Przejdź do głównej zawartości

"Nadzieja bogów" Rozdział 10 cz.1

Rozdział 10 / Wstrząs, groźba, trening

Poczułam prąd na całym ciele. Zamknęłam oczy otumaniona. W głowie usłyszałam potę­żny niski głos, którego nie rozpoznawałam. Nie musiał się jednak przedstawiać. Błyskawice wszystko tłumaczyły.
Iliakí Elpídha! Jak śmiesz korzystać ze swoich boskich zdolności nie zważając na konse­kwencje! Czy zdajesz sobie sprawę z tego, co mogłoby się wydarzyć, gdybym nie zniszczył tego małego słońca!? Nawet tak niewielkie ma niszczycielską moc.
Prąd przestał płynąć przez moje ciało, mimo to byłam sztywna. Nie mogłam się poruszyć, choć wewnętrznie cała drżałam.
Syngnómi* – wyszeptałam – Dhen to sképhtika…*
– To pomyśl następnym razem, – głos brzmiał niczym grzmot – bo zmiażdżę cię tak, jak tę kulę. I wcale nie będę się przej­mować twoją rodziną, ani Prophiteías tou Íliou.
Byłam przerażona taką możliwością. W gardle mi nagle zaschło. Na szczęście mogłam się już poruszyć i kiwnęłam głową, że rozumiem.
– Trenuj uważnie, bo będę bacznie cię obserwował… – dodał Zeus tym samym srogim to­nem.
Po chwili otumanienie minęło, głos Boga Piorunów ucichł. W uszach mi szumiało. Otwo­rzyłam oczy chwiejąc się. Wciąż stałam w pobliżu potoku tak, jak wcześ­niej. Moi koledzy trzy­mali się parę kroków ode mnie i uważnie mi się przyglądali.
– Elpis, co się właśnie stało? – zapytał powoli Phillip.
Zanim się odezwałam odchrząknęłam.
– Dostałam osobiste ostrzeżenie od Pana Bogów – powiedziałam cicho. Coś mi mówiło, że nie powinnam wypowiadać jego imienia. – Nie wolno mi używać swoich zdolności, jeśli nie rozu­miem ich konsekwencji… i czas się wziąć za trening… – westchnęłam.
Zrobiłam krok w ich stronę, ale nogi miałam jak z waty. Poczułam, że zaraz upadnę. Wy­ciągnęłam rękę. Brad, który stał najbliżej mnie, podszedł do mnie szybko i chwycił w talii w ostatniej chwili. Zamknęłam oczy. Na nowo poczułam się ociężała. Czułam, jak ciemność, któ­ra przyzywała mnie wcześniej, znów mnie woła… Była ciężka i nieprzyjemna. Nie mogłam się jej poddać, nie chciałam. Nie miałam jednak sił… Tworzenie ognistej kuli i wysłanie jej na orbitę bardzo mnie osłabiło. A potem ta rozmowa z Zeusem…
– Nadziejo, zostań z nami – poprosił mnie zmysłowy męski głos.
Tego, co się później zdarzyło nie potrafiłam wyjaśnić. Mrok wdzierał się przez mój umysł osłabiony ostatnią walką. Strach, który pojawił się w moim sercu sprawiał, że tonęłam w nim. I nagle poczułam na czole jakiś ucisk. W tej samej chwili usłyszałam gdzieś z oddali dziwne słowa w języku, którego nie rozumiałam. Słowa zdawały się nieść ze sobą moc, która weszła we mnie w postaci gorącej energii przez czoło, aż do wnętrza. Ciemność, która mnie osaczała, ustąpiła nagle. Zaskoczona zaczerpnęłam łapczywie powietrza i otworzyłam oczy.
Znajdowałam się w objęciach Phillipa, co była dla mnie niepojęte, skoro to nie on mnie złapał. Bradley z zamkniętymi oczami trzymał rękę na moim czole i bezgłośnie poruszał usta­mi. Wyglądał, jakby się nade mną modlił. To on pomógł mi się wydostać z mroku. Nick pochy­lał się obok niego.
– Brad, już wystarczy – rzucił w stronę kolegi.
Syn Hekate otworzył oczy, zabrał rękę i się uśmiechnął.
– Jak się czujesz? – spytał zmysłowo jak samo, jak wcześniej.
– Lepiej, dziękuję – uśmiechnęłam się lekko.
Serce zabiło mi mocniej. Nie wiedziałam, czy powodem tego, była bliskość Phillipa, czy ten Uj­mu­jący uśmiech Bradleya. A może ostatnie wydarzenia?
– Może wstaniesz? – zaproponował Nick.
Zerknęłam na niego, spoglądał na mnie przyjaźnie. Spojrzałam na Jacksona. Twarz miał nieprzeniknioną, lecz w jego oczach odczytałam tyle ciepła, że na moment zabrakło mi tchu… Jeszcze nigdy tak na mnie nie patrzył.
Aphíste me káto, parakaló** – powiedziałam zmieszana w swoim ojczystym języku.
Phil uśmiechnął się lekko i postawił mnie na nogi.
– Ciekawy dobrałaś czasownik – zauważył.
Nie od razu go zrozumiałam. Wciąż było mi trudno myśleć. Spojrzałam na niego zasta­na­wia­jąc się, o co mu chodzi. Chłopak widząc moją winę zaśmiał się cicho.
– Czasownik ypsóno*** byłby w tym wypadku lepszy, nie uważasz?
– Ups… – zakryłam usta ręką.
Teraz śmiali się wszyscy trzej. Zmieszana odwróciłam się od nich. Phillip miał rację. Uży­cie czasownika aphíno^ w tym kon­tekście nie było dobrym pomysłem. Przecież on mógł to zro­zu­mieć dosłownie i po prostu mnie puścić, bym upadła… Zaśmiałam się nerwowo. Czasami roz­mowa po grecku z Amerykanami bywała krępująca. Trzeba zawsze uważać na dobór słów.

