Przejdź do głównej zawartości

"Nadzieja bogów" Rozdział 11 cz.2

Śniadanie jadłam w towarzystwie Sarah i Amber. Miałam kiepski nastrój. Dziewczyny zdawały się to widzieć, więc nie wciągały mnie do rozmowy. Ja byłam zaprzątnięta swoimi myślami. Rozważałam, co powinnam teraz zrobić. Żałowałam, że nie ma przy mnie mamy. Po­trzebowałam rozmowy z nią. Odkąd poczyniłam postępy w blokowaniu swojego umysłu, nie czułam tak silnej obecności mojej matki. Tęsknota za nią pozbawiła mnie apetytu. W końcu odsunęłam talerz i przysunęłam się do dziewcząt.
– Nie wiecie, gdzie mogę znaleźć jakąś tęczę? Chcę pogadać z mamą.
– Pewnie. W domku mojego dziadka znajdziesz źródełko. Zaprowadzę cię tam. – Amber uś­miechnęła się lekko do mnie. – Wszystko w porządku? – szepnęła zatroskana.
– Nie bardzo… – przyznałam – Możemy odpuścić sobie mój trening dzisiaj?
Moja przyjaciółka uśmiechnęła się zmieszana.
– Musisz spytać o to Phila… To on miał cię dzisiaj trenować. Ja mam jechać z mamą do miasta po zakupy…
Jęknęłam. Dziewczyny spojrzały na mnie uważnie.
– Pokłóciliście się? – spytała Sarah.
– Nie my… raczej on i Brad… i…
Czułam się bardzo skrępowana. Amber chyba zrozumiała, bo uścisnęła mnie mocno i wy­szeptała mi do ucha parę słów pocieszenia po grecku. Sarah nic nie powiedziała tylko uś­mie­ch­nęła się, a potem zerknęła za mnie. Wiedziałam, że patrzy w stronę chłopaków. Ja się nie od­ważyłam.
– Amber skończyłaś? Możemy iść? Dłużej tu nie wytrzymam… – jęknęłam.
Dziewczyna zaśmiała się lekko i pokiwała głową. Dopiła swój napój, skończyła tosta i wstała.
– Jakby ktoś nas szukał, będziemy w Trójce. Ale niech nam nie przeszkadzają, jeśli to nie będzie ważne. Mamy parę spraw do obgadania z jej mamą.
Sarah mrugnęła, że rozumie i życzyła nam miłego dnia.

