Przejdź do głównej zawartości

"Dzieci Aniołów" Rozdział 1 cz.2


Przez resztę dnia nie potrafiłam się na niczym skupić. Wciąż byłam podniecona moż­liwością poznania ludzi takich jak ja, poznania swojej misji. Mama widziała moje poruszenie, wypytywała, co mnie dopadło. Chociaż nie czułam oporów przed opowiedzeniem wszystkiego przyjaciółce, to nie potrafiłam mówić o tym z mamą. Od mojego Bierzmowania, moi rodzice stali się jeszcze bardziej opiekuńczy w stosunku do mnie. Wiedzieli, że Znamię Anioła jest wielkim wyróżnieniem i wielką odpowiedzialnością. Miałam wrażenie, że choć byli ze mnie dumni, to tak naprawdę chcieli mnie przed tym wszystkim ochronić.
Siedziałam w pokoju nad zeszytami, ale wiedziałam, że z nauki nici. Zaczy­nałam się denerwować. Czy podołam swojemu przeznaczeniu? A co, jeśli nie dowiem się nic o swoim znaku? O moim Aniele?
W końcu zerwałam się z miejsca, sięgnęłam po bluzę, kurtkę i botki.
– Idziesz gdzieś? – mama patrzyła na mnie podejrzliwie stojąc w drzwiach do kuchni.
– Muszę się przejść… Spotkać się z Gabi.
– Wszystko w porządku? – spytała już po raz czwarty tego dnia.
– Tak, po prostu za dużo myśli. Pogaduszki z Gabi pomogą.
– Na pewno – uśmiechnęła się. – Uściskaj ją. I nie spacerujcie długo, dzień coraz krótszy.
– Dobrze mamo…
Uściskałam ją szybko i wyszłam. Nie chciałam kolejnych pytań. Wychodząc z klatki zdecydowałam, że nie pójdę po przyjaciółkę. Potrzebowałam samotności. Ruszyłam przez osiedle. W głowie przetwarzałam wszystkie informacje jakie miałam o Dzieciach Aniołów. Każde z nich było wychowywane w duchu wojownika. Przynajmniej tak powinno być. Dla­czego nie ja? Dlaczego Anioł nie dał znać wcześniej? Miał całe czternaście lat na to. A te­raz… czy nie było dla mnie za późno na naukę? Czułam się strasznie zagubiona.
Nagle zorientowałam się, że nogi zaprowadziły mnie wprost na Wypusty. Zatrzymałam się. Stałam na chodniku okalającym plac kościoła Świętej Rodziny. Słońce zacho­dziło. Przyszło mi do głowy, że mogłabym odwiedzić kościół. Pomodlić się. Może tam znajdę odpowiedzi na moje pytania?
Ruszyłam w stronę drzwi murowanej budowli. Nie wiedziałam, czy będę mogła wejść do środka, czy będzie otwarte… Stanęłam na stopniach i rozejrzałam się. Na placu było kom­pletnie pusto. Gdzieś w dali szczekały psy pilnujące domów swoich właścicieli. Szarpnęłam za klamkę, ale drzwi okazały się być zamknięte. Sprawdziłam jeszcze te boczne. Niestety, nie dane mi wejść do środka. Postałam więc chwilę na zewnątrz z ręką na drzwiach. Prosiłam Boga o jakiś znak, o pomoc, o siły. Prosiłam Anioła, by pomógł mi odnaleźć moje miejsce.
Zamiast wrócić do domu wybrałam się na dalszy spacer. Dotarłam do Kanału Augu­stowskiego oplatającego Wypusty. Nie było tam specjalnie jasno i bezpiecznie, więc nie po­winno mnie tam być. Ale ja potrzebowałam świeżego powietrza, lasu, zieleni. Właśnie pośród natury czułam się najlepiej.
Nie wiem ile czasu siedziałam nad brzegiem kanału. Wychodząc z domu wyciszyłam telefon, więc nikt mi nie przeszkadzał. Wstałam dopiero, kiedy usłyszałam jakiś szelest z lewej strony. Próbowałam dojrzeć co jest między drzewami, ale ciemność wcale mi tego nie ułat­wiała. Poczułam niepokój i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę jak jest późno. Sięgnęłam po komórkę, by sprawdzić godzinę. Była już prawie dwudziesta pierwsza. Niedobrze… Zwłaszcza, że miałam cztery nieodebrane połączenia.
– Co ty tu robisz? – usłyszałam.
Przestraszona aż podskoczyłam. Pod drzewami parę metrów ode mnie stał młody chło­pak w zielonym ubraniu. Przyglądał mi się uważnie. Coś w jego wyglądzie sprawiało, że wyglądał niebezpiecznie… Może to, że był nieogolony, a może to, że stał w bojowej pozie, jakby był gotowy do walki... A może to ten jego zachrypiały niski głos mnie przerażał?
