Przejdź do głównej zawartości

"Nadzieja bogów" Rozdział 10 cz.2

Kolejne dni minęły mi na intensywnych treningach. Praktycznie nie miałam chwili dla sie­bie. Wstawałam godzinę przed śniadaniem, brałam chłodny prysznic, jadłam, a potem mia­łam trening walki sztyletami, mieczami lub strzelanie z łuku. Wszystko odbywało się pod czuj­nym okiem któregoś z moich przyjaciół. Lunch jadałam zawsze z rodzicami Amber.
Po południu następowała nauka panowania nad moimi niezwykłymi zdolnościami. W tej części dnia towarzyszył mi Pete. On również potrzebował szkolenia w tej kwestii. Rick zwie­rzył mi się, że kiedy chłopak wywołał wiatr w trakcie bitwy, spanikował. Zupełnie nie wie­dział, co się wokół niego dzieje. Chyba jednak nie słyszał myśli wysyłanych do niego przeze mnie. Może on nie miał tak chłonnego umysłu jak ja…
Nikt w obozie nie potrafił nam pomóc w kwestii sterowania podmuchami wiatru. Byli­śmy swego rodzaju sensacją w tym zakresie, dlatego naszego treningu pilnował sam pan Jack­son. Stwierdził, że opanowanie ruchów powietrza jest podobne do panowania nad falami. Po­dobno do tej pory aerokinezą (tak się to nazywa), odznaczali się tylko potomkowie Zeusa. O dziwo Victor tego nie potrafił. On ciskał tylko piorunami i wytwarzał ładunki elektryczne (elektro­kineza). Może był jeszcze za młody? Cóż… nikt z nas z tego powodu nie płakał…
Od rozmowy z Zeusem zdecydowałam, że nie będę korzystała z tworzenia kul, które oka­zały się składać z gęstych, rozgrzanych gazów w stanie plazmy. Pani Jackson w trakcie jednego treningu wytłumaczyła mi, dlaczego nawet niewielka taka gwiazdka może wyrządzić poważne szkody. Każda z nich emituje promieniowanie elektromagnetyczne i ma swoją siłę grawi­ta­cyjną. W jej jądrze (składającym się z helu i wodoru) zachodzą ciągłe przemiany tworzące ogromne ciśnienie. Normalnie, w ciałach niebieskich umieszczonych w kosmosie, takie zmiany zachodzą powoli i nie szkodzą nam w żaden sposób. Tworzone przeze mnie słońce było nie­bez­pieczne, bo było niestabilne i szybko się zmieniało. Nie wiadomo jaką siłę grawitacyjną i ciśnienie wewnętrzne mogłoby nagle osiągnąć. A w jego jądrze było tak gorąco, że ciężkie pierwiastki znajdujące się w pobliżu mogły być zagrożone. Zwłaszcza, gdyby taka gwiazda zmie­niła się w „czerwonego olbrzyma”, który w tym przypadku nie byłby wcale ol­brzymi… Fizyka nigdy nie była moją mocną stroną, ale kiedy w końcu pojęłam ogrom nie­bez­pie­czeń­stwa, zrezygnowałam z zabawy małymi słońcami. Pan Niebios powinien być zadowo­lony.
Ćwiczenie kontroli umysłu nie szło mi zbyt dobrze na samym początku. Śnieżka okazała się być bardzo cierpliwa. Przez wszystkie lekcje poznałam ją lepiej. Opowiedziała mi o swoim tacie, który był agentem ubezpieczeń. Poznał Hekate w pracy. Bogini przybyła do niego we wcieleniu śmiertelniczki i zapragnęła kupić stary dom na Long Island. Pan White nie mógł zrozumieć, dlaczego tak niezwykła kobieta interesuje się ruderą.
– Mama jednak wiedziała, że nie był to byle jaki budynek. Naprawdę wyglądał znacznie piękniej. Mgła zamazywała jego prawdziwy obraz. Podobno powtarzała tacie, że czuje tam jakąś niezwykłą magię. – Sarah zaśmiała się wesoło. – No i tato był zauroczony tym „magi­cz­nym spojrzeniem na świat”. Tak to nazwał. Sam również zaczął dostrzegać niezwykłość świa­ta. Zakochał się w Hekate. Żyli ze sobą szczęśliwie całe dwa lata w tym domku. W tym czasie się urodziłam. Wtedy mama powiedziała tacie kim jest oraz, że nie będzie mogła mnie wy­cho­wywać.
– I co? Zostawiła was? – spytałam z lekkim współczuciem. Ja na szczęście uniknęłam tego losu. Moja mama postanowiła ze mną pozostać.
– Została jeszcze parę miesięcy, ale w końcu wezwano ją na Olimp w jakiejś ważnej spra­wie. Wiesz… – dziewczyna uśmiechnęła się lekko i rozejrzała po obozie. – Mimo, że miesz­kam tak blisko obozu, trafiłam tu dopiero po szóstej klasie. A wiedziałam, kim jestem, prakty­cznie od dziecka. Tata jakoś nie potrafił tego przede mną ukrywać. Na szczęście mama od­wiedzała nas od czasu do czasu. Ukrywała mnie swoimi czarami. Pewnie twoja robiła to samo dla ciebie. W końcu, gdy skończyłam dwanaście lat, powiedziała, że czas najwyższy, abym nauczyła się walczyć. W tym samym roku do obozu trafił Bradley. Chłopaki już tu byli. Przy­garnęli mnie do siebie. Wtedy grupowym była sympatyczna Izzy. To ona nauczyła mnie obrony mentalnej i uk­rywania swojego zapachu przed potworami. Mam nadzieję, że uda mi się nauczyć ciebie.
Uśmiechnęłam się niepewnie. Obawiałam się, że fakt, iż nie byłam córką Bogini Magii mógł w tym przeszkadzać. Podzieliłam się z nią tą obawą. Sarah tylko pokręciła głową i za­pewniła mnie, że mamy błogosławieństwo jej matki w tej sprawie. Poczułam się o wiele lepiej.