Domek Posejdona okazał się niezwykle jasny i przestronny. Był zdecydowanie najdłuższy ze wszystkich domków w obozie. Ściany zostały zrobione z szarego kamienia wapiennego oz­dobionego muszlami i koralowcami. Z sufitu zwieszały się ozdobne hipokampy i roz­gwiaz­dy. Okna były duże i wychodziły bezpośrednio na morze. Pod jedną ze ścian stała fontanna wy­ko­nana z tego samego kamienia. Po środku niej znajdowała się błyszcząca ryba. Z jej pyska trys­kała woda tworząc lekką mgiełkę. Amber podeszła do okna i otworzyła je na oścież. Promienie słoneczne przedostały się do środka i oświetliły mgiełkę wodną tworząc piękną tęczę. Się­gnę­łam do muszli stojącej obok i chwyciłam drachmę.
– Wiesz, nigdy tego nie robiłam… – stwierdziłam niepewnie.
Kalá,* chcesz rozmawiać z mamą w Jacksonville Beach, Sostá?** – moja przyjaciółka mó­wiła tonem znawczyni. Najwyraźniej robiła to już nieraz.
– Tak. Podać dokładny adres?
– Nie, nie trzeba.
Amber podeszła do mnie. Wzięła drachmę z mojej ręki. Rzuciła ją w stronę tęczy i po­wie­działa:
– Bogini, przyjmij moją ofiarę.
Moneta zniknęła, a tęcza zamigotała.
– Augerinos Iliakos, Jacksonville Beach.
Przyszło mi do głowy, że Bogini Tęczy, może nie wiedzieć, gdzie dokładnie ma szukać mojej mamy, ale w tym momencie, w tęczy pojawił się obraz naszej kuchni. Poczułam ucisk w żołąd­ku. Mama ubrana w żółtą sukienkę, pochylała się nad zlewem. Wyglądała tak samo jak zawsze. Obraz był tak wyraźny, jakbyśmy stały na przeciwko siebie.
– Mamo! – krzyknęłam.
Odwróciła się od razu, a gdy mnie zauważyła, na jej twarzy rozgościł radosny uśmiech.
Agápi mou! Tak się cieszę, że cię widzę. Co u ciebie?
– Wiele się dzieje… – głos mi drżał – Nie wiem od czego zacząć… Masz czas?
Zaśmiała się i zerknęła w stronę drzwi, które znajdowały się poza obrazem w tęczy.
– Dla ciebie zawsze. Może tak porozmawiamy inaczej? Bezpośrednio?
Zrobiłam wielkie oczy i rozdziawiłam usta. Serce zabiło mi mocniej z radości.
– A mogłabyś tu przyjechać? – pisnęłam.
Physiká, przecież jestem boginią. Nie muszę przyjeżdżać. – Zaśmiała się.
Poczułam się głupio. Widząc ją, jak sprząta, łatwo było mi zapomnieć o tym, że jest kimś więcej niż tylko moją mamą. Amber, która stała z boku przy oknie, spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem. Po chwili machnęła ręką w stronę tęczy i obraz się rozmył. Już chciałam ją skarcić, kiedy poczułam, że ktoś mnie obejmuje. Mama już stała koło mnie.
– Jesteś tu! Dhen pistévo!^
Tuliłam się do niej długo. Kiedy w końcu się od niej odsunęłam, okazało się, że zosta­ły­ś­my same. Usiadłyśmy na jednym z łóżek i zaczęłam swoją opowieść. Mama słuchała z uwagą. Przez cały czas była spokojna i uśmiechnięta. Po jej zdawkowych reakcjach zauważyłam, że wiedziała, co działo się na obozie. Bardziej interesowały ją moje odczucia, a nie fakty. Opowie­działam jej, więc o tym, co martwiło mnie najbardziej – o konflikcie między Phillipem i Brad­leyem oraz tym, że lubiłam obu chłopaków w ten sam sposób…
– I co ja mam teraz robić? – zapytałam zmartwiona.
Rozejrzałam się przy tym. Bałam się, że Phil może przyjść do domku, skoro czasami tu mieszkał.
Agápi mou, a czego ty właściwie chcesz? Czy nie jest tak, że na siłę chcesz sobie znaleźć chłopaka? Wszystko jedno jakiego?
Spojrzałam na mamę zaskoczona. Chciałam zaprzeczyć, ale jej uważny wzrok sprawił, że się zaczęłam zastanawiać… Przez ostatnie lata w szkole wodziłam oczami za Loganem, naj­mil­szym koszykarzem, jakiego znam. Pomagałam mu w nauce biologii. Gdy zbliżały się wa­kacje mo­je zainteresowanie zmieniało się na Ruperta, który co rok przyjeżdżał do nas z rodzi­ną. A teraz będąc na obozie zapomniałam o obu chłopcach i zwróciłam uwagę na dwóch przyja­ciół.
