Na placu do szermierki zgromadzeni byli
wszyscy obozowicze. Po środku znajdowały się dwa stosy broni i zbroi dla tych,
którzy mieli brać udział w bitwie. Zabawa nie była obowiązkowa. Widziałam, że
dwóch synów Iris i najmłodsze dzieci w obozie nie brali udziału.
Podeszłam za Amber do jednego ze stosów
i sięgnęłam po hełm oraz zbroję. Miała niebieskie akcenty na ramiennikach i
przy „spódniczce”. Brad pomógł mi ją założyć, po czym wręczył mi przytępione
sztylety i niewielką tarczę.
Kiedy byłam ubrana, rozejrzałam się
dookoła. Przeciwnicy mieli na sobie zbroje z czerwonymi elementami. Na
niektórych hełmach znajdowały się czerwone pióropusze. Niektórzy herosi
patrzyli na mnie wrogo. Zauważyłam Jess zerkającą na mnie ze zjadliwym uśmieszkiem.
Ciarki przeszły mi po plecach. Odwróciłam od niej wzrok. Moje spojrzenie
natrafiło na dwoje młodych ludzi stojących z dala, pod lasem. Nie rozpoznałam
ich od razu. Dopiero, gdy przeczesałam szybko obie grupy, zauważyłam kogo
brakuje. To musieli być Ruby i Phil. Stali blisko siebie i o czymś rozmawiali.
Z mowy ciała odkryłam, że dziewczyna próbowała się przymilić przytulając się
do Jacksona, ale ten sobie tego nie życzył, bo ją odtrącał. Żałowałam, że nie
słyszę o czym rozmawiają. Miło byłoby mieć bardzo dobry słuch. Z drugiej
strony… Podsłuchiwanie cudzych dialogów jeszcze nikomu na dobre nie wyszło.
Przynajmniej nie mnie…
– O co im chodzi?
Amber stanęła koło mnie patrząc w tę
samą stronę, co ja. Pokręciłam głową, że nic nie wiem, po czym odwróciłam się
do syna Hekate.
– A ty coś wiesz?
– Wiem, ale nie powiem.
Westchnęłam, a zbroja lekko
zazgrzytała.
– A możesz trzymać Phila z daleka ode
mnie? Nie potrzebuję niańki.
– Nie ma sprawy – uśmiechnął się
szeroko, – jeśli zgodzisz się na moje towarzystwo.
Przewróciłam oczami i pokręciłam
energicznie głową. Doprawdy! Chłopaki byli niemożliwi, traktowali mnie jak
małą, słabą dziewczynkę.
W tym momencie Chejron przywołał nas
wszystkich do siebie i przypomniał zasady. Właściwie nie uważałam, że było to
konieczne. Wszyscy wiedzieliśmy, że nie wolno nam się ranić specjalnie i mocno,
(sądziłam, że niektórzy mieli zamiar złamać ten zakaz). Nasza broń była tępa,
ale mogliśmy używać dowolnych magicznych przedmiotów i swoich umiejętności. To
dodało mi trochę otuchy. Chociaż wciąż czułam się dziwnie skrępowana w zbroi. A
ręce bolały mnie od intensywnych treningów. Miałam nadzieję, że sobie poradzę.
– Powodzenia wszystkim! – zawołał
centaur. – Czas zanieść sztandary na miejsca.
Nasza grupa ruszyła pod dowództwem
Janete i Alexa, syna Ateny. Sztandar niósł Rick. Zauważyłam, że po środku materiału
był utkany jakiś jasny kształt, ale nie miałam szans mu się dobrze przyjrzeć,
bo tuż przede mną wyrósł Phillip.
– Gotowa? – spytał spiętym głosem.
Nie miałam zamiaru odpowiadać mu na to
pytanie, bo sama nie wiedziałam, czy byłam gotowa.
– O co poszło z Ruby? Co jest między
wami?
– Próbowała zawrzeć ze mną umowę, ale
się nie zgodziłem.
Obejrzał się za siebie z niesmakiem.
Drużyna czerwonych opuściła już plac i weszła do lasu. Właściwie to tylko
nasza czwórka została w miejscu.
– Na co się nie zgodziłeś? –
dopytywałam się.
– Nie powiem. Nie mogę – rzucił przez
zęby.
Już o nic więcej nie pytałam. Ruszyłam
za jego siostrą przyspieszając. Trzeba było dogonić naszych. Szliśmy w
milczeniu przez las, w stronę zachodnią.
