Przejdź do głównej zawartości

"Nadzieja bogów" Rozdział 12 cz.1

Rozdział 12 / Misja od samego Apolla

Poczułam, że nogi się pode mną uginają. Spotkanie z Apollem nie wróżyło mi nic dobre­go. Zrobiłam parę kroków chwiejąc się. Silne ramiona Phillipa oplotły mnie od tyłu.
– W porządku? – szepnął mi do ucha z troską.
– Muszę usiąść.
Przyjaciel pomógł mi usiąść na kanapie. Sam usiadł bardzo blisko mnie tak, że stykaliśmy się ramionami. Jego obecność była pokrzepiająca i elektryzująca. Znów przypomniał mi się po­ranek…
– Jesteś taka podobna do swojego dziadka… Wreszcie się spotykamy w tych czasach. – Bóg Sztuki podszedł na środek pokoju. Wpatrywał się we mnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. – Wybacz, że w taki sposób.
– A jak inaczej mielibyście się spotkać, sir? – spytał pan Jackson z dziwną miną.
Apollo zignorował go. Cały czas patrzył tylko na mnie.
– Wybrałbym nasz stary sposób, gdyby nie to, że zablokowałaś swój umysł. Zaglądanie do twoich snów nie jest już dla mnie możliwe.
– Wow… czyli wszystkie lekcje się opłaciły – szepnęłam zaskoczona.
Do tej pory byłam pewna, że wciąż nie umiałam tego robić. Owszem, nie miałam już żad­nych dziwnych snów. Ciemność również nie miała do mnie dostępu. Jednak wciąż nie rozu­miałam, skąd ona pochodziła.
– Czy to twoja sprawa, sir? Ta ciemność, która ją pochłaniała? – zapytał Phil groźnie. Naj­wyraźniej myślał o tym samym.
Apollo spojrzał na niego i zaśmiał się. Jego śmiech brzmiał jak dzwoneczki. Kom­pletnie do niego nie pasował, przynajmniej według mnie.
– Skąd. Ja panuje nad światłem, zapomniałeś? Ciemność pochodzi od kogoś innego… Ja tylko wykorzystywałem te momenty do kontaktu z Liakáda. – Tu spojrzał na mnie i się uś­mie­chnął czarująco. – Właściwie w pewien sposób cię ratowałem. Gdyby nie kontakt ze mną, już dawno zostałabyś wchłonięta przez mrok.
– Czyli powinnam ci podziękować? – spytałam niepewnie.
– Byłoby miło – mrugnął do mnie. Po czym spoważniał. – Ale nie po to tu jestem. Jestem tu, bo dziś w nocy skradziono mi mój rydwan.
– Co? Nie potrafiłeś go upilnować? – wyrwało się mojemu przyjacielowi.
– Synu, hamuj się – pan Jackson zrobił poważną minę, ale oczy mu się śmiały.
Przyszło mi do głowy, że on sam chętnie wypowiedziałby te słowa, ale się powstrzy­my­wał. Wiedział, że bogu należy się szacunek, bo nigdy nie wiadomo, co taki może ci zrobić, gdy się wścieknie.
– Czemu nam to mówisz? – zapytałam, chociaż znałam odpowiedź.
Bóg Wyroczni zbliżył się do mnie. Phillip wyprostował się. Był gotowy mnie chronić, cho­ciaż nie miałby szans z istotą boską.
– Dobrze wiesz, kto mógłby chcieć ukraść mi mój słoneczny rydwan. Chociaż wątpię, by zrobił to osobiście…
– Ja tego nie zrobiłam – powiedziałam cicho wstając.
– Oczywiście, że nie. Mój ojciec obserwuje cię przez cały czas. Nie miałabyś kiedy tego do­konać. Twój wuj i dziadek musiał wykorzystać do tego kogoś innego.
– Dlaczego tak sądzisz? A może zrobił to sam?
– Żaden bóg nie może zabrać atrybutu innemu bogowi. Od tego są herosi…