– Ciekawe, bo Phillip i Brad, to pierwsi chłopcy z obozu, z jakimi rozmawiałaś, jak tu przyjechałaś, prawda? Dextera nie liczę. – Mama uśmiechnęła się przebiegle.
– Chyba tak… – westchnęłam.
– To może skup się na ćwiczeniach. Odsuń od siebie romanse, póki nie odkryjesz, czego tak naprawdę chcesz.
Pokiwałam głową, jak zwykle miała słuszność. Objęłam ją mocno.
– Dziękuję, wiedziałam, że ty mi pomożesz. Teraz muszę tylko z nimi pogadać, powie­dzieć, że nie chcę psuć ich i naszej przyjaźni… – skrzywiłam się. – To trudniejsze niż walka wręcz.
Mama zaśmiała się wesoło.
– Nikt nie powiedział, że będzie łatwo.
Siedziałyśmy jeszcze chwilę. Mama opowiedziała mi, co się dzieje u Lyry. Wyczarowała nawet papier, bym mogła napisać do przyjaciółki list.
– Jest przekonana, że zabrali ci tu komórkę. Jest zła, że nie ma wieści od ciebie, więc może jej coś napiszesz?
Wzięłam się za pisanie z ogromną radością. Opisałam swoich nowych przyjaciół, a także swój domek. Opisałam niektóre zajęcia i bitwę o sztandar. Opuściłam tylko wszystkie krwawe i niebezpieczne szczegóły. Kiedy skończyłam, mama chwyciła list i schowała go do kieszeni.
– Znam najszybszą pocztę na świecie. Zajmę się tym. – Pogłaskała mnie po włosach. – Jak Lyra będzie chciała ci odpisać, dostaniesz przesyłkę. A teraz muszę wracać do obowiązków.
Wstałyśmy z łóżka i pożegnałyśmy się gorąco. Mama życzyła mi jeszcze siły na kolejne dni. Ucałowała mnie i pobłogosławiła swoją mocą. Potem odeszła na dwa kroki i się rozmyła. Zostałam sama w domku. Rozejrzałam się po nim po raz ostatni i wyszłam na zewnątrz. Żar roz­lewający się z nieba był straszny. Pociłam się w swojej długiej granatowej tunice. Zdecy­do­wałam się, że ją zmienię i ruszyłam w stronę swojego domku.
– Elpidha!
Odwróciłam się. Parę jardów ode mnie stał Chejron w swojej pełnej postaci. Pogalopował do mnie, gdy odwróciłam się do niego.
– Szukaliśmy ciebie. Chodź, jest ktoś, kto chce z tobą porozmawiać – jego ton był ofi­cjal­ny, a zielone oczy patrzyły na mnie smutno.
– Coś się stało? Czy ja coś zrobiłam? – zawahałam się. Może rozmowa z mamą, nie była zgodna z regulaminem obozu?
– Po prostu chodź ze mną.
Przełknęłam głośno ślinę i ruszyłam za trenerem. Prowadził mnie do Wielkiego Domu. Nie odzywał się przez całą drogę. Widziałam napięcie w jego postawie. Przez to wszystko ja też się spinałam. Z każdym krokiem czułam większe zdenerwowanie. Czy zrobiłam coś stra­sz­nego? Żałowałam, że mama ze mną nie została. Żałowałam, że nie było koło mnie Amber, Jany lub Śnieżki.
Centaur zatrzymał się przed schodami na ganek i wskazał, bym weszła do środka. Ru­szyłam przed siebie z ciężkim sercem. Weszłam do salonu powolnym krokiem i rozej­rzałam się niepewnie. W środku zastałam trzy osoby. Phillip stał najbliżej drzwi. Kiedy weszłam uś­miechnął się do mnie pokrzepiająco ustami, oczy jednak miał smutne. Jego tata stał po środku pokoju. Był zwrócony w stronę okna. Słysząc moje kroki odwrócił się do mnie.
– Elpidho, jest ważna sprawa. Jest ktoś, kto chce z tobą porozmawiać – powiedział cicho, ale poważnie.
Dopiero wtedy spojrzałam na trzecią osobę, która stała pod oknem, bokiem do mnie. Był to młody mężczyzna o blond włosach zaczesanych do tyłu. Miał na sobie jeansy i złotą ko­szulkę. Mógł mieć najwyżej 22 lata. Kiedy odwrócił się twarzą do mnie, wciągnęłam powietrze ze świstem. Wszędzie poznałabym ten uśmiech…
Yeia sou, Liakáda mou^^ – przywitał się Apollo.