Podczas kolacji siedziałam między Philem a Bradem przy stole numer 20. Wokół nas usia­dło nieli­czne rodzeństwo Bradleya (całe cztery osoby) oraz Amber, Janete i Rick. Opowie­dzie­liśmy im, co się stało nad potokiem Zefira od po­czątku do końca. Amber była zaniepo­ko­jona naj­bardziej tym, że po raz kolejny próbował mną zawładnąć ten dziwny mrok. Dzię­ko­wała Bra­dowi, że był ze mną i pomógł mi się ocknąć.
– Wygląda na to, że twoja magia uratowała naszą Elpis – zawyrokowała.
Zerknęłam na jej brata. Patrzył zamyślony w swój talerz. Pierwszego dnia zapowiedział, że towarzystwo dziecka Hekate nie jest dla mnie dobrym pomysłem właśnie z powodu ich ma­gii. Cóż… okazało się, że był w wielkim błędzie. Nie wyglądał jednak na zadowolonego z takie­go obrotu sprawy.
 – Ale co to takiego może być? To nie było normalne omdlenie… – Brad szturchnął mnie łokciem i spojrzałam na niego. – Prawda?
– Tak… – przyznałam. – Ta ciemność mnie przyzywa i nie chce puścić. I praktycznie za każ­dym razem, sama sobie nie potrafię z nią poradzić – zamilkłam na chwilę analizując każdy przypadek. – Tak myślę, że… atakuje mnie, kiedy jestem osłabiona psychicznie…
– To musisz się wzmocnić – stwierdziła Jany.
– Może trzeba poćwiczyć mentalne blokady? – zaproponowała Sarah.
Zaciekawiona zerknęłam na nią. Była bardzo podobna do Bradleya, a przy tym bardzo niska, najniższa z nas wszystkich. Miała jednak w sobie niezwykłą wewnętrzną siłę, którą się wyczuło. Nic dziwnego, że chłopaki oddali jej stanowisko grupowej ich domku, nawet jeśli nie była z nich najstarsza.
– Co masz na myśli? – spytałam.
– Powiedziałaś nam, że w trakcie walki w twoim umyśle pojawiła się historia Cleo, a po­tem Pan Niebios rozmawiał z tobą w twojej głowie. To oznacza, że masz otwarty, chłonny umysł. Każdy, kto wie jak, potrafi do niego wejść i ci w nim namieszać. Mogę cię nauczyć, jak go blokować.
Dziewczyna miała rację. Miałam otwarty umysł na wszystko wokół. Czułam to. Bez pro­blemu mogłam połączyć się z moją matką czy ciotką. Albo, z którymś z mojego licznego ro­dzeństwa przyrodniego. Obejrzałam się na Pete’a, który siedział przy stole numer 12 obok Ni­cka. Czy usłyszał mnie podczas walki? Nie byłam pewna, czy chcę znać odpowiedź…
– Myślę, że Elpidzie przyda się taka umiejętność – Phil podniósł na mnie oczy spro­wa­dzając do rzeczywistości.
Nai, vevaíos. Evcharistó^^ – odpowiedziałam szybko.
– Oprócz tego powinnaś wzmocnić swoją siłę i wytrzymałość. Nie wiadomo kiedy bę­dziesz potrzebowała wszystkich swoich sił – dodał przyglądając mi się uważnie.
– My ci pomożemy! – zawołała radośnie Amber.