– Jak im się to udało? Sądziłem, że pilnujesz swojego ferrari – odezwał się pan Jackson.
Apollo odwrócił się i spojrzał na niego. Zrobił zakłopotaną minę.
– Do tej pory nie było to konieczne, poza tym byłem trochę zajęty…
– Mnożeniem potomstwa? – zaśmiał się Phil wstając z kanapy. – Czyżbyś chciał powięk­szyć liczbę lokatorów domku numer siedem?
– A czemu nie? – Apollo uśmiechnął się zakłopotany i spojrzał dziwnie na mojego przy­ja­ciela. – Przydałoby się tu więcej światła i radości. Ostatnio strasznie tu drętwo…
– A co cię to interesuje? – młody Jackson wyglądał na zdenerwowanego. Nie rozumiałam dlaczego.
– Nie zapominaj, że kiedyś tu mieszkałem, więc mam pewien sentyment do tego miejsca. – Apollo spojrzał uważnie na Phillipa, potem zwrócił się do mnie. Z jego twarzy zniknęło za­kłopotanie i rozbawienie. Znów był poważny. – Mam dla ciebie misję. Masz trzy dni na znale­zienie mojego rydwanu. Trzy dni, zanim mój ojciec weźmie sprawy w swoje ręce. Wówczas nic się nie uchowa. Nie będzie go obchodziło kto jest winny, a kto nie…
– Jak na Boga Sprawiedliwości jest bardzo niesprawiedliwy… – jęknęłam.
– Och Zeusowi znudził się ten tytuł. Oddał go swojej dawnej żonie – wzruszył ramionami.
– Pięknie. Czyli mamy trzy dni. Jakiś pomysł od czego mamy zacząć?
– Najpierw ekipa! – Bóg Światła odsunął się w stronę kominka i pstryknął palcami.
W tym monecie po środku pokoju pojawiły się Janete i Sarah. Były równie zaskoczone, jak my. Rozejrzały się skołowane i cofnęły się na widok boga. Jany uśmiechnęła się pro­mien­nie.
– Skoro jesteście tu już wszyscy, czas byście poznali swoją przepowiednię – Apollo uś­miech­nął się tajemniczo.
W pokoju zrobiło się dziwnie zimno, a z kominka zaczął wydobywać się dziwny, gęsty, zielony dym. Phillip jęknął cicho i stanął przede mną, jakby chciał mnie przed tym obronić. Nie musiał tego robić. Czułam, że to coś, co wynurzało się z dymu nie jest zagrożeniem. Po chwili z dymu wyłoniła się kobieta. Miała na sobie czarny długi płaszcz z kapturem narzuconym na głowę. Kiery go zsunęła na plecy, serce mi przyspieszyło.
– Wyrocznia – szepnęłam.
Phillip się nie poruszył, stał pomiędzy mną, a Rachel Dare tyłem do mnie. Nie widziałam jego twarzy, ale mięśnie ramion miał napięte. Jany i Śnieżka wyglądały na zszokowane. Mu­sia­ły czuć się dziwnie. Pojawiły się tu nie wiedząc, o co chodzi. Ja przynajmniej wiedziałam, na czym ma polegać nasza misja.
– Witaj Rachel – Apollo wyszczerzył się do kobiety. – Kopę lat. Wyładniałaś.
– Och, zamknij się. Nie lubię, jak mnie przyzywasz w ten sposób – rozejrzała się po salo­nie. Jej wzrok spoczął przez chwilę na Philu, a potem na mnie. – Rozumiem, że potrzebujecie prze­powiedni. Nie umiem jej wypowiedzieć na zawołanie, wiesz o tym Apo…
Nie zdążyła skończyć. Jej oczy nagle pojaśniały i zaiskrzyły się na zielono. Twarz nabrała dziwnego, nienaturalnego wyrazu. Z jej ust wydobywał się zielony dym. Kiedy się odezwała, jej głos brzmiał nisko i głęboko:

Czworo za gwiazdą wyruszy w daleki świat,
Potrzebny im będzie Kryształowy Kwiat.
Do Matki Zorzy kierować sie będą
Za tą, która nazywa siebie Przybłędą.
Jedno z nich utknie w Ogrodzie Jasności
Skradzione odnajdą dzięki światłu miłości.

Wyrocznia zamrugała i jej oczy powróciły do normalnego koloru. Uśmiechnęła się do mnie lekko.
– Bardziej zawiłe być nie mogło… – stwierdził zirytowany Phillip. – Jak mamy to rozu­mieć?
– Wytłumaczycie nam o co chodzi? – Jany podeszła do nas.
– Mamy misję – powiedziałam rzeczowym tonem. – Musimy odzyskać skradziony Ryd­wan Słońca. Apollo uważa, że ukradł go jakiś heros na zlecenie mojego wujko-dziadka. To była nasza przepowiednia, która niewiele mi rozjaśniła.
Rachel Dare roześmiała się nieprzyjemnie.
– Wybaczcie, jaśniej nie mogę. Jeszcze by mnie pokarał… – spojrzała na Apolla. – Chyba nie jestem już potrzebna.
Bóg Sztuki pokiwał głową i machnął ręką. Kobieta zniknęła, a z nią dziwny dym i chłód. Zadrżałam. Poczułam się dziwnie zmęczona, ociężała. Głowa zaczęła mnie boleć.
– Hej… nie wiem, co się dzieje, ale… – zaczęłam siadając na kanapie.
– Twoja blokada umysłu się sypie Liakáda mou. – Apollo wydawał się być zatroskany. – Chionáti* pomóż jej.
Sarah kiwnęła głową i podeszła do mnie szybko. Phil przysiadł koło mnie. Położyłam dło­nie na kolana. Córka Hekate podniosła swoje ręce nad moją głowę i zaczęła szeptać zaklę­cia w dziwnym języku. Nie poczułam się lepiej. Ból stawał się nie do zniesienia. Walczyłam z nim, ale traciłam siły z każdą sekundą. Serce biło mi szybko, miałam problemy z oddy­cha­niem. Przed oczami pojawiły się ciemne mroczki. Jęknęłam. Zaczęłam machać rękami we wszy­stkie strony, próbując coś złapać. Potrzebowałam się czegoś chwycić, czegoś, co pomo­głoby mi wydostać się z ciemności, która wciągała mnie ponownie. Poczułam, że czyjeś palce splatają się z moimi w lewej ręce. W uszach usłyszałam cichy męski głos. Nie zrozumiałam, co powie­dział. Skupiłam się na ręce, którą ściskałam.
Nagle przed moimi oczami pojawiło się dziwne światło. W świetle zobaczyłam jasny og­ród. Było tak, jakbym po nim szła. Mijałam krzaki róż i innych kwiatów. Niektóre były podo­bne do kwiatów w ogrodzie mojej matki. Po środku znajdowała się niewielka altana, a w niej w donicy rósł niezwykły krzak. Jego kwiaty zdawały się świecić różnymi kolorami. Kiedy się zbliżyłam zauważyłam, że płatki kwiatu nie są delikatne, a twarde jak diamenty.
Krýstallos Louloúdi…** – szepnęłam.
Nai, Kóri Likavyés.***
Rozejrzałam się, nigdzie nikogo nie widziałam. Czyj więc to był głos?
Poios eínai edhó?****
Periméno se.^