– Nie jesteś tu bezpieczna – powiedział.
Zrobił krok w moją stronę, a ja wystraszona cofnęłam się. Zapomniałam, że stałam tuż nad wodą… Noga mi się ześlizgnęła i poczułam, że upadam. Zaczęłam machać rękami napraw­dę przerażona. Umiałam pływać, ale nie miałam ochoty zmoczyć się cała w ubraniach, a już tym bardziej zmoczyć komórki!
Nie wiem jak on to zrobił, ale nagle znalazł się przede mną. Chwycił mnie za ręce i po­ciągnął w swoją stronę. Chwilę później trzymał mnie w talii. Upadł na ziemię, a ja na niego. Byłam tak oszołomiona tym, co się stało, że potrzebowałam chwili, aby uświadomić sobie jego bliskość. Leżałam na nim z rękoma wspartymi na jego szerokiej klatce piersiowej. Jego ręce ściskały mnie lekko w pasie. Zamrugałam. Jego granatowe oczy patrzyły na mnie intensywnie.
– Nic ci nie jest? – spytał delikatnie.
Jego oddech łaskotał mnie w policzki. To mnie ocuciło. Odepchnęłam się od niego. Puścił mnie od razu z ironicznym uśmieszkiem. Wstałam najszybciej jak mogłam i odeszłam od niego parę kroków. Przecież ja go w ogóle nie znałam!
– Zostaw mnie.
– Ładne mi podziękowanie za uratowanie – chłopak skrzywił się i wstał z gracją.
– Dziękuję, żyję… – powiedziałam łapiąc się za serce.
Puls miałam przyspieszony, ale nie czułam się gorzej. Nic nie wskazywało na to, że miałam mdleć i bardzo mnie to cieszyło. Odetchnęłam głęboko. Chciałam oddzwonić do rodzi­ców, może nawet poprosić tatę, by po mnie przyjechał. Spojrzałam na swoje ręce i zdałam sobie sprawę, że nie mam już w nich swojej komórki.
– O nie… – jęknęłam.
Musiała wpaść do wody! Podbiegłam w stronę brzegu. Nie zdążyłam jednak tam dobiec, bo chłopak złapał mnie w talii powstrzymując.
– Co z tobą? Naprawdę chcesz się wykąpać?
– Nie, zgubiłam komórkę.
– Aha…
Puścił mnie i kazał zostać na miejscu. Podszedł do brzegu i rozejrzał się. Pokręcił głową i odwrócił się do mnie.
– Obawiam się, że jest na dnie. Jeśli chcesz, możesz skorzystać z mojej – wyjął czarną komórkę z tylnej kieszeni.
– Nie ucierpiała w upadku? – spytałam niepewnie.
Chłopak zerknął na nią. Przycisnął przycisk włączenia i nic się nie działo. Mruknął coś pod nosem i schował telefon do kieszeni.
– Przepraszam… – bąknęłam – ale to twoja wina, wystraszyłeś mnie.
– Nie powinnaś tu przychodzić sama. Po zmroku wychodzą demony, a Dzieci Aniołów są w tym momencie najbardziej narażone na ich ataki. Chyba powinnaś to wiedzieć.
– Skąd wiesz, że jestem Dzieckiem Anioła? – spytałam nieufnie.
Wzruszył ramionami.
– Wyczuwam to.
– Skąd mam wiedzieć, że ty nie jesteś demonem?
Zerknęłam na niego podejrzliwie odsuwając się od niego i od wody.
– Gdybym nim był, sam bym cię popchnął do tej wody. Demony uwielbiają chaos i znisz­czenie. Chodź, odprowadzę cię do domu.
– Nigdzie z tobą nie idę – pokręciłam głową zbliżając się w stronę drogi – Nie wiem kim jesteś.
– Jestem Cyryl Arian i jestem Wojownikiem Światła. Ze mną jesteś bezpieczna.
Stało się coś dziwnego. Z chwilą, kiedy wypowiedział swoje imię poczułam w klatce pier­siowej lekki ucisk. I nagle strach zniknął. Ogarniał mnie spokój. Coś mi mówiło, że po­winnam mu zaufać, że z nim naprawdę będę bezpieczna. Przyjrzałam mu się już bez cienia podej­rzliwości. Wyglądał na kogoś kto umie się bronić, kto umie walczyć. Musiał zauważyć moje spojrzenie, bo uśmiechnął się ujmująco. A może zauważył jak zareagowałam na jego imię?
– A ty masz jakieś imię? – zapytał podchodząc.
– Aga. Znaczy Agnieszka Teresa – poprawiłam się przypominając sobie jak powinnam się przedstawiać. – Ale mów mi Aga, wszyscy tak mnie nazywają.
Jego oczy rozbłysły radośnie.
– Miło mi cię poznać. Jeśli pozwolisz, będę cię nazywał Aguś. To zdecydowanie ład­niejszy skrót.