Bitwę o sztandar wygrała drużyna czerwona, bo wykorzystała na nas pułapki zrobione przez dzieci Hefajstosa. Nie uważałam, że to było w porządku, ale się nie odzywałam. Ja rów­nież nie zachowałam się w porządku. Bałam się pomyśleć, jakie szkody mogłoby spowo­dować w atmosferze moje niewielkie słońce.
Reszta wieczoru minęła całkiem spokojnie. Nikt mnie już bezpośrednio nie zaczepiał. Po obozie najwyraźniej rozeszła się wieść o moich zdolnościach i o moim pochodzeniu, bo niektó­rzy herosi mijali nas łypiąc na mnie wrogim wzrokiem, albo wręcz odwrotnie, unikając mojego spojrzenia. W trakcie ogniska bliźniacy postanowili opowiedzieć wszystkim mit o Faetonie, sy­nu Heliosa. Heros chcąc udowodnić, że jest jego synem, porwał rydwan słońca i przejechał nim po niebie. Czułam, że jest to aluzja do mnie. Ogarnęła mnie złość. Ognisko zajaśniało na chwilę szkarłatną czerwienią, co było powodem, tylko mojego zdenerwo­wania. Na szczęście mia­łam przy sobie swoich przyjaciół. Amber przysunęła się do mnie i uś­cisnęła mi rękę, a jej brat sze­pnął mi do ucha:
– Potraktuj to jak zwykłą lekcję. Dziś uniknęłaś losu Faetona i nigdy tego nie powtórzysz.
Kiwnęłam głową. Znów miał rację. Robiło się to trochę irytujące…
Pani Jackson widząc wrogość pomiędzy herosami skończyła szybciej zabawę. Poprosiła nas, byśmy przemyśleli swoje zachowania z dzisiejszego dnia i następny zaczęli wolny od u­przedzeń. Wątpiłam, by to było możliwe…
Przed snem miałam jeszcze długą pogawędkę z Chejronem i kierownikiem obozu na te­mat ostatnich zdarzeń w salonie Wielkiego Domu. Okazało się, że parę życzliwych osób donio­sło im o moich czynach. Zapomnieli przy tym wspomnieć o zbrojnym i niebezpiecznym ataku na nas ze strony Cleo i Tsuyo. Phil, który chciał mi towarzyszyć został wygoniony do swojego pokoju.
– Z tobą się policzę później – powiedział jego tata ostrym tonem.
Zostałam sama z dorosłymi. Trochę czasu mi zajęło, zanim im wszystko opisałam. Ku mo­jej ogromnej radości Nick przybiegł mi na pomoc. Okazało się, że siedząc wtedy na gałęzi wszy­stko dokładnie nagrał niewielką kamerką. Pan Jackson był wzburzony tym, co zobaczył i usłyszał. Obiecał, że się tym zajmie w dniu następnym. Kiedy wysłał mnie do łóżka, czułam się jak zdrajca. A przecież nie zdradziłam nikogo ze swoich. Bałam się tylko, że żadna z dziew­czyn mi tego nie wybaczy… Znów byłam w punkcie wyjścia.



*Syngnomi... Dhen to sképhtika (czyt. Syngnomi... Den to skefika) - przepraszam... nie pomyślałam o tym [δεν το σκέφτηκα].
**Aphíste me káto, parakaló (czyt. Afiste me kato, parakalo) - (dosłownie: puść mnie w dół, proszę), Tu w znaczeniu: Postaw mnie, proszę. [Αφήστε με κάτω παρακαλώ].
***ypsóno (czyt. ypsono) - podnieść, podwyższyć, postawić do pionu [υψώνω].
^aphíno (czyt. afino) - puścić, wypuścić, pozostawić coś komuś, zostawić coś [αφήνω].
^^Nai, vevaíos. Evcharistó (czyt. Ne weweos. Ewcharisto) - Tak, oczywiście. Dziękuję. [Ναι, βεβαίως. Eυχαριστώ].