Przez chwilę stałam nie rozumiejąc, o co chodzi. Zostałam nazwana Córką Zorzy. Przy­po­mniała mi się przepowiednia. Usłyszałam ją w głowie ponownie, tym razem po grecku. Zda­wało mi się, że dzięki temu zrozumiałam ją jeszcze lepiej. Stałam w Ogrodzie Jasności, a głos, który do mnie mówił musiał należeć do Matki Zorzy. Czekała na mnie. Wiedziała, że muszę do niej przyjść, po ten kwiat.
Pós mporó na soú vrísko?^^
– Esperos odiyeí se.^^^
Nie znałam żadnego Esperosa, ale nie udało mi się tego powiedzieć, bo ogród zniknął. Zno­wu siedziałam w salonie oparta o kanapę. Phil trzymał mnie za rękę i uważnie mi się przy­glądał. Pozostali stali nade mną w pewnej odległości.
– Coś nie tak? – spytałam skołowana.
– To my powinniśmy pytać – odezwał się Phillip. – Nie zasnęłaś jak poprzednio. Wygląda­ło, jakbyś wpadła w trans. Rozmawiałaś z kimś po grecku.
– Tak… Widziałam Kryształowy Kwiat i wiem, gdzie on jest. Mamy podążać za jakimś Esperosem.
– Masz na myśli Hesperosa, syna Eos i Astrajosa. Jest bogiem gwiazdy, która pojawia się tuż przed wschodem i tuż po zachodzie Słońca – wytłumaczył pan Jackson.
– „Czworo za gwiazdą wyruszy w daleki świat, potrzebny im będzie Kryształowy Kwiat.” – zarecytowała Jany. – Mamy iść za wieczorną gwiazdą, czy Hesperos zjawi się osobiście?
– Nie wiem – przyznałam. – Wiem tylko, że Matka Zorzy na nas czeka w swoim ogrodzie.
– A kim jest ta Przybłęda? Percy, masz pomysł? – Jany spojrzała na kierownika obozu.
Mężczyzna pokręcił głową.
– Wyruszamy o zachodzie słońca. Ruszymy w stronę gwiazdy – zdecydował Phillip.
– Możemy wziąć ze sobą Amber? – spytałam z nadzieją.
– Nie, to jest WASZA misja – Apollo był poważny, a jego głos nie był przyjemny. – Bądźcie ostrożni. Trzy doby zaczną się od zmierzchu. Do zoba­czenia na końcu ścieżki.
W pokoju zajaśniało. Zapobiegawczo zamknęłam oczy. Nie miałam ochoty widzieć Boga Wyroczni w jego prawdziwej postaci, zanim zniknie. Kiedy światło zgasło, otworzyłam oczy i spoj­rzałam na swoich przyjaciół. Miałam swoją pierwszą misję i byłam przerażona.
– Czy muszę się jakoś przygotować? – zapytałam.
– Tylko spakować rzeczy na trzy dni i wziąć broń. – Phil uśmiechnął się czarująco. – Może być niebezpiecznie.
Poczułam, że robi mi się gorąco. Serce mi przyspieszyło. Tym razem powód tego siedział koło mnie i patrzył mi prosto w oczy. Jego twarz była niebez­pie­cznie bliska. Wciąż ściskał mo­ją dłoń.
Kalá, możesz już puścić moją rękę… – poprosiłam słabym głosem.
Puścił mnie, a ja odetchnęłam głęboko. To wszystko było przerażające. Zerknęłam na Śnieżkę. Uśmiechała się do mnie z troską. Chciałam odsunąć się od Phila, skupić się na tre­nin­gu, a teraz miałam spędzić trzy dni razem z nim. Dobrze, że chociaż miałam przy sobie przyja­ciółki.



