnie się spieszyli. Kiedy zeszłam do piwnicy, usunęłam się na bok w pobliże ściany po prawej stronie. Chłopaki wyminęli mnie nawet na mnie nie patrząc. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Zachowywali się jak hołota przepychając się do przodu.
Gabi dotknęła mojego ramienia.
– Idź, bo nas stratują…
Miała rację, tamci chłopcy, nie byli jedyni, którzy się przepychali. Wszyscy chcieli jak najszybciej opuścić szkołę. Zaczęłam żałować, że nie zaczekałyśmy na korytarzu, aż ten tłum się przerzedzi.
Szłyśmy szybkim tempem wzdłuż ściany, która skręcała nagle w prawo i po pewnym czasie urywała się ukazując szeroki korytarz. Po jednej stronie znajdowały się rzędy szatni, a po drugiej okna i ławki pod nimi. Na końcu korytarza znajdowały się inne schody, którymi również schodzili uczniowie.
– Musimy przebić się przez tłum – zauważyłam z jękiem.
Stałyśmy naprzeciwko naszej szatni. Od drzwi oddzielali nad idący uczniowie. Obser­wo­wałam chwilę tłumną masę, by znaleźć odpowiedni moment. Ten moment nastąpił, kiedy tuż przed nami przetoczyli się koledzy z klasy Gabi. Weszłyśmy z nimi do ciasnej szatni, od­dzielonej metalową siatką o szatni sąsiednich. Chwyciłam swoją kurtkę z wie­szaka po lewej stronie. Teraz czekała nas droga z powrotem.
Odwróciłam się do przyjaciółki. Chciałam powiedzieć, byśmy poczekały, aż tłumy znikną. Niestety, w tym momencie jeden z chłopaków popchnął mnie do wyjścia wściekając się na mnie, bo stałam mu na drodze. Nie miałam innej możliwości, musiałam ruszyć przed siebie. Szłam tuż obok ściany po prawej stronie korytarza. Zataczałam w ten sposób większe koło. Wolałam jednak nie wpychać się na schody. Obejrzałam się i zauważyłam Gabrielę idącą za mną w pewnej odległości z dziewczyną z klasy. Poruszała się powoli, więc i ja zwolniłam. Nigdzie mi się nie spieszyło. Parę osób spokojnie nie wyprzedziło. Ściana kończyła się i mu­siałam skręcić w lewo. Do schodów dzieliło mnie raptem parę metrów, może dwa. Zrobiłam dwa kroki wchodząc w tłum uczniów. W tym momencie poczułam ból w prawym ramieniu. Jakiś wysoki chłopak przepychał się koło mnie. Odrzuciło mnie z powrotem na ścianę. Przy­gotowałam się na zderzenie z zimną powierzchnią przymykając oczy. Ku mojemu zaskoczeniu nic takiego się nie zdarzyło.
Potoczyłam się parę kroków do tyłu. Przestraszona otworzyłam oczy. Uczniowie zniknęli, zniknęły również schody. Przede mną znajdowała się biała ściana. Dotknęłam jej była twarda i zimna, jak się spodziewałam. Nigdzie nie widziałam drzwi. Zaskoczona rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w obszernym pomieszczeniu o bielonych betonowych ścianach. W centralnej jego części znajdowały się metalowe biurka z nowoczesnym sprzętem kompu­terowym i regały pełne książek i segre­gatorów. Nigdy wcześniej nie widziałam tego miejsca, więc stałam urzeczona i chłonęłam wszystko. W pewnej odległości od biurek zwisały z sufitu potężne ekrany LCD. Na jednych były wyświetlane mapy poszczególnych dzielnic Augustowa, na innych jakieś zestawienia, statystyki. Największy, najbardziej oddalony ode mnie poka­zywał zapisy z dwudziestu kamer szkolnych. Poznałam niektóre korytarze i sale.
– Wow, kiedy tu trafiłaś? – usłyszałam pytanie.