Chciałam coś powiedzieć, ale zabrakło mi słów, a w gardle zaschło. Cyryl stanął przede mną. Dzieliło nas tylko parę centymetrów. Był zaledwie o pół głowy ode mnie wyższy, ale że miałam na sobie wysokie obcasy, to prawie dorównywałam mu wzrostem. Czułam jego oddech na swoich ustach. Znów zaczęłam się bać, ale nie jego, tylko tego, co może zaraz nastąpić… Cofnęłam się.
– Muszę iść do domu, bo rodzice się zamartwiają.
– Dobrze, chodźmy – kiwnął głową wciąż mi się przyglądając.
Przez całą drogę szliśmy obok siebie, ramię w ramię. Milczenie między nami nie ciążyło. Wręcz przeciwnie, było bardzo przyjemne. Właściwie miałam do niego mnóstwo pytań, ale nie chciałam burzyć tej ciszy, więc się nie odzywałam. Jego bliskość była dziwnie hipnotyzująca. Chciałam go dotknąć, chwycić za rękę, mimo że znałam go dopiero parędziesiąt minut. Zerkałam na niego ukratkiem. Zdarzało mi się, że chwytał mnie na tych spojrzeniach.
Byliśmy już pod moją klatką, kiedy zrobiło mi się gorąco, serce niebezpiecznie przy­spieszyło, a w głowie poczułam zawroty. Sta­nęłam na moment i zamknęłam oczy. Potrze­bowała uspokoić swoje tętno.
– Coś się stało? – zapytał zaniepokojony.
Poczułam, że łapie mnie za ramiona. Otworzyłam oczy. Znów staliśmy niebezpiecznie blisko siebie. Najwyraźniej było to dla niego czymś naturalnym, to ja się tego bałam…
– Muszę złapać oddech…
Chciałam się odsunąć, ale mi nie pozwolił.
– Aguś, co się dzieje? – zapytał poważnym tonem.
– Mam wadę serca i nie wolno mi się za bardzo denerwować i… nie wzięłam wieczornych leków.
– Dlaczego? – zapytał wyraźnie zaniepokojony.
– Nie pamiętałam o nich – przyznałam.
Chłopak pokręcił z niedowierzaniem głową i skrzywił się. Nie był zadowolony.
– Jak mogę ci pomóc?
– Daj mi trochę przestrzeni.
Wyglądał na zaskoczonego moją prośbą, ale spełnił ją. Kiedy się odsunął, poczułam się tak, jakby coś mi zabrakło. Nie chciałam się jednak poddać temu uczuciu. Zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębszych oddechów. Cyryl czekał cierpliwie nic nie mówiąc. Kiedy otwo­rzyłam wreszcie oczy patrzył na mnie z obojętną miną, niemal chłodno. Trochę mnie to zabo­lało, ale zaraz zdałam sobie sprawę, że mój ton, kiedy mówiłam mu o przestrzeni, nie był up­rzejmy.
– Dziękuję, – powiedziałam podchodząc do niego. – Czasami mam zawroty głowy i pro­blemy z tętnem. Wtedy pomagają głębokie oddechy i spokój, a… – zawahałam się.
Wciąż miał chłodne spojrzenie. Stał czujnie, jak wojownik gotowy do walki.
– A co? – spytał cicho.
Zamilkłam. Nie potrafiłam się zdobyć na to, by przyznać się do tego, jak na mnie działał.
– Aguś, co?
Chciał mnie dotknąć, ale się powstrzymał. Zadrżałam.
– A twój dotyk nie sprawia, że czuję się spokojnie… – przyznałam na wydechu i odwró­ciłam wzrok, bo jego oczy momentalnie zapłonęły.
– Coś mi mówi, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie – szepnął żarliwie stając tuż przede mną.
Zaskoczona spojrzałam na niego. Chciałam go zapytać co ma na myśli, ale nie zdą­żyłam. Cyryl Arian chwycił moją twarz w dłonie i mnie pocałował.
To był cudowny pocałunek. Delikatny i bardzo zmysłowy. Miałam wrażenie, że znałam Cyryla od dawna. Był częścią mnie, a ja nie wiedziałam o tym, dopóki mnie nie pocałował. Byliśmy jednością. Moje serce łopotało w piersi, ale nie czułam się źle. Wręcz przeciwnie. Czułam się wspaniale.
Niestety, pocałunki muszą się kiedyś skończyć. I to właśnie ja przerwałam nasz. Odsu­nęłam się dysząc ciężko. Ilość wrażeń, jaka dopadła mnie w trakcie tego pocałunku sprawiła, że zrobiło mi się słabo.
– Oj, to chyba nie było dobry pomysł… – Cyryl złapał mnie zanim upadłam. – Agusiu, gdzie mieszkasz?
Podałam mu swój adres automatycznie, a chwilę potem dopadła mnie ciemność.