Całe to fizyczne i psychiczne szkolenie wykańczało mnie do tego stopnia, że najczęściej odpuszczałam sobie wieczorne ogniska i padałam na łóżko. W pierwszy dzień po bitwie o sztandar, zajrzałam zaciekawiona do domku Hypnosa. Bałam się dziwnych, ciemnych snów i zastana­wiałam się, czy tam nie będzie mi się lepiej spało. Z zewnątrz domek wyglądał jak gliniana chatka afrykańskich plemion. W środku znajdowały się wodne łóżka zaścielone sto­sami miękkich kołder i koców. Na kominku ustawionym po środku domku płonął ogień. Nim zdążyłam się zdecydować, czy faktycznie powinnam się tu położyć usłyszałam przyjemną ko­łysankę graną na skrzypcach. Nie wiem skąd płynęła owa muzyka, ale podziałała bardzo sku­tecznie. Wślizgnęłam się na najbliższe łóżko i zasnęłam głęboko. Śniły mi się przyjemne sny, a właściwie wspomnienia, w których główną rolę grała moja mama.

Trening i zmęczenie. Trochę to nudne, więc nie wdaję się w szczegóły.
Elpidha poznaje bliżej Obóz i swoich przyjaciół a także  rozwija swoje zdolności. Co dalej?
Zobaczymy
GG

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Inspirowane grecką mitologią - "Nadzieja bogów" Prolog

Pierwsza historia, która usilnie chce wyciec z mojej głowy jest inspirowana grecką mitologią, a dokładnie serią książek "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy". Tak wiem, to książka dla dzieci, mimo to urzekła mnie bardzo! A może właśnie dlatego? Cóż… żeby nie przedłużać – zaczynamy! Prolog /Potężny Głos Ubrana byłam w zwiewną sukienkę w kolorze nieba o brzasku słońca – błękitu prze­cho­dzącego w róż. Znajdowałam się w niezwykle pięknym miejscu. Wokół mnie migotało ty­siące różnych świateł, rozświetlających czerń mroku. Byłam urzeczona ich ilością. Zrobiłam krok do przodu i zorientowałam się, że unoszę się w powietrzu... Pode mną, daleko w dole, widziałam biało-niebieskie plamy. Coś mi te plamy przypominały… Rozejrzałam się. Tuż za mną z daleka zauważyłam niezwykłą jasność. Z początku była delikatna, z czasem jednak nabierała inten­sy­wności, w końcu musiałam odwrócić wzrok.  – Nie powinnaś tam patrzeć – usłyszałam. Spojrzałam zaskoczona ...

"Nadzieja bogów" Rozdział 23 cz.2

– Vic oddawaj Rydwan, to już nie jest śmieszne – Ian zgrzytnął zębami i zacisnął pięści. – Nie ma mowy. Dlaczego miałbym Wam oddać mój skarb? – zaśmiał się dzieciak. – skarb? Po co ci on? – zapytałam. – Apollo ma za dużo obowiązków, nie sądzicie? Spojrzałam na syna Zeusa z powątpiewaniem. Nie wierzyłam w jego słowa. Chłopak był zbyt zadufany w sobie, by pomyśleć o innych. Ian najwyraźniej myślał tak samo, bo przewrócił oczami. – A o co dokładnie chodzi Hawk? – warknęłam podchodząc bliżej. Czułam narastającą wściekłość. – No cóż… – wzruszył ramionami – Wiedziałem, że nie łatwo będzie was przekonać, więc przejdę do sedna. – Przestał się uśmiechać i spojrzał z powagą. – W końcu mój ojciec zwróci na mnie uwagę. Warknęłam nie mogąc powstrzymać frustracji i spojrzałam w górę. Zeusie, dlaczego muszę rozwiązywać twoje rodzinne problemy z ciebie? Może go przywołać do porządku? – krzyknęłam w myślach. Coś mi jednak mówiło, że nic z tego nie będzie. Bóg Piorunów ustalił dawno te...

"Nadzieja bogów" Rozdział 16 cz.2

Kiedy doszliśmy do celu, poczułam przyjemny powiew wiatru. Wiedziałam, że jestem tam, gdzie być powinnam. Ale jak miałam znaleźć dziewczynę? Zaczęliśmy się uważnie rozglądać, badać drzewa. Sarah szeptała zaklęcia, Janete dokła­dnie przyglądała się pniom, a Phillip badał podłoże. Przez chwilę obserwowałam ich z uśmie­chem. Byłam szczęśliwa, że miałam ich przy sobie. W końcu zamknęłam oczy i przywołałam obraz młodej dziewczynki śpiewającej piosenkę. Słowa piosenki same przyszły mi do głowy. Po chwili zaczęły płynąć z moich ust. Poczułam dziwną wibrację w powietrzu. Otworzyłam oczy i zaskoczona zachłystnęłam się powietrzem ucinając piosenkę w pół wersu. Przede mną stała niezwykle piękna dziewczyna o delikatnych rysach i o smukłej sylwet­ce. Miała na sobie sukienkę z kory drzewa, a długie włosy w kolorze żołędzi były ozdobione liśćmi dębu. Patrzyła na mnie nieprzeniknionym wzrokiem. – Witajcie młodzi herosi – powiedziała do nas śpiewnie. – Jestem Belanida. – Witamy cię driado ...