– O, już jesteśmy na miejscu! – moja przyjaciółka
podskoczyła radośnie i pobiegła do przodu.
Miała rację, pomiędzy drzewami dało się
zauważyć poruszające się postaci. Brad wyprzedził mnie i wyszedł na polanę, a
ja stanęłam jak wryta na jej skraju. Janete na ukrycie flagi wybrała skały obok
Jaskini Wyroczni… Nie uważałam, że to było odpowiednie miejsce. Bałam się, że
Wyroczni może się to nie spodobać. Zerknęłam w bok. Phillip również nie wyszedł
spośród drzew. Oparł się o jedno z nich w niewielkiej odległości ode mnie.
– Czy to dobry pomysł? Przecież ta
kobieta… – urwałam, bo bałam się, że może mnie usłyszeć. Poprzednim razem
czytała mi w myślach!
– Nie wiem… Mam nadzieję, że Rachel tu
teraz nie ma. Potrafi być nieprzewidywalna… – Jego oczy wyrażały lekki
niepokój. Rozejrzał się, a potem znów na mnie spojrzał. – Skąd znasz to
miejsce? Kiedy zdążyłaś ją poznać? – spytał po chwili podejrzliwie.
– W nocy. Wiem, że to ona kazała ci
obiecać, ale nic więcej nie chciała mi wytłumaczyć. Była jeszcze bardziej
tajemnicza od ciebie.
Phil uśmiechnął się lekko. Był to dość
nerwowy uśmiech. Wyraźnie nie czuł się pewnie, przebywając w tym miejscu.
Rozumiałam go bardzo dobrze. Zrobiłam dwa kroki w głąb lasu. Na szczęście nie
musiałam stać na polanie chroniąc flagi. Według wymyślonej strategii, nasza drużyna
dzieliła się na cztery grupy. Pierwsza miała bronić naszego sztandaru. Dowodzić
nimi miał Rick, Pete trzymał się obok niego. Druga i trzecia, dowodzone przez
Jany i Alexa miały wyruszyć po zdobycie flagi przeciwników, a ostatnia grupa
miała odwrócić uwagę od miejsca, gdzie znajdowała się nasza.
Usłyszeliśmy rozbrzmiewający dźwięk
rogu rozpoczynający zabawę. Skierowałam się na wschód. Byłam w grupie czwartej,
miałam odwrócić uwagę Ruby i Jess, które chciały mi dokopać. Wiedziałam, że
mimo naszej umowy, Phil mnie nie zostawi. Zerknęłam za siebie. Szedł za mną w
odpowiedniej odległości. Za nim szedł Bradley gwiżdżąc cicho, a obok niego
szedł Nick. Nasza grupa była bardzo mała.
– Kto nami dowodzi? – spytałam
zwalniając i zrównując się z Phillipem.
– A jak myślisz? Obiecałem, że nie będę
cię niańczyć, więc ty będziesz decydować, co robimy. To może być ciekawe… –
mrugnął do mnie widząc moje zaskoczenie.
– Wow… ale ja nie mam strategii… Mam
zamiar po prostu nie pozwolić dziewczynom na wygranie – powiedziałam nieco
skrępowana. Chłopak zaśmiał się w odpowiedzi.
Ustawiliśmy się w pobliżu potoku
przecinającego las. Brad zdradził mi, że potok nosi imię mojego brata, którego
poznałam wczoraj, Zafira. Byłam zaskoczona. Ta informacja dodała mi otuchy.
Wiedziałam, że gdyby potrzebowała pomocy, młody bóg zjawiłby się. Jednak, czy
na pewno chciałam rozwiązywać swoje konflikty przez pośredników? Nie, zdecydowanie
nie… Musiałam wziąć sprawy w swoje ręce.
Nick znalazł w pobliżu rozłożyste
drzewo i wdrapał się na nie. Stwierdził, że to świetny punkt obserwacyjny. My
schowaliśmy się za drzewami i czekaliśmy, co się wydarzy. W mojej głowie
pojawiały się różne myśli. A może Ruby
wcale nie będzie mnie szukać? Może to była podpucha? A skąd będzie wiedziała,
że jestem akurat tutaj? Czy będzie chciała zaryzykować atak na mnie przy
Philosie i chłopakach? Z każdą minutą robiłam się bardziej podenerwowana.
Z innych części lasu dało się słyszeć krzyki i odgłosy walk. Kiedy
doszłam do wniosku, że bitwy nas ominą, Nick gwizdnął.