Przed jednym z biurek siedział sympatyczny chłopak z niewielkimi okularami na nosie. Miał na sobie zwykłą białą koszulkę i dżinsy. Włosy krótko ścięte odsłaniały wzorek na prawym boku głowy, który przypominał mi jakąś hebrajską literę, ale nie umiałam zgadnąć jaką.
– Przed chwilą… – odpowiedziałam zmieszana. – I nie wiem jak…
– Tak, jak wszystkie Dzieci Aniołów. Teleportowałaś się.
– Co!?? – krzyknęłam zszokowana i zrobiłam krok do tyłu uderzając się w ścianę.
Chłopak uśmiechnął się ciepło, wstał i podszedł w moją stronę spokojnym krokiem.
– Spokojnie, pierwszy raz ci się to przydarzyło, prawda? Każde Dziecko Anioła potrafi się teleportować tam, gdzie jest potrzebne, lub gdzie go wzywają.
– Zostałam tu wezwana? Przez kogo? – rozejrzałam się. Nikogo, poza nami tu nie było. –Przez ciebie?
– Nie. Myślę raczej, że przez twojego anielskiego opiekuna.
Patrzyłam na niego szerokimi oczami. Dopiero niespełna pół roku wiedziałam o tym, że należę do tego elitarnego grona. Do tej pory jednak nie dowiedziałam się kim jest Anioł, który mnie naznaczył. Nie spotkałam również innych, takich jak ja.
– Skąd masz pewność, że jestem Dzieckiem Anioła? – spytałam nieufnie.
– Cóż, zwykły człowiek nie ma tu wstępu. Nie wiem jak to działa, nie pytaj, – pokręcił głową – ale żaden śmiertelny bez Znamienia Anioła nie może tu wejść.
To nie miało dla mnie sensu. Tak samo jak to, w jaki sposób się znalazłam w tym pokoju. Pokręciłam głową i schowałam twarz w dłoniach. Moje serce waliło mocno wystraszone. Musiałam się uspokoić, wiedziałam, że powinnam uważać na swoje tętno. Chłopak milczał cierpliwie czekając aż dojdę do siebie. Kiedy uzyskałam swój normalny puls spojrzałam na niego i odepchnęłam się od ściany.
– Jestem Jakub Andrzej, a ty? – spytał wskazując mi jedno z krzeseł.
– Jestem Aga.
Usiadłam na miękkim krześle na kółkach. Poczułam się trochę lepiej, bo podobne miałam w domu, u siebie w pokoju.
– Tylko Aga? – chłopak był wyraźnie zaskoczony. – Tak brzmi twoje imię ze Chrztu? A z Bierzmowania?
– Aga, to moje imię w dokumentach. Na Chrzcie otrzymałam imię Agnieszka, a potem przyjęłam imię Teresa.
– Czyli nazywasz się Agnieszka Teresa. Wśród Wojowników Światła ważne są oba imiona. Dlaczego w dokumentach masz inne imię, Aga?
Zaśmiałam się. To wszystkich interesowało. „Dlaczego masz na imię Aga, a nie Agnieszka, albo Agata?” – to było podstawowe pytanie.
– To przez tatę – uśmiechnęłam się, po czym opowiedziałam mu, jak szczęśliwy tata zaraz po moich urodzinach poszedł wypełniać dokumenty. – Miałam nazywać się Agnieszka, tak chciała mama, a tata zgadzał się na to tylko dlatego, że będzie można nazywać mnie Agą. I kiedy przyszło do wpisania mojego imienia na karcie, tata się zagalopował i wpisał Aga. Nie chciał kreślić, czy dopisywać czegokolwiek. W szpitalu i w urzędzie dziwnie na niego patrzyli, ale w końcu moje imię przeszło. Mama śmiała się z taty, że dopiął swego. Po półtora roku, kiedy byłam chrzczona mama sama wpisała mi imię Agnieszka.
– Nie będziesz miała kłopotów z tego powodu?
– Nie, w kościelnych dokumentach są odpowiednie adnotacje. Tak więc, jeśli wziąć pod uwagę wszystkie moje imiona, nazywam się Aga Agnieszka Teresa Lidzka.