Ocknęłam się na kanapie w salonie. W pokoju zgromadziło się mnóstwo ludzi. Roz­poz­nawałam każdego z nich: moich rodziców, naszych sąsiadów z mieszkania naprzeciwko, mojego dziadka i pana dzielnicowego – przyjaciela taty. Był ubrany w swój mundur i wyglą­dało na to, że przyszedł tu służbowo. Pochylał się nad Cyrylem i pisał coś w notesie.
– Mamo – powiedziałam słabym głosem.
– Kotku, Kochanie! – zawołała kucając koło mnie. – Ale nas wystraszyłaś! Dlaczego nas okłamałaś? Jak mogłaś iść sama i jeszcze nie odbierać telefonu?
– Bo potrzebowałam chwili spokoju, a wy nie puścilibyście mnie samej.
– I mielibyśmy rację. Gdyby nie ten chłopiec, nie wiadomo co by z tobą było. Gdzie byś leżała… – mama zerknęła na Cyryla z wdzięcznością. – Jeszcze raz ci dziękuję.
– Nie ma za co – odpowiedział spokojnie, po czym spojrzał na policjanta. – Ma pan jeszcze jakieś pytania?
– Nie, dziękuję. Możesz iść do domu.
Zadowolony wstał z krzesła i spojrzał na mnie. Uśmiechał się lekko ustami, ale jego oczy płonęły żarem tak, jak wcześniej. Byłam ciekawa czy powiedział im, że to przez niego zem­dlałam.
– Do zobaczenia, Agnieszko Tereso – powiedział poważnym tonem.
– Do zobaczenia – uśmiechnęłam się rozmarzona.
Chłopak wyszedł, a wkrótce po nim wyszli pozostali. Pan dzielnicowy zdążył mi jeszcze dać porządny wykład o posłuszeństwie wobec dorosłych. Nie słuchałam go uważnie. Myślami wciąż byłam przy tym pocałunku.