– Idzie do nas pięć osób. Ich przywódca
ma bardzo dziwną zbroję – szepnął konspiracyjnie. – Przygotujcie się, będzie
ciężko. Ja się stąd nie ruszam.
– Dzięki… – jęknęłam.
Chłopak sięgnął do tylnej kieszeni.
Wyciągnął z niej czapkę bejsbolową. Wyprostował ją, założył i… zniknął!
Musiałam zakryć sobie usta, by nie krzyknąć zdumiona. Świat herosów wciąż mnie
zaskakiwał.
– A więc tu się podziała czapka mojej
mamy…
Zerknęłam za siebie zaskoczona. Phil
zgrzytał zębami. Pokręcił głową wpatrując się w miejsce, gdzie powinien
być Nickolas. Wymruczał do siebie parę zdań po hiszpańsku.
Nie miałam czasu pytać, o co mu chodzi,
bo w tym momencie zza drzew wyłoniła się niewielka grupka czerwonych. Stanęli
nad potokiem w bojowym szyku. Syn Hermesa miał rację. Osoba, która stała na przedzie,
miała na sobie bardzo niebezpiecznie prezentującą się zbroję. Żelastwo
zasłaniało każdą część ciała. Dzięki temu wyglądała bardziej jak robot, a nie
jak człowiek. Nie wiedziałam, kto to był, ale coś mi podpowiadało, że nie była
to ani Ruby Blythe, ani Jessica Rodriguez. Domyśliłam się, że musiał to być
mieszkaniec domku numer 9. Obozowiczów stojący z boku znałam tylko z
widzenia. Troje było dziećmi Aresa, a jedno dzieckiem Boga Kowali. Mieli na
sobie zwykłe zbroje, podobne do naszych, ale ich broń świeciła dziwnym
zielonym blaskiem.
– Nie przejdziecie tędy – zawołałam
stając około trzech jardów przed nimi.
– Nie dacie nam rady! Nic nas nie
powstrzyma.
Głos, który się odezwał był głosem
zachrypniętym i nieprzyjemnym. Wydobywał się z wnętrza zbroi. Obawiałam
się, że miał rację. Gdyby tylko chcieli, mogli nas zmiażdżyć. Nie wiem, czy
chłopaki podzielali mój niepokój, ale obaj wynurzyli się z zza drzew. Phillip
stanął koło mnie z mojej prawej strony, a Bradley z lewej.
– Wycofajcie się, bo nie dostaniecie
się z tej strony do naszego sztandaru, Tsuyo – zawołał twardo Brad.
Głos w zbroi zaśmiał się kpiąco.
– Nie potrzebny nam wasz głupi kawałek
materiału – odezwała się córka Boga Wojny, stojąca lekko z tyłu. – Przyszliśmy
tu dać jej nauczkę – wskazała na mnie.
– A czego chcecie mnie nauczyć? –
zapytałam irytując się.
– Tego gdzie jest miejsce takich jak
ty, – w głosie dziewczyny słychać było pogardę – dziwolągów.
W tym momencie wezbrał silny wiatr z
zachodu. Był za silny, jak na Zefira, który przecież był łagodnym bogiem.
Przeszło mi przez myśl, że być może wiatr pochodził od jego syna. Bałam się,
że na polanie mogło być niebezpiecznie. Spokojnie
Peter, tylko spokojnie. Nie przesadź z tą siłą – powiedziałam w myśli
mając nadzieję, że to usłyszy. (W końcu mam w sobie więcej boskich
pierwiastków, prawda?)
Jeden z herosów z drużyny przeciwnej
doszedł najwyraźniej do wniosku, że ten wiatr to moja sprawka, bo cisnął we
mnie ciężkim sztyletem. Odbiłam go tarczą z łoskotem.
– Odejdźcie stąd – powiedziałam prawie
błagalnie.
Serce biło mi jak oszalałe. Czułam
adrenalinę w swoich żyłam, ale czułam również strach. Nie chciałam walczyć.
Naprawdę tego nie lubiłam. Przed innymi mogłam udawać, że było inaczej, ale
nie mogłam okłamywać samej siebie…
– Najpierw cię wykończymy! – zawołała
Tsuyo robiąc krok do przodu.
To, co się potem zdarzyło zaskoczyło
mnie do tego stopnia, że zbaraniałam. Gdyby nie Bradley, pewnie leżałabym już
poraniona… Byłam tak skupiona na dziewczynie w zbroi, że nie zauważyłam
lecących w naszą stronę sześciu sztyletów. Na szczęście moi przyjaciele byli na
tyle przytomni, że się nimi zajęli. Phil zajął się dwoma, lecącymi na niego.