I co teraz? Czy Elpidha będzie miała spokój w obozie? Jak przebiegnie jej szkolenie?
A co z jej serduszkiem? Czyżby zdążyła już zapomnieć o Rupercie czekającym na nią w domu? Hm... Na to wygląda... haha
Co Wy na to?
Pozdrawiam. Czas iść spać...
GG

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Inspirowane grecką mitologią - "Nadzieja bogów" Prolog

Pierwsza historia, która usilnie chce wyciec z mojej głowy jest inspirowana grecką mitologią, a dokładnie serią książek "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy". Tak wiem, to książka dla dzieci, mimo to urzekła mnie bardzo! A może właśnie dlatego? Cóż… żeby nie przedłużać – zaczynamy! Prolog /Potężny Głos Ubrana byłam w zwiewną sukienkę w kolorze nieba o brzasku słońca – błękitu prze­cho­dzącego w róż. Znajdowałam się w niezwykle pięknym miejscu. Wokół mnie migotało ty­siące różnych świateł, rozświetlających czerń mroku. Byłam urzeczona ich ilością. Zrobiłam krok do przodu i zorientowałam się, że unoszę się w powietrzu... Pode mną, daleko w dole, widziałam biało-niebieskie plamy. Coś mi te plamy przypominały… Rozejrzałam się. Tuż za mną z daleka zauważyłam niezwykłą jasność. Z początku była delikatna, z czasem jednak nabierała inten­sy­wności, w końcu musiałam odwrócić wzrok.  – Nie powinnaś tam patrzeć – usłyszałam. Spojrzałam zaskoczona ...

"Nadzieja bogów" Rozdział 23 cz.2

– Vic oddawaj Rydwan, to już nie jest śmieszne – Ian zgrzytnął zębami i zacisnął pięści. – Nie ma mowy. Dlaczego miałbym Wam oddać mój skarb? – zaśmiał się dzieciak. – skarb? Po co ci on? – zapytałam. – Apollo ma za dużo obowiązków, nie sądzicie? Spojrzałam na syna Zeusa z powątpiewaniem. Nie wierzyłam w jego słowa. Chłopak był zbyt zadufany w sobie, by pomyśleć o innych. Ian najwyraźniej myślał tak samo, bo przewrócił oczami. – A o co dokładnie chodzi Hawk? – warknęłam podchodząc bliżej. Czułam narastającą wściekłość. – No cóż… – wzruszył ramionami – Wiedziałem, że nie łatwo będzie was przekonać, więc przejdę do sedna. – Przestał się uśmiechać i spojrzał z powagą. – W końcu mój ojciec zwróci na mnie uwagę. Warknęłam nie mogąc powstrzymać frustracji i spojrzałam w górę. Zeusie, dlaczego muszę rozwiązywać twoje rodzinne problemy z ciebie? Może go przywołać do porządku? – krzyknęłam w myślach. Coś mi jednak mówiło, że nic z tego nie będzie. Bóg Piorunów ustalił dawno te...

"Nadzieja bogów" Rozdział 16 cz.2

Kiedy doszliśmy do celu, poczułam przyjemny powiew wiatru. Wiedziałam, że jestem tam, gdzie być powinnam. Ale jak miałam znaleźć dziewczynę? Zaczęliśmy się uważnie rozglądać, badać drzewa. Sarah szeptała zaklęcia, Janete dokła­dnie przyglądała się pniom, a Phillip badał podłoże. Przez chwilę obserwowałam ich z uśmie­chem. Byłam szczęśliwa, że miałam ich przy sobie. W końcu zamknęłam oczy i przywołałam obraz młodej dziewczynki śpiewającej piosenkę. Słowa piosenki same przyszły mi do głowy. Po chwili zaczęły płynąć z moich ust. Poczułam dziwną wibrację w powietrzu. Otworzyłam oczy i zaskoczona zachłystnęłam się powietrzem ucinając piosenkę w pół wersu. Przede mną stała niezwykle piękna dziewczyna o delikatnych rysach i o smukłej sylwet­ce. Miała na sobie sukienkę z kory drzewa, a długie włosy w kolorze żołędzi były ozdobione liśćmi dębu. Patrzyła na mnie nieprzeniknionym wzrokiem. – Witajcie młodzi herosi – powiedziała do nas śpiewnie. – Jestem Belanida. – Witamy cię driado ...