*Chionáti (czyt. Chionati) - imię Królewny Śnieżki [Χιονάτη].
**Krýstallos Louloúdi (czyt. Krystalos luludi) - kryształowy kwiat [Κρύσταλλος Λουλούδι].
***Nai, Kóri Likavyés (czyt. Ne, Kori Likawjes) - tak, Córko Zorzy [Ναι, Κόρη Λυκαυγές].
****Poios eínai edhó? (czyt. Pio sine Edo?) - kto tu jest? [Ποιος είναι εδώ;].
^Periméno se (czyt. perimeno se) - Czekam na ciebie [περιμένω σε].
^^Pós mporó na soú vrísko? (czyt. Pos boro na su vrisko?) - Jak mogę Panią znaleźć? [Πώς μπορώ να σoύ βρίσκω;].
^^^Esperos odiyeí se (czyt. Esperos odiji se) - Hesperos cię zaprowadzi [Έσπερος οδηγεί σε]. Hesperos to bóg gwiazdy porannej i wieczornej.

I kolejna przepowiednia i pierwsza misja. Trzy dni to wiele, albo bardzo mało. Jak Elpis podoła koeljnemu zadaniu? Czy to nie za dużo? Jeszcze niedawno nie wiedziała kim jest, a tu tyle stresu... Ale będzie dobrze, ma wsparcie.
Buziaczki i pozdrowionka
Ag

Komentarze

  1. Pozdrowienia z Augustowa. Niecierpliwie czekam na dalszy ciąg.

    OdpowiedzUsuń
  2. I znów Apollo. A ta przepowiednia jest dobra. skąd te pomysły?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z głowy. Chociaż, przyznaję, pisanie jej nie było łatwe...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Inspirowane grecką mitologią - "Nadzieja bogów" Prolog

Pierwsza historia, która usilnie chce wyciec z mojej głowy jest inspirowana grecką mitologią, a dokładnie serią książek "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy". Tak wiem, to książka dla dzieci, mimo to urzekła mnie bardzo! A może właśnie dlatego? Cóż… żeby nie przedłużać – zaczynamy! Prolog /Potężny Głos Ubrana byłam w zwiewną sukienkę w kolorze nieba o brzasku słońca – błękitu prze­cho­dzącego w róż. Znajdowałam się w niezwykle pięknym miejscu. Wokół mnie migotało ty­siące różnych świateł, rozświetlających czerń mroku. Byłam urzeczona ich ilością. Zrobiłam krok do przodu i zorientowałam się, że unoszę się w powietrzu... Pode mną, daleko w dole, widziałam biało-niebieskie plamy. Coś mi te plamy przypominały… Rozejrzałam się. Tuż za mną z daleka zauważyłam niezwykłą jasność. Z początku była delikatna, z czasem jednak nabierała inten­sy­wności, w końcu musiałam odwrócić wzrok.  – Nie powinnaś tam patrzeć – usłyszałam. Spojrzałam zaskoczona ...

"Nadzieja bogów" Rozdział 23 cz.2

– Vic oddawaj Rydwan, to już nie jest śmieszne – Ian zgrzytnął zębami i zacisnął pięści. – Nie ma mowy. Dlaczego miałbym Wam oddać mój skarb? – zaśmiał się dzieciak. – skarb? Po co ci on? – zapytałam. – Apollo ma za dużo obowiązków, nie sądzicie? Spojrzałam na syna Zeusa z powątpiewaniem. Nie wierzyłam w jego słowa. Chłopak był zbyt zadufany w sobie, by pomyśleć o innych. Ian najwyraźniej myślał tak samo, bo przewrócił oczami. – A o co dokładnie chodzi Hawk? – warknęłam podchodząc bliżej. Czułam narastającą wściekłość. – No cóż… – wzruszył ramionami – Wiedziałem, że nie łatwo będzie was przekonać, więc przejdę do sedna. – Przestał się uśmiechać i spojrzał z powagą. – W końcu mój ojciec zwróci na mnie uwagę. Warknęłam nie mogąc powstrzymać frustracji i spojrzałam w górę. Zeusie, dlaczego muszę rozwiązywać twoje rodzinne problemy z ciebie? Może go przywołać do porządku? – krzyknęłam w myślach. Coś mi jednak mówiło, że nic z tego nie będzie. Bóg Piorunów ustalił dawno te...

"Nadzieja bogów" Rozdział 16 cz.2

Kiedy doszliśmy do celu, poczułam przyjemny powiew wiatru. Wiedziałam, że jestem tam, gdzie być powinnam. Ale jak miałam znaleźć dziewczynę? Zaczęliśmy się uważnie rozglądać, badać drzewa. Sarah szeptała zaklęcia, Janete dokła­dnie przyglądała się pniom, a Phillip badał podłoże. Przez chwilę obserwowałam ich z uśmie­chem. Byłam szczęśliwa, że miałam ich przy sobie. W końcu zamknęłam oczy i przywołałam obraz młodej dziewczynki śpiewającej piosenkę. Słowa piosenki same przyszły mi do głowy. Po chwili zaczęły płynąć z moich ust. Poczułam dziwną wibrację w powietrzu. Otworzyłam oczy i zaskoczona zachłystnęłam się powietrzem ucinając piosenkę w pół wersu. Przede mną stała niezwykle piękna dziewczyna o delikatnych rysach i o smukłej sylwet­ce. Miała na sobie sukienkę z kory drzewa, a długie włosy w kolorze żołędzi były ozdobione liśćmi dębu. Patrzyła na mnie nieprzeniknionym wzrokiem. – Witajcie młodzi herosi – powiedziała do nas śpiewnie. – Jestem Belanida. – Witamy cię driado ...