Jakub ukłonił się lekko.
– Jakub Andrzej Kwiecień. Miło mi cię poznać – powiedział z uśmiechem.
– Gdzie my jesteśmy? Co to za miejsce?
– Jesteśmy w bunkrze naszej szkoły. I jest coś w rodzaju centrum dowodzenia Dzieci Aniołów. Są takie trzy w całym Augustowie. Drugie jest w technikum, a trzecie gdzieś na Borkach. Tutaj analizujemy aktywność demonów. Posiadamy najnowszy sprzęt, który jest do tego przystosowany. Oprócz tego są tu sale, w których ćwiczymy nasze zdolności i umiejęt­ność walki wręcz i bronią.
– Wow…
Tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. Rozejrzałam się jeszcze raz. Jakub usiadł koło mnie i mi się przyglądał.
– Jakim cudem nie spotkaliśmy się wcześniej? Przeprowadziłaś się tu niedawno?
– Nie, dlaczego pytasz?
– Bo wydawało mi się, że znam wszystkie Dzieci Aniołów z Augustowa, a przynajmniej z tego regionu. Wszyscy znamy się od dziecka. A ty pojawiasz się dopiero teraz… To dziwne.
Miał rację, to było dziwne. Opowiedziałam mu krótko o tym, co się ze mną działo po urodzeniu i, że w czasie mojego Chrztu miało miejsce zamieszanie w kościele i właśnie dlatego nikt nie zauważył Znaku na moim czole. Znak pojawia się na chwilę tylko. I jeśli ksiądz, albo ktoś z rodziny go nie zauważy od razu, potem już jest za późno.
– Zorientowałam się w czasie Bierzmowania, ale nie wiedziałam, że jest jakaś grupa, gdzie powinnam się zgłosić.
– Na szczęście anioł cię pokierował. Czy wiesz który to?
Pokręciłam głową ze smutkiem. Ksiądz nic mi nie powiedział, a podobno to właśnie od księży Wojownicy się dowiadują o swoich anielskich opiekunach.
– A ty znasz swojego anioła?
– Oczywiście! – zakrzyknął i pokazał na wzorek na głowie. – Widzisz tę literę? To siódma litera hebrajskiego alfabetu – zajkin. Według starych dokumentów jest to litera, jaką podpisuje się jeden z aniołów z piątego chóru anielskiego – Potęg. Niestety nie jest znane jego imię.
– Nieźle… jak ja mam poznać swojego anioła nie znając jego znaku?
– Może z czasem się tego dowiemy.
Miałam taką nadzieję. Poczułam wibracje w swojej kieszeni spodni i pospiesznie wyjęłam komórkę. Dzwoniła Gabriela. Wstałam przestraszona.
– Jak ja mam stąd wyjść? – spytałam.
– Pokaże ci wyjście na zewnątrz. – Chłopak wstał i ruszył za duży ekran. –  Zapraszam ju­tro po szkole. Poznasz resztę naszych. Zapowiem im, by się stawili wszyscy. Czas byś poz­nała swoją wspólnotę.
– Postaram się, jak będę umiała tu trafić – przyznałam.
– Jakby co, przyzwiemy cię.
Bunkry okazały się całkiem rozległe. Kiedy dotarliśmy do schodów prowadzących na górę, Jakub pożegnał się ze mną. Zdążyłam go polubić, mimo tak dziwnego spotkania.
Wyszłam po schodach na tyłu sklepiku szkolnego, a stamtąd na podwórko. Pod drzwiami stała Gabi.
– Gdzie ty byłaś? – nie była zadowolona, że musiała na mnie czekać lub nawet mnie szukać.
– Nie uwierzysz, jak ci powiem… – szepnęłam.
Nie byłam pewna, czy mogę jej powiedzieć, co znajduje się pod szkołą. Jednak Gabi była moją najbliższą przyjaciółką. Znała mnie. Wiedziała, że otrzymałam Znamię. Wiedziałam, że mogę jej zaufać. Z resztą, nie potrafiłam jej okłamywać. Opowiedziałam więc jej to niezwykłe spotkanie z Jakubem Andrzejem w czasie spaceru do domu.