Dosłownie sparował je w powietrzu. Brad natomiast rzucił o ziemię jakąś fiolką
i wkrótce przed nami pojawił się spośród dymu kamienny mur, który zatrzymał
broń.
Uśmiechnęłam się do niego z
wdzięcznością i od razu zwróciłam się w stronę naszych wrogów. Córka Aresa
stojąca z tyłu patrzyła na mnie z drwiną. Po spojrzeniach, jakie posyłali jej
pozostali zrozumiałam, że to ona dowodziła grupą.
– Wyeliminujcie najpierw tamtych –
powiedziała jadowicie podchodząc i klepiąc swoją koleżankę po tylnej blasze
jej pancerza. – Do dzieła.
Syn Hekate rzucił jakimś specyfikiem w
stronę dziewcząt, ale Tsuyo odbiła go i buteleczka wybuchła w powietrzu nad
potokiem. Był to dość potężny huk, który powalił nasz kamienny mur i nas
wszystkich na ziemię. No, prawię wszystkich. Córka Hefajstosa, dzięki swojej
zbroi, wciąż stała na nogach. Wykorzystała moment naszego osłabienia i
wycelowała swoją prawą ręką w stronę Phila. Chłopak akurat próbował się
podźwignąć na nogi i nie zauważył mknącego ku niemu pocisku z żelaza.
– Nie! – krzyknęłam rzucając się w jego
stronę.
Było jednak za późno. Pocisk zetknął
się z klatką piersiową chłopaka. Wystrzeliła z niego metalowa siatka, która
oplotła go szczelnie wrzynając się w gołą skórę.
– Co wy robicie! – zawołałam przerażona
klękając nad przyjacielem. – Przecież to tylko zabawa. Nie wolno nam się
umyślnie ranić.
– Och, nie szkodzi… – dziewczyna
zaśmiała się gorzko
– Ruby powiedziała, że skoro nie może
mieć Phillipa Jacksona dla siebie, to nikt nie będzie go miał – powiedziała
liderka grupy.
Popatrzyłam na nią, nie wierząc swoim
uszom. Czy to możliwe, że córka Bogini Miłości mogła zabić kogoś tylko dlatego,
że nie chciał z nią być?
– Niech no tylko Chejron się o tym
dowie… – sapnął Phil próbując się oswobodzić.
– Nie dowie się. Ruby już go zajęła w
innej części lasu – pośpieszyła z wyjaśnieniami przywódczyni. – Z pozdrowieniami od całej drużyny! – zawołała
w moją stronę rzucając we mnie szurikenami.
Zasłoniłam się tarczą, ale broń mnie
nie dosięgła. Zaskoczona zerknęłam, co się stało. Szurikeny zawisły w
powietrzu, jakby je coś tam utrzymało. Przypomniałam sobie o Nicku, który
siedział niewidzialny na drzewie. Przezornie nie spojrzałam w jego stronę.
Zaskoczenie i konsternacja na twarzach czerwonych pozwoliły mi chwycić
szybko ostre gwiazdki. Czułam, że coś je trzymało, ale puściło, gdy je
szarpnęłam. Włożyłam jedną z nich w skrępowane ręce Phillipa. Wiedziałam, że
sobie poradzi z oswobodzeniem się. Odwróciłam się do Brada, on również był skrępowany,
ale zdecydowanie bardziej ciasno. Nie był w stanie chwycić ostrza.
Usłyszałam ostry, nieprzyjemny śmiech.
Wstałam czujna i spojrzałam ponuro na swoich wrogów. Cała się trzęsłam. Moi
przyjaciele się męczyli, a ich ta sytuacja bawiła!
– Możecie robić MI, co się wam podoba…
– szepnęłam cicho poważnym tonem. – Ale nie wolno wam ranić moich PRZYJACIÓŁ.
Mój ton był spokojny. W moich żyłach
krążyła adrenalina. Nie czułam już żadnego strachu, tylko wściekłość. Poczułam,
że rośnie we mnie niezwykła siła. Patrzyłam wyzywająco prosto w twarz
córki Aresa. Nagle przyszło mi do głowy jej nazwisko: Cleo Tarrant. W jednej
chwili wiedziałam o niej wszystko. Wiedziałam, że matka szczyciła się tym, że
sam Ares się nią zainteresował, w efekcie czego zginęła w niewyjaśnionym
wypadku, kiedy dziewczyna była mała. Wychowywała ją babcia. Nie sprawiło to, że
zaczęłam jej współczuć, byłam tylko jeszcze bardziej wściekła, że zachowywała się
tak bezlitośnie.