Ach... czy to miłość? Czy nasza Aga spotka go jeszcze?
Buziaki
GG

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bohaterowie

Witam ;) Postaram się na bieżąco aktualizować podstronę z bohaterami opowiadania. Zamieszczam tam głównie herosów. Ale Jeśli chcecie opis rodziców, czy bogów, dajcie znać ;) pozdrawiam Ag

"Nadzieja bogów" Rozdział 17 cz.3

– Bradley! – zawołała radośnie Sarah. Zwierzęta wylądowały gładko na pasie zieleni za parkingiem. Pobiegliśmy w tamtą stro­nę. Po drodze rozglądałam się dookoła. Byłam ciekawa, czy ludzie dostrzegli pegazy, a jeśli nie, to, co widzieli? Wiedziałam, że Mgła różnie działała. Wszystko było zależne od tego, czy czło­wiek, który widział magiczne istoty i dziwne zdarzenia, był w stanie w nie uwierzyć czy nie. Wszystko sprowadzało się do jego pojęcia normalności. Bałam się, że ktoś z obecnych na stacji paliwowej pomyśli, że gdzieś w pobliżu kręcą film z końmi i przybiegnie. Na szczęście nikt nie wydawał się tym zainteresowany. – Siema. Czy nie było was pięcioro? – zainteresował się Brad, kiedy zszedł z czarnego pe­gaza. Patrzył po nas skonsternowany. – Było – odpowiedziała mu Jany. – Ale harpie porwały nam Przybłędę i musi ją odnaleźć. – Co? Kiedy? – Tuż po naszej rozmowie – pośpieszyłam z wyjaśnieniem. – I nie mamy wiele czasu. Chłopak spojrzał na mnie z żarem w oczach, a ja poc

"Nadzieja bogów" Rozdział 1 cz.2

Pierwsza całe to zdarzenie zauważyła Sylvia, najstarsza siostra Lyry. Zawołała nas wszy­stkich podniecona. – Zobaczcie! Tam się toczy jakaś walka! Wyszłam z basenu zastanawiając się, co to ma być za walka. W końcu za domem znaj­dowały się tylko wody i trzciny. Przecisnęłam się obok przyja­ciółki i stanęłam na skraju dział­ki. To, co zobaczyłam wywołało ciarki na moich plecach. Dwoje młodych osób (na oko w moim wieku) stało w wodzie. Byli na tyle daleko od brzegi, że powinni zatonąć, oni jednak utrzy­mywali się na powierzchni wody. Mieli na sobie zwykłe młodzieżowe, letnie ubrania. Z tej odległości nie potrafiłam określić jakiej są płci. – Czy oni mają miecze? – usłyszałam niedowierzanie w głosie ojca Lyry.  Zamrugałam i spojrzałam ponownie. Pan Novak miał rację! Tych dwoje skakało w miej­scu i wymachiwało mieczami. Zupełnie jakby walczyli! Tylko z kim lub czym? Z początku mia­łam trudności z dojrzeniem drugiej strony poje­dynku. Zmrużyłam oczy i skupiłam się na brą­zo­wej, d