I oto pierwszy rozdział kolejnego opowiadania. Nasza Aga jest mocno podniecona możliwością poznania innych Dzieci Aniołów. Jak właściwie wygląda życie Dziecka Anioła? Na czym polega jego misja? Jak ma się do tego przygotować?
Wszystko w swoim czasie.
Aga

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bohaterowie

Witam ;) Postaram się na bieżąco aktualizować podstronę z bohaterami opowiadania. Zamieszczam tam głównie herosów. Ale Jeśli chcecie opis rodziców, czy bogów, dajcie znać ;) pozdrawiam Ag

"Nadzieja bogów" Rozdział 17 cz.3

– Bradley! – zawołała radośnie Sarah. Zwierzęta wylądowały gładko na pasie zieleni za parkingiem. Pobiegliśmy w tamtą stro­nę. Po drodze rozglądałam się dookoła. Byłam ciekawa, czy ludzie dostrzegli pegazy, a jeśli nie, to, co widzieli? Wiedziałam, że Mgła różnie działała. Wszystko było zależne od tego, czy czło­wiek, który widział magiczne istoty i dziwne zdarzenia, był w stanie w nie uwierzyć czy nie. Wszystko sprowadzało się do jego pojęcia normalności. Bałam się, że ktoś z obecnych na stacji paliwowej pomyśli, że gdzieś w pobliżu kręcą film z końmi i przybiegnie. Na szczęście nikt nie wydawał się tym zainteresowany. – Siema. Czy nie było was pięcioro? – zainteresował się Brad, kiedy zszedł z czarnego pe­gaza. Patrzył po nas skonsternowany. – Było – odpowiedziała mu Jany. – Ale harpie porwały nam Przybłędę i musi ją odnaleźć. – Co? Kiedy? – Tuż po naszej rozmowie – pośpieszyłam z wyjaśnieniem. – I nie mamy wiele czasu. Chłopak spojrzał na mnie z żarem w oczach, a ja poc

"Nadzieja bogów" Rozdział 1 cz.2

Pierwsza całe to zdarzenie zauważyła Sylvia, najstarsza siostra Lyry. Zawołała nas wszy­stkich podniecona. – Zobaczcie! Tam się toczy jakaś walka! Wyszłam z basenu zastanawiając się, co to ma być za walka. W końcu za domem znaj­dowały się tylko wody i trzciny. Przecisnęłam się obok przyja­ciółki i stanęłam na skraju dział­ki. To, co zobaczyłam wywołało ciarki na moich plecach. Dwoje młodych osób (na oko w moim wieku) stało w wodzie. Byli na tyle daleko od brzegi, że powinni zatonąć, oni jednak utrzy­mywali się na powierzchni wody. Mieli na sobie zwykłe młodzieżowe, letnie ubrania. Z tej odległości nie potrafiłam określić jakiej są płci. – Czy oni mają miecze? – usłyszałam niedowierzanie w głosie ojca Lyry.  Zamrugałam i spojrzałam ponownie. Pan Novak miał rację! Tych dwoje skakało w miej­scu i wymachiwało mieczami. Zupełnie jakby walczyli! Tylko z kim lub czym? Z początku mia­łam trudności z dojrzeniem drugiej strony poje­dynku. Zmrużyłam oczy i skupiłam się na brą­zo­wej, d