Tym razem nie otaczał mnie wiatr. Siła,
która mnie wypełniała potrzebowała innego ujścia. Czułam to, więc skupiłam się
na swoich rękach. Wyciągnęłam je przed siebie, zwracając dłonie do siebie.
Chciałam tę moc zgromadzić pomiędzy nimi. Stworzyć pocisk.
– Nit nie będzie mną pomiatał –
wysyczałam.
Chłopak, stojący najbliżej mnie, zrobił
krok do tyłu przerażony. Dziewczyna w zbroi poruszyła się lekko mówiąc coś
cicho do swojej przywódczyni. Ja jednak nie zwracałam na to uwagi. Skupiłam
się na energii, która mnie przepełniała. Przenikała ona przez moje dłonie
i formowała się w niewielką bezkształtną masę. Zamknęłam oczy. Przed
oczami stanęła mi kula ognia, to małe słońce, jakie Helios stworzył w Świątyni
Apolla. Po chwili, kiedy otworzyłam oczy trzymałam w rękach takie samo.
Musiał parzyć niemiłosiernie, ale ja wcale tego nie czułam. Jednakże całe
powietrze dookoła mnie zdawało się gęstnieć od ciepła. Liście na drzewach się
kurczyły, woda w strumieniu zaczęła się poruszać, jakby wrzała. Herosi
skulili się w sobie i zaczęli się cofać.
– Kim ty jesteś? – spytał nagle
przelękniony chłopak.
– Wnuczką Dawnego Boga Słońca –
odpowiedziałam spokojnie. – Jeśli nie chcecie się sparzyć… cóż, radzę nie
zaczynać ani ze mną, ani z moimi przyjaciółmi.
Spojrzałam na Cleo. Kiwnęła głową, po
czym zawołała do swoich kompanów. Wszyscy szybko odeszli. Czułam satysfakcję,
ale nie wiedziałam, co mam z tą kulą zrobić. Wciąż rejestrowałam w sobie
siłę, która rosła i rosła. Nie wiedziałam, jak mam przerwać tę energię, jak się
jej pozbyć.
– Zgaś to! – usłyszałam za sobą głos
Nicka. Stał już na ziemi.
– Nie wiem jak… – przyznałam.
– Woda, podejdź do strumienia – rzucił
Phillip stałym głosem.
Zrobiłam, o co mnie poprosił, ale
ilekroć zbliżałam kulę do wody, ta zamiast gasić ogień, wyparowywała. Moja
gwiazda była za gorąca. W końcu doszłam do wniosku, że jedynym sposobem, żeby
się jej pozbyć było rzucenie jej najwyżej, jak się da. W stronę kosmosu.
Zebrałam w sobie całą energię i wyobraziłam sobie, że wyrzucam kulę w eter,
tam, gdzie stałam we śnie podziwiając ziemię. Kiedy szarpnęłam rękami poczułam
ciepły powiew wiatru, który pomógł pofrunąć tej niewielkiej gwieździe wysoko do
nieba. Patrzyłam urzeczona tym widokiem. Nie mogłam uwierzyć, że mi się udało.
Kula robiła się coraz mniejsza i mniejsza. Miałam nadzieję, że gdy dotrze do
kosmosu, zniknie i nie narobi szkód.
Odwróciłam się w stronę przyjaciół.
Nickolas pomógł chłopakom wydostać się z więzów. Ręce Phila krwawiły. Chciałam
do niego podejść, ale w tym momencie rozległ się potężny grzmot. Niebo rozdarły
dwie błyskawice. Jedna trafiła moje oddalające się słońce, a druga trzasnęła o
ziemię tuż przede mną…
I co teraz? Co się stało? Skąd ta błyskawica? Czym Elpidha zasłużyła na ten piorun?
Wygląda na to, że nasza bohaterka nie może normalnie przeżyć choćby jednego dnia w spokoju, bez greckich bogów...
Papa :) ja idę spać
Ag
O kurde... Ale akcja...
OdpowiedzUsuńI jest mój Nicholas :D
UsuńJest oczywiście. Nie mogło go zabraknąć.
UsuńI bardzo dobrze. I na czapeczka niewidka.
Usuń