*Kalá (czyt. Kala) - dobrze [καλά].
**Sostá? (czyt. Sosta?) - dobrze, słusznie, tu: czyż nie?/prawda? [σωστά;].
^Dhen pistévo (czyt. Den pistewo) – nie wierzę [δεν πιστεύω].
^^Yeia sou, Liakáda mou. (Czyt. Ja su, Liakada mu) – Witaj, Słoneczko moje. [Γεια σου, Λιακάδα μου].

Matka zawsze pomoże i wysłucha. Przyjemnie jest mieć matkę - boginię. Ale dlaczego Chejron szukał Elpis? Co ją czeka?
Hmmm... Pomysły w głowie się mnożą.
ABala

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Inspirowane grecką mitologią - "Nadzieja bogów" Prolog

Pierwsza historia, która usilnie chce wyciec z mojej głowy jest inspirowana grecką mitologią, a dokładnie serią książek "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy". Tak wiem, to książka dla dzieci, mimo to urzekła mnie bardzo! A może właśnie dlatego? Cóż… żeby nie przedłużać – zaczynamy! Prolog /Potężny Głos Ubrana byłam w zwiewną sukienkę w kolorze nieba o brzasku słońca – błękitu prze­cho­dzącego w róż. Znajdowałam się w niezwykle pięknym miejscu. Wokół mnie migotało ty­siące różnych świateł, rozświetlających czerń mroku. Byłam urzeczona ich ilością. Zrobiłam krok do przodu i zorientowałam się, że unoszę się w powietrzu... Pode mną, daleko w dole, widziałam biało-niebieskie plamy. Coś mi te plamy przypominały… Rozejrzałam się. Tuż za mną z daleka zauważyłam niezwykłą jasność. Z początku była delikatna, z czasem jednak nabierała inten­sy­wności, w końcu musiałam odwrócić wzrok.  – Nie powinnaś tam patrzeć – usłyszałam. Spojrzałam zaskoczona ...

"Nadzieja bogów" Rozdział 23 cz.2

– Vic oddawaj Rydwan, to już nie jest śmieszne – Ian zgrzytnął zębami i zacisnął pięści. – Nie ma mowy. Dlaczego miałbym Wam oddać mój skarb? – zaśmiał się dzieciak. – skarb? Po co ci on? – zapytałam. – Apollo ma za dużo obowiązków, nie sądzicie? Spojrzałam na syna Zeusa z powątpiewaniem. Nie wierzyłam w jego słowa. Chłopak był zbyt zadufany w sobie, by pomyśleć o innych. Ian najwyraźniej myślał tak samo, bo przewrócił oczami. – A o co dokładnie chodzi Hawk? – warknęłam podchodząc bliżej. Czułam narastającą wściekłość. – No cóż… – wzruszył ramionami – Wiedziałem, że nie łatwo będzie was przekonać, więc przejdę do sedna. – Przestał się uśmiechać i spojrzał z powagą. – W końcu mój ojciec zwróci na mnie uwagę. Warknęłam nie mogąc powstrzymać frustracji i spojrzałam w górę. Zeusie, dlaczego muszę rozwiązywać twoje rodzinne problemy z ciebie? Może go przywołać do porządku? – krzyknęłam w myślach. Coś mi jednak mówiło, że nic z tego nie będzie. Bóg Piorunów ustalił dawno te...

"Nadzieja bogów" Rozdział 16 cz.2

Kiedy doszliśmy do celu, poczułam przyjemny powiew wiatru. Wiedziałam, że jestem tam, gdzie być powinnam. Ale jak miałam znaleźć dziewczynę? Zaczęliśmy się uważnie rozglądać, badać drzewa. Sarah szeptała zaklęcia, Janete dokła­dnie przyglądała się pniom, a Phillip badał podłoże. Przez chwilę obserwowałam ich z uśmie­chem. Byłam szczęśliwa, że miałam ich przy sobie. W końcu zamknęłam oczy i przywołałam obraz młodej dziewczynki śpiewającej piosenkę. Słowa piosenki same przyszły mi do głowy. Po chwili zaczęły płynąć z moich ust. Poczułam dziwną wibrację w powietrzu. Otworzyłam oczy i zaskoczona zachłystnęłam się powietrzem ucinając piosenkę w pół wersu. Przede mną stała niezwykle piękna dziewczyna o delikatnych rysach i o smukłej sylwet­ce. Miała na sobie sukienkę z kory drzewa, a długie włosy w kolorze żołędzi były ozdobione liśćmi dębu. Patrzyła na mnie nieprzeniknionym wzrokiem. – Witajcie młodzi herosi – powiedziała do nas śpiewnie. – Jestem Belanida. – Witamy cię driado ...